Kategorie blog
SMS-owy epizod
SMS-owy epizod



















 

W pierwszych słowach tego tekstu powiem, że treścią jego będzie historia z lekka „szalonego” romansu albo krótkiej przygody pod tytułem SMS-owy epizod, związana poniekąd z faktem posiadania pierwszej w życiu komórki, wprawdzie z demobilu, ale
otrzymanej w prezencie.
     Zanim przytrafiło mi się sympatyczne doświadczenie z Krysią L., minęło ładnych kilka miesięcy bardziej lub mniej przypadkowych spotkań. Romans ten, jak się później okazało, był bardzo krótki, choć wydarzyło się sporo, zanim się ostatecznie skończył. Ale zacznę od początku, zupełnie niewinnego.

 


 

Rok 2006


     Pewnego słonecznego lipcowego dnia, kiedy robiłem zakupy spożywcze w pobliskim sklepiku osiedlowym, doszło do krótkiej wymiany zdań z nieznaną mi wtedy sprzedawczynią okien, drzwi i rolet w firmie handlowej, również w tamtej lokalizacji. Zdaje się, że na temat pieniędzy, jakie pracujący płacą na utrzymanie każdego z rencistów, emerytów (ładnie bym się czuł, będąc na jej utrzymaniu). Akurat wtedy często tam bywałem, stawałem przed wejściem do sklepiku, w przejściu, w korytarzyku wiodącym do biura firmy, gdzie popijałem sobie piwko, co zresztą było podobno czynem niedozwolonym, gdyż groziło odebraniem koncesji na alkohol sprzedawczyni ze spożywczego.
     Podczas kolejnych spotkań ze sprzedawczynią – niskiego wzrostu, szczupłą, niebieskooką szatynką – dowiedziałem się, że na imię ma Krysia i że jest siostrą właściciela tejże firmy handlowo-usługowej, pana Wojtka, że jest po trzydziestce (później okazało się, że dokładnie ma trzydzieści pięć lat, czyli jest młodsza ode mnie o cztery i pół roku) i że nie ma męża. Później, kiedy pierwszy czy któryś raz poczęstowała mnie kawą, wyszło na jaw, że choruje na jakąś kobiecą chorobę, choć zaburzeń cyklu nie ma. Jakieś przerosty chorobowe pęcherzyka Graffa. Kiedy kolejny raz wychodziłem z jej biura, mówiła, że zastanowi się, co z randką, którą jej zaproponowałem, lecz później odparła, że „nie ma czasu”. To wtedy wzięła numer mojej komórki, ale swojego nie dała.
     Ostatnim razem tamtego roku spotkałem ją w sklepiku. Stała przy lodówce z napojami alkoholowymi. Ze złości musiałem jej coś powiedzieć.
     – Wiesz, co ci powiem? – palnąłem. – Też nie mam czasu. – Co ona zresztą przemilczała, patrząc mi tylko w oczy przez chwilę.

 


 

Rok 2007


     Pierwsze spotkanie w kolejnym roku, na którym powiedziała, że chce, żebym nie mówił do niej Krystyna, bo tego nie lubi, a po prostu Krysia, zakończyło się wymianą numerów telefonów komórkowych. Dała mi wreszcie swój numer. I to był początek długiego pasma SMS
-ów, które wymieniliśmy ze sobą przez ten intensywny, choć krótki, czas, czyli niecałe pół roku.

     Czwartek, 29 marca
     – Chwilę temu wyszłam z pracy i jadę tramwajem. Muszę załatwić jeszcze dzisiaj przynajmniej trzy sprawy – to te najpilniejsze. Ale Tobie życzę sympatycznego, relaksowego wieczoru. Pozdrawia Kryśka.

     Sobota, 14 kwietnia
     – Co tam u Ciebie, GAMONIU? Pewnie imprezujesz… – usiłowałem zażartować.
     – Co za pieszczotliwe określenie pod moim adresem. Owszem, jestem zajęta. Ale niestety nie imprezuję. Ponieważ wracając z pracy, nie wszystko kupiłam, idę do sklepu.

     Wtorek, 17 kwietnia
     Kiedy kolejny raz wysłałem jej SMS-a, jak zwykle pierwszy, nie czekając na jej inicjatywę, pisząc, zdaje się: – Jeśli masz ochotę na moje towarzystwo, to czekam z otwartymi ramionami – otrzymałem dość bezpośrednią, choć wymijającą odpowiedź:
     – Kajtuś, dziękuję za to pytanie. Jeśli nie jest ono zadane po to, by dodać mi pewności siebie, to powiem tak: wszystko w życiu ma swój CZAS I MIEJSCE. Teraz nic nie wiem, bo nie jest mi łatwo, nawet jeśli wiem, że jesteś tak blisko mnie. CHCĘ NIC NIE WIEDZIEĆ, NIE CZUĆ, NIE BYĆ. MUSZĘ WZIĄĆ SIĘ W GARŚĆ.

9



     Po chwili dodała:
     – Rozumiem, że brakuje Ci partnerki, ale to nie może być któraś z wolnych dziewczyn, która Cię zechce. TO TY MUSISZ BYĆ ABSOLUTNIE PEWNY, ŻE TO TYLKO TA WŁAŚNIE.

     Czwartek, 19 kwietnia
     – Tak się składa, że jesteś tak jakby właśnie tą „jedyną”, bo w zasadzie z nikim więcej nie mam kontaktów. Zresztą tak już jest, że kobieta dokonuje ostatecznego wyboru, tj. albo się decyduje, albo rezygnuje z partnerstwa. Ale kliknij coś o sobie, co u Ciebie, jak minął czas?
     – Ok. 23 byłam w domu, następnie pospieszna konsumpcja jednej kolacyjnej pomarańczy, mała przepierka, papieros – w celach relaksowych, demakijaż, prysznic i lektura Dziejów grzechu do poduszki. A czy Ty odbyłeś już sjestę?

     Piątek, 20 kwietnia
     – Owszem, byłem 40 minut na rowerze, później 2 godziny „spaceru” w Leclercu, obiad, drzemka i to wszystko na dziś.
     – Dziękuję za krótką, acz treściwą i wyczerpującą informację. Już wiem, na kim się będę wzorować, chcąc szlifować u siebie tę cechę.

     Sobota, 21 kwietnia
     – Jak dzionek minął Ci dziś? Sama byłaś? Śniadanko było dietetyczne?
     – Z pracy pisałam, że na śniadanie był chleb żytni, do niego szynka (o niej nie pisałam). Dzisiaj pracowałam na Podwalu, więc blisko domu, Carrefour. SAMA”.
     – Ponieważ już późno, życzę Ci dobrej nocy.
     – Dziękuję. Tobie też życzę spokojnego wypoczynku i „różowych” snów. Chyba że idziesz na jakąś imprezę, to życzę, aby się udała, i pobaw się za mnie. Bardzo dawno się nie bawiłam.
     – Ostatnia impreza, na której byłem, to ślub mojego kuzyna pod Warszawą w 2003 r. Wcale nie chodzę na żadne imprezy. Chyba więc byś się zawiodła na mnie w tym względzie.

10



     – No, to jeśli chodzi o imprezowanie potocznie rozumiane, jesteśmy po jednych pieniądzach, w sensie że równie rzadko na nich bywamy. Ale może to się zmieni…?

     Niedziela, 22 kwietnia
     Wysłałem jej SMS-ową różę na dzień dobry.
     – Zdaje się, że nasze SMS-y się minęły. Ja nie mogę wysyłać grafiki, podobnie jak nie odbieram MMS-ów. Ale buźkę to mogę Ci wysłać ;-)

     Poniedziałek, 23 kwietnia
     – Słonecznego dnia, Kajtku :-)
     – Tobie również. Jak leci? Byłaś dziś gdzieś?
     – Nigdzie nie byłam. W ciągu tygodnia wracam do domu tylko na noc, więc w tym czasie nic nie mogę zrobić. Dlatego całą niedzielę pracowałam w domu. Ale sjesta była.
     – Co do mnie, to owszem, przespacerowałem się na działkę, byłem rowerem w Leclercu, później w Poniku, posiedziałem trochę na działce (bez grillowania).
     – Aha, i wypiłem tylko dwie filiżanki kawy z cukrem!
     – Ale widzę, że moglibyśmy wybrać się razem na spacer właśnie w weekend. Co Ty na to, Krysia?
     – Nieźle to wymyśliłeś (z tym spacerem). Chciałabym jednak wiedzieć, jakie stanowisko w tej sprawie zajmuje Twoja mama. Teraz nie mogę z Tobą pisać, bo się spóźnię.
     – Przepraszam, szykuję się do pracy. Napiszę później.
     – Właśnie wróciłem rowerem z Leclerca z zakupami. W sklepie grała jakaś sympatyczna muzyczka – pomyślałem o Tobie…
     – Mam nadzieję, że Twoje myśli na mój temat miały pozytywne zabarwienie. Ja teraz będę jeść śniadanie (nawet wilk nie jest taki głodny jak ja). Wpierw wysyłam Ci SMS-a.
     – Daję Ci czas do namysłu odnośnie do mojej propozycji spacerowej na któryś z najbliższych dni na początku maja.


11



     – Bardzo Ci dziękuję za wspaniałomyślność, ale ja się nie muszę namyślać, czy mam pójść z Tobą na spacer. Chodzi mi o to, jak to zostanie odebrane.
Późnym popołudniem napisałem:
     – Hej, Krysia! Jak tam, nie czujesz się jeszcze zmęczona? Dziś druga praca to Leclerc czy biuro przy Sienkiewicza i mycie okien?
     – Jestem zmęczona, ale tak jest w życiu, że często się robi to, co jest konieczne, a nie to, co sprawia przyjemność. Jeśli chodzi o drugą pracę, to nie zgadłeś.
     – Dojechałam do drugiej pracy. Prawda, że na Sienkiewicza, ale nie firma mojego brata, tylko firma zajmująca się badaniem rynku. Biorę się do pracy. Pozdrawia Kryśka.

     Wtorek, 24 kwietnia
– Właśnie wróciłam do domu. Mam nadzieję, że śpisz smacznie, a telefon ustawiony na opcję „bez dźwięku”. Kolorowych snów Tobie i Twojej Mamie życzy Kryśka.
Po południu wysłałem krótkiego SMS-a:
– Maluj szminką usta, bo nie wiem, dlaczego tego unikasz.
– Hej, Krysia, co jest? Obraziłaś się? Nie obawiaj się, że moja mama choćby czyta te SMS-y – jeszcze nie umie, tj. obsługiwać ich odbioru na komórce.
– Nie, Kajtuś, nie obraziłam się. Mieliście z mamą iść na działkę, więc myślałam, że będziesz zajęty. Jestem w LECLERC. Kupuję środki czystości do pracy. Byłam też w ERZE.
– Wiesz, Krysiu, że stajesz się dla mnie coraz ważniejszą osobą w życiu, zajmujesz teraz pierwsze miejsce… po mojej mamie… Wysyłam Ci życzonka dobrej nocy.
– Jestem w domu. Podłączyłam telefon do ładowarki i odebrałam od Ciebie prześliczne SMS-y.
Ja Tobie też dziękuję za „miejsce w Twojej głowie”. Dobrej nocy ;)


12



     Środa, 25 kwietnia
     – Dzień dobry. Nie odpisuj, proszę. Pisz, jak będziesz miał coś pilnego. Powody te same, co wczoraj. W ciągu dnia jeszcze się odezwę. Słonecznego dnia.
     – Musimy opanować sytuację, jeśli chodzi o koszty SMS-owania. Więc jeszcze raz, z całą stanowczością, bardzo CIĘ proszę – ogranicz SMS-owanie do mnie.
     – Krysiu, jesteś atrakcyjną, sympatyczną dziewczyną, młodą kobietą, więc jestem szczęśliwy, będąc z Tobą, możesz mi wierzyć.
     – Bardzo, bardzo wielką przyjemność sprawił mi właśnie odczytany SMS od CIEBIE. Jestem pewna, że wyolbrzymiłeś mój udział w tym, że czujesz się szczęśliwy. Jestem też pewna, że nie zasługuję na tyle pięknych określeń. Twoje samopoczucie mnie „uskrzydla”. Będzie mi to pomocne w wypełnianiu PIT-37. JESZCZE RAZ DZIĘKUJĘ ;-)
     – Kajtuś, jestem „padnięta”, ale nareszcie w domu. Nie odpisuj mi. Podobnie jak TY mnie – ja TOBIE także życzę dobrej nocy.

     Czwartek, 26 kwietnia
     – Zanim zjem śniadanie, chcę powiedzieć Ci DZIEŃ DOBRY. Nie odpisuj – domyślam się, że odpiszesz mi czymś podobnym. Chyba żebym się myliła… Powiesz, jak przyjdziesz.
W tym miejscu muszę przyznać, że już kilka razy w tamtym miesiącu przesiadywałem u niej w biurze przy sklepiku spożywczym i chyba każdorazowo Krysia fundowała mi kawę. Raz nawet przyniosłem słoiczek po Nesce z własną, żeby nie nadużywać jej uprzejmości. Dowiadywałem się o niej sporo szczegółów, za każdym razem coraz więcej, ilekroć tam przebywałem w godzinach zwykle popołudniowych. Pewnego razu uznaliśmy, że mamy podobne podejście do spraw religijnych. I ona, i ja swobodnie odnosiliśmy się do Kościoła, a ja nawet z dużym dystansem.
     Tak się złożyło, że tym razem to już umówiliśmy się na wspólny spacer, kiedy będzie lepsza, słoneczna pogoda, ale chciałem jak najprędzej zaliczyć z nią randkę. Kiedy tak siedzieliśmy przy kawce z rana, powiedziała mi m.in., że jestem przystojnym facetem…


13



     – DLA CIEBIE jestem przystojny? Nie jestem znów taki wyjątkowy w tym aspekcie – napisałem, krygując się.
     – Kajtuś, również dla mnie jesteś przystojny. Bo, jak napisałeś, ja dla CIEBIE tylko jestem atrakcyjna (mocna przesada). Inni są innego zdania. Nie zadręczaj się niepotrzebnie.
     – Pogoda w ten długi weekend ma być podobno wietrzna, burzowa i ok. 18°C – stwierdziłem.
     – To się trzeba będzie ubrać stosownie do pogody albo wymyślić coś innego. Okaże się. Chyba że jest zmiana planów – tak? – odparła ona.
     – Ależ skąd?! A wiesz, że nadajesz się na moją partnerkę…? Co Ty na to? – zmieniłem temat.
     – Dlaczego tak uważasz? NA JAKIEJ PODSTAWIE WYSNUWASZ TAKIE WNIOSKI? UWAŻAM, ŻE TO NIE JEST TEMAT NA TELEFON. WEŹ SIĘ W GARŚĆ. BARDZO CIĘ PROSZĘ, POROZMAWIAMY JESZCZE O TYM.
     – Kajtku, jeśli możesz, odezwij się, proszę. Czy mój ostatni SMS pociągnął za sobą zmiany i znów muszę przekładać swoje zajęcia?
     – Nie, Krysiu, ale zobaczymy, jaka będzie w końcu pogoda, np. pierwszego, we wtorek. Zajrzę do Ciebie najpóźniej w poniedziałek. OK? Bo w tę niedzielę nie masz czasu?
     – Poza tym nie odzywałem się wcześniej, bo komórkę wzięła moja mama, na działkę. Ja siedziałem w mieszkaniu, usiłując oglądać tv. Nudne zajęcie, co? He, he, he. A gdzie Ty tej nocy dorabiałaś, Kryśka?

     Piątek, 27 kwietnia
     Podczas dzisiejszych odwiedzin u niej w biurze doszło do pierwszego zgrzytu, pierwszej drobnej sprzeczki. Ale o co poszło, trudno mi sobie przypomnieć. Aha, o to, „że nadaje się na moją partnerkę” i o to „że dorabiała gdzieś w nocy”. Tak czy inaczej nastąpiła krótka zimna wojna w ciągłych kontaktach SMS-owych. Po prostu postanowiła się nie odzywać.
     – Wspaniała pogoda dziś… jeszcze tylko do soboty – zacząłem z nadzieją SMS-a.

14



     – Wokół mnóstwo tulipanów i innych kolorowych kwiatów… siedzę od rana na działce i… myślę o Tobie.
     – Altanka duża, murowana, z dużymi oknami, ok. 25 m kw., a w niej dwa duże czerwone fotele z wysokimi oparciami. Właśnie zjadłem śniadanie – jest tu lodówka – i piję trzecią już dziś kawę – jest tu czajnik elektryczny.
     – Przepraszam Cię bardzo, jeśli coś nie tak wypadło… i czekam niecierpliwie na Twoje SMS-y, ale jak się Tobie coś nie podoba – to żegnam!

     Sobota, 28 kwietnia
     – …nie żegnam, nie żegnam, ale sama widzisz, że ze mną nie jest tak „lekko i łatwo”.
     – Nadal zależy mi na bliskim kontakcie z Tobą.
     – Co, „brzydalu”, dalej się gniewasz?
     – Uśmiechnij się i przestań już gniewać się, Krysia.
     – Nie opuszczaj mnie, nie zostawiaj, Krysiu, bardzo Cię proszę, w mojej beznadziejnej samotności.
     – Uwierz mi, proszę, że nie zamierzałem, absolutnie nie chciałem sprawić Ci choćby najmniejszej przykrości. Wybacz mi, proszę, moją beznadziejną lekkomyślność, brak zastanowienia, dokładnie to, przed czym mnie przestrzegałaś. To z oszołomienia szczęściem bycia z Tobą, możliwym spotkaniem z Tobą na wspólnym spacerze wynikło takie nieszczęsne moje zachowanie. Wybacz mi, jeszcze raz bardzo Cię proszę.

     Wtorek, 1 maja
     – Siedzę właśnie w fotelu na działce i zachwycam się widokiem różowych azalii, czerwienią rododendronu i soczystą zielenią iglaków je otaczających, skąpane promieniami słońca. Wiesz, że wciąż myślę o Tobie, Krysia, i chciałbym być teraz z Tobą?
     – Wspaniała pogoda. Dziś urządzam na działce grilla z moją mamą. Zapraszam Cię oczywiście. Chcesz, to wpadnij. Działka 236. Wejście od Rowerowej, prosto główną aleją i po lewej stronie jakieś 300 m. Czekam.


15



     – Od teraz do może późnego popołudnia.
     – Dlaczego wciąż milczysz? O co Ci dokładnie chodzi? Może chcesz mi to wytłumaczyć?
     – Kryyyyyyyysiaaaaaaa!!!!!!!
No i wreszcie, po tym rozpaczliwym okrzyku, po dwóch dniach milczenia odezwała się jednak:
     – O co chodzi? To TY mnie pożegnałeś.
     – Gdybyś miał trudności z interpretacją mojego SMS-a, to chciałam dodać, że w związku z Twoją pożegnalną informacją to ja powinnam spytać, o co chodzi? KAPRYS?
     – Jeśli dokładnie czytałaś, to odwołałem, wycofałem pożegnanie i… próbowałem kontynuować nasze nieustające SMS-owanie, więc… OK, uznaj to za kaprys albo lepiej nerwową reakcję na naszą pierwszą „awanturę”, bądź „zgrzyt”… hej, hej.
     – Wielkie dzięki, że się odezwałaś, KRYSIA.
     – To raczej ja miałam powód do zdenerwowania. Usiłowałam nawiązać z Tobą kontakt wtedy, żeby móc ułożyć swoje plany, biorąc pod uwagę też Ciebie. Ale Ty milczałeś.
     – Wtedy nie wiedziałam, że Twoja mama miała komórkę. Ale moje plany się, jak wiesz, skomplikowały. A Ty potraktowałeś to „na luzie” i z uśmiechem. A później to pożegnanie…
     – A teraz piszesz, że się stęskniłeś. Ciekawe, czy każdą ostrzejszą wymianę zdań masz zamiar tak załatwiać? Ja się na to nie godzę, choć mi też Ciebie brakowało.
     – Dzięki bardzo, że się odezwałaś… Stęskniłem się za Tobą, KRYSIU.
     – Chodzi mi o to, że kłopotem, i to dodatkowym, nie chciałbym być, więc plany musiały ulec zmianie. Chyba jednak nadal moglibyśmy wybrać się na spacer. Zależy, jak jesteś ustawiona czasowo, czyli kiedy? No i czy nadal chcesz, czyli że się zgadzasz?
     – Kiedy masz czas? Podaj konkrety, aha, i adres swój może.
     – Teraz nic nie wiem. Źle się czuję. Mam gorączkę i „pusto” w głowie. Zobaczę, jak będzie jutro… Śnij kolorowo, UPARCIUCHU.


16



     – Spokojnej nocy i dzięki bardzo za słodkie, dobranockowe słowa, Krysiu.

     Czwartek, 3 maja
     – Hej! Jak się masz, jak się czujesz dziś? Pogoda zapowiada się dobra i 18–19 stopni. Może więc dziś spacer? Przepraszam, bo być może denerwuje Cię mój upór, natrętne zadawanie tego jednego pytania.
     – Cześć. Obudziłam się z bólem głowy i ogólnie źle się czuję. Po śniadaniu połknę leki i się położę. Co dalej – zobaczymy. Później o tym pomyślę.
     – Martwi mnie Twoje złe samopoczucie i zdrowie… Wierzę, że to minie, poprawa nadejdzie. Tego Ci życzę. Tymczasem.
     – Dziękuję za troskę. Muszę wrócić do formy, więc nie zaprzątaj sobie tym głowy – proszę Cię natomiast o cierpliwość. A jeśli chodzi o to, co mnie denerwuje… cdn.
     – Jeśli więc chodzi o to, co mnie denerwuje, to jest to pochopne wyciąganie wniosków przez CIEBIE (cytat „A Ty gdzie dorabiałaś dzisiejszej nocy, Kryśka”). CDN.
     – Inna sprawa, która mnie „wnerwiła”, to pożegnalny SMS, który już „przemaglowaliśmy”. Reszta mi się podoba. Wiesz, UPARCIUSZKU? Teraz chciałabym się chwilę zdrzemnąć.
     – Twoja prośba o moją cierpliwość tworzy nadzieję, że nasza znajomość zmienić się może w coś więcej, chyba że się mylę, mimo że życzyłbym sobie takiego rozwoju sytuacji
     – Kajtuś, moja prośba o cierpliwość dotyczy mojej obecnej kondycji. Chodzi o to, żebyś przymknął oko na moje błędy czy niejasności właśnie. CO DO RESZTY – CZAS POKAŻE.
Kiedy już nadeszły godziny popołudniowe, odezwała się niespodziewanie:
     – Co robisz, Kajtku?
     – A spisuję tak jakby szkic psychologiczny sylwetek bohaterów pewnego opowiadania poprzez ich dialog. Na razie to jest tylko schemat czegoś więcej, ale być może kiedyś napiszę „coś”. A Ty, KRYSIK, co teraz porabiasz?


17



     – Czy mogłabym liczyć na Twoje towarzystwo podczas dzisiejszego spaceru, jeśli TWOJA mama nie ma nic przeciwko temu? Ale zrozumiem też, gdybyś nie chciał przerywać opisu.
     – Gdzie i o której? – zapytałem wprost.
     – Pod Twoim blokiem, w mieszkaniu może czy może gdzieś na ZBYT DROGIM DLA MNIE mieście (jestem bez grosza). Podaj konkrety.
     – Za jakieś 40 min. Na Sienkiewicza 31 – koło firmy brata. To jest skrzyżowanie Wyszyńskiego i Sienkiewicza, za ogrodem botanicznym – jadąc od Bema. Dasz radę? – zadecydowała.
     – Nie dostałeś mojego SMS-a, w którym napisałam, że za 40 min. możemy spotkać się na SIENKIEWICZA pod biurem mojego brata? Pieniądze nie są potrzebne. – Po kilku dłuższych chwilach powtórzyła SMS-a.
     – Postaram się oczywiście być na czas, ale dolicz jeszcze 15–20 min rezerwy czasowej dla mnie. OK? – odpisałem czym prędzej.
     – OK.
     Czym prędzej wyszedłem z mieszkania i wskoczyłem do pierwszego pasującego tramwaju do pl. Bema, żeby tam przesiąść się w kolejny pasujący tramwaj na Sienkiewicza. Na miejscu byłem przed czasem, więc trochę przyszło poczekać… na nią. Przyszła w bordowej garsonkowej marynarce i krótkiej do kolan spódniczce koloru szarego w kratkę. Oczywiście na pierwszą randkę przyniosłem kwiatka dla niej, czerwono-żółtą różę z czerwoną wstążką. Uśmiechnęła się dyskretnie, dziękując, kiedy ją jej wręczałem. Spod budynku biura firmy jej młodszego brata, w której dodatkowo sprzątała na etacie, poszliśmy w stronę ogrodu botanicznego, do wejścia przy katedrze. Na nasz umówiony spacer. Niestety, już było zamknięte. Usiedliśmy więc po chwili na ławce przy pobliskiej alejce parkowej i próbowaliśmy uciąć sobie pogawędkę. Rozmowę prowadziła ona, opowiadając o swoim byłym mężu i kłopotach z nim związanych. Po kilku chwilach poszliśmy w pobliże Odry tamtejszymi alejkami, chwilę postaliśmy przy balustradzie, spoglądając poprzez rzekę na okoliczny uroczy widok, budynek muzeum z czerwonej cegły, opleciony


18



girlandami bluszczu, i Wzgórze Polskie porośnięte zielenią wypielęgnowanych drzew. I to wszystko w złotych promieniach zachodzącego słońca. Nastrój okazał się więc romantyczny.
Dowiedziałem się, że jej mąż prowadził się nieprzyzwoicie i doprowadził do powstania u niej choroby narządów rodnych. Stąd więc jej zainteresowanie literaturą na ten temat, na które zwróciłem uwagę wcześniej, u niej w biurze, przy którejś kawce. Na szczęście nie była to choroba weneryczna, tylko jakieś zaburzenia menstruacyjne o podłożu bakteryjnym, jak usiłowała mnie przekonać. Uspokoiła mnie w zasadzie ta wiadomość i nie wracałem do tego tematu. Ryzyko zarażenia się jednak pozostało niejasne w odsuniętym w dal tle.
Gdy wracaliśmy, trzymała mnie pod rękę, co było chyba lekkim dowodem zaufania. Poszliśmy do „jej” biura, gdzie była akurat toaleta, której pilnie potrzebowałem. Przy okazji poczęstowała mnie kawką z mlekiem. Na pożegnanie, bo postanowiła zostać jeszcze w biurze, żeby coś załatwić, miał miejsce symboliczny pocałunek w policzek.

     Piątek, 4 maja
Następnego dnia zajrzałem do niej, do biura przy sklepiku, żeby poczęstować ją cukierkami, którymi tak uwielbiała się zajadać, mimo że nie powinna, jak przyznawała sama. Pretekstem była też sprawa
„kontroli” mojej komórki, do której w ogóle miała jakieś zacięcie, bo znów zmieniła swoją na kolejną już.
     – Twoja mini była wystrzałowa – masz bardzo ładne nogi.
     – DZIĘKUJĘ – TAKI komplement od TAKIEGO PRZYSTOJ-
NEGO ELEGANTA, szczególnie rano, to jest super sprawa – b. mi się podoba. CMOK.
     – CMOK, CMOK, CMOK… Jak się czujesz? …Wróciłaś przed północą…
     – Jesteś „egzemplarzem nie do podrobienia” (czytaj: cudownym).
     – …jeszcze nigdy nie byliśmy ze sobą tak długo jak wczoraj. Jestem zachwycony.


19



     – Jestem szczęśliwy, że los mi Cię zesłał…
     – Na chwilę „wyskoczyłam” do apteki i po powrocie mogę odpowiedzieć, że TY mnie rozpieszczasz do granic możliwości. Ciekawa jestem, co CIĘ TAK zachwyciło?
     – Sama Twoja obecność, a dodatkowo zainteresowanie z Twojej strony.
     – Kajtek! NIE WPUSZCZAJ MNIE W MALINY.
     – Hej, KRYSIA, wpadnę do Ciebie jutro, skoro masz czas, podaj mi tylko swój adres zamieszkania i powiedz, kiedy kończysz jutro swoją pracę, chyba że nie chcesz.
     – Kajtuś, napiszę do CIEBIE, kiedy wyjaśni się sytuacja. Czekam jeszcze na jedną informację.
     – Jutro od 10 do 14 jestem w biurze przy Podwalu. Później mam wolne. Ale zrobię sobie pilne prace domowe. Mielibyśmy do dyspozycji niedzielę. Co Ty na to?
     – OK. Podaj tylko ten adres, o który już się pytałem, i godzinę, o której mógłbym pojawić się w Twojej „świątyni”.
     – To się da załatwić. Jutro się odezwę, bo dzisiaj muszę się b. spieszyć. Jestem w drugiej pracy i jeśli będę myśleć o niebieskich migdałach, to znów będę o 1 w domu.

Sobota, 5 maja
     – [SMS-owa róża] Hej! Chyba Cię nie obudziłem, ZŁOTKO?
Niech ta czerwona róża Cię rozweseli na początku dnia.
     – Cześć! B. dziękuję za śliczną czerwoną różę. Dopiero Twój SMS postawił mnie na nogi. Teraz dopiero dostałam dwa SMS-y, które pokazałeś mi wczoraj w biurze. Napiszę później.
     – „…ale za to niedziela, niedziela będzie dla nas” – przypomniał mi się tekst starej piosenki – powiedziałem jej z radością SMS-em.
     – Cmok – wysłała mi w odpowiedzi.
     – Całuski! CMOK, CMOK – odwzajemniłem.
     – Jesteś już w biurze?
     – Przyszłam do pracy o 10 (bez spóźnienia), zrobiłam to, co, i chciałam przesłać 2 cmoki, bo TY wysłałeś mi 3 cmoki, a ja TOBIE – 2. Teraz masz ode mnie 4 :-*


20



     – Urocza, słodka jesteś. Dzięki.
     – Ale przyjemność i tak jest po mojej stronie – też dziękuję. Z innej beczki: zapomniałam ładowarki, a mam jedną kreskę, więc może mi się rozładować bateria.
     – Heej! Co Ty tam robisz już od trzech godzin? Co to za zajęcia? Odezwij się, kiedy będziesz już w domu i włączysz ładowarkę. OK?
     – Zaraz Ci odpiszę.
     – Obsługuję klientki. Klienta nie było żadnego. Teraz piję kawę i „podgryzam” jakąś kanapkę. O 14 kończę pracę. Później zakupy i dom. A TY jakie przyjemności uskuteczniasz?
     – Ha, ha, uskuteczniam kawę za kawą, papierosa za papierosem i dalej spisuję nasz SMS-owy dialog. Chyba przejdę się na działkę na dodatek.
     – Aha, czyżby moja „oferta” przebiła obie pozostałe? Aż trudno mi w to uwierzyć! Cmok! – przypomniałem jej, jak mówiła, że miała na początku roku dwie „oferty” od dwóch panów, a mimo to wybrała trzecią, moją.
     – Napisz proszę, że „niedziela będzie nasza”, u Ciebie… bo zaczynam już jakby w to wątpić…
     – Właśnie pisałam Ci, że jestem w domu i że biorę się za robotę, żeby jutrzejsze popołudnie było nasze. Tylko czemu akurat u mnie? Choć nie mam nic przeciw.
     – …wnioskując po Twoim milczeniu… o konkretach.
     – Nie rozumiem – napisała, zakłopotana nieco.
     – Ha, ha, znowu chyba sobie żarty robisz, Krysiaczku! – napisałem wyczekująco.
     – Kurczę, o co chodzi? Przepraszam, ale nie rozumiem faktycznie… Wnioskując po Twoim milczeniu o konkretach… Bardzo CIĘ proszę, wytłumacz mi to.
     – Kajtuś, co TY masz na myśli? Proszę, wytłumacz mi – nalegała.
     – No więc u Ciebie, bo tak będzie fajnie – cicho, spokojnie, przytulnie…
     – Dostałam SMS-a z brakiem tekstu, więc odpowiadam, że nie było z mojej strony konkretnego zaproszenia do mnie, ale nie mam nic przeciw temu, żebyś przyszedł. CDN.


21



     – Jeśli jednak miałbyś mieć jakieś trudności, to lepiej spotkajmy się w mieście.
     – Konkretem tym pozostała (bo co do czasu, to już wiem, że popołudnie) jedynie nieznajomość Twojego adresu ;-)
     – Zdawało mi się, że to ja mam spowolnione myślenie, ale widzę, że nie tylko. CZY TY MÓGŁBYŚ NADUŻYĆ mojego zaufania? Trudno mi uwierzyć, CO?
     – Nie obawiaj się tego z mojej strony.
     – A dlaczego nie?
     – Po prostu „nie przepadam” za zgiełkiem, szumem ulicy i tłoczącymi się ludźmi. OK? – odparłem wymijająco, chyba nie na temat, który miała na myśli.
     – Niech stracę – nie będę dłużej Cię dręczyć. Mam jednak jeszcze parę pytań. Ale myślę, że to wystarczy, żebyś wyciągnął naukę i nie
„galopował” aż tak. CMOK, CMOK.
     – Właśnie wymieniłam wodę mojej ślicznej, żółto-czerwonej róży, która stoi we flakonie o tych samych barwach. KOLEJNY RAZ odczytałam, że jestem urocza i słodka – nadal?
     – Nie umiem tak… grać, więc nie wiem, o co Ci teraz chodzi.
     – Nie grałam. Myślę, że nadal mogę mieć do CIEBIE zaufanie, bo tak zrozumiałam. ZŁY WNIOSEK?
     – Skoro mi nadal ufasz, to niech już tak zostanie dalej.
     – A może wolisz dalsze zapewnienia z mojej strony, że możesz mi zaufać?
     – No, tak sobie pomyślałam, gdy napisałeś mi, że mam się nie obawiać. Bo wcześniej jakoś tak „balansowałeś” SMS-owo.
     – No, to zapewniasz mnie, że mogę Ci ufać???
     – Tak, chcę, żebyś nadal mi ufała.
     – Ale czy TY mnie zapewniasz, że nie zawiedziesz mojego zaufania? Nie zrujnujesz go?
     – Tak, zapewniam Cię. Nie obawiaj się mnie.
     – Źle mnie zrozumiałeś. Nie przyszło mi do głowy, żeby się CIEBIE obawiać. Ja uważam, że wszystko w życiu ma swoją porę i miejsce – nic na siłę. Też jesteś tego zdania?


22



     – Krysiu, zgadzam się z Tobą, jednak muszę już kończyć na dzisiaj moje SMS-y (rekord wszech czasów), co nie znaczy, że nie czekam na Twoje dalsze wiadomości, ustalające nasze jutrzejsze poczynania. Na razie.
     W tym momencie podała swój aktualny adres, dodając: Dziesiąte piętro. Po południu, ok. 16 lub 17, jak będzie TOBIE pasować. Śnij słodko. PA.

     Niedziela, 6 maja
     – Jak miło, że na mnie czekasz. Chyba nikogo więcej się dziś nie spodziewasz? – wyraziłem swój lekki niepokój.
Byłem przed czasem, mimo że jeszcze kilka chwil wcześniej chodziłem po okolicy w poszukiwaniu czynnego kiosku, kwiaciarni. Dopiero przy Drukarskiej udało mi się kupić, zamiast nieosiągalnych w tamtej okolicy kwiatów, dużą czekoladę, z orzechami zdaje się. Na moje „To ja” wypowiedziane do domofonu otworzyła mi, mówiąc: „Wejdź, proszę”. Na przywitanie, kiedy zamknąłem za sobą drzwi wejściowe, chyba znów obdarzyła mnie pocałunkiem w policzek.
     Po kilku chwilach siedzieliśmy przy niewielkim stoliku, popijając dopiero co zaparzoną kawę. Pozwoliła mi na moje palenie papierosów, choć sama z reguły niewiele paliła, jednak teraz z lekka podpalała, może dla towarzystwa. Rozmowa potoczyła się spontanicznie. Rozmawialiśmy o jej mieszkanku przy Lubuskiej i dlaczego tam nie mieszka, a wynajmuje, o jej byłych facetach (nazywała siebie kobietą po przejściach), no i o jej pracy i pieniądzach, że ledwie jej starcza… choć ani razu, ani słowem nie zdobyła się na narzekanie. Po pewnym czasie wyjęła z lodówki jakieś lepsze wino, które zostało jej jeszcze podobno ze stycznia, kiedy obchodziła swoje urodziny. Wypadło akurat po dwie lampki.
     Wyszliśmy razem z jej mieszkanka, lokalu, ona w zamszowej, brązowej kurtce za biodra (było chłodno na dworze i już późno). Kiedy dojechaliśmy tramwajem do skrzyżowania z Piłsudskiego, ona, zanim wysiadła, zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie ostentacyjnie


23



na pożegnanie w usta. W tym momencie przytrzymałem ją w talii, lekko przyciskając do siebie.

     Poniedziałek, 7 maja
Następnego dnia z rana u niej w biurze doszło do kolejnych trzech pocałunków w usta, a wieczorem do długiej rozmowy, aż do dwudziestej drugiej. To była w zasadzie trzecia randka na „neutralnym” terenie.

     Wtorek, 8 maja
     – JESTEŚ, KRYSIU… TYLKO ZE MNĄ? Wybrałaś tylko mnie?
     – Tak, KAJTUŚ, jestem tylko z Tobą. NIKT INNY NIE LICZY SIĘ.
     – Jesteś cudowny. Jestem w drodze do pracy. NIE MAM JAK PISAĆ. CMOK.
     – MAM NA CIEBIE WIELKĄ OCHOTĘ… KIEDY MOGLIBYŚMY BYĆ ZNOWU… SAMI U CIEBIE… NO I CZY TEŻ CHCESZ TEGO CO JA?
     – Mam na myśli… seks z Tobą.
     – Kajtuś, oczywiście, że chcę. Przepraszam, ale ten SMS ściął mnie z nóg. Na dodatek po jego przeczytaniu nie zdążyłam ochłonąć z wrażenia, ale musiałam obsłużyć klientkę.
     – Jestem po obiedzie, który jadłam „na raty”, bo w tzw. międzyczasie obsługiwałam klientów. Teraz szybka kawa i do drugiej pracy trzeba też szybko iść.
     – AHA… NIE MA LEKKO. TE „CHOLERNE” PIENIĄDZE…
     – Cenię w Tobie to, że nazywasz rzeczy po imieniu. Tylko czuję się teraz głupio, bo się okazało, że to tylko badający SMS, a ja pokazałam karty…
     – Tak bym chciał już być blisko z Tobą, Krysia.
     – ŚNIJ RÓŻOWO. MOCNO CIĘ CAŁUJĘ – W USTA.
     – Spokojnej nocy. Buźki.

     Środa, 9 maja
     Następnego dnia, tj. dziś, po kolejnych długich rozmowach u niej w biurze, kiedy już skończyła swoją pracę, odprowadziłem


24



ją do tramwaju numer osiem na pętli przy Zawalnej, gdzie przed pożegnaniem wzięła moją dłoń w swoją i przytrzymała chwilę, zanim weszła na stopnie schodków stojącego już na przystanku tramwaju. Unikała bardzo publicznego okazywania czułości przez pocałunek, przynajmniej w tej okolicy, gdzie znali ją ludzie z miejsca jej pracy.
     – Wybaczasz mi, że publicznie, w biurze, pocałowałem Cię w usteczka?
     – Tak, wybaczam CI. To ja cmoknęłam CIĘ niespodziewanie, więc w zasadzie nie mam czego Ci wybaczać, KAJTUŚ. CAŁUJĘ CIĘ…
     – JA RÓWNIEŻ CAŁUJĘ CIĘ… W TWOJE SŁODKIE USTECZKA.
     – TY TO UMIESZ ZROBIĆ na mnie wrażenie, pozbawić mnie oddechu. Żebyś nie miał wątpliwości       – to są same pozytywy!
     – Całuję Cię słodko, Krysia. Spokojnej nocy. …Śpij słodko i rozkosznie. Jeszcze raz CIĘ mocno całuję w usta. PA.

     Czwartek, 10 maja
     – Słodkie całusy na dzień dobry… Życzę Ci dziś więcej słonka niż wczoraj.
     – Witaj, KAJTUŚ. Dziękuję za życzenia. Ty też miej przez cały dzień na ustach uśmiech.
     – Hej, Krysia! Wiesz, że okulary dodają Ci wdzięku? Takie Twoje foto właśnie bym chciał mieć. Ja dałem Ci swoje, teraz Ty mi daj swoje.
     – Kajtuś, jestem już w domu, Żeby dać Ci foto, muszę je wpierw zrobić. Teraz mam „stresa”, bo muszę organizować sobie bazę do ankiet, które muszę zdać w niedzielę.
     – Chyba z tego stresu rozbolała mnie głowa. Albo może mnie boli, bo mam brudne włosy…? Przepraszam, że mój SMS jest nie na temat. Siadła mi kondycja.
     – Weź sobie prysznic, wymyj włosy i zrób sobie mocną herbatę… Powinno trochę pomóc.


25



     – Teraz zamierzam skorzystać z Twojej rady i idę pod prysznic.
CDN.
     – Wieczorną toaletę mam już za sobą. Wysyłam Ci „odświeżonego” buziaka na dobranoc, a sama idę suszyć włosy.
     – Spokojnej nocy. Całuję Cię.

     Piątek, 11 maja
     – Dużo uśmiechu na dzień dobry życzy Ci Kajtek. No co tam u Ciebie? CMOK.
     – Nic szczególnego. Normalnie – praca. A TY…? CMOK.
     – Wracając od dentystki z moją mamą, wstąpiliśmy na działkę, bo po drodze… Pogoda niezła. A Ty jak się czujesz?
     – Nie mam wyboru. Muszę czuć się w formie.
     Na działce naciąłem duży pęk fioletowego bzu, który postanowiłem wręczyć Krysi, bo wspomniała kiedyś, że lubi kwiatki, więc pewnie i ucieszy się, pomyślałem. Udało mi się zdobyć jej całusa w biurze, kiedy tam wszedłem, wręczając jej pęk kwiatów. Dziś wreszcie przyznałem się jej, że leczę się w szpitalu psychiatrycznym, bo powiedziała, po kilku drętwych próbach z mojej strony prowadzenia jakiejś rozmowy, że… traci entuzjazm… aż niemal poryczałem się, mówiąc o tym przykrym dla mnie stanie rzeczy. Jakoś wyjątkowo wyszła ze mną z biura, żeby pożegnać mnie na schodkach do sklepiku. Wieczorem doczekałem się tylko jej telefonu odwołującego niedzielną randkę z powodu podobno braku czasu ze względu na pracę, dokładniej jakiejś ankiety z biura badania rynku.

     Sobota, 12 maja
     – Hej, Krysia. Udanego dnia. Cmok, cmok.
     – Dziękuję. Tobie też życzę, żeby to był udany, pogodny, sympatyczny dzień. Całuję CIĘ słodko. Tęsknię…
     – Ode mnie też mnóstwo całusów w Twoje usta… i nie tylko i nie mogę doczekać się, kiedy będziemy sami u Ciebie…


26


 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl