
SPIS TREŚCI
Prolog..................................7 Rozdział 1 ...........................8 Rozdział 2 ...........................9 Rozdział 3 .........................10 Rozdział 4 .........................10 Rozdział 5 .........................13 Rozdział 6 .........................15 Rozdział 7 .........................18 Rozdział 8 .........................21 Rozdział 9 .........................24 Rozdział 10 .......................25 Rozdział 11 .......................26 Rozdział 12 .......................27 Rozdział 13 .......................30 Rozdział 14 .......................32 Rozdział 15 .......................34 Rozdział 16 .......................36 Rozdział 17 .......................37 Rozdział 18 .......................41 Rozdział 19 .......................43 Rozdział 20 .......................44 Rozdział 21 .......................47 Rozdział 22 .......................49 Rozdział 23 .......................51 Rozdział 24 .......................58 Rozdział 25 .......................60 Rozdział 26 .......................65 Rozdział 27 .......................68 Rozdział 28 .......................73 Rozdział 29 .......................77 Rozdział 30 .......................82 Rozdział 31 .......................83 Rozdział 32 .......................87 Rozdział 33 .......................91 Rozdział 34 .......................93 Rozdział 35 .......................95 Rozdział 36 .......................99 Rozdział 37 .....................102 Rozdział 38 .....................104 Rozdział 39 .....................109 Rozdział 40 .....................116 Rozdział 41 .....................122 Rozdział 42 .....................130 Rozdział 43 .....................133 Rozdział 44 .....................138 Rozdział 45 .....................140 Rozdział 46 .....................144 Rozdział 47 .....................146 Rozdział 48 .....................150 Rozdział 49 .....................152 Rozdział 50 .....................157 Rozdział 51 .....................159 Rozdział 52 .....................163 Rozdział 53 .....................165 |
|
Często w duszy mi dzwoni pieśń, wyłkana w żałobie
O tych dwojgu ludzieńkach, co kochali się w sobie.
Lecz w ogrodzie szept pierwszy miłosnego wyznania
Stał się dla nich przymusem do nagłego rozstania.
Nie widzieli się długo z czyjejś woli i winy,
A czas ciągle upływał – bezpowrotny, jedyny.
A gdy zeszli się, dłonie wyciągając po kwiecie,
Zachorzeli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Pod jaworem – dwa łóżka, pod jaworem – dwa cienie,
Pod jaworem ostatnie, beznadziejne spojrzenie.
I pomarli oboje, bez pieszczoty, bez grzechu,
Bez łzy szczęścia na oczach, bez jednego uśmiechu.
Ust ich czerwień zagasła w zimnym śmierci fiolecie,
I pobledli tak bardzo, jak nikt dotąd na świecie!
Chcieli jeszcze się kochać poza własną mogiłą,
Ale miłość umarła, już miłości nie było.
I poklękli spóźnieni u niedoli swej proga,
By się modlić o wszystko, lecz nie było już Boga.
Więc sił resztą dotrwali aż do wiosny, do lata
By powrócić na ziemię – lecz nie było już świata.
Bolesław Leśmian, Dwoje ludzieńków
PROLOG
Wyszli z bramy o świcie. Wciąż paliły się latarnie, których światło odbijało się w kałużach. Dziewczyna wzdrygnęła się, gdy krople deszczu spadły jej na włosy wystające spod kaptura. Niosła dużą i ciężką torbę, ale chłopak, w widoczny sposób chory, nie pomagał jej. Z trudem stawiał każdy kolejny krok, a przy tym czujnie rozglądał się wokół siebie, jakby się czegoś obawiał. Jego rude włosy skręcały się nad czołem. Ona zatrzymała się na chwilę, stawiając torbę na ziemi, i z troską naciągnęła mu kaptur na głowę, wspinając się na palce.
– Wiesz co? Chodźmy lepiej na skróty przez park – powiedział.
– Jak tu nieprzyjemnie. – Wzdrygnęła się, gdy po chwili weszli w mrok między drzewami. – Tam chyba ktoś stoi.
– Gdzie? Nic nie widzę!
– Na końcu ścieżki. Pod drzewem.
– To tylko ktoś z psem.
Kobieta spacerująca z jamnikiem na smyczy podeszła do nich i uważnie przyjrzała się chłopakowi, choć usiłował schować twarz pod kapturem. Następnie wyciągnęła telefon z torebki.
– On tu jest! Wrócił! Tak, jest w parku!
– Szybko, szybko! – Chłopak pociągnął dziewczynę za rękę. Próbowali biec, ale on był chory, a ona miała ciężką torbę, więc po krótkim dystansie musieli się zatrzymać. Dyszeli ciężko, podtrzymując się wzajemnie, kiedy prześladowcy dogonili ich. Któryś rzucił kamieniem.
– Wróciłeś, skurwysynu! Po co wróciłeś?
8 POZA STADEM
1
11 lutego 1989 roku, Rawa Mazowiecka
Najsamotniejszym stworzeniem na ziemi jest
pewien wieloryb, który od dwudziestu lat
nawołuje swoją partnerkę, ale jego głos
tak dalece się różni od głosu innych waleni,
że nigdy nie zostanie usłyszany.
Jodi Picoult – Małe wielkie rzeczy
Zapatrzył się na zziębnięte sikorki i wróble przylatujące do karmnika pod oknem, aby nie myśleć, że dzieje się coś złego.
Przedtem odczuwał tylko nieznaczne drżenie, które łatwo mógł ukryć, wsadzając dłonie do kieszeni. Nagły ruch głową można było wytłumaczyć koniecznością odgarnięcia grzywki wpadającej do oczu. W tym celu właśnie ją zapuścił.
Ale teraz coś się zmieniło. Nie mógł opanować gwałtownych ruchów ciała, nagle jakby obdarzonego własną wolą.
– Michał, co ty robisz? Przestań się wygłupiać! – Usłyszał ostry głos nauczycielki.
Pochyliła się nad nim groźnie, dojrzał jej oczy powiększone karykaturalnie przez szkła okularów, brodawkę na nosie i mały wąsik. Podniósł się, usiłując odzyskać nad sobą kontrolę. Nim dotarł do drzwi, ktoś się roześmiał.
– A może ty coś brałeś? – spytała nauczycielka.
– Nie! – krzyknął.
Na szczęście był już przy drzwiach. Jeszcze tylko korytarz i z ulgą usiadł na kozetce u pielęgniarki. Wieść o dziwnej chorobie szybko się rozeszła. Dyrektorka, wychowawczyni, pielęgniarka, a nawet nauczycielka biologii, która akurat przechodziła w pobliżu, były bardziej zirytowane niż współczujące. Może dlatego, że nikt nie wiedział, z czym ma do czynienia. Co innego, gdyby to był wybity ząb albo atak wyrostka robaczkowego. Takie rzeczy zdarzały się już w szkole, ale to?
ROZDZIAŁ 2 9
– Czy aby nie udajesz? – zastanawiała się wychowawczyni.
– A przejdź no się po pokoju.
– To musi być coś neurologicznego – orzekły zgodnie pielęgniarka i nauczycielka biologii.
Tę diagnozę przekazano matce Michała, która przerażona przybiegła zaraz po telefonie od wychowawczyni.
– Boże, chłopaku. Co z tobą jest?
– Czy nie mógłbyś choć na chwilę przestać? Jak my wsiądziemy do tramwaju? Przecież to trzeba do lekarza!
– Ja bym wezwał karetkę – odezwał się nauczyciel WF-u, który tymczasem się pojawił i przyglądał się zaintrygowany dziwnym zjawiskiem, jakim stał się Michał.
2
15 marca 1989 roku, Warszawa
Patrz, cała w kwiatach
chociaż stoi samotnie
ta dzika wiśnia
haiku
Cecylia nie bawiła się z dziećmi. Nie zwracając uwagi na otoczenie, budowała kompozycje z drobnych gałązek i kamyczków.
Dziewczynki podeszły do niej.
– Jesteś dziwna i śmieszna!
A potem podeptały jej ogródek i wyrwały łopatkę.
Cecylia stała ze spuszczoną głową, a one utworzyły krąg wokół niej i tańczyły, śpiewając:
– Cecylia głupia, głupia!
Żadna z matek siedzących na ławkach nie zauważyła tych drobnych przejawów okrucieństwa swoich pięciolatek. Przecież dzieci czasem psocą i droczą się ze sobą. Dopiero kiedy popchnęły Cecylię
10 POZA STADEM
w kałużę, jej mama zerwała się z ławki, widząc, że nowiutki płaszczyk jest cały w błocie.
– Jak mogłaś?
Dała jej klapsa, ale dziewczynka nawet wtedy się nie odezwała.
3
20 stycznia 2017 roku, wieś Traszka, Mazury
Kłopoty zaczęły się, kiedy mama urodziła bliźniaczki. Wtedy to nad naszą rodziną zaczęły się zbierać czarne chmury, aż przybrały postać Natalii Świerc – energicznej położnej. A potem to już był efekt kuli śnieżnej.
Od razu pokochałam moje siostrzyczki leżące w inkubatorze. Miały takie słodkie minki i puszek na główkach. Postanowiłam zrobić wszystko, aby uratować je przed oddaniem obcym ludziom. Ale co ja mogłam zrobić? Miałam tylko szesnaście lat.
Mama nie radziła sobie z rzeczywistością, a z tatą też nie było dobrze. Ciągle brał leki i zaczęły wysiadać mu nerki. Czy tacy ludzie jak moi rodzice powinni mieć dzieci? Cóż, najwyżej te dzieci będą bardziej samodzielne i szybciej dorosną. Jednak opieka społeczna mogła być innego zdania. I dlatego kiedy swoją wizytę zapowiedziała położna Natalia Świerc, na moją rodzinę padł blady strach.
4
4 maja 1999 roku, Warszawa
To właśnie milczenie w obliczu zła sprawia, że
jesteśmy martwi, choć żyjemy.
Justyna Kopińska
ROZDZIAŁ 4 11
Chłopak miał piękne zielone oczy, ale grymasy wykrzywiały mu twarz i co chwilę wydawał jakieś dziwne odgłosy.
Słyszała o tej chorobie.
To straszne, kiedy ludzie rozstępują się przed człowiekiem, jakby był zadżumiony. Mimo wszystko on wydawał się tym nie przejmować. Spokojnie robił zakupy, a potem wszedł do jubilera. Była ciekawa po co. Przecież chyba nie ma dziewczyny. Która chciałaby być z kimś takim? Zaintrygowana weszła za nim do sklepu. Chłopak oglądał biżuterię w gablotach.
– Proszę mi pokazać ten naszyjnik…
– Nie mogę.
– Słucham?
– Straszy mi pan klientów. Musi pan wyjść! – Młoda sprzedawczyni aż poczerwieniała z zakłopotania.
– Jak tak można? Ten pan jest takim samym kupującym jak każdy. Proszę go obsłużyć! – Cecylia poczuła przypływ odwagi, co ją samą zaskoczyło.
W ich stronę już sunął ochroniarz.
– Co się tutaj dzieje?
– Nic! Już wychodzę.
Chłopak opuścił sklep, a ona wyszła za nim, myśląc, że jej podziękuje, ale tylko spojrzał na nią nieodgadnionym wzrokiem i poszedł sobie. Rozumiała go. Myślał, że się nad nim lituje. Dobrze wiedziała, jak to jest być innym.
Widocznie tak miało być, że spotkali się tego dnia po raz drugi. Wpadli na siebie przy wyjściu.
– O, to znowu ty!
– To może byś poszła ze mną na kawę?
– Czemu nie?
– Serio?
– To takie dziwne?
– Nie udawaj! Jeszcze żadna się ze mną nie umówiła.
– A próbowałeś?
– No nie. Przecież widzisz, jak ze mną jest.
12 POZA STADEM
– No to chodźmy do kawiarni. Ja jestem Cecylia.
– Ładne imię. A ja Michał.
Weszli do kawiarni w pasażu handlowym. Zamówili kawę i ciastka, ale nie doczekali się realizacji zamówienia. Po dziesięciu minutach podeszła do nich kelnerka.
– Gdzie nasze kawy? – spytał Michał.
– Przepraszam, ale mamy awarię. Zamykamy wcześniej. Bardzo mi przykro.
– Ale mogła to pani powiedzieć od razu…
– Wcześniej nie mieliśmy awarii. Naprawdę mi przykro. Może ja zawołam kierownika?
– To nie będzie konieczne. Już wychodzimy
. – Może naprawdę coś im się popsuło – podsunęła wytłumaczenie dziwnego zachowania kelnerki Cecylia.
– Przecież chyba w to nie wierzysz. Ale ja rozumiem to, że ludzie mają prawo do spokoju.
– To dyskryminacja – sprzeciwiła się.
Michał na pewno był miłym, normalnym chłopakiem, tylko opętanym przez straszną chorobę. To ludzie zachowywali się okropnie.
Kupili kawę z automatu i wypili ją koło fontanny. Zauważyła, że przygląda im się grupka nastolatków. To, co mówili, było okropne.
– Jak patrzę na takich, to myślę o eutanazji. Po co to żyje? – powiedział jeden, ogolony prawie na łyso. – To twój brat? – rzucił w jej stronę.
– Nie! – odpowiedziała, patrząc na niego wyzywająco.
– No, to chyba, laska, też masz jakiś feler!
– Dam mu w mordę! – obiecał Michał.
– Nie, Michał! – Usiłowała go powstrzymać.
Z przerażeniem zobaczyła, że okrążyli go i rzucali nim jak piłką. Pobiegła po ochroniarza, ale pech chciał, że to był ten sam, który już raz próbował ich wyprosić. Zmierzył ją podejrzliwym wzrokiem.
– To znowu pani?
– Chuligani biją mojego znajomego.
ROZDZIAŁ 5 13
– Jestem tu po to, żeby pilnować, czy nikt nie kradnie, a nie opiekować się pani chłopakiem.
Widząc, że nic nie wskóra, musiała zadzwonić po policję. Kiedy przyjechali, po nastolatkach nie było już śladu, za to ochroniarz twierdził, że to oni – Michał i Cecylia – wałęsali się po sklepie i wszczynali awantury. Zostali więc przeszukani na zapleczu na okoliczność kradzieży i spisani z dowodów osobistych. Poza tym policjanci nie chcieli słuchać tłumaczeń Michała, że nie jest pijany, tylko chory, i zabrali go do radiowozu.
Myślała wtedy, że więcej się nie spotkają.
5
10 lutego 2017 roku, wieś Traszka
Z trudem udało mi się wyciągnąć tatę na zakupy. Krążył między regałami zgarbiony, z miną lunatyka, szurał nogami i w niczym mi nie pomagał. Wybrałam potrzebne akcesoria niemowlęce i wróciliśmy do domu. Przed furtką czekała na nas Natalia Świerc z bardzo niezadowoloną miną.
– Pukam i pukam, ale nikt nie otwiera. A państwo wybrali się na zakupy? Z kim zostały dziewczynki?
– Są z mamą, a to jest moja córka Jagoda.
O rany – pomyślałam. Ona mnie wzięła za żonę taty. Musi być ślepa!
– Przepraszam, nie założyłam okularów. To dobrze, że pomagasz tacie. – Sięgnęła do torebki i wyjęła swoje szkiełka, a kiedy je założyła, ujrzała wyraźnie nasz zniszczony, stary dom.
– Och – powiedziała tylko.
Tato robił te swoje grymasy, a jedno ramię ciągle podjeżdżało mu do góry.
– Pan jest pijany – stwierdziła ze zgrozą położna.
14 POZA STADEM
– Tato jest chory – wyjaśniłam krótko, chcąc uciąć temat, ale on najwyraźniej miał ochotę go rozwinąć.
– To zespół Tourette’a. W młodości bywało jeszcze gorzej niż teraz, więc żeby jakoś funkcjonować, garściami brałem leki. Teraz wysiadają mi nerki i wątroba.
– Tato – powiedziałam ostrzegawczo.
Po co on się zwierzał tej obcej kobiecie? Co ją obchodziły jego nerki i wątroba? Czy nie rozumiał, że w ten w sposób pogarsza tylko naszą sytuację? Natalia Świerc mogła pomyśleć, że tak chory człowiek nie może dzieciom niczego zapewnić, bo sam wymaga opieki.
Tato w dalszym ciągu bredził coś o dializach, które go czekają w przyszłości, a ja wściekle szukałam kluczy w torebce.
– Tak, tak. – Położna pokiwała głową. – To bardzo ciężka choroba i podziwiam, że zdecydował się pan na założenie rodziny.
No ładnie, coraz lepiej – pomyślałam.
– A powiedz mi, moje dziecko – zwróciła się do mnie – czy mama jest w domu?
– Na pewno jest.
– To czemu nie otwiera? Pukałam z pięć minut.
– Pewnie nie słyszała – mruknęłam, wpuszczając położną do domu, który w środku też nie prezentował się dużo lepiej.
Nie mogłam powiedzieć, że mama nie otwiera obcym, a telefon odbiera tylko wtedy, gdy na wyświetlaczu pojawia się moje imię.
Mama leżała na kanapie w salonie z dziewczynkami po obu stronach. To był słodki widok. Róża wyglądała na najedzoną, ale Melisa, słabsza z bliźniaczek, nie mogła uchwycić brodawki i aż poczerwieniała na buzi z wysiłku.
– Mamusiu, musisz ją podtrzymać. Melisa nie może dosięgnąć.
Natalia Świerc spojrzała na mnie ze zdumieniem.
– A może by tak panienka na chwilę nas zostawiła?
– Jagoda zostaje – zaprotestowała mama.
– Ale o co tu chodzi?
– Pomaga mi.
– Przecież to jeszcze dziecko. Uczy się pani karmić, ale pani już przecież rodziła?
ROZDZIAŁ 6 15
– Jagodę karmiłam butelką. – Mama spojrzała na mnie wzrokiem błagającym o pomoc.
– Ach, butelką. – Położna westchnęła. – A gdzie mogę umyć ręce?
Przyniosłam jej miskę z wodą, mydło i ręcznik.
– Nie macie łazienki?
– Niestety nie.
Melisa się w końcu najadła i położna wzięła ją od mamy. Przez chwilę trzymała ją pionowo i masowała jej plecki.
– Pobrudzi pani bluzkę – ostrzegłam ją. – Zaraz jej się odbije.
– Nie szkodzi. – Twarz starszej kobiety nabrała czułego wyrazu.
Obejrzała Melisie uszy i pępek, a potem to samo zrobiła z Różą.
– Gdyby były jakieś kłopoty, jestem pod telefonem o każdej porze.
Natalia Świerc schowała okulary do torebki, co oznaczało definitywny koniec spotkania. Kiedy wreszcie poszła, spojrzałyśmy z mamą na siebie z przerażeniem. Nie trzeba było słów. Jakich określeń użyje położna w swoim raporcie? „Dysfunkcyjna rodzina” czy „rodzina nieudolna wychowawczo”? A może „bieda i złe warunki mieszkaniowe”?
6
7 grudnia 1999 roku, Warszawa
Myślę, że ludzie potrafią wyczuć ofiarę. To znaczy
osobę, która nikomu nic nie powie.
Ale nie rozumiem, dlaczego tyle osób
to wykorzystuje.
Dlaczego lubią dręczyć innych?
Justyna Kopińska – Z nienawiści do kobiet
Gwałtowny pęd powietrza odrzucił ją do tyłu. Z mroku, błyskając światłami, wyłonił się potworny kolos. Nie wiadomo, czy maszynista ją widział. Może mignęła mu przez moment drobna postać usiłująca zakończyć swoje ziemskie sprawy.
16 POZA STADEM
Pociąg pospieszny relacji Warszawa–Gdańsk przetoczył się po torach z hukiem, niknąc w ciemnościach, a dziewczyna z trudem podniosła się z kolan poranionych po upadku. Podarła rajstopy i pokaleczyła się, ale wciąż tutaj była. Tylko że wcale jej to nie cieszyło.
Cholera – pomyślała. Nawet tego nie potrafię zrobić porządnie. Otarła zapłakaną twarz. Następny skład miał tędy przejeżdżać za pół godziny, ale już czuła, że nie starczy jej odwagi, by zakończyć życie w taki sposób.
A więc jutro znowu spotka Gizelę Wilk, która będzie z niej szydzić i upokarzać ją. Innej pracy przecież Cecylia nie znajdzie. Ojciec zawsze twierdził, że nie nadaje się do niczego. Dlatego zatrudnił ją w swojej kancelarii do parzenia kawy i odbierania poczty. Tam właśnie natknęła się na Gizelę Wilk – wspólniczkę ojca.
Cecylia wytarła spływające łzy, gdyż zamarzały na jej twarzy, tworząc sztywną skorupę. Było co najmniej kilka stopni mrozu.
W przypadku jej szefowej nigdy nie było wiadomo, z której strony nadejdzie niebezpieczeństwo. Nawet najbardziej niewinne sytuacje mogły się obrócić przeciwko Cecylii. Na przykład wczoraj, kiedy jadła śniadanie w pokoiku na zapleczu, niespodziewanie pojawiła się Gizela w towarzystwie swojej przyjaciółki Niusi. Taszczyły jakieś pudełka z cukierni.
– Och – powiedziała Niusia z pretensją. – A to pani Cecylia tu siedzi.
– Teraz to my tu będziemy, a pani Cecylia może sobie jeść na podłodze. – Gizela na poparcie swoich słów łokciem strąciła szklankę Cecylii.
Gorąca ciecz oblała nogę dziewczyny, a odprysk szkła dodatkowo ją zranił. Obie panie nie zwróciły na to uwagi, tylko opychały się pączkami. Okruchy lukru przylepiały się im do kącików ust. Cecylia wybiegła z płaczem. Na korytarzu natknęła się na Sonię – młodą prawniczkę.
– Co ci się stało? Krew ci leci?
– Stłukłam szklankę – odpowiedziała.
ROZDZIAŁ 6 17
– Ojej. Jaka ty jesteś ślamazarna. – Sonia przewróciła oczami. – Trzeba to opatrzyć. Mnie nigdy nic takiego się nie zdarzyło.
Cecylia szczerze jej nie znosiła. Uważała, że jest nadęta, zarozumiała i głupia jak but mimo skończonych studiów. Imprezy i kolejne wypady do klubów nocnych stanowiły treść jej życia.
W kancelarii na temat mobbingu, który stosowała szefowa, panowała zmowa milczenia, choć wszyscy o tym wiedzieli. Cecylia podejrzewała nawet, że Sonię i tę drugą dziewczynę – praktykantkę Karolinę – bardzo cieszy, że niełaska szefowej spadła właśnie na nią. Na jej tle one mogły błyszczeć i czuć się lepsze.
Miesiące zamieniały się w lata, a koszmar się nie kończył. Przeciwnie – było coraz gorzej. Gizela wdeptywała ją w ziemię przy każdej okazji. Ojciec też jej nie oszczędzał.
– Dziewczyny pokończyły studia, a ty zawsze będziesz tylko popychadłem – mawiał.
Tymczasem dziewczyny podlizywały się szefowej i zawiązały jakąś dziwną sztamę przeciwko Cecylii. Biegały z donosami, powtarzały każde słowo wypowiedziane przez nielubianą koleżankę, trącały się łokciami na jej widok i chichotały głupawo.
Cecylia nie miała żadnych przyjaciół ani chłopaka. Wolne od pracy dni spędzała, czytając książki i pisząc wiersze, których nie odważyłaby się nikomu pokazać. Odkryła też Internet, ale zwierzanie się w sieci chyba nie było najlepszym pomysłem. Zdumiona czytała pełne agresji komentarze od obcych ludzi. Chciała zrezygnować z prowadzenia bloga, ale natrafiła na osobę, która podpisywała się jako „nicola 24”. Wyglądało na to, że wie o niej wszystko, zna wiele faktów z jej życia, o których Cecylia nie mówiła nikomu. To było przerażające i fascynujące zarazem.
„Czy to nie tobie na koloniach w pierwszym dniu dzieciaki zabrały słodycze od mamy i całe kieszonkowe, a ty bałaś się powiedzieć nauczycielce?” – pytała Nicola. „Jeździłaś co roku na te głupie obozy pod namiot, bo myślałaś, że ktoś w końcu zauważy, że tak naprawdę jesteś fajna, że pod tą maską przestraszonej dziewczyny ukrywa się ktoś inny i tylko trzeba go odnaleźć. Szukałaś
18 POZA STADEM
przyjaciół, naiwna byłaś, jeśli myślałaś, że możesz ich znaleźć. Patrzyłaś z nadzieją na ludzi, a oni mieli cię gdzieś. Nikt cię nie wziął za rękę i nie powiedział, że coś dla niego znaczysz. Myślisz, że jesteś lepsza, bo przeczytałaś jakiś milion książek. Może i przeczytałaś, bo nie masz nic innego do roboty. A te twoje wiersze – śmiechu warte. Myślisz, że kogoś obchodzi, co ci w duszy gra? Jesteś żałosna. Tak, żałosna, biedna, przestraszona dziewczynka. Budzisz litość i śmiech. Lepiej zrób coś z tym. Po co żyjesz? Żeby przyjmować kolejne ciosy? Już nic się nie odmieni, a ty zawsze będziesz sama”.
Cecylia oniemiała wpatrywała się w monitor. Ta osoba tak dobrze ją znała. Każde jej słowo było okrutną prawdą.
Wtedy podjęła decyzję.
7
1 kwietnia 2017 roku, wieś Traszka
Natalia Świerc nie doniosła na nas do opieki społecznej. Nie, ona zrobiła coś znacznie gorszego.
Na ostatniej stronie naszej lokalnej gazety „Głos Szutkowa” ukazał się apel zatytułowany: „Pomóżmy tej rodzinie!”.
Kiedy tato przy porannej kawie zaczął czytać gazetę, aż się zakrztusił.
– Ta kobieta ma nierówno pod sufitem. Nikt jej do tego nie upoważnił! – Zmiął gazetę w kulkę.
I wtedy mama powiedziała coś dziwnego:
– Och, Michał… Tyle lat nam się udawało, a teraz znów będziemy na celowniku.
– Dlaczego? – zainteresowałam się.
– Nie musisz czasem iść do szkoły?
Ostatnio ciągle byłam odsyłana do szkoły albo do odrabiania lekcji. Jakbym miała osiem lat. Czułam, że dzieje się coś złego.
ROZDZIAŁ 7 19
Z ciężkim sercem poszłam tego dnia do szkoły. Był prima aprilis, ale nie mogłam przecież oczekiwać, że ktoś potraktuje ten apel jako żart. Wiedziałam, że jeśli moje koleżanki dostaną tę gazetę w swoje łapki, będę skończona.
Wyobraziłam sobie, jak rozdają na przerwie pachnące farbą drukarską egzemplarze „Głosu Szutkowa”. W tej sytuacji musiałam coś zrobić, żeby odwrócić uwagę moich przyjaciółek ode mnie i mojej rodziny. Musiało to być coś specjalnego, o czym mogłyby gadać tygodniami. Pomyślałam o Marzenie Krawczyk – dziewczynie, której nikt nie lubił.
W zeszłym roku przyszła ona do szkoły z ogromną śliwą pod okiem i Iwonka Omulecka, zwana też Omyłą, zapytała ją słodziutko: „A kto ci zrobił takie limo?”. I tak Marzena została Limo. Po kilku tygodniach nikt już nie pamiętał, jak Marzena naprawdę ma na imię.
Na Limo wszyscy się wyżywali, bo jej stary pił, a matka rodziła co rok kolejne dziecko. Mimo to nie o jej rodzinie napisano w gazetach, tylko o mojej. Uznałam, że to niesprawiedliwe i należy coś z tym zrobić.
Jak dotychczas to ja byłam ta fajna, z powodu poczucia humoru i ciętego języka. Jednak to się mogło zmienić, i to w każdej chwili. Jakieś głupie powiedzonko, obciachowy ciuch, afera ze starymi i człowiek spadał na samo dno. Niepisane prawa szkoły.
Jak na razie nie wyglądało, żeby ktoś czytał tę gazetę, ale i tak postanowiłam zrealizować swój plan. Okazja sama się pchała w ręce, bo Marzena znowu przyszła posiniaczona.
– Popatrzcie na Limo – powiedziałam do dziewczyn.
– E tam… – Iwonka się rozczarowała.
– Ojciec znowu ją sprał. Trzeba coś z tym zrobić.
– Odbiło ci? – Julka się zdenerwowała.
– Jesteś dziś niefajna!
Poczułam, że tracę grunt pod nogami, musiałam z tego jakoś wybrnąć, i to szybko.
– Pójdę z tym do dyrektorki. Będzie afera, jak zabiorą Limo i jej rodzeństwo do domu dziecka.
20 POZA STADEM
– Ach, więc o to ci chodzi. – Iwonka się uspokoiła. – Ale to się chyba nie tak odbywa. Najpierw musi być rozprawa w sądzie.
– W filmie widziałam co innego.
– A jaki to był film?
– Amerykański chyba.
– No widzisz, a tam wszystko jest inaczej. Im chodzi o to, żeby widz się poryczał.
– Ja nie będę ryczeć, jak zabiorą Limo i te bachory do bidula – podlizywałam się Iwonce i Julce. – Będziemy jej machać chusteczkami.
Pokładałyśmy się ze śmiechu.
– Pa, Limo! Miło było cię poznać!
– A co wam tak wesoło, dziewczynki? – spytała polonistka, przechodząc korytarzem.
– Opowiadamy sobie filmy.
– To ładnie…
– To jak, idziecie ze mną do dyrektorki? We trzy będziemy bardziej wiarygodne.
– Idź sama. To był twój pomysł.
Przez chwilę się wahałam, ale teraz nie mogłam się już wycofać. Na plecach czułam podejrzliwe spojrzenia koleżanek. Jednak kiedy stanęłam przed dyrektorką, opuściła mnie odwaga. Po co ja tu przyszłam? Co zamierzałam zrobić?
– No, mów wreszcie, o co chodzi, bo ja naprawdę nie mam czasu. – Dyrektorka Kozłowska nerwowo przerzucała jakieś papiery na biurku.
– Marzena Krawczyk ma siniaki na twarzy. Znowu pobił ją ojciec.
– O czym ty mówisz, moje dziecko? Twoja wychowawczyni niczego takiego mi nie zgłaszała ani żaden inny nauczyciel.
– Ale ona je ma… Te siniaki.
– No a co mówi ta dziewczynka?
– Twierdzi, że wpadła na drzwi.
– To pewnie tak jest, a ty powinnaś się zająć nauką, a nie donosami.
Nie mogłam uwierzyć w taką bezduszność. Co ja powiem dziewczynom, jak nie będzie obiecanej afery?
– Poproszę pielęgniarkę, żeby obejrzała Marzenę, a teraz wracaj do klasy – powiedziała dyrektorka.
ROZDZIAŁ 8 21
Dziewczyny czekały na mnie na korytarzu.
– I co? Co ci powiedziała?
– Sprawa jest rozwojowa. Musi ją obejrzeć pielęgniarka.
Sądziłam, że coś wyniknie z mojej wizyty u Kozłowskiej i było mi nawet trochę żal Marzeny. Postanowiłam napisać do niej anonimowy list i podrzucić go do jej plecaka, co też uczyniłam.
„Droga koleżanko” – napisałam. „Nie mogę sobie wyobrazić, jak to jest być tobą. Nie chciałabym ani przez chwilę. Nikt by nie chciał. Pomyśl, czy nie ma w tym twojej winy. Ja też mam trudną sytuację w domu, ale nie siedzę w ostatniej ławce ze spuszczoną głową. Mogłabyś też czasem umyć włosy i zmienić ubranie. Przyjdź jutro o piętnastej do biblioteki szkolnej, to ci doradzę to i owo”.
Byłam święcie przekonana, że Limo nie odrzuci mojej wspaniałomyślnej propozycji.
Tymczasem skończyły się lekcje i nic się nie działo. Nikt nie wołał Marzeny do pielęgniarki.
– Kłamczucha! – Iwonka wykrzywiła się do mnie paskudnie. – Lepiej powiedz, o czym gadałaś z Kozłowską, ty lizusie!
Tego dnia po raz pierwszy wracałam do domu sama.