Kategorie blog
Black Billy
Black Billy

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 




Spis treści

Część pierwsza........................................................................5
Wstęp...........................................................................................6
I. Przyjazd kuzynek.....................................................................8
II. Kowbojski okrzyk.................................................................13
III. Greta....................................................................................23
IV. Kolacja.................................................................................27
V. Black Billy.............................................................................41
VI. Tajemnicze słowa................................................................52
VII. Upiór..................................................................................65
VIII. Kolejne ostrzeżenie...........................................................70
IX. Bez szans.............................................................................85
X. Popioły rozwieje wiatr..........................................................98
XI. Fatalny strzał.....................................................................100
XII. Losy Jennie.......................................................................109
XIII. Kim jesteś, Billy?............................................................118
XIV. To za Harry’ego...............................................................122
XV. Na tropie...........................................................................132
XVI. Billy w niebezpieczeństwie............................................142
XVII. Córka wyrodna..............................................................153
XVIII. Zastanów się, kochana.................................................165
XIX. Rozrywki desperados......................................................174
XX. W oczekiwaniu na stryczek..............................................178
XXI. Rozprawa........................................................................188
XXII. Tragiczna pomyłka........................................................200
XXIII. Niedoszły pojedynek....................................................208
XXIV. Decydujące chwile.......................................................221
XXV. Pechowe zbieżności.......................................................228
XXVI. Mściciel........................................................................236
XXVII. Gra..............................................................................245
XXVIII. Wzrok Indianina........................................................254
XXIX. Gdy wiatr przemawia ludzkim głosem..........................260
XXX. Gdzie ona jest?..............................................................275
XXXI. Burza w mieście...........................................................284
XXXII. Czy dawna miłość już wygasła?.................................293
XXXIII. Jak Messalina............................................................304
XXXIV. Nienazwany...............................................................315
Część druga.........................................................................319
I. Odnaleźć drzewo..................................................................320
II. Odzyskana...........................................................................331
III. Poszukiwania.....................................................................338
IV. Plany wyprawy...................................................................351
V. Rozterki Grety.....................................................................362
VI. Zwątpienie.........................................................................380
VII. Niespodziewane wiadomości...........................................389
VIII. Bunt.................................................................................394
IX. Ślub Jennie........................................................................398
X. Postanowienia.....................................................................413
XI. W obozie............................................................................420
XII. W rozterce........................................................................426
XIII. Va banque........................................................................439
XIV. Bez warunków................................................................457
XV. Problemy rodzinne...........................................................474
XVI. Niepisane........................................................................486
XVII. Niespodziewany zwrot..................................................503
XVIII. Colorado Springs.........................................................518
XIX. Oczekiwanie...................................................................528
XX. Pani ochroniarz................................................................539
XXI. Aret Seydaka...................................................................544
XXII. Przypadek......................................................................555
XXIII. Mur..............................................................................560
XXIV. Męska rozmowa...........................................................572
XXV. Propozycja.....................................................................582
XXVI. Wahanie.......................................................................597
XXVII. Plan „B”.....................................................................614
XXVIII. W nowej pracy..........................................................632
XXIX. Raut..............................................................................669



CZĘŚĆ PIERWSZA

NAPISANA W LATACH 1964–1967

Wstęp

   Bywa tak, że nasze życie toczy się powoli, nie mamy większych
zmartwień, ale nie odczuwamy też radości. Jeden szary dzień goni
drugi. Życie wydaje nam się nostalgiczne, nudne. Pragniemy
urozmaicenia oraz przygód. Uciekamy niejednokrotnie w świat
fantazji; czytamy powieści, oglądamy filmy. Zazdrościmy bohaterom
ich barwnego życia i mniej lub bardziej utożsamiamy się z nimi.
Ale kiedy nasze własne życie przyniesie nam żywsze doznania:
radości wymieszane z przykrościami (a zazwyczaj tych drugich
jest więcej), zaczynamy tęsknić do dawnej beztroski, która wydawała
nam się nudna, i dziwimy się, że nie potrafiliśmy docenić szczęścia,
braku większych problemów, przyjaźni czy nawet miłości, bez
ekstremalnych doznań. Jeszcze nie wiemy, że większości z nas
los dostarczy możliwości próby w warunkach trudnych, które
sprawdzą nas i określą – być może dla nas samych, które będą
wyzwaniem. Podświadomie pragniemy tego wyzwania i oczekujemy go.
   Moja przyjaciółka z lat dzieciństwa – Krystyna – jest młodą
nastolatką, której wydaje się, że jej życie jest właśnie takie nudne,
nieciekawe. Chociaż patrząc obiektywnie, wcale takie nie jest.
Wychowana pośród braci przejęła ich sposób bycia, łącznie ze
światopoglądem. Jest ładną ciemnooką brunetką, ma długie proste
włosy. W ubiorze naśladuje swoich braci; najczęściej nosi spodnie
i męskie koszule – w takim stroju czuje się najlepiej. Chodzi
zamaszystym krokiem. Ma śmiałe, pewne siebie spojrzenie. Lubi
uczestniczyć w zabawach braci i ich kolegów, w których z reguły
wiedzie prym. Mieszka wraz z rodziną na wsi. Pomimo beztroski
swojego życia i młodzieńczych rozrywek odczuwa wciąż głęboki
niedosyt. Jej żywiołowy temperament pragnie czegoś więcej.
Wychodząc naprzeciw jej oczekiwaniom, przenoszę ją w inny czas
i inne miejsce. Krystyna śledzi drugą wersję swojego życia z
ogromnym zainteresowaniem. Jej entuzjazm i aprobata „swoich”
zachowań potwierdza niejako, że to ona, żywa i prawdziwa.


 

I. Przyjazd kuzynek

   Gorący teksaski wiatr kołysał trawę prerii. Słońce jak czerwona
rozpalona kula zawisło nad horyzontem. Wysuszona trawa
poruszana wiatrem szeleściła lekko. Chwilami mocniejszy podmuch
wzbijał tumany czerwonego pyłu ze szlaku przecinającego prerię.
Patrząc w kierunku północno-wschodnim, jak okiem sięgnąć nic
nie mąciło oceanu równiny, lecz w przeciwnym kierunku teren
stawał się coraz bardziej urozmaicony. Można było coraz częściej
spotkać pagórki, rozpadliny, kaniony, pojedyncze krzewy i drzewa,
a im dalej na południe, tym częściej napotykało się skupiska
roślinności w postaci zagajników czy niedużych lasów.
   Nasza opowieść zaczyna się właśnie na tych terenach. W zapadłym
kącie Teksasu, niedaleko początku biegu rzeki Read, była umiejscowiona
farma, sprawiająca wrażenie dobrze zagospodarowanej. Stało tu kilka
zabudowań (większy budynek mieszkalny i niższe zabudowania
gospodarcze), otoczonych drewnianym płotem. Jedna ze ścian domu
przylegała do skalistej ściany, która powstała zapewne na skutek
osunięcia się ziemi. Z drugiej strony farmę osłaniał rozległy pagórek
w kształcie podłużnego wału, który w kierunku wschodnim zataczał
łuk i łączył się ze skalistą ścianą. Wał otaczający farmę pokryty był bujną roślinnością

I. Przyjazd kuzynek                                                                                  9



(głównie dzikiej róży, jeżyn i tarniny, z pojedynczymi wyższymi
drzewami liściastymi). Tak uformowany teren stanowił jakby
kryjówkę dla opisanego gospodarstwa. W samym połączeniu
wału ze ścianą znajdowała się głęboka wyrwa, która na oko zdawała
się przepaścią. Z drugiej strony wał obniżał się łagodnie,
jednocześnie roślinność coraz mniej bujna przechodziła w otwartą
prerię. Tak więc tylko z tej strony można się było dostać na
farmę. Po przeciwnej stronie skał, do których przylegała farma,
teren był bardziej wilgotny, ze względu na bliskie położenie rzeki.
Było tu trochę pól uprawnych, należących prawdopodobnie
do właścicieli farmy, dalej łąki i coraz gęstsze i bardziej zielone
krzewy oraz drzewa, im bliżej do rzeki.
   Z porośniętego zaroślami zbocza wypadł kasztanowaty koń.
Galopowała na nim młoda dziewczyna w skórzanych spodniach.
Dosiadała konia po męsku i zdawała się mieć też męskie obyczaje.
Piersi jej opinała ciemna, dopasowana bluzka, na którą
zarzucona była niedbale luźna kamizelka. Na głowę naciśnięty
miała czarny kapelusz z szerokim rondem, które osłaniało jej
ładną śniadą twarz przed słońcem. Spod kapelusza wymykały
się pasma bujnych, czarnych lśniących włosów, które szarpał
i przemieszczał psotny wiatr. Biodra amazonki opasywał skórzany
pas, ozdobiony srebrnymi nitami, do którego przymocowane
były dwie kabury, zawierające czarne sześciostrzałowe colty.
Dziewczyna ściągnęła cugle swego wierzchowca, zaczęła jechać
bardzo wolno. Rozparła się wygodnie w siodle, złożyła usta
w trąbkę i zagwizdała znaną kowbojską melodię. Wkrótce jednak
gwizdanie ją znudziło. Nabrała więc tchu i zaśpiewała głośno
popularną piosenkę, trochę fałszując: „Dokąd jedziesz, Jaimie,
dokąd jedziesz, mój kochany? Czy wrócisz tu jeszcze? Czy wrócisz
do mnie tu?”.
Dziewczyna umilkła. Popatrzyła na słońce.
– No trzeba wracać – mruknęła.

10                                                                                       Część pierwsza



   Spięła konia ostrogami i pogalopowała wzdłuż pagórka. Spod
kopyt rozpędzonego konia wzbijały się tumany kurzu. Dziewczyna
upojona pędem zaczęła pokrzykiwać. Starała się naśladować
okrzyki kowboi, którzy wyraźnie jej imponowali:
– Hu-aa! Hu-aa!
   Wkrótce znalazła się przed farmą. Nie chciało jej się otwierać
bramy ogrodzenia, więc rozpędziła konia i przeskoczyła przez
płot. U progu drzwi stała inna dziewczyna w obcisłej jasnoniebieskiej
sukni. Włosy jasne, z lekko rudym odcieniem upięte
były w kunsztowny kok.
   Bladoniebieskie oczy osłaniały długie, zakręcone rzęsy.
Dziewczyna w spodniach zeskoczyła z konia i podbiegła do jasnowłosej,
stojącej u drzwi.
– Jak się masz, kuzyneczko Jennie, kiedy przyjechałaś?
– Och, przecież to ty, Christine! Wybacz, ale w tym stroju nie
poznałam cię!
– Jak ty wspaniale wyglądasz, Jennie, jesteś prawdziwą damą!
Blondynka westchnęła i strzepnęła z policzka jakiś niewidoczny
pyłek.
– Och, ale czy moja cera wytrzyma długo na tej prowincji?
Christine machnęła nonszalancko ręką.
– O, wytrzymasz, moja droga, tylko będziesz musiała zdjąć
tę suknię, jeśli chcesz jeździć konno, chyba że wolisz cały dzień
siedzieć w domu.
– Żartujesz chyba, kochana Christine, ale chodź do domu, zobaczysz
moją siostrzyczkę, która przyjechała ze mną.
– Przywiozłaś Gretę?
– Tak, niech i ona odetchnie wreszcie świeżym powietrzem.
Ale oto i ona.
   Drzwi przed momentem otworzyły się cicho i wyszła drobna
dziewczyna, na pierwszy rzut oka młodsza od swych towarzyszek
o jakiś rok lub dwa lata. Oczy miała spuszczone, a na jej

I. Przyjazd kuzynek                                                                                 11



twarzy błąkał się nieśmiały uśmiech. Głowę osłaniał nieduży jasny
kapelusik. Kasztanowate włosy zaplecione były w dwa warkocze.
Gdy podniosła powieki, odsłoniła wyjątkowo duże orzechowe
oczy. Długie rzęsy, ciemniejsze niż zazwyczaj u ludzi o tej
karnacji, zdawały się niemal sięgać policzków, gdy opuszczała
wzrok, a na policzkach przy jej nieśmiałym uśmiechu pojawiały
się dwa małe dołeczki. Na nosku widniało kilka piegów, które nie
szpeciły jej, wręcz przeciwnie, dodawały uroku. Wydawało się
jednak, że dziewczyna jest zupełnie nieświadoma swojej urody,
a nawet ma bardzo niepochlebne mniemanie o swoim wyglądzie.
   Jej sylwetkę osłaniał luźny płaszczyk, uszyty w formie pelerynki
z bocznymi otworami do wysunięcia rąk, chociaż dzień był
zbyt ciepły na taki strój, jakby dziewczynie zależało na ukryciu
kształtów swojego ciała.
   Zdarza się tak czasem, że kiedy proces dojrzewania dziewczynki
postępuje bardzo szybko, rozwój duchowy nie nadąża
za rozwojem fizycznym. Taka dziecięca dusza jest zdumiona,
zawstydzona i przerażona zmianami zachodzącymi w ciele,
a szczególnie cyklicznością pewnych objawów, które nieubłaganie
towarzyszą dorosłemu życiu kobiety. Taki właśnie stan ducha
zaistniał najprawdopodobniej w wypadku Grety, co tłumaczyłoby
jej nadmierną nieśmiałość i zakłopotanie.
– Dzień dobry, kuzynko Christine – powiedziała nieśmiało.
  Christine nie lubiła słabości, nie lubiła też przymusowego
okazywania uczuć, towarzyszącego powitaniom i pożegnaniom.
Wobec Grety musiała jednak odczuwać sympatię, bo zrobiła wyjątek
– otoczyła ją ramieniem i pocałowała w policzek.
– Jak dobrze, że przyjechałaś, Greto – powiedziała. – Nauczę
cię jeździć konno i strzelać. Już najwyższy na to czas!
– Ależ, Christine – szepnęła Greta – ja się boję koni, są takie
duże… i wierzgają kopytami, a broni lepiej nie dotykać, można
nawet kogoś zabić niechcący.


12                                                                                       Część pierwsza



   Christine wykonała charakterystyczny dla niej lekceważący
ruch ręką:
– Dobra, dobra – mruknęła.
   Przed dom wyszedł człowiek w średnim wieku. Przyglądał
się dziewczętom z uśmiechem. Zauważyły go dopiero po chwili.
Christine zawołała w jego kierunku:
– Tato, wróciłam późno, bo w drodze zgubiłam torbę i musiałam
jej szukać.
   Ojciec kiwnął z pobłażaniem głową. Nie wierzył ani jednemu
słowu córki, ale od dawna bagatelizował jej drobne oszustwa.
– No to chodźcie do pokoju, panienki. Bertina przygotowała
już kolację.
   Dziewczęta, rozmawiając z ożywieniem, weszły do domu.
Stara Murzynka Bertina powitała je serdecznie i postawiła na
stole dużą tacę z lukrowanymi drożdżowymi bułeczkami.

 



II. Kowbojski okrzyk


   Dzień tym razem był chłodniejszy. Po niebie przesuwały się
pędzone wiatrem ciężkie szare chmury. Zanosiło się na deszcz.
Po prerii „wlokła się” kawalkada jeźdźców. Zmęczone konie pospuszczały
nisko łby. Jeźdźcy mieli ponure miny. Tylko dwaj jadący na przedzie
prowadzili ożywioną rozmowę. Obaj byli młodzi, wyglądali na mniej więcej
dwadzieścia dwa–dwadzieścia pięć lat. Jeden z nich był blondynem
o arystokratycznych rysach twarzy. Szare oczy spoglądały na świat
z powagą. Orli nos, gęste ciemne brwi, tworzące pewien kontrast
z jasnymi włosami, opalenizna, zdawkowy uśmiech, goszczący często
na twarzy i proporcjonalna budowa ciała tworzyły w sumie dość atrakcyjną
powierzchowność młodzieńca. Drugi mężczyzna był wyższy od swego
towarzysza i szczuplejszy. W twarzy pociągłej i bladej tkwiły ciemne oczy
o pogodnym, nieco zuchwałym spojrzeniu, ocienione szerokimi łukami
czarnych brwi. Ciemne bujne włosy wysuwały się spod ronda kapelusza.
Na szyi zawiązana była niedbale granatowa apaszka. Bluza z szarego
zamszu ozdobiona była frędzlami na bokach rękawów i poniżej karku.
Wąskie spodnie wpuszczone były w cholewy wysokich butów, ozdobionych
w okolicy kostki srebrnymi gwiazdkami. Do szerokiego skórzanego pasa
przymocowane były kabury, zawierające czarne colty.

14                                                                                       Część pierwsza



   W tej chwili młodzieniec ten roześmiał się głośno i zawołał
wesoło:
– Mówisz, George, że oprócz twojej siostry będą u ciebie jeszcze
dwie kuzynki? To cudownie! Nareszcie, mam nadzieję, spędzić
wakacje przyjemnie.
   George Bakster uśmiechnął się.
– Tylko radzę ci, Harry, nie zakochaj się w mojej siostrze, bo
napytasz sobie biedy.
– Co ty powiesz, George, czyżby to była łowczyni serc?
– Jakbyś zgadł. Nie chcę się przechwalać swoją siostrą, ale
dziewczyna cieszy się szalonym powodzeniem, pomimo…
   Harry przerwał przyjacielowi:
– Ciekaw jestem, jak ona wygląda?
– A jak myślisz?
   Harry zastanowił się.
– Hm… Sądząc po twoim wyglądzie, twoja siostra zapewne
jest blondynką, oczy szare lub niebieskie, poważna, rozsądna…
– Nie, niczego nie odgadłeś. To brunetka, roztrzepana, nieposłuszna,
ekscentryczna, nie boi się nikogo ani niczego, brawurowo
jeździ konno i strzela lepiej od ciebie.
– O… to intrygujące – mruknął Harry. – Nie mogę się doczekać,
kiedy ją poznam. Jak ma na imię?
– Christine – odpowiedział George. – Ale muszę cię ostrzec
jako mojego najlepszego przyjaciela, chociaż to jest moja siostra,
ona bardzo łatwo pozyskuje sympatię, ale potem manipuluje
ludźmi i odtrąca bez skrupułów, jeśli ma taki kaprys.
– Hm… no dziękuję ci za ostrzeżenie, chociaż prawdę mówiąc,
tego typu ostrzeżenia nie zniechęcają, raczej są wyzwaniem.
A pozostałe kuzynki? Co mi o nich powiesz?
– Kuzynki to starsza Jennie, rówieśnica Christine, to dość ładna
blondynka, taka… hm… można powiedzieć… kokieteryjna.
– O, to lubię! – zawołał Harry.


II. Kowbojski okrzyk                                                                               15



– Może ty lubisz, ale ja za nią nie przepadam. I gdyby to nie
były moje bliskie krewne, a miałbym dokonywać wyboru, zdecydowanie
stawiałbym na Gretę. Jest młodsza o dwa lata, jeszcze dość
dziecinna, ale to bardzo wartościowa dziewczyna. Uczciwa, uczynna,
pracowita, sentymentalna i przy tym wszystkim bardzo ładna.
– Znając twój gust, to pewnie chodząca powaga i rozsądek.
– Rzeczywiście, jest raczej poważna. Ale nie chcę, abyś pomyślał,
że cię swatam czy coś sugeruję. Sam wkrótce je poznasz
i ocenisz.
   Nagle George zatrzymał konia i zeskoczył na ziemię. Harry
poszedł w jego ślady. Na trawie leżała czerwona chustka z wyszytym
w rogu monogramem Ch.B. George podniósł ją.
– To apaszka Christine, jestem tego pewien. Jak ta dziewczyna
daleko się zapuszcza, jakby nie wiedziała o niebezpieczeństwach,
które mogą jej tu grozić. Muszę sobie z nią poważnie porozmawiać,
bo jak widzę, ojciec zupełnie nie radzi sobie w tym względzie.
   Harry wyrwał mu czerwony skrawek z ręki i schował do kieszeni:
– Pozwolisz, że wezmę to sobie – oznajmił.
   George uśmiechnął się.
– Oj, Harry Mastersonie, widzę, że poważnie przygotowujesz
się do ataku – powiedział kpiąco. – Pamiętaj jednak, że ja cię
ostrzegałem.
   Dogoniła ich reszta jeźdźców. Jeden z nich, lat około trzydziestu,
zapytał z nieukrywaną złością:
– Czemu stoicie i marnujecie czas? Zaraz zacznie padać!
   Harry odpowiedział zuchwale:
– Nikt nie zabrania panu jechać, panie Lewis!
   Ale George poprawił go uprzejmie:
– Zatrzymaliśmy się, bo znaleźliśmy apaszkę należącą do
mojej siostry. Ale już możemy jechać dalej. Od farmy dzieli nas
jeszcze około godziny drogi.


16                                                                                       Część pierwsza



– Właśnie, właśnie – mruknął Lewis. – To jeszcze dość daleko,
konie są zmęczone i przegrzane i jeśli spadnie zimy deszcz,
mogą się rozchorować.
   Chłopcy wskoczyli ponownie na konie i pojechali do przodu,
aby prowadzić kawalkadę. Gdy znów znaleźli się sami, Harry
Masterson zapytał gniewnie:
– Czemu ten Lewis tak się rzuca?! Nie cierpię tego typa i po
co on w ogóle z nami jedzie? Zabrał ze sobą eskortę dziesięciu
ludzi. O co tu chodzi?
– Kapitan Lewis to dawny przyjaciel mojego ojca, czy też
raczej syn przyjaciela. Nie wiem dokładnie. Ojciec jest czymś
zaniepokojony. Mówił mi coś o Indianach, ale ja nie słyszałem,
żeby jakieś plemię weszło na ścieżkę wojenną. Zresztą w większej
części kraju Indianie zostali już umieszczeni w rezerwatach.
Ci, co jeszcze się opierają, to niedobitki. Kiedy ostatnio byłem
w domu, ojciec mówił mi, że zamierza poprosić kapitana Lewisa
o przysłanie kilku żołnierzy do ochrony farmy na jakiś czas. Nie
sądziłem, że kapitan pofatyguje się osobiście. Chociaż mam pewne
podejrzenia, czym spowodowana jest jego uprzejmość.
   George zawiesił głos, jakby zawahał się, czy mówić dalej.
– Czym? No, mów wreszcie!
– Hm… – kontynuował George. – Ostatnio Lewis był u nas
jakiś rok temu. Odniosłem wrażenie, że Christine podoba mu się
niebywale. Może zamierza starać się o jej rękę?
– Co?! I ty, jej brat, pozwolisz na to?
– Ależ nie gorączkuj się, Harry. Nawet jej nie widziałeś, a już
wydajesz się zazdrosny. Kapitan Lewis to człowiek dobrze sytuowany,
z pewną pozycją społeczną.
– Uff!…
   Jakiś ty niecierpliwy. Poczekaj, aż skończę. Lewis nigdy nie
przekroczył granic kurtuazji wobec Christine i moja interwencja
ani nie była, ani nie jest potrzebna obecnie. Zresztą moja siostra to

 
II. Kowbojski okrzyk                                                                               17



dziewczyna, która doskonale sama umie bronić się przed niechcianymi
adoratorami. A głowę dałbym, że kapitan wcale nie przypadł
jej do gustu. Nie tylko nie zwracała na niego uwagi, ale często była
wręcz arogancka, aż ojciec ją karcił i denerwował się na nią.
   Tak gawędząc, przejechali jeszcze jakieś dwie mile i wkrótce
George zobaczył znajomy pagórek w kształcie wału, za którym
znajdowała się jego rodzinna farma. Konie, wyczuwając instynktownie
koniec podróży, przyspieszyły kłus. Nagle zza wzgórza
wypadły dwa konie, których dosiadały dwie amazonki. George
od razu poznał siostrę i kuzynkę Jennie. Dziewczęta galopowały,
śpiewając kowbojską piosenkę Dokąd jedziesz, Jimie itd. Urwały
śpiew w pół zdania, gdy zobaczyły zbliżających się jeźdźców.
Zatrzymały się i przyglądały ciekawie. Wreszcie Christine rozpoznała
w jednym z nich swojego brata i powiedziała do swej
towarzyszki:
– To George i jeszcze jacyś ludzie, których chyba nie znam.
Umiesz krzyczeć po kowbojsku, Jennie?
– Wiem, jak to ma brzmieć, ale nie umiem wydobyć z siebie
takiego dźwięku – odpowiedziała.
– No to posłuchaj! – Christine nabrała głęboko powietrza
w płuca i wrzasnęła na całe gardło: – Huu-aaa!!!
   Dźwięk ten przypominał trochę gardłowe okrzyki Indian. Nie
brzmiał przyjemnie dla ucha, a kiedy pochodził z ust mężczyzny
mógł przerazić potencjalnego wroga, zresztą właśnie w takim
celu bywał zazwyczaj używany. Ale i okrzyk Christine był bardzo
udany i Jennie nie szczędziła jej pochwał, a w jej głosie była
nuta zazdrości.
– Ojej, jak wspaniale, Christine, jak ty… – przerwał jej wypowiedź
okrzyk o podobnym brzmieniu, lecz o wiele groźniejszy.
   Christine szepnęła:
– To na pewno nie krzyczał George, jestem pewna.
– Może to kapitan Lewis? – powiedziała zjadliwie Jennie.


18                                                                                       Część pierwsza



   Christine roześmiała się.
– Lewis?
– Ha, ha, ha! Prędzej mi kaktus na dłoni wyrośnie, nim on tak
zawoła. A zresztą skąd wiesz, że on tam jest?
– Bo go widzę.
   Teraz Christine odpłaciła jej ironicznym docinkiem:
– Doprawdy, jakie ty masz bystre oczy, jeśli chodzi o Lewisa.
   Jennie zaczerwieniła się z lekka. Wydęła usta naburmuszona
i po chwili powiedziała:
– Moje oczy są wobec wszystkich jednakowe, ale nie mogłabym
tego powiedzieć o twoich. Dałabym głowę, że były inne
dla pana Warleya, mimo to on tydzień temu wziął ślub… i nie
z tobą – dodała jakby od niechcenia.
   Christine zmarszczyła brwi. Tymi słowami Jennie ukłuła ją
boleśnie. Ale szybko znalazła mściwą ripostę:
– Jaka szkoda, Jennie, że kapitan Lewis nie jest równie spostrzegawczy
jak ty… a nawet mam wrażenie, że jest ślepy, jeśli
chodzi o ciebie…
   Jennie aż podskoczyła na te słowa. Nie spodziewała się tak
otwartej ironii. Nienawidziła w tej chwili Christine i zaczęła się
gorączkowo zastanawiać, jak jej dopiec, ale ponieważ jeźdźcy
już się zbliżyli, Christine wzięła swoją kuzynkę za rękę i powiedziała
jakby nigdy nic:
– Popatrz, Jennie, co to za kowboj pędzi obok George’a?
   Jeźdźcy byli już bardzo blisko i Jennie za nic na świecie nie
chciała, aby nabrali o niej złego mniemania, więc popatrzyła
na wskazanego chłopca, potem z wdziękiem przechyliła głowę
w stronę kuzynki, uśmiechnęła się słodko i wyszeptała:
– Nie wiem, ale jest chyba szalenie przystojny…
   Tymczasem jeźdźcy dojechali do dziewcząt. Zrobiło się trochę
zamieszania, gdyż wszyscy chcieli naraz coś mówić, a spod
kopyt gwałtownie zatrzymanych koni uniosło się dużo pyłu.


II. Kowbojski okrzyk                                                                                19



George, Christine i Jennie pozsiadali z koni i przywitali się – jak
wypadało w rodzinie pocałunkami. Następnie George przedstawił
Harry’ego Mastersona jako swojego serdecznego przyjaciela.
Kapitan Lewis wyjechał naprzód. Ukłonił się paniom z kurtuazją,
następnie gestem nakazał swoim podwładnym ustawić się
w szereg i przedstawił ich po kolei:
– To moi oficerowie, porucznicy: Rob Vanest i Bob Custer,
kaprale: Jack Murray, Sam MacCabe, Mark Ready, Andy Blake
i szeregowi: Jim Ferguson, Mat Paterson, Jack Svedberg i Ben
Wroom.
   Jak widać, wśród żołnierzy przeważali oficerowie. Bywało
tak, gdy oddział był wynajmowany na określony czas przez prywatnego
obywatela w celach obronnych. Takie akcje były przez
żołnierzy traktowane jak rodzaj urlopu bądź nagrody, tym bardziej
że zagrożenia z reguły bywały wyimaginowane, a służba
w prywatnej posesji relaksująca.
   Całe towarzystwo pojechało w stronę domu. Christine może
niechcący, a może specjalnie została trochę w tyle. Nie wiadomo,
czy tylko przypadkiem, czy też nie, obok niej znalazł się Harry
Masterson. Wyciągnął z kieszeni czerwoną chustkę i podał ją
dziewczynie.
– Oddaję pani zgubę, panno Christine.
   Christine rzuciła pobieżne spojrzenie na czerwony skrawek
materiału, a potem dłużej popatrzyła w oczy chłopca.
– Bardzo panu dziękuję, to moja ulubiona apaszka. Gdzie pan
ją znalazł? Chyba niedaleko od farmy?
– Niedaleko? Jakieś dobre pięć mil stąd. Z tego powodu brat
pani zdenerwował się na panią okrutnie.
   Christine zmarszczyła brwi.
– A niech to diabli! Ten skarżypyta gotów to powiedzieć ojcu
i będę miała burę, a niech to!


20                                                                                       Część pierwsza



– Niech się pani nie martwi, Christine. Powiem mu, żeby milczał.
– Tak, ale czy pana posłucha?
   Harry przybrał zuchwałą minę.
– O, to już głupstwo!
   Christine strzeliła oczami w jego kierunku, uśmiechnęła się
z aprobatą i powiedziała, zerkając na niego spod oka.
– Jest pan bardzo pewny siebie.
   Harry odpłacił jej podobnym spojrzeniem i zmienił temat.
– Czy to pani powitała nas tym kowbojskim okrzykiem?
– Ja – odpowiedziała niedbale, znów podnosząc na niego oczy.
   Harry uśmiechnął się. Wspaniała dziewczyna, pomyślał. Jeszcze
takiej nie widziałem.
– A ja jestem pewna, że to pan mi odpowiedział.
– Nie odgadła pani, to zawołał kapitan Lewis.
– Kłamie pan – powiedziała z przekonaniem. – To nie Lewis,
znam dobrze jego głos.
– Ach, zna pani dobrze jego głos – powiedział Harry jakimś
dziwnym tonem.
  Christine ze złością zagryzła wargi. Dałam się złapać, pomyślała.
W ten sposób wyciągnął ze mnie zupełnie niepotrzebne
wyznanie, że mam coś wspólnego z Lewisem. Jest bystry, ale
w sumie to zaleta.
   Jennie, która jechała obok George’a i rozmawiała z nim,
oglądała się często i obserwowała parę pozostającą w tyle.
Twarz jej ściągał wyraz irytacji i zazdrości. Już od lat dziecięcych
rywalizowała z Christine o wszystko, teraz głównie
o powodzenie wśród mężczyzn i wyraźnie widoczna, nawiązująca
się sympatia między jej kuzynką a panem Mastersonem
wprawiała ją w rozdrażnienie. Była tak zajęta obserwacją, że
nie słuchała uważnie, co mówi George, i często na jego pytania
odpowiadała milczeniem. To George’a zdziwiło, znał bowiem


II. Kowbojski okrzyk                                                                                21



gadatliwość kuzynki. Jeszcze jedna para oczu śledziła opóźniającą
się parę – były to oczy Lewisa. Kapitan, niezadowolony,
wydał potajemny rozkaz swym podwładnym, aby zwolnić
i dołączyć do rozmawiającej pary. Christine, zapatrzona w oczy
Harry’ego, dostrzegła kątem oka, że jadący na przedzie żołnierze
wyraźnie zamierzają do nich dołączyć. Wiedziała, czyja to
inicjatywa, i miała ogromną ochotę podjechać do Lewisa i wygłosić
mu jakąś złośliwą reprymendę, poprzestała jednak tylko
na krótkim zdaniu skierowanym do Harry’ego:
– Jedźmy trochę wolniej na złość Lewisowi.
– Drab chce nam przeszkodzić w rozmowie – stwierdził Harry,
zadowolony z faktu zauważalnej własnej przewagi w sympatii
u dziewczyny nad rywalem.
   Zwolnili więc i wlekli się prawie noga za nogą. Wtedy żołnierze
zatrzymali się zupełnie. Zatrzymała się także Jennie. George
spostrzegł w pewnej chwili, że jest całkiem sam. Zdziwiony zawrócił
i zapytał, co to ma znaczyć. Kapitan Lewis wyjaśnił matowym
głosem, bez okazywania emocji:
– Zostałem wynajęty do ochrony pana rodziny i staram się jak
najlepiej wywiązać z tego zadania.
   George zauważył teraz siostrę i Harry’ego i roześmiał się.
– Widzą państwo, co to za casanova z mojego przyjaciela? Już
mi „poderwał” siostrzyczkę.
   Christine zacisnęła usta. W oczach jej zapłonęły na sekundę
błyskawice gniewu. Bez słowa spięła konia ostrogami i pogalopowała
przed siebie w kierunku przeciwnym od domu. Jeźdźcy
popatrzyli na siebie zdziwieni. George zawołał:
– A to zwariowana dziewczyna! Już jej coś strzeliło do głowy!
  Jennie dodała tryumfująco:
– Jej zachowanie to karygodna lekkomyślność i brak odpowiedzialności!
   George zastanawiał się chwilę, wreszcie zdecydował:


22                                                                                       Część pierwsza



– Jedźmy do domu. Już niedaleko. Ona przyjedzie, gdy się
uspokoi i ochłonie. Nic jej się nie stanie.
   Harry był innego zdania:
– Ja jednak pojadę za nią.
   Kapitan Lewis miał dylemat – albo jechać także za dziewczyną
(podjął się przecież ochrony nad całą rodziną Johna Bastera),
przy okazji nie dopuściłby wtedy do zaprezentowania się Mastersona
w oczach dziewczyny w roli jedynego troskliwego opiekuna
i do przebywania pary sam na sam, albo jechać na farmę i odmeldować
się u Johna jako dowódca oddziału mającego zadanie
ochronę farmy. Uznał, że ta druga opcja będzie korzystniejsza
z różnych względów: raz, że uwłaczałoby jego godności uganianie
się po prerii za niedojrzałą emocjonalnie smarkulą, dwa, że
zyskanie sojusznika w ojcu dziewczyny mogło się okazać skuteczniejsze
niż próby pozyskania jej sympatii, które zresztą do tej
pory nie powiodły mu się. Powiedział więc do Mastersona:
– Mam nadzieję, że pan opanuje emocje panny Baxter i sprowadzi
ją szybko do domu. W przeciwnym wypadku będę zmuszony
rozdzielić moich ludzi i część zostawić na farmie, a część
wysłać na poszukiwania.
   Harry pogalopował za oddalającą się dziewczyną. Za pagórkiem
zniknęła mu z oczu. Ale kiedy wjechał na szczyt pagórka,
zobaczył ją znowu. Stała obok konia, trzymając ręce w kieszeniach.
Podjechał do niej i zeskoczył z konia. Christine nie okazała
zdziwienia na jego widok, jakby się go spodziewała.
   Z nieodgadnioną miną podeszła do niego, zarzuciła mu ręce
na ramiona i z bliska zajrzała w oczy. Ale gdy Harry, uznając jej
zachowanie za zachętę, spróbował ją pocałować, szybko się odsunęła
i z figlarnym uśmiechem wskoczyła na swego konia. Zamachała
ku niemu ręką i pogalopowała w stronę farmy. Nie miał
innego wyjścia, jak uczynić to samo. Nie był jednak obrażony na
dziewczynę, bo jadąc za nią, uśmiechał się pod nosem.


 
III. Greta


   Zamyślona Greta siedziała przed domem. Bujne ciemnokasztanowe
włosy miała rozpuszczone, w postaci bezładnych loków spływały na jej
ramiona. Duże orzechowe oczy patrzyły gdzieś w przestrzeń. Lubiła te
chwile samotności, gdy była pewna, że nikt na nią nie patrzy. Lubiła
rozmyślać i marzyć. Jej wyobraźnia malowała ogrody pełne kwiatów,
ozdobnych drzew i krzewów. Byłaby szczęśliwa, mogąc pielęgnować
taki ogród. Od dziecka myślała o wstąpieniu do zakonu. W dziecięcej
naiwności wyobrażała sobie, że będzie spędzać czas na modlitwie
i pielęgnowaniu takiego ogrodu. Chociaż kiedyś Jennie, kiedy usłyszała
jej plany, wyśmiała ją. Powiedziała, że owszem, na modlitwę dadzą jej
trochę czasu skoro świt, a potem będzie harować aż do nocy i usługiwać
starym, nudnym zakonnicom. Greta nie uwierzyła; podejrzewała, że
złośliwa siostra straszy ją. Zawsze przecież jej dokuczała. Takie samotne
rozmyślania cieszyły Gretę do niedawna. Ponieważ Jennie ciągle chwaliła
się swoimi adoratorami, Greta zaczęła trochę interesować się własnym
wyglądem. Kiedy patrzyła w lustro, stwierdzała, że jest bardzo brzydka.
Ogarniał ją wtedy jakiś smutek, chociaż siłą woli i rozsądku nakazywała
sobie nie martwić się swoją rzekomą brzydotą; przecież w klasztorze
wygląd zewnętrzny


24                                                                                       Część pierwsza



nie jest ważny. Gdyby jednak mogła mieć wpływ na własny
wygląd, wolałaby być taka jak Christine bądź w ostateczności
jak jej siostra. Do Jennie przychodziły czasami koleżanki. Lubiły
siadać na ławeczce po lipą, piły lemoniadę i opowiadały sobie
coś, chichocząc co chwila. Czasem jakieś zdanie dolatywało
do uszu Grety. Główny temat ich rozmów dotyczył chłopców
i podbojów, jakie dziewczęta czyniły w ich sercach. Chwaliły
się jedna przez drugą swoimi sukcesami. Greta zaczynała odczuwać
wtedy coś pośredniego między zazdrością a smutkiem.
Żal spowodowany przeświadczeniem, że jej nigdy nikt nie pokocha,
bo jest zbyt brzydka.
   Jennie proponowała czasem siostrze wspólne wyjście na miasto,
lecz Greta odmawiała. Parę razy Jennie próbowała uświadomić
ją w sprawach dotyczących miłości, głównie jej aspektów
fizycznych.
  


 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl