Kategorie blog
Trudne chwile
Trudne chwile






















SPIS TREŚCI


      I    TRUDNE CHWILE .........................................................................7
     II    PRZEMIANA.................................................................................18
    III    NARODZINY PRZYJAŹNI...............................................................34
    IV    BLIŹNIACZKI................................................................................41
     V    „WIELKI SZU”...............................................................................46
    VI    ŚWIĄTECZNY PREZENT.................................................................57
   VII    GŁUPIA TRADYCJA........................................................................83
  VIII    REBUS ........................................................................................92
    IX    OKULARNIK ................................................................................107
     X    GORZKA PRAWDA .......................................................................117
    XI    PRAWDZIWE OBLICZE..................................................................128
   XII    NIESPODZIEWANI GOŚCIE...........................................................139
  XIII    POWRÓT ....................................................................................146
  XIV    RAJMUND, MĘŻCZYZNA DLA MAMY...............................................149
   XV    NAJTRUDNIEJSZE CHWILE............................................................157
  XVI    ZWIERZENIA................................................................................168
 XVII    PODSTĘPNY PLAN........................................................................174
XVIII    TAJEMNICA KINGI.......................................................................182
  XIX    DRĘCZĄCY KOSZMAR...................................................................190
   XX    GOŚĆ HONOROWY.......................................................................195
  XXI    OSTATNI DZIEŃ...........................................................................200





I


TRUDNE CHWILE


        „To już jutro” – pomyślała Małgosia i oparła buzię na rączkach. Patrzyła, jak zachodzące słońce malowało przecudnymi kolorami niebo i chmury.
        Małgosia rozpoczynała naukę w szkole podstawowej, po raz pierwszy miała być tak długo bez mamy. Przez całe wakacje oglądała książki i zeszyty, które teraz, równiutko ustawione, stały na jej półce. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy będzie się mogła uczyć, ale dzisiaj ogarnął ją niepokój. Przecież nikogo tutaj nie zna. Przeprowadziły się do tego miasta niedawno i nie zdążyła nawet poznać dzieci z tego osiedla. Dla wszystkich była nowa i wszystko wokół niej było nowe.
        – Małgosiu, chodź na kolację. – Mama stanęła w drzwiach pokoju. – Co ci się stało? Masz taką smutną buzię. Nie cieszysz się, że od jutra idziesz do szkoły? Przecież tak na to czekałaś.
        – Tak… tylko… – Małgosia przytuliła się do mamy. – Tylko ja tutaj nikogo nie znam. Nie mam żadnej koleżanki. Wszystkie zostały tam, gdzie mieszkałyśmy.
        Mama uśmiechnęła się i pogłaskała Małgosię po główce pełnej jasnych loków.
        – Małgosiu, jesteś wesołą i miłą dziewczynką, i zobaczysz, że szybko znajdziesz nowe koleżanki.
        – Ja też mam taką nadzieję, mamusiu.
        Małgosia uśmiechnęła się lekko do mamy, wzięła ją za rękę i obydwie skierowały się w stronę kuchni.



8                                                                                          TRUDNE CHWILE




        Było już bardzo późno, kiedy mama skończyła sprzątać. Była zmęczona. Zajrzała jeszcze do Małgosi i Beatki, poprawiła kołderki i uśmiechnęła się, patrząc na śpiące, spokojne buzie obydwu córeczek. Pamiętała, jak jeszcze niedawno Beatka szła do pierwszej klasy; teraz już skończyła podstawówkę, za chwilę będzie licealistką. Nagle zrobiła się taka dorosła, taka poważna. A teraz Małgosia będzie pierwszoklasistką. Pochyliła się i pocałowała obie w policzek. Wyszła z pokoju i zamknęła po cichu drzwi.
        – Jeszcze tylko spakuję róg Małgosi – powiedziała sama do siebie.
        – Mamusiu, już wróciłam! – zawołała Beatka jeszcze w drzwiach, lecz nikt jej nie odpowiedział. – No tak, przecież tata wyjechał w delegację, a mama ma dzisiaj wrócić później. Całkiem o tym zapomniałam. – Beatka nagle doznała olśnienia.
        Podeszła do telefonu i wystukała numer. Trwało chwilę, zanim ktoś odebrał.
        – Dzień dobry, mówi Beatka. Czy mogę prosić Bożenkę? – Z drugiej strony znowu zrobiło się cicho.
        – Tak, słucham – rozległo się po chwili.
        – No cześć, Bożenka, mówi Beatka. Nie mogę dzisiaj przyjść do ciebie.
        – No trudno. Umówimy się na inny dzień.
        – Zapomniałam całkiem, że tata jest w delegacji, a mama wraca później z pracy. Dałam mamie słowo, że zajmę się Małgosią. Jeszcze muszę ją odebrać z przedszkola. A może ty przyjdziesz do mnie i u mnie się pouczymy?
        – Chyba nie. I tak będziesz miała z małą pełno roboty.
        – To cześć. Do jutra! – odpowiedziała Beatka, odłożyła słuchawkę i spojrzała na zegarek. – O rany, muszę odebrać Małgosię! – Przestraszona, wybiegła z mieszkania.

* * *


        – Nareszcie w domu… – powiedziała mama, wieszając żakiet. – Dałaś sobie radę, Beatko?



I TRUDNE CHWILE                                                                                        9




        – Tak, mamusiu. Małgosia była grzeczna.
        – Mamusiu, nareszcie przyszłaś! – Małgosia wybiegła z pokoju i rzuciła się mamie na szyję. – Gdzie byłaś tak długo? A wiesz, tatusia też jeszcze nie ma. A w ogóle to ja jestem bardzo, ale to bardzo głodna.
        – Zaraz zrobimy coś smacznego – powiedziała z uśmiechem mama.
        – Ja ci pomogę, mamusiu – zaofiarowała się Beatka.
        – I ja też – śmiało powiedziała Małgosia.
        Wszystkie trzy raźno ruszyły do kuchni. Przygotowanie spóźnionego obiadu sprawiło im wielką radość, co chwilę też w kuchni słychać było ich śmiech.
        Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Mama wyszła, zostawiła rozbawione dziewczynki same. Dość długo rozmawiała z kimś, a po jego wyjściu, zamiast do kuchni, poszła do pokoju. Beatka zaniepokoiła się i pobiegła za mamą. Kiedy weszła do pokoju, zobaczyła smutną twarz mamy, po jej policzkach spływały strugi łez. Mama patrzyła na nią jakoś tak dziwnie, jakby w ogóle jej nie widziała. Beatka poczuła, jak coś ściska jej gardło, a niewidzialna siła nie pozwala ruszyć się z miejsca.
        – Mamusiu, co ci jest? – tylko tyle zdołała wypowiedzieć, zanim gardło zacisnęło się jeszcze mocniej, a łzy same popłynęły z oczu.

* * *


        Mama kończyła pakować najważniejszą dla pierwszoklasisty rzecz – róg obfitości. Był duży, kolorowy i cały wypełniony słodyczami. Jeszcze tylko wstążeczka… i gotowe. Położyła róg na stole i usiadła w fotelu. Jej wzrok powędrował do szafeczki, na której stały fotografie.
        – Szkoda, że ty tego nie możesz zobaczyć – powiedziała szeptem, a po jej policzku spłynęła łza.
        Od tamtego dnia minęły już trzy lata, lecz jej ciągle wydawało się, że to było wczoraj.



10                                                                                        TRUDNE CHWILE




        Dźwięk dzwonka był mocny i niecierpliwy. Mama podeszła i otworzyła drzwi. Zobaczyła dwóch mężczyzn, których twarze nie wróżyły niczego dobrego.
        – Dzień dobry – odezwał się ten wyższy. – Czy mamy przyjemność z panią Żmijewską?
        – Tak, słucham.
        – Czy możemy wejść do środka? – zapytali, pokazując swoje legitymacje.
        – Proszę. – Odsunęła się od drzwi, robiąc im miejsce. – Słucham – bardziej stwierdziła, niż zapytała.
        Jednak goście nie kwapili się do rozmowy, sprawiali wrażenie, jakby szukali odpowiednich słów.
        – Może w końcu któryś z panów powie mi, o co chodzi?
        – Czy pan Tadeusz Żmijewski to pani mąż? – rozpoczął niepewnie ten wyższy.
        – Tak, ale wyjechał w delegację.
        Obydwaj spojrzeli po sobie. Widząc to, poczuła niepokój.
        – Czy coś się stało?
        – Pani mąż miał zawał serca…
        Nie słyszała już nic więcej. Mówili coś o samochodzie, o wypadku. Wszystko to mieszało jej się z dobiegającym z kuchni śmiechem dziewczynek. Nie wiedziała, kiedy do ręki włożyli jej jakąś kartkę, kiedy wyszli, kiedy znalazła się w pokoju. Długo nie docierało do niej, że zostały same. W głowie kotłowały się jej wciąż te same myśli: „Dziewczynki… co ja im powiem, co ja im powiem…?”.
        Widziała stojącą w drzwiach Beatkę, biegnącą do niej Małgosię. Pamięta, że długo wszystkie trzy siedziały na podłodze, mocno przytulone. Zapomniały o wszystkim, nawet o czekającym na nie smacznym obiedzie. To właśnie wtedy Beatka stała się taka dorosła, taka poważna. Czuła wówczas, jakby cały świat, ich piękny świat, nagle runął, rozpadł się na drobne kawałki.



I TRUDNE CHWILE                                                                                      11




        – Dziewczynki, wstajemy! – zawołała, wchodząc do pokoju.
        – Jeszcze chwilkę – odezwała się Beatka, przykrywając się szczelniej kołdrą, jakby chciała oddalić od siebie to, co nieuniknione – pójście do szkoły.
        Małgosia też nie kwapiła się do wstawania.
        – Wstajemy, wstajemy. Mamy tylko dwie godziny na przygotowanie, a ty musisz jeszcze dojechać do szkoły. – Mama popatrzyła w stronę Beatki.
        – Ojej, czemu to nie jest odwrotnie. Czemu szkoła nie trwa dwa miesiące, a wakacje resztę – powiedziała Beata, siadając na łóżku.
        – No nie wiem, czy dużo byś się nauczyła. – Mama zaśmiała się. Popatrzyła na wyglądające spod kołdry niebieskie oczka Małgosi i jej jasne loki. – No, ty też wyskakuj z łóżka! Czeka na ciebie szkolna przygoda, koleżanki i koledzy, i jeszcze coś.
        – A co? – Małgosia nagle ożywiła się, odrzuciła kołderkę i usiadła.
        – To niespodzianka – powiedziała z uśmiechem mama.
        – Jaka? Jaka? – dopytywała się Małgosia.
        – Wszystko w swoim czasie. No to jak? – zapytała mama, wyjmując z szafy rzeczy dla Małgosi, ale jej już w pokoju nie było.
        Z łazienki zaś dobiegał szum wody i głośny śmiech dziewczynek. Lubiła słuchać tego śmiechu, był dla niej czymś, co pozwoliło jej przetrwać wszystkie te ciężkie chwile. Pościeliła łóżeczka dziewczynek, ułożyła ich ubranka i wyszła do kuchni.
        – Mamusiu, uczeszesz mnie? – Małgosia, ubrana, stała w drzwiach kuchni.
        – Oczywiście. Jaka ty jesteś dzisiaj ładna.
        – Jak każda pierwszoklasistka – dokończyła Beata, wchodząc do kuchni.
        – Ty też jesteś pierwszoklasistką – odcięła się Małgosia, siadając do stołu, na którym stało przygotowane przez mamę śniadanie.



12                                                                                        TRUDNE CHWILE




        – Tak, tylko liceum, a nie podstawówki, i nie muszę nosić tyty.
        – Czego? Mamusiu, co to jest tyta? – Nagle Małgosia przestała jeść i popatrzyła na mamę.
        – Oj, Beatko. To miała być niespodzianka, a ty, jak ta papuga, wszystko wypaplałaś! – Mama zaśmiała się i spojrzała na Beatę. – Teraz idź do pokoju i przynieś tytę dla Małgosi.
        Beatka tylko na to czekała. Prawie biegiem poszła do pokoju, gdzie na stole leżał przygotowany róg obfitości. Dumnie wniosła go do kuchni i podeszła do mamy. Obydwie wybuchnęły głośnym śmiechem, kiedy popatrzyły na Małgosię. Wyglądała komicznie z tymi rozwianymi lokami, dużymi oczami wpatrzonymi w róg, otwartą buzią i zatrzymaną tuż przed nią ręką z bułeczką.
        – Co… to… jest? – zapytała jak zaczarowana.
        – To jest prezent od nas wszystkich dla ciebie. Życzymy ci, żebyś poznała dużo koleżanek i kolegów, żebyś była uśmiechnięta i miała same piątki – prawie jednocześnie powiedziały obie.
        – To… to… to jest ta tyta? – jąkała się Małgosia.
        – To jest twój róg obfitości – odpowiedziała mama.
        – A co jest w środku?
        – To tajemnica.
        – To ja ją zaraz otworzę! – Małgosia wstała tak nagle, że omal nie przewróciła krzesła.
        – O, nie – powstrzymała ją mama.
        – Jeszcze nie teraz.
        – Dlaczego? – spytała smutno, a jej usta ułożyły się w podkówkę.
        – Bo najpierw musisz przekroczyć próg szkoły, zostać pasowana na ucznia, aby móc poznać tajemnicę rogu – poważnie powiedziała mama.
        – A czemu ty nie masz tyty? – Małgosia popatrzyła na Beatę. – Przecież ty też idziesz do pierwszej klasy. Jak nie masz, to ja się z tobą podzielę moją.
        Mama i Beatka zaśmiały się.



I TRUDNE CHWILE                                                                                     13




        – Małgosiu, taki róg dostaje się tyko raz, kiedy po raz pierwszy idzie się do szkoły, tak jak ty dzisiaj.
        – To Beatka też kiedyś miała?
        – Miałam. I był tak samo duży i ciężki jak twój. – Beata pocałowała siostrę w policzek. – A poza tym obiecuję ci, że zawsze ci pomogę w nauce, jeżeli czegoś nie będziesz umiała.
        – Jesteś kochana. – Małgosia objęła siostrę za szyję i przytuliła się do niej. – Szkoda tylko, że tatuś nie poczekał, aż pójdę do szkoły – dodała smutno.
        Mama szybko odwróciła się. Nie chciała, aby dziewczynki widziały, że po policzkach spływają jej łzy. Nie lubiły, jak mama płacze i jest smutna, były wówczas takie bezradne.

* * *


        Pogoda była cudowna. Słońce rozrzucało wkoło swoje błyszczące promienie. Podwórko szkolne było pełne takich jak Małgosia, pierwszoklasistów trzymających większe lub mniejsze rogi obfitości. Co chwilę było słychać delikatne odgłosy aparatów fotograficznych i cichy szmer kamer. Każdy chciał uwiecznić ten moment, tylko Małgosia z mamą stały na uboczu. Nikt nie robił im zdjęć.
        Mama patrzyła na córkę i jej smutną buzię.
        – Małgosiu, jak będziemy wracały ze szkoły, to wejdziemy do fotografa i zrobimy zdjęcie. Dobrze? – starała się pocieszyć córkę.
        – Dobrze, mamusiu. – Małgosi rozbłysnęły oczka – A potem postawisz je na szafeczce obok zdjęć Beatki i tatusia. Dobrze, mamusiu?
        – Oczywiście.
        – No, nareszcie znaleźliśmy was w tym tłumie wielkoludów! – za plecami mamy rozległ się niski, gruby głos.
        – Babcia Genia! Dziadek Józek! – Małgosia ze szczęścia omal nie wypuściła swojego rogu.



14                                                                                        TRUDNE CHWILE




        – Witajcie. Dobrze, że powiedziałaś nam, Tereniu, do której szkoły ją zapisujesz. Dziadek tak długo siedział w łazience, że nie zdążyliśmy pojechać po was do domu. – Babcia ucałowała obydwie.
        – Ja siedziałem, ja siedziałem… A kto przewrócił całą szafę do góry nogami i narzekał przez godzinę, że nie ma co na siebie włożyć? To ja ciebie musiałem poganiać – bronił się dziadek.
        Cała czwórka zaczęła się śmiać, Małgosia czuła, że ten dzień będzie dla niej naprawdę szczęśliwy, będzie wyjątkowy.
        – Śmiejcie się, śmiejcie. – Nagle dziadek spoważniał – A co wy myślicie, że zdjęcia same się zrobią? No, stawać mi tu, wszystkie baby, do zdjęcia!
        Małgosia wręcz promieniała ze szczęścia – ona też będzie miała zdjęcia, już dziadek się o to postara.
        – Przepraszam pana. – Nagle obok dziadka pojawiła się skromnie ubrana drobniutka kobieta, której towarzyszyła zawstydzona dziewczynka.
        – Słucham panią. – Dziadek nagle wyprostował się. – Ja mam taką małą prośbę… – Lekko się zawahała.
        – Ja panu zapłacę, czy mógłby pan zrobić mojej córeczce jedno zdjęcie? – zapytała i onieśmielona opuściła oczy.
        – Jedno? Tylko jedno? Ja mogę zrobić pięć, a pieniądze niech pani zatrzyma. No, gdzie jest ta najważniejsza osoba?
        Zza kobiety wyłoniła się mała, drobna postać o pięknych czarnych włosach i zielonych oczach. Dziewczynka tak się wstydziła, że cała jej buzia oblana była rumieńcem. Małgosia poczuła do niej sympatię. Nie wiedziała co, ale coś w niej było. Dziadek zrobił zdjęcia i rozmawiał o czymś z tą panią. Małgosia nieśmiało podeszła do dziewczynki.
        – Jak się nazywasz?
        – Klaudia. Klaudia Wolny – odpowiedziała dziewczynka, wpatrując się w ziemię i mocno trzymając swój mały róg.
        –A ja Małgosia Żmijewska. Wiesz, ja nie znam tu nikogo, a ty?



I TRUDNE CHWILE                                                                                      15




        – Ja też – cicho odpowiedziała.
        – Chciałabyś być moją koleżanką?
        – Chciałabym mieć koleżanki, ale nikt mnie tu nie lubi.
        – Dlaczego?
        – Bo… bo ja… bo ja jestem biedna i nie mam taty.
        – No i co z tego. Ja też nie mam taty.
        – A ty chciałabyś być moją koleżanką? – niepewnie spytała Klaudia.
        – No pewnie! – radośnie zawołała Małgosia.
        Klaudia podniosła głowę i spojrzała na Małgosię; na jej buzi pokazał się szczery uśmiech.
        – Mamusiu, mamusiu! Ja już mam koleżankę! To jest Klaudia! – zawołała Małgosia, chwytając Klaudię za rękę.
        Małgosia była szczęśliwa, nie była już sama w tym ogromnym gmachu, który nazywał się szkołą. W tym samym momencie wyszła gromadka pań z dyrektorem na przodzie i rozpoczęło się uroczyste powitanie.

* * *


        Mama kończyła sprzątać po obiedzie. Małgosia w pokoiku, wraz z dziadkiem i Beatą, odkrywała tajemnice swojego rogu. Do kuchni co chwilę docierał jej głośny okrzyk radości na widok każdej wyjętej z rogu rzeczy.
        – Tereniu, chciałabym z tobą porozmawiać. – Babcia Genia weszła do kuchni. Usiadła przy stole i popatrzyła na zmęczoną twarz synowej.
        – Tereniu, zdecydowaliśmy z dziadkiem, że pomożemy ci. Jeszcze parę dni i wracasz do pracy. Dobrze, że się przeprowadziłyście bliżej nas. Będziemy na zmianę zaprowadzali Małgosię do szkoły i odbierali ją, a na sobotę i niedzielę zabierzemy dziewczynki do siebie, żebyś mogła trochę odpocząć. Wiesz, że Tadeusz był naszym jedynym synem i nikogo oprócz was nie mamy. Jesteśmy już starzy i chcielibyśmy się czuć potrzebni. Pozwól nam sobie pomóc.



16                                                                                        TRUDNE CHWILE




        Teresa popatrzyła na babcię, wytarła ręce i ciężko usiadła na krzesło. Zapanowało długie milczenie. Bardzo kochała ich oboje, zastąpili jej rodziców, których wcześnie straciła, przyjęli ją jak własną córkę. To oni byli podporą jej rodziny. Dziewczynki wprost szalały za nimi. Bała się ich urazić.
        – Wiem, mamo, ale dziewczynki muszą się nauczyć radzić sobie, gdy ja będę jeszcze w pracy. Na razie, jeszcze przez tydzień, będę odprowadzała i odbierała Małgosię ze szkoły, a potem jakoś to sobie z Beatką ułożymy. Ona będzie odprowadzała, a ja będę odbierała Małgosię.
        – A jak Beatka będzie miała lekcje na rano? – Babcia nie dawała za wygraną.
        Teresa dobrze wiedziała, że nie wygra tej potyczki.
        – Zrobimy tak… – zadecydowała babcia. – Będziemy odprowadzali Małgosię w te dni, kiedy Beatka będzie miała na rano, ale obiecaj, że będziecie przychodzić do nas na obiady. Nam też będzie weselej.
        – Dobrze. – Teresa zaśmiała się. – I tak wiesz, że zawsze mnie przelicytujesz, mamo. Choćbym nie wiem jakie argumenty wysuwała, i tak mnie przekonasz.
        W tym samym momencie do kuchni wbiegła rozradowana Małgosia, trzymając w ręce małą pluszową maskotkę.
        – Mamusiu! Babciu! Ta tyta miała pełno słodyczy, i nawet mały króliczek schował się na samym dole, siedział na czekoladkach! – Wyciągnęła rękę, w której trzymała króliczka.
        – Taaak? To musimy to zobaczyć. – Babcia puściła oko do Teresy i pierwsza wstała od stołu. – Chodź, Tereniu, musimy odkryć te wszystkie tajemnice, które chował róg.

* * *


        Małgosia z radością przyszła do szkoły. Wczoraj okazało się jeszcze, że razem z Klaudią będą chodziły do tej samej klasy. Nawet usiadły w jednej ławce. Obydwie chodziły do 1a.



I TRUDNE CHWILE                                                                                      17




        – Małgosiu, przyjdę po ciebie po lekcjach i pójdziemy do dziadków na obiad – powiedziała mama. – Pamiętaj, pilnuj swoich rzeczy.
        – Dobrze, mamusiu.
        – No to pa, leć do klasy. – Mama pocałowała Małgosię i skierowała się do wyjścia.
        – Pa, mamusiu – odpowiedziała i stanęła w drzwiach klasy.
        Już tam zobaczyła siedzącą w ławce Klaudię. Wyglądała dziś jakoś inaczej. Jej sukienka, mimo że była czysta, wyglądała na bardzo starą. Widać było, że gdzieniegdzie starano się zaszyć dziurki. Na łokciach były przyszyte łatki. Musiało się coś wydarzyć, bo Klaudia siedziała smutna, ze spuszczoną głową, a jej zaczerwienione oczy wskazywały, że płakała.
        – Cześć – powitała ją Małgosia i usiadła w ławce. – Czy coś się stało, Klaudia? Ty płakałaś.
        – Nie, nic, tylko upadłam na schodach i trochę podrapałam sobie kolano. – Uniosła nieco zbyt długą spódniczkę i pokazała zabrudzone, bardzo poranione i zakrwawione kolano. – Ale już wszystko w porządku.
        – Na pewno?
        – Tak – odpowiedziała cicho Klaudia.
        W tym samym monecie zadzwonił dzwonek, a do klasy weszła pani.




II

PRZEMIANA


        Mijały dni, Małgosia poznawała coraz więcej koleżanek. Nie zauważyła nawet, kiedy oddaliła się od Klaudii. Zaczęło ją denerwować, że zawsze od niej coś pożycza: to pióro, bo zapomniała, to ołówek, to gumkę.
        – Kiedy będziesz miała coś swojego? – zwróciła się pewnego dnia z pretensjami do Klaudii. – Jak tak dalej pójdzie, to poproszę panią, żeby cię przesadziła! – Małgosia wręcz buchała gniewem. – Nie masz innych koleżanek do pożyczania, tylko mnie! Co ja dla ciebie jestem, wypożyczalnia? – wręcz krzyczała Małgosia.
        – Masz rację, Gośka – poparły ją Wiola i Marta. – Z taką to musisz krótko załatwić. Tak zawsze mówi nasz tata.
        Wiola i Marta były bliźniaczkami, zawsze modnie ubranymi i mającymi codziennie pieniądze na zakup łakoci w szkolnym sklepiku. Zdobywały przez to wiele koleżanek i kolegów, czasami kupując coś komuś. Małgosia często dostawała od nich batona albo lizaka. Bardzo się z nimi zaprzyjaźniła. Prawie na każdej przerwie chodziły razem. Nawet Wojtek zaczął na nie wołać „trojaczki nierozłączki”. Małgosia nie zauważyła, że Klaudia stała się dla niej ciężarem, czymś, co jej przeszkadza.
        – Powiedz mamie, żeby ci robiła śniadania do szkoły, a nie żebrz – rzuciła jej pewnego dnia w twarz. – I mogłabyś się modniej ubierać, a nie chodzić w tych starych, połatanych łachach.

* * *


        – Pójdziemy dzisiaj całą klasą do lekarza – powiedziała wychowawczyni. – A teraz wyjdźcie na przerwę.



II PRZEMIANA                                                                                            19




        – To fajnie, nie będzie lekcji – ucieszył się Piotrek, który robił wszystko, aby być na nich jak najrzadziej. Czasami nawet przez kilka dni nie było go w szkole.
        – Co… gdzie… jakie badania? – Jurek, ciągle rozmarzony i zamyślony, nagle oprzytomniał.
        – Nie słyszałeś? Będą nam uszy mierzyć, czy mamy odpowiedniej długości. Tym, co mają za długie, obcinać, a przyszywać tym, co mają za krótkie – Kajtek zaśmiał się głośno, a za nim spora część klasy.
        – Tobie by trzeba wyczyścić, Jurek, bo chyba masz zatkane – uszczypliwie powiedziała Małgosia.
        Ta wypowiedź spowodowała nowy wybuch śmiechu. Uciszyło się dopiero, gdy rozległ się dzwonek i pani weszła do klasy.
        – Moi drodzy, idziemy na badanie. Proszę zachowywać się cicho, bo w innych klasach uczą się wasi rówieśnicy i starsi uczniowie, a hałas będzie przeszkadzał. Proszę, ustawiamy się w pary i po cichutku schodzimy do gabinetu lekarskiego.

* * *


        – Klaudia, Wojtek i Kajtek. Tu są koperty dla waszych rodziców. Proszę im to przekazać jeszcze dziś. To bardzo ważne. – Pani podała zaklejone koperty. – Klaudio, twoja mama musi się bardzo pilnie skontaktować ze szkolnym lekarzem, najlepiej jutro rano. Dobrze?
        – Dobrze, proszę pani – odpowiedziała cicho Klaudia. – Proszę pani, proszę pani! – Małgosia wyciągnęła rękę do góry.
        – Co chciałaś, Małgosiu?
        – Ja już nie chcę siedzieć z Klaudią, czy może ją pani gdzieś przesadzić? – powiedziała zdecydowanie.
        – Dlaczego nie chcesz siedzieć ze swoją koleżanką?
        – Ona wcale nie jest moją koleżanką. A nie chcę z nią siedzieć, bo nie! – odparła stanowczo.



20                                                                                        TRUDNE CHWILE




        – Przecież nie tak dawno dobrze się rozumiałyście.
        – Ale teraz nie!
        – No trudno, ale będziesz musiała siedzieć sama w ostatniej ławce. Albo siądziesz z Krysią, a Bogusia usiądzie z Klaudią.
        – Ja nie będę z nią siedziała! – zawołała Bogusia. – Wolę sama niż z nią!
        Pani spojrzała na Klaudię, zrobiło jej się przykro, bo zauważyła na jej buzi smutek.
        – No trudno, nie mogę nikogo zmuszać do niczego. Proszę bardzo, Małgosiu, weź swoje rzeczy i usiądź w ostatniej ławce. Klaudia musi zostać w pierwszej ze względu na wadę słuchu. – Po klasie przebiegł cichy chichot. – Czy ja powiedziałam jakiś żart, który was tak rozbawił? – Pani podniosła głowę znad dziennika i popatrzyła po klasie.
        Szmer natychmiast ucichł.

* * *


        – Klaudio, poćwiczyłaś już pisanie?
        – Tak, mamusiu. Pomóc ci w czymś? – Klaudia weszła do pokoju.
        – Nie, córeczko. Nakarmię tylko Patryka. Przewinę go i położę spać. Poza tym już wszystko mam zrobione, Grześ i Patrycja posprzątali w kuchni. Wyjdź sobie na podwórko, pobaw się z innymi dziećmi. Ja muszę ci jeszcze naprawić tę sukienkę, którą pierwszego dnia rozdarłaś, jak upadłaś w szkole.
        – Mamusiu, boli mnie trochę głowa i nie pójdę na podwórko. Położę się trochę, a potem jeszcze poćwiczę czytanie.
        – Dobrze, Klaudynko.
        Dziewczynka wróciła do maleńkiego pokoju, który dzieliła razem ze swoją siostrą, starszą od niej o dwa lata Patrycją. Położyła się na łóżku, głowę wtuliła w poduszkę i cichutko, aby mama nie usłyszała, zapłakała.
        Nie mogła mamie powiedzieć prawdy, jak to się stało, że potargała sukienkę i miała tak poranione kolano. Bała się, bardzo



II PRZEMIANA                                                                                            21




się bała – nie tego, że mama ją skrzyczy, ale tego, że ten chłopak może skrzywdzić jej siostrę. Czuła, jakby zasypiała, a tamten dzień powracał jak film, który wyświetlano wciąż od nowa.

* * *


        – Klaudio, szybciutko, bo spóźnicie się do szkoły. Patrycja cię zaprowadzi, bo ja nie mogę zostawić Patryczka samego.
        – Dobrze, mamusiu, już jestem gotowa.
        – Ja również – powiedziała Patrycja.
        Dziewczyny stanęły w drzwiach kuchni.
        – Pa, mamusiu! – Obydwie pocałowały mamę i wyszły z domu.
        – Doprowadzę cię do boiska, dalej już trafisz sama – zwróciła się do siostry Patrycja.
        – Trafię bez problemu, przecież wiesz, że znam tę szkołę.
        – Wiem i dlatego jestem pewna, że się nie zgubisz. – Patrycja przygarnęła siostrę do siebie.
        Do szkoły miały niedaleko, tylko przejść dwie ulice. W chwilę później były już przy budynku.
        – No to leć, siostrzyczko, ja muszę iść na salę gimnastyczną, mam pierwszy WF.
        Klaudia, już sama, szła przez boisko szkolne w stronę wejścia. Miała jeszcze dużo czasu, więc nie spieszyła się.
        – Te, dziadówka, a ty dokąd? – Nagle wyrósł przed nią chłopak.
        Znała go dobrze, mieszkał niedaleko. Przychodził często na jej podwórko i wyśmiewał się z niej. Wszyscy się go bali. Młodszym zabierał pieniądze. Uważała go za bardzo bogatego, bo mieszkał w najpiękniejszym domku z ogrodem. Chciała mieć taki domek. Często wyobrażała sobie, że jest w tym ogródku, podlewa kwiatki.
        – Te, dziadówka, nie nauczyli mówić? Nie wiesz, że to nieładnie starszym nie odpowiadać?
        – Idę do szkoły – odpowiedziała cicho.



22                                                                                        TRUDNE CHWILE




        Wokół nich zebrała się spora grupka uczniów.
        – Słyszeliście?! Ona idzie do szkoły? Ona do szkoły! – Wybuchnął głośnym śmiechem, wskazując palcem na przerażoną Klaudię. Inni zawtórowali mu.
        – To takie zera też wpuszczają do takiej porządnej szkoły? – Ze śmiechem zwrócił się w stronę Klaudii, chwycił ją mocno za ramię i szarpnął w swoją stronę.
        Klaudia potknęła się, lecz nie upadła. Cały czas starała się przypomnieć sobie jego imię, lecz jedyne, co pamiętała, to jego przezwisko – „Wielki Szu”.
        – Szu, zostaw tę małą w spokoju – rozległo się nagle ze stojącej grupki. – Taką ci sprawia przyjemność znęcanie się nad młodszymi?
        – A czy ja jej coś robię? Ja się tylko grzecznie pytam tej łachudry, po co tu łazi. – W tym samym momencie chłopak mocno pchnął Klaudię. Ta upadła, boleśnie raniąc sobie kolano.
        – Żebym cię tu więcej nie widział, słyszysz?! Tacy odmieńcy to nie do takiej porządnej szkoły – zawołał w stronę Klaudii. Jednocześnie zauważył krwawiące kolano. Pochylił się i wysyczał przez zęby: – Jak powiesz komuś, że to przeze mnie, to się zajmę twoją siostrą i ją przefasonuję. Słyszałaś?!
        – Nie powiem – wyszeptała Klaudia przez łzy.
        – Nooo, pamiętaj! – rzucił jeszcze w jej stronę i ruszył dumnie w stronę budynku.
        Klaudia wyjęła chusteczkę z kieszeni i przyłożyła do kolana, które nieustannie krwawiło. W końcu jak umiała, tak przewiązała kolano. Powoli podniosła się – bolało strasznie. Otrzepała sukienkę i zadrżała, gdy zobaczyła dziurę.
        „Jakoś to zaszyję, zanim mama zauważy” – pomyślała i ruszyła, kulejąc, do szkoły.

* * *


        – Klaudynko, śpisz? – Mama weszła do pokoju.
        – Nie, mamusiu.



II PRZEMIANA                                                                                             23




        – Lepiej się czujesz? Głowa już nie boli?
        – Nie, mamusiu.
        – To chodź, coś ci pokażę.
        Klaudia wstała i ruszyła za mamą do kuchni.
        – Popatrz, naprawiłam ci sukienkę. Ładna, prawda?
        W miejscu, gdzie była dziura, naszyty został mały bukiecik, starannie wycięty z innego materiału, trochę dalej jeszcze jeden i jeszcze jeden.
        – Bardzo ładna, mamusiu – powiedziała Klaudia, choć wiedziała, że chociażby nie wiem co ubrała, to i tak będą ją uważać za dziadówkę. Nie może tego powiedzieć mamie, bo bardzo by ją zraniła, a ona jest taka kochana, tak bardzo się stara.
        Podbiegła do mamy, objęła ją za szyję i uśmiechnięta, zawołała:
        – Ona jest najpiękniejszą sukienką, jaka mi zrobiłaś, mamusiu.
        – To dobrze, Klaudynko, to dobrze. – Westchnęła i przytuliła ją.
        Tkwiły tak, przytulone, każda z głęboko ukrytą tajemnicą w swoim sercu.

* * *


        – Mamo, czy nie zauważyłaś czegoś w zachowaniu Małgosi? – Beata weszła za mamą do kuchni.
        – Nie, a dlaczego pytasz? – Teresa zajęła się przygotowaniem kolacji.
        – Bo od pewnego czasu jest jakaś inna. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że z nią się dzieje coś niedobrego. Ostatnio stała się dla mnie bardzo opryskliwa i w ogóle mnie nie słucha. Do dziadków też nie chce iść.
        – Jesteś trochę przewrażliwiona. Zmieniła środowisko, ma nowe koleżanki, więcej obowiązków.
        – Mamo, kiedy ostatni raz sprawdzałaś jej zeszyty?
        – Niedawno.
        – Kiedy?



24                                                                                        TRUDNE CHWILE




        – Może w zeszłym tygodniu – Teresa lekko się zawahała.
        – Może czy na pewno?
        – Oj, nie męcz mnie. Dręczysz mnie jakimiś swoimi obawami. Ty też się zmieniłaś, jak poszłaś do szkoły.
        – Tak, ale przynajmniej mnie sprawdzałaś codziennie – wybuchnęła Beata. – A Małgosia ma u ciebie taryfę ulgową!
        – Teraz już przesadzasz, Beatko! – podniosła głos Teresa.
        – Niech ci będzie. – Beata, obrażona, wyszła z kuchni. – Dla mnie nie rób, nie jestem głodna. Wychodzę.
        – Beata! Beata, wracaj natychmiast! – prawie że krzyknęła, lecz za córką zamknęły się już z hukiem drzwi.
        – Co się tu dzieje? – Teresa ciężko opadła na krzesło. – Jeszcze nigdy się tak nie zachowywała. Nigdy nie podniosła na mnie głosu. Nie rozumiem, nic z tego nie rozumiem. – Zasłoniła twarz rękami.

* * *


        Beata prawie zbiegła ze schodów. Dopiero podmuch wiatru oprzytomnił ją.
        – Muszę się przejść, bo nie wytrzymam – powiedziała do siebie i ruszyła do przodu. Szła powoli, napawając się chłodem zimowego wieczoru. Śnieg prószył drobniutkimi płatkami. Latarnie oświetlały każdy skrawek osiedlowej uliczki.
        – Beata, a ty co tu robisz o tej porze?! – Z zamyślenia wyrwało ją zapytanie koleżanki.
        – Nic, spaceruję, muszę się dotlenić – odpowiedziała wymijająco. – Dobre to jest podobno na sen.
        – Beata, nie zamydlaj mi oczu, przecież widzę, że jest z ciebie jeden wielki kłębek nerwów. Wyrzuć to z siebie, może będę ci mogła pomóc.
        Beata spojrzała niepewnie na koleżankę. Chyba trochę za mało ją zna, aby się zwierzać. Kinga zawsze trzyma się na uboczu, nawet na przerwie ma nos w książce. To największy kujon w klasie, a teraz naraz taka miła dla niej.



II PRZEMIANA                                                                                             25




        – Co, zastanawiasz się, czy warto rozmawiać z takim mrukiem jak ja?
        – Nie, no wiesz… ja…
        – Dobrze, dobrze, nie tłumacz się, wiem, co wszyscy w klasie o mnie mówią.
        – Ale…
        – Nie zmuszam cię, to twoja sprawa. – Kinga odwróciła się i poszła ze swoim psiakiem dalej.
        – Kinga, zaczekaj! To nie tak. – Beata prawie biegła. – To wcale nie tak, jak myślisz. Po prostu jesteś inna niż wszyscy, taka… taka…
        – No, jaka? – Kinga zatrzymała się.
        – Taka zamknięta w sobie, jakbyś żyła w innym świecie niż my.
        – Ty też jesteś inna niż te dziewczęta w klasie, a jednak starasz się im dorównać, mimo że do nich nie pasujesz.
        – Wiem, ale nie chcę być taka samotna jak ty.
        – Ja wcale nie jestem samotna. Mam po prostu swój na życie.
        – Wiesz co, Kinga, chodź, przejdziemy się trochę. – Beata uśmiechnęła się.
        Kinga odwzajemniła uśmiech i powoli ruszyły osiedlową drogą w kierunku skweru.

* * *


        Teresa siedziała w kuchni. Głowę oparła na rękach i nad czymś rozmyślała. Nie usłyszała nawet, kiedy Małgosia weszła do mieszkania. Zbyt głośno rzucone buty wyrwały ją z zamyślenia.
        – Beatka?
        – Nie, mamusiu, to ja. – Małgosia stanęła w drzwiach kuchni.
        – Czy ty wiesz, która godzina? Nie zapomniałaś czasami, że kazałam ci wrócić do domu o siedemnastej?
        Małgosia milczała, tylko głowę opuściła.
        – Już od ponad godziny powinnaś być w domu.



26                                                                                        TRUDNE CHWILE




        – Nie mam zegarka, więc nie wiedziałam, która godzina – odpowiedziała zadziornie.
        – To cię wcale nie usprawiedliwia.
        – Inne dzieci mają zegarki, ty też w końcu mogłabyś mi kupić.
        Teresa aż zaniemówiła ze zdziwienia.
        – A poza tym kieszonkowe też byś mi mogła dawać.
        – No nie… – Teresa wstała energicznie z krzesła. – Tego już za wiele! Natychmiast proszę jeść kolację, umyć się i spać. Aha, i jeszcze jedna sprawa. Proszę mi pokazać wszystkie zeszyty.
        – Po co, już je widziałaś. Nie ma w nich nic nowego.
        Teresa spojrzała groźnie na córkę i tonem nieznoszącym sprzeciwu dodała:
        – Proszę tu natychmiast przynieść wszystkie zeszyty wraz z dzienniczkiem.
        – Jak sobie chcesz. – Małgosia wzruszyła ramionami i wyszła z kuchni.
        Teresa z uczuciem ciężkości opadła na krzesło. „Co tu się dzieje? Co to wszystko ma znaczyć? Co się stało z tym domem?” – myślała.
        Małgosia weszła do kuchni. Wyglądała jak napuszony paw. Położyła zeszyty na stole tak, że omal nie spadły na podłogę, a na krzesło rzuciła swój tornister.
        – Proszę, to wszystko. Czy mogę już zjeść kolację? – Jej głos był zimny i obojętny.
        – Tak – tylko tyle zdołała powiedzieć Teresa. – Małgosiu, czy ty nie masz mi nic do powiedzenia?
        – Nie mam.
        – Na pewno?
        – Gdybym coś miała, tobyś wiedziała – odpowiedziała obojętnie.
        – Małgosiu, co się z tobą dzieje?
        – Czy mogę już iść spać?
        – Tak, oczywiście.




do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl