
Spis treści
Część I. Czyściec Stypa, czyli początek ........................................................................... 9
Narodziny potwarzy ......................................................................................................... 10
Menu donosów cz. I ......................................................................................................... 16
Mały szczyt w MSW .......................................................................................................... 18
Inkarnacja Verusa ............................................................................................................ 21
Rozdroża kresowe ............................................................................................................ 36
Branka ............................................................................................................................ 38
Pomruki wojny ................................................................................................................. 43
Cela nr 6 .......................................................................................................................... 48
Bale, bóle, figle-migle ........................................................................................................ 59
Wariacje wrocławskie ........................................................................................................ 67
Bajronista nad Rubikonem ................................................................................................. 81
Głodówka ......................................................................................................................... 89
Flora ................................................................................................................................ 96
Dewoci i klawisze ............................................................................................................. 102
Hiob w ciele matki ............................................................................................................ 118
Walc ze zjawą .................................................................................................................. 126
Prześladowca. Anioł stróż? ................................................................................................ 136
Skowronek w króliczej jamie ............................................................................................. 143
Biesy, bary, bajadery ........................................................................................................ 152
Anna Jasnogórska ............................................................................................................ 179
Spowiedź niepokorna ........................................................................................................ 184
Za bramą. Dokąd? ............................................................................................................ 187
Diariusz nienapisany ......................................................................................................... 193
Menu donosów cz. II ........................................................................................................ 204
PRL w rozsypce ................................................................................................................ 214
Kompas Kolumba ............................................................................................................. 224
Część II. Kod Feniksa Epistolografia i pamięć ................................................................ 235
Część III. Jej Wysokość Ladacznica Ideał w kloace ....................................................... 301
Młot na czarownice .......................................................................................................... 308
Hortensja ........................................................................................................................ 316
Elegia na śmierć motyla .................................................................................................... 347
Sąd w przytułku Sodomy ................................................................................................... 365
Oblicze Nemesis ............................................................................................................... 370
Obłomow – glosa do portretu ............................................................................................ 376
Glosariusz Piłata ............................................................................................................... 382
Dziewczyna w todze .......................................................................................................... 386
Tam-tamy w dżungli nad Wisłą .......................................................................................... 389
Romantyk nie gra w Monopoly ........................................................................................... 394
Stragan, Halloween i kadzielnica ........................................................................................ 401
Apelacja. Akt I .................................................................................................................. 428
Mistrz i „druga prawda” ..................................................................................................... 442
Apelacja. Akt II ................................................................................................................. 452
Apelacja. Epilog ................................................................................................................ 454
Flavia plus bourbon ........................................................................................................... 466
Apoteoza klęski, apologia fikcji ........................................................................................... 472
Rodzinne Auto-da-fé .......................................................................................................... 504
Déjà vu z Larą Croft ........................................................................................................... 511
Byliśmy lampartami i lwami, zastąpią nas szakale i hieny;
i wszyscy: lamparty, szakale i hieny,
będziemy się uważali w dalszym ciągu za sól ziemi
/Książę Don Fabrizio Salina
w filmie Lampart Luchino Viscontiego/
Część I
Czyściec
– gdzie Breugel
by się zapił
Witkacy zwariował
Dostojewski
umarł ze śmiechu
Dante z przerażenia
ze starości Mozart
a Joyce nie napisał
Dublińczyków
9
Stypa, czyli początek
21 czerwca 1969, sobota, godz. 15:35
Tłoczno. Nic dziwnego, ponad tuzin gości w małym, liczącym może 30 metrów kwadratowych mieszkaniu, w dodatku zgromadzonych w kuchni. Właśnie wrócili z cmentarza, gdzie pochowano ojca 16-letniego Rodeo. Zmarł za wcześnie. Bo kto, na Boga, żegna się z tym światem w wieku 56 lat?
Matka krząta się gorączkowo. Trzeba zaraz podać obiad, potem posprzątać ze stołu, zmyć naczynia. Na szczęście są jeszcze ręce do pomocy.
Żałobnicy, przeważnie rodzina, kręcą się po kuchni, większość siedzi ciasno przy stole. Miny są smętne, choć przejaśniają się z wolna. Nabierają tempa rozmowy. Wraz z tym nastrój robi się lepszy.
Gdzieś między zupą i drugim daniem rozlega się pukanie do drzwi. Dziwne, taki dzień, a tu wizyta. Zaskoczona matka otwiera. Za progiem stoi mężczyzna w mundurze. Rodeo go poznaje. To sierżant Stefan Kamola, milicjant z miejscowej komendy MO, tyle że teraz po cywilnemu. Wywołuje matkę na schody. Po chwili matka powraca. Widać, że jest podenerwowana. Nikt nie pyta dlaczego. Kamolę oprócz Rodeo zna może jeszcze dwoje albo troje spośród gości.
Następnego dnia matka otrzymuje wezwanie na milicję. Zwalnia się z pracy i udaje na komendę. Przyjmuje ją ten sam funkcjonariusz, sierżant Kamola. Wypytuje o strzelbę zmarłego. Matka udaje, że o niczym nie wie.
– Gdzie jest broń? – chce wiedzieć milicjant.
Matka swoje. Wie, że zaprzeczać istnieniu strzelby nie ma co. Ojciec przez całe lata chodził z nią do lasu. Przed śmiercią jednak przekazał dwururkę przyjacielowi, który dzielił z nim pasję myśliwską. Wiele razy polowali wspólnie. Tego właśnie matka nie chce zdradzić.
Milicjant jest nieustępliwy. – Wiemy, że mąż miał broń. Chcemy ją odzyskać. Komu ją przekazał?
– Nie wiem – odpowiada matka.
10
– Jeśli będzie pani uparta, zatrzymamy ją tu przez 48 godzin. Jeśli mimo to będzie pani odmawiać wyjawienia, komu mąż przekazał strzelbę, zajmiemy się pani synem. Czy wyraziłem się jasno? Chyba zależy pani, żeby chłopak normalnie żył?
Na matce robi to wrażenie. I tak już dość jest wystraszona. Presję w sprawie strzelby i przyjaciela męża może by wytrzymała. Ale syn to co innego. Przed tym szantażem musi się ugiąć. Milicjant to wie. Matka broni się jednak jak może.
– Jeśli broń zostanie zwrócona, nie będzie dalszych kroków z waszej strony? – pyta.
– Zależy nam na broni. Gdy ją odzyskamy, będzie po sprawie – zapewnia milicjant.
– Człowiek, który przejął broń, nie poniesie z tego tytułu żadnych konsekwencji. Zostawicie syna w spokoju? – upewnia się jeszcze matka.
– Gwarantuję. Udamy się do tego, który posiada broń. Pani z nim porozmawia. My będziemy się trzymać z daleka. Zapomnimy o sprawie, gdy będzie po wszystkim. O syna też niech się pani nie martwi – odpowiada sierżant.
Pakują matkę do auta i wiozą na wieś, gdzie przyjaciel ojca oddaje strzelbę.
Narodziny potwarzy
Z Giną Lollobrigidą na rogatkach miasta, czyli pewnego dnia w listopadzie 1980, a może w styczniu lub marcu 1981. Godzina 6:00 – 7:30.
– Można się zabić. W takich warunkach nawet Gina Lollobrigida, gdyby nagle zjawiła się tu rozebrana, posłała to swoje spojrzenie, które sprawia, że włosy elektryzują się i zaczynają iskrzyć, wysycha gardło, a myśli zamieniają się w spłoszone motyle, naprężyła swoje boskie ciało, które natchnieniem mogłoby być dla samego Canovy¹ , więc
¹ Antonio Canova (1757–1822) – rzeźbiarz, malarz i architekt włoski, jeden z czołowych przedstawicieli klasycyzmu w rzeźbie.
11
gdyby tak tu nagle stanęła i obnażyła się, to... nic, niczego by nie było, żadnej eksplozji testosteronu. Dalej stałbyś tu w dryfie, z obwisłym i martwym grotmasztem w gaciach – wpada mu nagle do głowy.
Myśl ta zaskakuje go i bawi, że o mało nie parsknie śmiechem. Jak też dziwi, zwłaszcza niespodziewanym, marynistycznym porównaniem.
Wizja miłosnych igraszek z włoską seksbombą jednak działa. Przynajmniej przez chwilę. – Igraszek? Też coś! Byłaby to beznadziejnie zmarnowana okazja. Banał. Minimalizm nie do wybaczenia. Tak, jakby móc zjeść wiadro lodów, a zadowolić się jednym liźnięciem, masturbować się zamiast porządnie bzykać, jechać małym fiatem, a nie ferrari, albo coś w tym sensie. Jak z Giną, to... Wielki Bzyk, kopulacja na całego, dzika orgia, Bałtyk, co tam Bałtyk, Atlantyk potu i spermy, rżnięcie totalne, jakby jutra miało nie być – poprawia się w myślach.
– Gina, Gina... Eh, nie ma co... – wzdycha z rezygnacją po tym krótkim wypadzie w krainę erotycznych fantazji. Zerżnięcie pięknej Lolo choćby w wyobraźni nie pomaga. Wiatr pokrywa włosy na głowie delikatnym, cienkim pancerzem, mżawka dostaje się za kołnierz i spływa kroplami po krzyżu. – Żyć się odechciewa.
Stoi skulony na rogatkach miasta, moknie, marznie i przeklina pogodę. Wieje jak diabli, a z ołowianego nieba sypie na przemian to śniegiem, to deszczem. Ledwie tu doszedł, a już jest przemoczony. Między szosą i poboczem, nie wiadomo zresztą gdzie, bo połamany i odrzucony przez samochody asfalt leży na poboczu, ubytki zaś wżerają się coraz dalej w pas jezdni, tak że zaciera się między nimi granica, potworzyły się głębokie doły. Gromadzi się w nich woda, wielkie, rozległe bajora. Trzeba uważać i nie dać się ochlapać brudną mazią wytryskającą jak fontanna spod kół przejeżdżających aut.
Rodeo łapie tak zwaną „okazję”. Dojeżdża do pracy. O ósmej rozpoczyna lekcje i czas ucieka. Na PKS nie ma co liczyć. Nie wiadomo, autobus podjedzie, czy nie, zawsze tłok, a jak wydaje się, że są wolne miejsca, to pierwszeństwo mają ci z biletami miesięcznymi. No i kierowca zawsze znajdzie jakichś „swoich”, których upchnie przed wszystkimi innymi. Pozostaje loteria, czyli „okazja”. Z reguły się sprawdza, bo po-
12
dróżujących w ten sposób jest wielu, ale czasem trzeba niemało cierpliwości. A także hartu, zwłaszcza przy pogodzie jak ta.
Po kilkunastu minutach, nie liczy po ilu, może dziesięciu, a może więcej, zatrzymuje się jasnobeżowy fiat 125p. Równiutko, prawie przy nodze, jakby kierowca nie chciał, aby Rodeo uprzedzili inni autostopowicze. Przez mokre, trochę zaparowane szyby niewyraźnie rysują się sylwetki trzech mężczyzn.
– Można do Czyśćca? – pada standardowe, bo Rodeo nie wie, jakie są intencje zatrzymującego się. Jedzie gdzieś blisko czy zabiera kogoś umówionego?
– Niech pan wsiada. Nie, nie ma miejsca – to do tych, którzy za plecami Rodeo cisną się do auta.
Fiat rusza. Rodeo oddycha z ulgą, przeciera mokrą twarz, kark, dłonie. Nawet nie zauważa, dlaczego kierowca odmówił zabrania jeszcze kogoś, choć miejsce by się znalazło. Najważniejsze to schować się przed tą chłostą deszczu, wiatru i zimna. Teraz niecała godzina i są na miejscu.
– Ale pogoda. Psa z domu nie wygoni. A co u pana? – zagaduje kierowca.
Rodeo spogląda na niego. Twarz jakby znajoma. Mężczyzna obok kierowcy też widzi mu się nie całkiem obcy. Aha, krajanie, z jednego miasta. Trzeciego, obok siebie, nie zna. Po krótkiej chwili w głowie zapala się światełko. – A to dopiero, ładnie trafiłem, miejscowi esbecy! Pewnie też do Czyśćca do pracy. Tylko dlaczego podjechali, jakbym stał na czerwonym dywanie?
– Dziękuję. Jakoś leci – odpowiada.
– Ciężko tak dojeżdżać.
– Pewnie, szczególnie o tej porze roku. Ale co zrobić?
– Dużo osób dojeżdża stąd do Czyśćca do pracy. My też. I też mamy ciężko. Jak się doliczy dojazdy, to mało czasu zostaje na dom.
Wszyscy trzej kiwają głowami, że taka to niedola z tymi dojazdami.
– A jak tam u pana w pracy? Zadowolony?
– Pewnie. Cieszę się. Ciekawa robota, świetny zespół. No i ten czas teraz... gorący, napięty i... no, po prostu fascynujący.
13
Znów kiwnięcie głowami. Uwaga, że czas jest gorący, pełen napięcia i wrażeń, wyraźnie się panom podoba i ożywia humor. Uśmiechają się porozumiewawczo z minami, które mówią: „wiemy, o co chodzi, pożyjemy, zobaczymy”.
– Ma pan w pracy duży mir. Ludzie stoją za panem murem i słuchają pana. Jest pan człowiekiem umiaru i dialogu. Niestety, nie wszyscy się na tym poznają. Na przykład pana dyrektor. To „Prusak”, partyjny „beton”. Przywykły do władzy i niereformowalny. W dodatku zgłupiał ten Lucjan na stare lata. Nie dogada się pan z nim. Ale w końcu przegra i będzie musiał odejść. Taka, póki co, kolej rzeczy. Przydałoby się w Solidarności więcej takich jak pan.
– Czyli jednak chcą zejść na Solidarność – myśli Rodeo.
– W Solidarności są różni ludzie, mają różne poglądy, wolno im, nie? Pluralizm, o to chodzi. Każdy się przyda, jeśli wnosi coś pozytywnego. Różni ludzie, jeden cel. To ma być lepsza Polska niż ta, która jest – odpowiada. – A dyrektor? Wciąż ma przed sobą wszelkie opcje, z tym że to już nie jest takie ważne.
– Myśli pan, że on z nią romansuje? – rzuca niespodziewanie ten obok kierowcy.
Kto? Z kim? O co mu chodzi? – zastanawia się przez sekundę Rodeo i w tej samej chwili kojarzy, że tamten go pyta o domysły na temat stosunku łączącego dyrektora z jego zastępczynią.
– Ciekawa para. On ma stanowisko, pozycję, poza tym – kawał chłopa. Już sam ten jego barytonowy tembr... Powiada się, że brzmienie męskiego głosu jest dla kobiet ważniejsze niż długość penisa. Słyszeliście panowie coś o tym? Mężczyźni, którzy mówią jak kastraci, czyli dyszkantem bądź falsetem, odpadają w przedbiegach. Wspiera to statystyka. Ponoć kobiety siedem razy częściej wybierają facetów o głębokim głosie. Co do pani Elżbiety... Cóż, osobowość raczej pospolita, zawodowo przeciętna, tak pomiędzy czwórką minus, a trójką z plusem. Ale ładna, atrakcyjna kobieta, która stanęła przed szansą wybicia się. To jej pierwszy znaczący krok w karierze. A czy romansują, to mnie nie obchodzi. Dorośli ludzie, ich prywatna sprawa – próbuje uciąć plotkarski wątek.
14
Udaje się.
– Tolerancyjny pan – kwituje esbek, temat związku zawodowego ciągnie jednak dalej. – Solidarność ma dużo racji. Robotnicy – poprawia się z naciskiem – mają dużo racji. Doszło do błędów i wypaczeń w państwie. Partia w wielu miejscach oderwała się o mas, przestała rozmawiać z ludźmi pracy. Myśli pan, że tego nie widzimy. Też nam się to nie podoba. Wiele spraw wymaga naprawy, ale niech pan sam powie, czy z tymi z KOR czy KPN, którzy za zachodnie pieniądze mącą ludziom w głowach i wodzą na manowce, da się to zrobić. Kuroń, Michnik, ci kościelni doradcy – oni zdobyli wpływ na Wałęsę i nim dyrygują, buntują robotników. A wie pan, ilu jest takich, którzy wykorzystują ten związek dla kariery albo żeby zatrzeć własne brudy bądź uniknąć odpowiedzialności, bo mają nagrabione za różne kanty i machlojki? Jak tak dalej pójdzie, to zwali nam się tu Wielki Brat i zrobi porządek. Wtedy nie będzie do śmiechu.
– Panowie, powiem otwarcie, co jest proste, czego jednak władza nie lubi i nie chce usłyszeć, mówienie o tym ciągle więc wymaga pewnej odwagi. Nie chcę systemu, w którym co cztery lata dzieje się farsa wyborcza, jest jedna partia, rząd na niby, bo o wszystkim i tak decyduje Biuro Polityczne, fałszuje się historię, panuje kult towarzysza pierwszego, cenzura, fikcyjna, o przepraszam – „socjalistyczna” praworządność. Sprzeciwiam się życiu na kartki, paszportom, które dajecie według uznania, mieszkaniom z przydziału, talonom na samochody też. Mam gdzieś państwo, które narzuca, kim mam być, co mam robić, które ogranicza moje prawa oraz osobisty rozwój. Nie chcę żyć w kraju robotników i chłopów, tylko wolnych, równych sobie ludzi.
– O wszystkim można rozmawiać. Moglibyśmy odpowiedzieć, że historia, geopolityczne położenie, że wolność to uświadomiona konieczność, ale pan jest na to za mądry. Może więc by tak: spokojnie, mówmy jak rozsądni ludzie, jak Polak z Polakiem, a nie z pistoletem przy głowie. A tu co? – strajk za strajkiem, wezwania do konfrontacji, obalenia ustroju choćby siłą, hasło, żeby raz z tym skończyć. Precz z komuną, krzyczą, a niektórzy walą prosto z mostu: na gałąź z nimi! Gdzie tu odpowiedzialność za ojczyznę, za tę słabą, byle jaką, ale jed-
15
nak wolność? Mało Polakom wojny, krwi, cmentarzy, Syberii, obozów i więzień, jak nie spod tego, to innego znaku?
– Mylicie panowie odpowiedzialność ze status quo, które jest niedobre, to znaczy dobre, ale tylko dla obecnej władzy. I wiecie, że te okrzyki wznoszą tylko nieliczni. Po waszej stronie też niejeden towarzysz mówi tym samym językiem. Jak niby związek ma się bronić? Strajki są, bo władza straszy, kłamie, oszukuje i kombinuje, jak by Solidarność skłócić i rozpędzić na cztery wiatry. A konfrontacja to zdaje się marzenie partyjnych twardogłowych. Nie wykluczam, że również waszego resortu.
– Młody pan, nie wie, co to wojna.
– Sądząc po wieku, panowie też nie wiecie.
– Partia chce dobrze. Chciałby pan żyć w kraju hrabiów, obszarników, próżniaczego i zachłannego kleru, kościelnych zabobonów, bez powszechnej oświaty i darmowej służby zdrowia, gdzie urodzenie, a nie zalety charakteru rozstrzyga, kim się jest?
– Solidarność chce inaczej i lepiej. A co do reszty, to uważam, że Polacy zasługują na coś więcej niż dyktatura proletariatu i że należą im się rządy nie miernych, ale wiernych, ledwie piśmiennych wieśniaków przeflancowanych nagle do miast, zmutowanych chłoporobotników oraz absolwentów uniwersytetów marksizmu i leninizmu, lecz porządnie wykształconych, kompetentnych polityków i menadżerów. O służbach siłowych, jak armia, milicja i wy, które powinny zajmować się bezpieczeństwem obywateli, a nie obcinaniem im rąk, gdy coś im się nie spodoba i wyjdą na ulice, nie wspominając.
– No to dojechaliśmy – informuje kierowca. – Gdzie pana wysadzić? Przed wejściem do budynku? – pyta z ostentacyjną grzecznością.
– Nie, dziękuję. Wysiądę na rondzie.
– Do widzenia. Miło się gadało – rzuca ten obok kierowcy. – A jakby pan chciał wrócić do tematu, to w każdej chwili. Nie jesteśmy przecież wrogami, prawda? – dodaje, wyciąga rękę na pożegnanie, a za nim jego koledzy. Uśmiechają się, ale oczy mają chłodne, badawcze.
Rodeo ściska ich dłonie, odwraca się i odchodzi, zastanawiając się, czy powinien na temat tego „przypadku” z kimś porozmawiać. Myśl
16
prowadzi go w stronę kogoś z władz regionalnych Solidarności. Ale krępuje go to, bo nie chciałby, aby pomyślano, iż chce się wyróżnić, tworząc wokół siebie mit kogoś, kogo władza się obawia, dlatego poświęca mu szczególną uwagę.
Menu donosów cz. I
Dla wegetarian
8 lutego 1980 roku TW „Henryk” informuje Służbę Bezpieczeństwa, że Rodeo „uczył w Technikum Ekonomicznym przy ulicy Drukarskiej we Wrocławiu”.
Donos jest lakoniczny, ale cóż, „Henryk” nie przyłożył się. Rodeo nigdy nie pracował w TE we Wrocławiu. Wraz z grupą studentów ze swego roku odbył w tej szkole zaledwie miesięczną praktykę.
Widać jednak, że niektóre donosy zawierają swoistą perfidię. Nie podają ścisłych faktów, tylko surogat, dane faktopodobne. Na zasadzie „gdzieś dzwoni, ale w którym kościele, nie wiadomo”. Jest w tym metoda, zgodna z często powtarzanym powiedzeniem: rzuć g…, a coś się przylepi. W każdym razie tyle, że później trudno się wytłumaczyć.
Wiele lat po donosie „Henryka”, w czasach lustracji i odkrywania „resortowych życiorysów” okaże się, że takie pół- i ćwierćprawdy łatwo będzie można uznać za prawdę niepodważalną i ostateczną.
Stek średnio wysmażony
18 listopada 1981 w aktach osobowych SB na temat Rodeo pojawia się kolejny dokument. Tajny współpracownik, pseudonim „Remi”, raportuje o rozdźwiękach w regionalnej Solidarności. Powodem jest artykuł Rodeo w związkowym biuletynie, w którym wziął się on za bary ze środowiskiem nauczycielskim, opisuje i komentuje „szpagat” między nauczycielami skupionymi w „S” i Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Poprzeć artykuł czy nie, jak zareaguje na niego reżimowy ZNP? – dyskutują decyzyjni działacze związku, w tym członkowie Zarzą-
17
du Regionu. Grono składa się, wylicza „Remi”, z Bogusława M. – przewodniczącego Regionu, Barbary S. – członkini Zarządu Regionu, Janusza K. – przewodniczącego Komisji Zakładowej „S” Pracowników Oświaty i Wychowania, Franciszka L. – wiceprzewodniczącego tejże Komisji oraz Beaty L. – członkini KZ „S” Oświaty i Wychowania.
W donosie pada również nazwisko Józefa G. – nauczyciela prac ręcznych albo, jak kto woli, zajęć praktycznych, w jednej ze szkół podstawowych w Czyśćcu. O nim TW „Remi” mówi, że „przyłączy się zawsze do tych, którzy będą w większości”.
Rodeo posiał artykułem wiele zamieszania – donosi „Remi”. Nie wiadomo, co zrobi ZNP, ale mogą być kłopoty. Tym bardziej, że jest kwestia legitymacji delegatów lokalnej „Solidarności”, no i na jej trudności czyha potężna „Solidarność” dużo większego regionu, dla którego odrębność związkowa Czyśćca jest solą w oku i chętnie by doprowadziła do jej likwidacji.
Głosy w dyskusji dzielą się. Dwójka „oświatowców”, Janusz K. i Beata L., uważa, że artykuł idzie za daleko. Franciszek L., że jest w porządku, nie ma o co podnosić larum. Barbara S. nie ma zdania, poza tym ciągle powtarza, żeby nie kumać się z „komuchami”. BM jest – stwierdza „Remi” – „przerażony”. Przede wszystkim, jak należy sądzić, możliwością doprowadzenia przez sąsiedni większy region „S” do delegitymizacji Czyśćca jako odrębnej struktury niezależnego związku.
Józef G., również zauważa TW „Remi”, słucha i bada, gdzie będzie większość.
Z donosu Rodeo dowiaduje się o sobie też, że „nie ma dobrej opinii w Czyśćcu, bo jakie tylko zajmował stanowisko, nigdzie nie wywiązywał się ze swych obowiązków dobrze. „To mydłek, szuja, a w dodatku rozrabiacki charakter” – charakteryzuje go „Remi”, który donosi SB, ale ma się rozumieć żadną szują nie jest, tylko prawym i porządnym obywatelem.
Donos spisał na podstawie relacji ustnej TW „Remiego” porucznik Leszek Bielecki.
18
Mały szczyt w MSW
Nieokreślonego dnia w styczniu 1982. Godzina 9:20.
Gabinet pułkownika Jana Sobańskiego, zastępcy szefa Wojewódzkiego Urzędu Spraw Wewnętrznych w Czyśćcu i szefa pionu SB. Przez łącze z Warszawą odbywa się odprawa operacyjna z udziałem gospodarza gabinetu, naczelnika Wydziału III WUSW ds. polityczno-wychowawczych, awansowanego właśnie z kapitana na majora Marcina Płużańskiego oraz porucznika Leszka Bieleckiego. Po drugiej, stołecznej stronie „telemostu” podpułkownik Czesław Jackowski² – szef pionu informacyjnego Agencji Wywiadu MSW, który niedługo awansuje w niej na zastępcę dyrektora.
Jackowski: Po omówieniu tych spraw ogólnych chcę powiedzieć, że dołączył do nas miły gość. Właśnie wpadł do mnie towarzysz Petelicki³ , zastępca naczelnika Wydziału XI Departamentu I MSW, zresztą wiecie, znacie. Posłucha, co mówimy.
Petelicki: Czołem, panowie!
– Czołem, towarzyszu pułkowniku! – oficerowie w Czyśćcu wykonują ruch, jakby chcieli się podnieść z miejsc.
Jackowski: Co do sprawy rozpoznania osobowego, to polegam na waszym doświadczeniu. Trzeba szukać ludzi w Solidarności, z którymi można rozmawiać, przekonywać, a jeśli wykażą za
² Czesław Jackowski – oficer Wydziału XI Departamentu I MSW (wywiad cywilny). Zweryfikowany pozytywnie przeszedł w 1990 roku do Agencji Wywiadu, a w 1991 roku stał się członkiem Rady Konsultacyjnej Dyrektorów Służby Wywiadu oraz doradcą ówczesnego ministra MSW i koordynatora Służb Specjalnych Zbigniewa Siemiątkowskiego. Karierę zakończył w Tel Avivie jako szef placówki, której zadaniem była „walka z syjonizmem”.
³ Sławomir Petelicki – oficer Wydziału XI Departamentu I MSW (wywiad cywilny zajmujący się „dywersją ideologiczną”). Od lutego 1980 zastępca naczelnika Wydziału. Służył na placówkach dyplomatycznych PRL w Wietnamie (1971), Chinach (1972) oraz Nowym Jorku (1973). W 1983 roku znalazł się na placówce w Sztokholmie, gdzie pełnił funkcję I sekretarza ambasady. Do Polski wrócił w 1988 roku, obejmując stanowisko z-cy naczelnika Wydziału X Dep. I MSW (kontrwywiad zagraniczny). Twórca jednostki GROM. W 1998 roku awansowany na generała brygady. Odznaczony wieloma honorami polskimi i amerykańskimi, min. Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski i medalem Legii Zasługi USA.
19
interesowanie – pozyskać do współpracy. Jak, to wasza rzecz. Trzeba jednak postępować ostrożnie, bo mamy informacje, że w niektórych przypadkach Solidarność zgadza się, żeby jej działacze szli z nami na współpracę. Chcą w ten sposób poznać naszą strategię, działania, ludzi, nastroje itd. Jeszcze raz, konieczna jest ostrożność.
Płużański: Ja w sprawie środków. Czy są jakieś wytyczne, towarzyszu pułkowniku? Mamy postępować twardo czy być elastyczni?
Jackowski: Oceniajcie na podstawie wpływu poszczególnych działaczy na ludzi i zagrożenia, jakie z tego mogą wynikać. Wyeliminowanie ich jest najważniejsze. Jeśli uziemimy działaczy z potencjałem przywódczym, o resztę możemy być spokojni. Używamy wobec nich zarówno nacisku, jak i perswazji.
Płużański: Grozimy, korumpujemy? Obiecujemy karierę, pieniądze, wyjazd zagranicę?
Jackowski: Sami decydujcie.
– I pamiętajcie o wynikach operacyjnych – wtrąca się Petelicki.
– Rozpoznanie osobowe tym się musi kierować. Wartość tajnego współpracownika ma być mierzona jego efektywnością. Nic nam po cwaniakach, którzy będą nas wodzić za nos, czy nieudolnych informatorach. Dobry nabytek to taki, który przynosi wyniki operacyjne. Rozumiemy się?
– Tak jest.
Jackowski: A jak, towarzyszu Płużański, ten obiekt, o którym wspominaliście, no, jak mu tam, eee..., ten z wyższym wykształceniem i językami?
Płużański: Wiem, wiem. Quarz. – Skąd u niego taka pamięć? Przecież centrala w Warszawie ma tyle roboty, a od rozmowy na ten temat upłynęło trochę czasu – Płużański z podziwem myśli o przełożonym.
– Nad obiektem pracujemy już od dawna – odpowiada po krótkiej chwili. - Rozpoznajemy. Działamy bez pośpiechu. Trudna sprawa, bo mamy chyba do czynienia z autentycznymi przekonaniami, a te nam nie sprzyjają. Cezary Baryka.
20
Jackowski: Kto taki?
Płużański: Przenośnia, towarzyszu pułkowniku. Zapamiętałem ze szkoły. No, idealista.
Jackowski: Z takimi niełatwo, ale też można do nich trafić odwołując się do ideałów.
Płużański: Właśnie. Na razie obiekt jest internowany. Choruje, bierze przypisane przez lekarza psychotropy, nie wychodzi na spacery, jest apatyczny i słaby. Obserwujemy go, analizujemy, szukamy słabych punktów.
Jackowski: Hm, z tego co mówiliście wynika, że to mógłby być obiecujący nabytek. Na wszelki wypadek zwiększymy nadzór, włączając do tego towarzysza Stępińskiego⁴ . A jak będzie trzeba, przyślemy człowieka stąd, od nas. – Co myślisz? – Jackowski wyraźnie zwraca się nie do oficerów w Czyśćcu, lecz do swojego gościa w gabinecie.
Zastępcy szefa Wydziału XI Departamentu I MSW wprawdzie nie słychać, ale jak można sądzić zgadza się, bo Jackowski rzuca w kierunku Czyśćca: – Co zamierzacie?
Płużański: Będziemy przesłuchiwać, a raczej wciągać w rozmowy, dyskutować, perswadować i rozważać racje. Obiekt jest na to podatny. Spróbujemy go w ten sposób oswoić, potem będziemy dezorientować, dezinformować i grać na zmęczenie. W ten sposób albo go przekonamy, albo się pogubi.
Jackowski: Byle był efekt. Jak nie, to zrezygnować. Dokumentację prowadzić, tak żeby można go było w każdej chwili uciszyć. I meldować, jak idzie. To tyle. Dziękuję, towarzysze. Do widzenia.
– Czołem, panowie. – Z głośnika dobiega jeszcze głos Petelickiego.
– Tak jest! Do widzenia, towarzyszu pułkowniku.
Oficerowie SB w Czyśćcu odruchowo podnoszą się z krzeseł i prostują na baczność.
⁴ Aleksander Stępiński (vel Aleksander Makowski) – pułkownik Departamentu I MSW. Do SB wstąpił w 1972 roku. Absolwent prawa i administracji na Uniwersytecie Warszawskim. Pracownik naukowy na Wydziale Prawa PAN. Ukończył studia podyplomowe na Harvard School of Law oraz uzyskał tytuł doktora nauk prawnych. Był II sekretarzem Stałego Przedstawicielstwa PRL przy ONZ w Nowym Yorku. W latach 1988–1990 pracownik ambasady polskiej w Rzymie.
21
Inkarnacja Verusa
– Nie do wiary, przecież on powiela język tych akt – myśli Rodeo, słuchając sędziego, który uzasadnia orzeczenie. – To już nawet nie opieranie się na treści raportów i donosów, ale ich kalka. Zatrute słowa. Spóźnione trofeum, jak skóra zdarta ze zwierzyny, za którą uganiali się PRL-owscy myśliwi. Nic, tylko ją wypchać i wystawiać w sądowych korytarzach. Służba Bezpieczeństwa poubierała się w togi i kontynuuje swoje dzieło? Gdzie my jesteśmy, u licha, w sądzie III RP, czy cofnęliśmy się o 30 lat?
Właśnie dowiaduje się, że sąd oddalił jego wniosek o odszkodowanie za internowanie w grudniu 1981 roku, konfiskatę książek oraz późniejsze szykany w formie m.in. zwolnienia z pracy. Zgodnie z ustawą z 23 lutego 1991 roku o uznaniu za nieważne orzeczeń wydanych wobec osób represjonowanych za działalność na rzecz niepodległego bytu Państwa Polskiego należy się ono ludziom, którzy o takie państwo walczyli i byli z tego powodu prześladowani. W konsekwencji oddalenie wniosku oznacza nic innego jak uznanie, że działalność Rodeo z niepodległościowymi dążeniami Polski pozostawała w sprzeczności.
Witamy na cmentarzu śmierci cywilnej! W szpalerze – towarzysze sekretarze, funkcjonariusze „zbrojnego ramienia” partii, zasłużeni cenzorzy PRL, IPN, pseudohistorycy i domorośli lustratorzy IV RP, a teraz także sąd III RP. Słowem ci, którzy z jednego pieca chleb jedzą i bułką maślaną zagryzają; dwie rzeczywistości obsługują, które im jednakowo służą. Pierwsi nie ukrywają satysfakcji. Uśmiechają się i pozdrawiają z miną trumniarza, któremu przybył jeszcze jeden klient. Tylko sąd jakby trochę zakłopotany, że znalazł się w tym gronie, ale i jemu dobrego samopoczucia nie brakuje.
Rodeo czuje się jak pies, którego oblano wodą. Nabity w butelkę, oszukany. Jest opanowany, siedzi w milczeniu, nieruchomo. Wewnątrz jednak gotują się w nim emocje. Poczucie zawodu, zdziwienie, irytacja, bezradność. Był otwarty na wynik postępowania. Ale sędzia, który jako swoje bierze notatki funkcjonariuszy oraz donosy informatorów SB? Z czymś takim się nie liczył. Równość stron po-
22
stępowania? Sąd jawnie ją odrzucił. – Po co ja tu właściwie byłem? – zadaje sobie retoryczne pytanie. – Równie dobrze taki wyrok mógł zapaść bez mojego udziału. Na jaką cholerę były moje zeznania? Nie wystarczyła teczka IPN? „Oni wygrają. Przyjdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę...” – dźwięczą mu w głowie słowa znanego poety. A potem jeszcze fraza o nagrodzie, którą będą mieli pod ręką – „chłoście śmiechu, zabójstwie na śmietniku”⁵. – Prorocze, niech to szlag!
Nie chodzi mu nawet o to, że sędzia właśnie jakby nigdy nic, w przelocie, przekreśla długie lata jego najlepszych dążeń w duchu wartości, których brak tak doskwierał Polakom przez 40 lat po wojnie. Wysiłków i starań o ich urzeczywistnienie. W sędziowskim uzasadnieniu drażni go ton oraz frazeologia języka funkcjonariuszy PRL-owskiej bezpieki. A Rodeo na języku się zna, w końcu to jego powołanie i narzędzie pracy od lat. I zna swoje akta. Zapoznał się z nimi kilka dni przed końcową wokandą. Wie, że są niewiele warte. Aż roi się w nich od sprzeczności, wątpliwości i zwykłych bzdur. Czytając je, to łapał się za głowę, to się śmiał. Zgodnie z fundamentalną zasadą prawa powinny one przemawiać na korzyść podsądnego, a więc również za nim. Ale widocznie nie w tym sądzie, nie w tej sprawie.
Dopiero teraz uświadamia sobie z porażającą jasnością, ile słuszności jest w rozpowszechnionym poglądzie o sile spuścizny służb byłej PRL. O tym, że prawdziwymi zwycięzcami walki o historię i pamięć tego okresu są ci, którzy tę historię tworzyli. IPN, zinstytucjonalizowana forma psychozy rozliczeń w Polsce, ma zawsze rację – przypomina sobie tytuł jednego z artykułów w poważnym tygodniku na ten temat. Do tej pory mniej go to obchodziło. Teraz trucizny akt doświadcza na własnej skórze i przekonuje się, jak to boli.
Z boku i jakby trochę z tyłu dobiega go chichot. Rodeo domyśla się, a w zasadzie to wie. To Cornelius Verus, sofista i agnostyk, nieodłączny towarzysz od wielu lat, jego cień, rewers, odbicie, które powtarza oryginał, tylko w odwróconym zwierciadle. Zerka w jego stronę i widzi jak ten wydyma wargi w sarkastycznym grymasie.
⁵ Przesłanie Pana Cogito. W: Zbigniew Herbert, Pan Cogito, Wydaw. Dolnośląskie, Wrocław 1998.
23
– A co, na co liczyłeś? – nachyla się i szepce Rodeo do ucha. – Że ci tu laurkę wystawią? Bohaterem zrobią? Do annałów wpiszą? Na pomnik wyniosą albo chociaż tablicy doczekać pozwolą? Nic z tego! Prosiłem, ostrzegałem. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie... – E, tam, daj spokój. – ...a przynajmniej nie szukaj jej w tym kraju, bo jej nie znajdziesz. Przypomnę ci słowa Fortynbrasa nad zwłokami tego naiwnego duńskiego księcia, może chociaż to do ciebie dotrze: „nie byłeś do życia, wierzyłeś w kryształowe pojęcia, a nie glinę ludzką, dlatego leżysz tu i widzisz tyle, co martwa mrówka”⁶. Otóż to! Imponderabilia i inne chimery, to bywa niebezpieczne i zawsze jest niepraktyczne. A ty? Uczyniłeś z tego sztukę. Myślisz, że imponderabiliści wygrywają zawsze? Nawet wtedy, gdy ponoszą klęski? Co za arogancja! Oni też przegrywają, często i na całego. Tak, że nic po nich nie zostaje. Nawet głuchy śmiech historii.
À propos, słuchałeś uzasadnienia wygłoszonego przez sędziego? Niezłe, co? To znaczy, bubel, gniot. Bardziej skopać tego nie można było. Mało nie pękłem ze śmiechu, kiedy powiedział, że twoje zeznania są nielogiczne. Słowa te wyszły z ust człowieka, sędziego, który ubabrał logikę w gównie i nawet jeszcze nie zdążył umyć rąk. Jak nazwać uznanie za dowód donosu „Brzozy” przeciwko tobie, w którym są te brednie o uwodzonych kobietach przy jednoczesnym odmówieniu wiarygodności twoim zeznaniom? Przecież to zwykła bezczelność i kpina z dowodów. Okazuje się, że można skazać człowieka na podstawie plotek z magla. Gdzie on się tego uczył? U Andrieja Wyszynskiego⁷?
– Pohamuj się! Wyluzuj!
– Nie muszę. Jestem twoją emocją, zaprzeczeniem finezyjnego, wsłuchującego się w argumenty przeciwników, ale też ciągle prze
⁶ Tren Fortynbrasa. W: Zbigniew Herbert Studium przedmiotu, Wydaw. Dolnośląskie 1998.
⁷ Andriej Januariewicz Wyszyńskij, Andrzej Wyszyński (1883–1954) – sowiecki prawnik, działacz ruchu robotniczego, stalinowski prokurator i dyplomata. Polak z pochodzenia. W 1935 roku awansowany na zastępcę prokuratora generalnego ZSRR. Oskarżyciel w największych procesach politycznych i autor czystek. Uznawany za najbardziej krwawego prokuratora w historii ZSRR. Twórca teorii, że przyznanie się oskarżonego może stanowić decydujący dowód winy. Do śmierci był szefem delegacji ZSRR przy ONZ. Zmarł w Nowym Jorku. Został pochowany pod murem Kremla.