Kategorie blog
Brutalne oblicza miłości
Brutalne oblicza miłości

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 





Książkę tę dedykuję Czesławowi Ł.
– zawsze będziesz w moim sercu

„Odszedłeś tak niespodziewanie
zabrakło czasu na pożegnanie”.






BRUTALNE OBLICZA MIŁOŚCI

 

Było piękne wrześniowe popołudnie 1981 roku.  Świeciło słońce, a na ziemię opadały pożółkłe liście drzew. Promienie zaglądały przez szybę do jej pokoju. To były ostatnie godziny pobytu w jej kochanym, rodzinnym domu. Mimo wysokiej temperatury i bólu gardła Kasia w pośpiechu pakowała swoje rzeczy do walizki. Następnego dnia czekała ją daleka podróż. Ameryka – spełnienie marzeń. Po kilku latach starań otrzymała paszport. Z wizą nie było problemu. Miała wtedy dwadzieścia pięć lat. Była silna fizycznie i psychicznie. Wiedziała, że pokona każdą przeszkodę i zrobi wszystko, aby później żyło się lepiej. Z zawodu była pielęgniarką. Otrzymała ze szpitala roczny urlop. Podpisała kontrakt, w którym obiecała wrócić za rok i objąć stanowisko oddziałowej na internie.

Następnego dnia o czwartej rano zrobiła sobie zastrzyk z penicyliny, gdyż nadal nie czuła się dobrze. Cieszyła się wyjazdem, a jednocześnie przeszywał ją ogromny lęk. Przecież wyruszała   w nieznane. Pierwszy lot samolotem. Leciała liniami Pan American z przesiadką we Frankfurcie. Miała na sobie czarne sztruksowe spodnie, sportową żółtą bluzkę i czarne szpilki. Była wysoką szczupłą szatynką o kręconych włosach. Na bagaż rzuciła kurtkę, którą mama kupiła jej w Modzie Polskiej. Szwagier wynosił bagaże do samochodu. Nadszedł czas pożegnania z rodzicami. To była

7





trudna chwila. Jej tata, wysoki silny mężczyzna, miał łzy w oczach. To było niespotykane. Jak wielkie musiało to być dla niego przeżycie! W końcu była jego najmłodszym dzieckiem, które wyfrunęło z gniazda rodzinnego. Pożegnanie z mamą okazało się najtrudniejsze. Dwie starsze siostry oraz szwagier towarzyszyli jej w drodze na lotnisko. Był też pięcioletni siostrzeniec. Kiedy samochód oddalał się od domu, spojrzała za siebie i zobaczyła w dali swoich rodziców, którzy nadal stali, machając rękami. Nie przypuszczała wtedy, że życie napisze dla niej zupełnie inny scenariusz.

W samolocie odetchnęła z ulgą, ale czuła, że gorączka nadal się utrzymuje. Była bardzo zmęczona i zasnęła. We Frankfurcie miała przesiadkę. Lot mijał szybko. Kiedy zbliżali się do Nowego Jorku, jej serce zaczęło przyspieszać. Nie miała pewności, czy jej znajoma będzie czekała na lotnisku, czy też sama będzie musiała sobie jakoś poradzić. W Nowym Jorku na lotnisku miała niestety pecha. Podczas odprawy celnej została zatrzymana przez służby imigracyjne. Wezwano ją na przesłuchanie. Podejrzewano, że jej zaproszenie jest fikcyjne. To był dla niej horror. Nie znała języka, więc poproszono tłumacza. Były setki pytań i kontrola bagażu. Chcieli ją deportować do Polski. Nie wyobrażała sobie powrotu.

    - Dlaczego ja? – zadawała sobie pytanie, a z jej oczu płynęły łzy.

Po dwóch godzinach była wolna, ale niestety zatrzymano jej wszystkie dokumenty. Na szczęście w sali oczekiwań czekała na nią Maria, jej znajoma. To był 14 września 1981 roku. Tak przywitała ją Ameryka. Pomimo iż była to połowa września, w Nowym Jorku panował upał. Po wyjściu na zewnątrz dało się odczuć niesamowitą wilgoć w powietrzu. To zupełnie inny klimat niż w Euro- pie. Z lotniska udali się w kierunku polskiej dzielnicy Greenpoint. Tam czujesz się jak u siebie. Polskie sklepy, agencje, bank. Na

8



 

ulicach słyszysz polski język. Inaczej wyobrażała sobie Amerykę. Ale to były dopiero początki życia w tej wielkiej i niepowtarzalnej metropolii. Maria mieszkała w sześciorodzinnym budynku u starszego samotnego pana. W mieszkaniu były trzy pokoje, kuchnia   i łazienka. Mężczyzna powitał Kasię serdecznie uśmiechem. Tak jakby się ucieszył na jej widok.

    - Maria wkrótce wyjeżdża, będziesz mogła tu zostać – powie- dział.

Poprosił, aby zwracała się do niego „dziadku”, a nie per pan. To było miłe. Poczuła się jak w domu. On nie miał żadnej rodziny. Żona zmarła dawno temu, a dzieci nie mieli.

Kasia się martwiła, gdyż na lotnisku zabrano jej wszystkie dokumenty. Po dziesięciu dniach miała się zgłosić do biura imigracyjnego z osobą, która ją zaprosiła. Musiała udowodnić, że zaproszenie jest prawdziwe. W innym wypadku groziła jej deportacja do Polski. Ten problem spędzał jej sen z powiek, gdyż osoba, która ją zaprosiła, przebywała w tym czasie w Kalifornii. A to jest pięć godzin lotu samolotem. Była załamana. Wilgotny klimat i upały dawały się we znaki coraz bardziej. Nie mogła spać. Na domiar złego Dziadzio kochał stare zegary i było ich kilka w mieszkaniu. Co godzina wybijały jakieś kuranty.

    - Boże! Co ja tutaj robię? – pytała samą

Na szczęście osoba, która ją zaprosiła, wystosowała specjalny list do służb imigracyjnych, z którym Kasia udała się do biura. Tam łatwo nie było, ale ostatecznie dostała wizę i problem się skończył. Po kilku dniach Maria wyjechała do Polski.

Kasia zabrała się za porządkowanie. Najpierw zamówiła malarza, który odświeżył całe mieszkanie, poprzestawiała meble, urządziła swój pokój. Kupiła nowe chodniczki, dywaniki, a na oknach zawiesiła białe firany oraz nowe zasłony. Mieszkanie nabrało

 
9





kolorów i przypominało jej polski dom. Dziadzio pozwalał jej na wszystko i cieszył się zmianami. Był szczęśliwy, że nie jest sam i ma opiekę. Kasia gotowała, sprzątała, wychodziła z nim na spacer. Gdy pewnego razu wybrała się do supermarketu na zakupy, do- znała szoku. Wewnątrz było jak w lodówce. Działała klimatyzacja. Pierwszy raz się z tym spotkała. W Polsce o takich rzeczach nikt na- wet nie marzył. Wróciła do domu i opowiedziała o tym Dziadziowi. Za tydzień w ich mieszkaniu wstawiono małą skrzyneczkę w oknie,

a wewnątrz zapanował chłód. Dziadzio zakupił klimatyzator.

Kasia zaczęła się zastanawiać, co dalej. Jej celem było zarobienie pieniędzy, a przy okazji zwiedzanie. Zaczęła szukać pracy. Wystarczyło wyjść na ulicę i można było spotkać Polaków, którzy chętnie służyli radą. Wybrała się więc na spacer. Przez całą polską dzielnicę ciągnie się długa ulica Manhattan Ave. Poznała kilka osób, gdyż była bardzo kontaktowa. Pewna pani zaproponowała jej pracę. Było to sprzątanie domu.

Następnego dnia Kasia wzięła mapę do ręki i pojechała auto- busem pod wskazany adres. Dzielnica, do której się wybrała, nazywała się Williamsburg. To teren zamieszkiwany głównie przez żydów ortodoksyjnych. To tam co ranek dziesiątki Polek jedzie do pracy. W autobusie było słychać polski język. Kiedy przypadkową panią zapytała o dany adres, ta chętnie udzieliła jej wskazówek, na jakim przystanku wysiąść. Kasia po raz pierwszy w życiu zobaczyła żydów ortodoksyjnych. Zrobiło to na niej duże wrażenie. Kobiety miały ogolone głowy i założone peruki lub zawiązane do tyłu chusteczki. Mężczyźni natomiast czarne kapelusze, długie zwisające po bokach twarzy pejsy, czarne płaszcze i białe skarpety.  Nawet kilkuletni chłopcy mieli pejsy i mycki na głowach,   a przy ich koszulach wisiały jakieś dziwne sznurki. Warto  było  to zobaczyć, ale Kasia pojechała tam w innym celu, a przy okazji


10





dowiedziała się, jak wygląda ten świat z innego punktu widzenia. Nie bała się pracy, ale to, co zobaczyła, przerosło jej wyobraźnię. Był to duży dom, zamieszkały przez wielodzietną żydowską rodzinę. Oprócz sprzątania czekało ją czyszczenie srebra, które leżało na stole. Było tego mnóstwo. Dzbanki, łyżeczki patery itp. Po kilku godzinach opuściła dom. Nie dała rady wszystkiego zrobić. Była wykończona. To był jej pierwszy dzień pracy. Stała pod wiaduktem i czekała na autobus. Z jej pięknych długich paznokci pozo- stały strzępy. Patrzyła na swoje dłonie i płakała z żalu. „Nigdy więcej” – przyrzekła sobie. „To takie upokarzające. Stać mnie przecież na więcej”. Większość kobiet, które przylatują  do Nowego Jorku w celach zarobkowych, zajmuje się sprzątaniem ze względu na barierę językową. Codziennie rano można było je spotkać na przystankach metra lub autobusowych. Niektóre z nich były już w starszym wieku, bardzo skromnie ubrane. Miały spracowane dłonie i twarze pokryte zmarszczkami. Ciężko pracowały, za to ich dzieci w Polsce budowały wille i kupowały samochody. To było przykre.

Pewnego dnia Kasia postanowiła poznać miasto i wybrała się na spacer. Szła ulicą, która prowadziła przez całą dzielnicę. Podziwiała polskie sklepy, świetnie zaopatrzone, w przeciwieństwie do Polski, gdzie półki świeciły pustkami. Spacerując, zauważyła na- pis „Polski Klub Sportowy”. Weszła do środka. Tam poznała wie- lu ludzi. Po całym tygodniu pracy miło spędzali tam czas. Grali  w bilard, popijając kolorowe drinki. Panowała rodzinna atmosfera. W klubie odbywały się różne imprezki, koncerty, zabawy. Jej gro- no znajomych coraz bardziej się powiększało.

Tam wszyscy się znali, wiedzieli, że Kasia jest nowa i potrzebuje pomocy w znalezieniu pracy. Następnego dnia rano już jeden ze znajomych podwiózł ją do fabryki odzieży damskiej. Lepsze to niż sprzątanie. To miała być praca tymczasowa, zanim nie znajdzie

 

11





czegoś lepszego. Miłe przywitanie, nawet jeden z superwizorów mówił po polsku. Bardzo sympatyczny pan. Jej zadanie polegało na nakładaniu fizeliny na kołnierzyki i mankiety i wkładaniu do prasy, która to sklejała. Praca łatwa, ale monotonna. W między- czasie rozglądała się za inną. Kasia chciała nostryfikować swój dyplom pielęgniarski. Skompletowała potrzebne papiery i wysłała do Centrum Szkolenia w Pensylwanii. Wiedziała, że nie będzie łatwo, ale Dziadzio obiecał jej pomoc, wtedy więcej czasu musiałaby poświęcać na naukę. Póki co kleiła kołnierzyki i czekała na odpowiedź. W szybkim czasie awansowała, została menedżerem w dziale quality control, czyli kontroli jakości. Pewnego dnia do fabryki weszło dwóch umundurowanych panów. Ktoś krzyknął Immigration!. Zarówno Kasia, jak i wiele innych osób nie posiadały prawa do pracy ani stałego pobytu. Każdy uciekał w swoją stronę. Kasia najbliżej miała do łazienki. Wpadła do kabiny i stanęła na sedesie, gdyż drzwi miały dużą przerwę na dole. Widać było stopy. Kucnęła i modliła się, aby tam nie weszli. Wiedziała, że jeśli ją znajdą, zostanie aresztowana. Przesiedziała tam ponad godzinę, aż jeden z kolegów po nią przyszedł i oznajmił, że już wyszli. Wszystkim się udało, nikogo nie aresztowano, ale ten lęk pozostał na długo. Byli świadkami, jak z innej fabryki, po drugiej stronie ulicy, wyprowadzano ludzi w kajdankach. Takie były czasy, robili naloty na zakłady pracy, zabierali, a później musiałeś  się wykupić za kilka tysięcy dolarów albo byłeś deportowany    do kraju. Czasami stali przy wyjściach z metra i legitymowali. Rzadko się to zdarzało, ale były takie przypadki. Kiedy w Polsce wybuchł stan wojenny, problem się rozwiązał. Każdy mógł się starać o pozwolenie na pracę i numer social security. Kasia uzyskała papiery i nie musiała żyć w stresie. Pracowała tam tylko kilka miesięcy.


12





Któregoś dnia pod klub sportowy zajechał młody człowiek najnowszym modelem porsche. W tamtych czasach takie auto było luksusem. Kasia była ciekawa, czym się zajmuje, jeśli go stać na taką furę. Okazało się, że od lat pracuje w jubilerstwie jako diamond setter, czyli osadza diamenty w złocie. Chyba mu trochę zazdrościła. Też lubiła sportowe samochody. Pomyślała:

„Jeśli on może, to dlaczego ja nie?”. Przeprowadziła dokładny wywiad na ten temat. I to było inspiracją do tego, aby pójść do szkoły jubilerskiej. Tak też uczyniła. Była to odpłatna prywatna szkoła na Brooklynie. Tam odkryła, że ma niesamowite zdolności manualne. Po ukończeniu szkoły podjęła pracę w dużej firmie w sercu Manhattanu. Robiła przepiękną biżuterię, osadzając diamenty w złocie. Pierścionki, bransoletki, kolczyki. To ciekawa praca, kiedy masz do czynienia z drogimi kamieniami. Kasia pracowała na Park Ave. Codziennie dojeżdżała metrem. Zawsze wychodziła na lunch z koleżanką. Była młoda, zgrab- na, szczupła, metr siedemdziesiąt wzrostu, kręcone włosy do ramion. Nosiła obcisłe dżinsy i buty na obcasach. Była zauważalna.

 

Pewnego dnia na ulicy zaczepił je młody przystojny chłopak.

Przedstawił się po angielsku.

    - Mam na imię Bryan i chciałbym z tobą porozmawiać – zwrócił się do

    - Słucham, jaka to sprawa? – zapytała.

    - Jestem tancerzem i poszukuję partnerki. Obserwowałem cię na ulicy, masz ładną budowę ciała. Chodzi o taniec w zamkniętym klubie dla milionerów. Będziesz tańczyła ze mną. Bardzo dobre pieniądze.

    -Pewnie chodzi o taniec erotyczny? – zapytała


13


 

    - Tak, ale to klub zamknięty, nikt cię tam nie zna. Za dwie godziny wieczorem otrzymasz dwieście pięćdziesiąt dolarów. Dwa lata, zarobimy pieniądze i spadamy do Kalifornii – powiedział.

Wtedy to były duże pieniądze. Ludzie zarabiali taką sumę w ty- dzień, a tu w dwie godziny dziennie. Kasia była w szoku. Takiej propozycji się nie spodziewała. Chłopak wręczył jej wizytówkę.

    - Przemyśl i zadzwoń. Bez względu na to, co

    - Przykro mi, ale trafiłeś pod zły adres. Nie jestem zainteresowana. Nigdy nie sprzedam się za pieniądze.

Odwróciły się i odeszły. Kasia była tak zdenerwowana, że nie mogła pracować. Owszem, chłopak był fajny, ale jego propozycja była żenująca. Jak łatwo w tym kraju wpaść w sieć, z której później trudno się wyplątać! Ale niestety, są osoby, które dla pieniędzy zrobią wszystko, zatracą swoją godność, wartość i osobowość. W piosence Dżemu padają ważne słowa: „Zawsze warto być człowiekiem, choć tak łatwo zejść na psy”.

Kasia nadal mieszkała u Dziadzia. To był człowiek o złotym sercu. Opiekowała się nim, jak mogła. Dziadzio był już po osiem- dziesiątce. Lubił opowiadać o swojej przeszłości i wspominać młode czasy. Siadali wtedy przy ławie i sączyli wiśniowy likier. Czasami grali w karty.

Był 16 grudnia. Kasia wróciła do domu i zastała Dziadzia ubranego w płaszcz, gotowego do wyjścia. Była bardzo zaskoczona, gdyż rzadko wychodził o tej godzinie.

    - Dziadku, dokąd się wybierasz? – zapytała. Uśmiechnął się i powiedział:

    - Nie rozbieraj się, wychodzimy, to

Kiedy dotarli do celu, była pod wrażeniem. Okazało się, że to olbrzymia fabryka kożuchów damskich. Wtedy panowała moda na takie rzeczy. Dziadzio stanął na środku pracowni i powiedział:

14


 

    - Dla tej młodej damy proszę uszyć piękny kożuch, bo ona na to zasługuje.

Była gotowa się rozpłakać. Dziadzio pamiętał o jej urodzinach. To był cudowny prezent. Po tygodniu odebrała piękny krótki beżowy kożuszek.

Pewnego dnia wpadła na pomysł, żeby zmienić coś w swoim wizerunku. Od dawna planowała rozjaśnić kolor włosów. Tak też zrobiła. Z szatynki stała się blondynką. Do niebieskich oczu blond świetnie pasował.

Czas szybko mijał. Praca, szkoła, obowiązki domowe. Nadeszła wiosna. Za domem, w którym mieszkali, był duży ogródek. Właścicielami tego domu byli Włosi. Oni mieszkali w innej dzielnicy, a więc ogródek pod opiekę powierzyli Kasi. Z nadejściem wiosny zaczęła robić w nim porządki. Część ogródka była wycementowana i można było robić grilla. Na drugiej połowie posiała kwiaty i posadziła pomidory. Zrobiła małe klomby, alejki itp. Oczywiście ustawiła też swój leżak, aby w wolnych chwilach korzystać ze słońca. Płot odgradzający ich od sąsiadów oplatało gęste zielone winogrono. Z okna kuchni mogła podziwiać swój ogród.

Dziadzio, pomimo iż był sprawny mentalnie i fizycznie, robił się jednak coraz słabszy. Musiała mu poświęcać coraz więcej czasu. Pewnego dnia, wracając z pracy,  weszła na klatkę schodową  i zobaczyła żółtą taśmę na drzwiach ich mieszkania. Drzwi były zablokowane przez policję. Przeraziła się. Wiedziała, że coś się stało. Nie mogła wejść do środka. Sąsiadka poinformowała ją, że Dziadzio jest w szpitalu. Po prostu wybrał się sam na spacer, cze- go nigdy nie robił. Zawsze wychodził z nią. Upadł na schodach    i stracił przytomność. Natychmiast pojechała do szpitala. Leżał na łóżku podpięty do aparatury. Był nieprzytomny. Spędziła przy nim

15


 

kilka godzin i na noc wróciła do domu. Po wielu staraniach policja otworzyła drzwi do mieszkania. Kasia nie mogła zasnąć, martwiła się o starszego pana. O pierwszej w nocy zadzwonił telefon. Szpital powiadomił ją o śmierci Dziadzia.

O siódmej rano był dzwonek do drzwi. Kasia otworzyła i zobaczyła dwóch nieznajomych mężczyzn.

    - Przyjechaliśmy po meble –

    - Kim jesteście i o jakie meble chodzi? – zapytała zdezorientowana.

Wtedy do mieszkania weszła starsza pani o imieniu Sofia, przyjaciółka Dziadzia. Kasia dobrze ją znała. Często przychodziła do Dziadzia i ogrywała go w karty. Pokazała papier i oznajmiła, że to, co jest w mieszkaniu, należy do niej. Dziadzio kilka lat wcześniej zrobił testament, o którym zapomniał. Rzeczywiście zapisał jej wszystko, co było w mieszkaniu. Kasia była zszokowana. Dopiero kilka godzin wcześniej otrzymała wiadomość o jego śmierci, a tu już chcą zabierać jej meble. Zrobiło jej się bardzo przykro, a po twarzy spłynęły łzy. Spojrzała przez okno. Pod domem stał duży ciężarowy samochód. „Boże, gdyby Dziadzio to widział…” – po- myślała Kasia.

On po prostu zapomniał, to był już starszy człowiek i miał prawo, ale ona to kobieta bez sumienia. Wcale tego nie potrzebowała, miała swój umeblowany dom.

Zaczęli wynosić meble. Zabrali wszystko. Kasia zadzwoniła po koleżankę, która zjawiła się po dziesięciu minutach. Kasia siedziała ze łzami w oczach i patrzyła na to, co się dzieje. Kiedy Mariola zorientowała się w sytuacji, wpadła w furię. Pobiegła do salonu    i wyrwała kable z ładnego zabytkowego radia.

    - Ty nie będziesz miała, ale ona też nie – powiedziała głośno do

 
16


 

Kasi pękało serce, ale nie mogła nic zrobić. Zabrali prawie wszystko. Zostawili tylko jedno łóżko. Zwinęli nawet małe chodniczki w łazience. Wychodząc, zabrali też używany czajnik, który stał na kuchni. Po ich wyjściu Kasia siadła na środku pustego mieszkania i się rozpłakała. Było jej tak bardzo przykro! Ta kobieta tego nie potrzebowała, ale chciwość ludzka nie zna granic. Miała już osiemdziesiąt lat i własny dom. Mariola próbowała uspokoić Kasię, ale jej serce pękało z żalu. Staruszka meble zabrała, ale nie zapytała Kasi, czy ma za co pochować Dziadzia. Kasia sprzedała jego złoty zegarek, sygnet, a resztę dołożyła ze swoich pieniędzy, aby sprawić mu godny pogrzeb. Dziadzio nigdy by nie pozwolił jej skrzywdzić, ale cóż, stało się tak, a nie inaczej, i trzeba było się z tym pogodzić.

    - Nie mogę odejść wcześniej, dopóki nie wydam cię za mąż. Ten wielki świat nie sprzyja samotnym ludziom – powtarzał

Niestety stało się inaczej. Została sama. Było jej strasznie smut- no i przykro. Dziadzio był dla niej taki dobry. Mimo wielkiego żalu nie mogła się rozczulać. Musiała zacząć działać. Przecież on miał tylko ją! Musiała zorganizować pogrzeb.

Po mszy świętej na Greenpoint czarna limuzyna powiozła Dziadzia do tak zwanej amerykańskiej Częstochowy w stanie Pensylwania. Dwie i pół godziny samochodem od Nowego Jorku. Obecnie to przepiękne miejsce. Wtedy katedra była dopiero w budowie. Kasia spełniła życzenie Dziadzia.

Sofia nie nacieszyła się długo tym, co zabrała. Wkrótce straciła wzrok. Pomimo krzywdy, jaką wyrządziła, Kasia ją odwiedziła. Wtedy dłonią macała jej twarz. To był przykry widok. Kasia wy- szła stamtąd ze łzami w oczach.

Mijały dni, miesiące, życie toczyło się dalej. Kasia pracowała  i chodziła do szkoły. Planowany rok pobytu zaczął się wydłużać. Tęskniła za rodziną, ale pamiętała, ile problemów było z wyjazdem.


17



 

    - Jeśli już tutaj jestem, muszę to dobrze wykorzystać – stwierdziła.

Nie martwiła się o pracę w Polsce. W jej zawodzie nie było     z tym problemu. Przepadała tylko ciągłość pracy. Gdyby prze- kroczyła pięć lat, wtedy utraciłaby prawo wykonywania zawodu  i czekałyby ją ponowne egzaminy.

Mieszkała w Nowym Jorku – to piękna i niepowtarzalna metropolia. Szczególnie Manhattan, ale zawsze ciekawił ją wielki świat – Hollywood. Będąc małą dziewczynką, marzyła, by zostać piosenkarką lub aktorką. W szkole  podstawowej  śpiewała na różnych uroczystościach szkolnych. Teraz marzyła, żeby chociaż zobaczyć ten wielki świat na własne oczy, a nie na filmach. Przypadek zrządził, że spotkała kiedyś ludzi z Kalifornii, którzy zwiedzali Manhattan. Nawiązała z nimi kontakt, a później się     z nimi zaprzyjaźniła. Był to chłopak w jej wieku o imieniu Mietek i jego przyjaciele: Alicja i Tadziu. Bardzo mili ludzie. Po ich wyjeździe w dalszym ciągu utrzymywali kontakt telefoniczny. Zaprosili ją do siebie. Była bardzo zajęta, ale pomyślała, że kiedyś to wykorzysta.

Kasia pracowała i chodziła do szkoły na angielski. W wolnych chwilach biegała na zakupy, robiła paczki i wysyłała do Polski. Tam trwał wtedy stan wojenny. Były pieniądze, ale sklepy świeciły pustkami. Tęskniła za rodziną. W tamtych czasach nie było komputerów ani komórek. Były tylko telefony stacjonarne i poczta. Rodzina często do niej pisała i wysyłała zdjęcia. Dzięki temu była na bieżąco.

 

Nadeszły lato i czas urlopów. Postanowiła troszkę zwolnić i od- począć. Wtedy przyszła jej na myśl Kalifornia. Zadzwoniła do znajomych.


18


 

    - Serdecznie zapraszamy. Kiedy przyjeżdżasz? –

Nie namyślała się długo, wykupiła bilet i  spakowała rzeczy.   Z Nowego Jorku do Los Angeles było pięć godzin lotu, ale to nie miało znaczenia. Jej marzenia się spełniały. Włożyła białe spodnie i białą bluzkę bez rękawów ze stójką, i buty na wysokim obcasie. Na szyi zawiesiła piękny wisior z czarnym onyksem. Jej bujne kręcone blond włosy przykrywały ramiona. Całości dopełniały ciemne słoneczne okulary. Wyglądała super. Jej kumpel, którego nazywali Misiem, zaoferował podwiezienie na lotnisko. Był fajnym i sympatycznym kolegą. Zawsze mogła na niego liczyć. Okularki i inteligentna twarz. Kiedy przechodziła przez bramkę na lotnisku, zapytano:

    - You are a movie star?*

Spojrzała i roześmiała się głośno. Miłe to było, ale niestety nie. No cóż, leciała do Los Angeles, wyglądała super, a żegnał ją kulturalny pan, całując dłoń. Tutaj było to rzadkością.

W Los Angeles na lotnisku czekali znajomi. Kalifornia to inny świat, inny klimat, miasto bardziej kolorowe, piękna roślinność i olbrzymie palmy. Nowy Jork to zatłoczone miasto, natomiast Los Angeles jest przestrzenne.  Panował  upał,  ale nie było wilgoci w powietrzu. Znajomi przyjęli ją serdecznie. Mieszkali w North Hollywood. Alicja i Tadziu posiadali duży apartament i wynajmowali jeden pokój Mietkowi. Dla Kasi był przygotowany oddzielny pokój. Za jej oknem rosły potężne pal- my i drzewa bananowe. Jej pokój miał duży taras z widokiem na basen. Wieczorem gospodarze zrobili grilla nad basenem. Przy- było wielu gości. Jedni smakowali potrawy z grilla, inni kąpali się w basenie, który był wypełniony błękitną wodą, a światła

 



*Jesteś gwiazdą filmową? (ang.)


19


 

wysokich lamp odbijały się w niej. Jeszcze inni tańczyli. Było super. Mietek cały czas obserwował Kasię. Po  chwili podszedł i zapytał:

    - Zatańczysz?

    - Chętnie – odparła.

Był fajnym, miłym chłopakiem, ale nie w jej typie. Nie była specjalnie zainteresowana jego osobą. Alicja i Tadziu okazali się bardzo gościnnymi ludźmi. Byli sporo starsi od niej. Czuła się     u nich świetnie, a przede wszystkim bezpiecznie. Przecież tak na- prawdę nikogo tam dobrze nie znała. Czasami była szalona i lubiła ryzykować. Zawsze powtarzała: „Kto nie ryzykuje, nie pije szam- pana”.

Następnego dnia rano ktoś zapukał do jej pokoju. Włożyła szlafrok i otworzyła drzwi. W drzwiach stał Mietek.

    - Zapraszam na przejażdżkę po LA limuzyną – powiedział.

    - Dziękuję, chętnie skorzystam – odparła i uśmiechnęła się. Mietek pracował jako kierowca pięknej czarnej limuzyny i wo-

ził gwiazdy Hollywood. Tego dnia od rana miał wolny czas, więc chciał go poświęcić dla niej. Po półgodzinie była gotowa. Kiedy zeszła na dół, limuzyna już czekała przed domem.

    - Masz okazję poczuć się jak prawdziwa gwiazda – powiedział. Otworzył drzwi i zaprosił ją do środka. To było wspaniałe Przez kilka godzin zajmowała miejsce gwiazdy, a kierowca w białych rękawiczkach otwierał jej drzwi. Na stacji benzynowej pracownicy zaglądali  przez przyciemnioną szybę i wypatrywali, kim jest osoba siedząca wewnątrz. Kasia miała świetną zabawę. Chociaż przez chwilę czuła się jak gwiazda

filmowa.

LA to piękne miasto i jest tam wiele do zwiedzania. Pewnego dnia wybrali się całą grupą na zwiedzanie słynnego Hollywood.

20


 

Kiedy zobaczyła to sławne wzgórze z olbrzymim napisem HOLLYWOOD, myślała, że to sen. Oczywiście wszystko upamiętniła na zdjęciach. Olbrzymie wrażenie zrobiły na niej studia, w których kręcono prawdziwe amerykańskie filmy. Na specjalnym placu stały samochody, których używano w produkcjach. Jednym z nich był czarny sportowy wóz z serialu Knight Rider. Kasia podeszła do niego. Wsiadła i zaczęła z nim rozmawiać.




21



 

    - Do you speak polish?* – zapytała.

    - No, but i speak Russian** – odpowiedział.

Kiedy wysiadła, na pożegnanie powiedział „do widzenia” po rosyjsku. Wywarło to na niej ogromne wrażenie.

Spędzili tam cały dzień. Było co zwiedzać. Zmęczeni wrócili do domu. W tym mieście nie można się nudzić. Tam Polonia jest bardzo zżyta i stanowi dość dużą grupę.

Spotykali się prawie codziennie wieczorem. Zawsze ktoś inny zapraszał na grilla i basen. Poznała dużo ludzi i coraz bardziej zaczęło jej się tam podobać. Zwiedziła San Diego, Santa Barbara. Największą przyjemność sprawił jej spacer po Hollywood Boulevard. Kiedy szła aleją gwiazd, uwierzyła, że marzenia się spełniają. Upamiętniła ten moment, robiąc zdjęcie na gwieździe aktora Jacka Lemmona. Pozwoliła sobie nawet na zakupy w słynnych butikach na Hollywood Blvd. Piękne restauracje i kluby ozdabiały aleje.

Pewnego wieczoru cała grupa wybrała się do typowego country clubu. Tam panował wyjątkowy klimat. Taki jak w filmach, ale to była rzeczywistość. Potężny okrągły drewniany bar podświetlony kolorowymi lampami, a przy nim siedzieli prawdziwi kowboje. Kapelusze, buty kowbojskie, koszule w kratę. We wnętrzu lokalu panował półmrok. Tylko w kolorowych światłach snuły się smugi dymu cygar. To wszystko umilała muzyka country grana przez zespół. Kasia była w swoim żywiole. Włożyła ciasne dżinsy i koszulę w czerwono-czarną kratę zawiązaną na brzuchu. Wszyscy świetnie się bawili. Królowała na parkiecie. Jej piękne blond włosy powiewały w blasku kolorowych lamp. Kiedy zaczęła wykonywać swoje kocie ruchy, poczuła na sobie wzrok gitarzysty. Patrzył

 


 
 *Mówisz po polsku? (ang.)

** Nie, ale mówię po rosyjsku (ang.)

22


 

na nią i się uśmiechał. Przystojny ciemny blondyn. Odwzajemniła uśmiech. Zawsze miała sentyment do muzyków. W czasie przerwy podszedł do niej i zaczęli rozmawiać, a po chwili wymienili numery telefonów.

    - Wracamy do domu – zasugerował

    - Dlaczego? Ja świetnie się bawię – odparła.

Na twarzy miał wypisaną zazdrość. Kiedy ponownie wybiegła na parkiet, nie wytrzymał. Podbiegł do niej, chwycił za nogi, za- rzucił na ramię i wyniósł z klubu. Posypały się brawa. Kasia traktowała go jak kumpla, a on robił sobie nadzieje. Był przystojny, szczupły, wysoki, ale nie miał tego czegoś, co przyciągało drugą osobę. Ona szukała prawdziwej miłości. Żadne przygody jej nie interesowały. Lubiła uwodzić mężczyzn, ale znała swoje granice. To przynosiło jej satysfakcję, ale nic poza tym. Wierzyła, że przyjdzie taki dzień, kiedy spotka swoją prawdziwą miłość.

Kalifornia podobała się jej coraz bardziej. Pomyślała, że faj- nie byłoby tu mieszkać. Przecież w NY nic jej nie trzymało. Była sama, wolna, a drzwi do wielkiego świata pozostawały otwarte. Wieczorem przy kolacji zaczęła wypytywać Tadzia o szczegóły typu mieszkania, praca itp.

    - Jeśli się zdecydujesz tutaj wrócić, możesz zawsze na nas liczyć – oznajmił

Zaoferowali swoją pomoc. Wzięła gazetę do ręki i zaczęła czytać ogłoszenia. Po chwili krzyknęła:

    - Mam, to jest mieszkanie dla mnie!

Było to duże studio (kawalerka) w samym centrum, pięć minut od Hollywood Blvd. Następnego dnia pojechali je obejrzeć. Sympatyczna pani otworzyła im drzwi. Była właścicielką tego duże- go domu. To był olbrzymi pokój z kuchnią i łazienką. Najbardziej cieszył ją balkon z pięknym widokiem. Nie miała stuprocentowej

23





pewności, czy dobrze robi, ale postanowiła zaryzykować. Wynajęła mieszkanie, pozostawiając depozyt. Za miesiąc miała wrócić.

    - Jesteś pewna? – zapytał

    - Tak – odparła. – Jeśli nie wrócę, stracę tylko

Lubiła ryzykować. Zaraz po powrocie do domu zadzwoniła do swojej przyjaciółki Magdy, żeby się pochwalić.

Zbliżał się weekend i gospodarze byli zaproszeni na polskie wesele do Santa Barbara. Kasia została zaproszona przez Mietka jako osoba towarzysząca. Razem z Alicją wyruszyły na zakupy, bo przecież chciały dobrze wyglądać. Po kilku godzinach wróciły z eleganckimi kreacjami zapakowanymi w markowe torby.

Nadeszła sobota, dzień wesela. Wszyscy w pełnej gali pojechali na ślub. Po ślubie było przyjęcie w ekskluzywnej restauracji. Cała czwórka siedziała przy jednym stoliku. Młodzież szalała na parkiecie. Do tańca przygrywał polski zespół muzyczny. Kasia oprócz swoich znajomych nie znała tam nikogo. Siedziała i obserwowała rozbawione towarzystwo. Tam jest trochę inna tradycja niż w NY. Na przykład podczas oczepin wszyscy przypinali szpilkami bank- noty do sukni pani młodej. Na koniec wyglądała jak milion dolarów. Mietek coraz częściej znikał. Bawił się ze znajomymi. Kasia wie- działa, że to rewanż za wieczór w klubie country. Była oburzona.

    - Jeśli mnie zaprosił, to powinien dotrzymywać mi towarzystwa. Brak kultury! – skarżyła się do

Nie zależało jej na nim, ale chodziło o zachowanie i klasę. Jego rewanż na nic się zdał. Podczas jednej z przerw podszedł do jej stolika szczupły przystojny szatyn, członek grupy muzycznej. Za- wsze przyciągała do siebie muzyków. Dlatego wcale się nie zdziwiła.

    - Czy mogę przysiąść na chwilę? – zapytał.

    - Bardzo proszę – odparła


24



 

    - Jestem Marek – przedstawił się.

    - Miło mi,

    - Jestem pewien, że nie jesteś stąd – oświadczył.

    - Dlaczego tak sądzisz? – spytała.

    - Różnisz się sposobem bycia, zachowaniem, a nawet

Masz po prostu klasę, czego tutejszej młodzieży brakuje.

    - Dziękuję, to miłe – powiedziała. – To Jestem z Nowego Jorku.

    - Wiedziałem, gdy tylko  weszłaś  na  salę.  Wyróżniałaś  się  i zwróciłem na ciebie uwagę.

Marek po chwili musiał wrócić na estradę. Natomiast Mietek  z odległości obserwował sytuację. Kasia z Alicją wyszły na zewnątrz, aby odetchnąć świeżym powietrzem. Spacerowały pięknymi alejkami wysadzonymi palmami i kolorowymi kwiatami. Piękna gorąca noc i spacer wśród tej roślinności były po prostu bajką. Nagle pojawił się Mietek. Zaczął jej robić wymówki, a na- wet ją obraził, za co dostał w twarz. Kasia odwróciła się i odeszła. Wróciła na salę. Podczas wesela jeszcze kilkakrotnie rozmawiała z Markiem. Alicja i Tadziu znali Marka i wiedzieli, że to chłopak z klasą. Mieszkał w San Diego i prowadził sklep z antykami. Muzyka była jego hobby.

Wesele dobiegło końca. Marek zaproponował wyskok na drinka do pobliskiego klubu. Kasia zgodziła się w porozumieniu z Alicją. Marek i Kasia wsiedli do sportowego kabrioletu i odjechali. Po chwili pojawiło się za nimi auto jadące z dużą szybkością. To był Mietek. Próbował ich dogonić, ale nie miał szans. Przez chwilę był to prawdziwy pościg na ulicach LA. Zupełnie jak na filmach. Kasia lubiła szybką jazdę i adrenalinę. Marek i Kasia świetnie się ba- wili, ale musieli zakończyć ten wieczór, gdyż ona następnego dnia rano miała lot do NY. Musiała wracać do domu. Urlop się kończył.

25



 

    - Przecież wkrótce tu wrócę – zapewniała

Podziękowała za gościnność i za super wakacje. Marek odwiózł ją na lotnisko.

W NY czekali na nią Magda i Misiu. NY wydawał jej się ja- kiś szary i pochmurny. Opowieści Kasi o pełnym wrażeń pobycie w LA nie miały końca. Musiała jednak wrócić do rzeczywistości. Wiedziała, że za miesiąc wyjeżdża i musi uregulować wszystkie sprawy. Marek dzwonił codziennie i czekał z niecierpliwością na jej powrót. Zaczęła planować wyjazd. Jej przyjaciółka Madzia miała zostać w jej mieszkaniu. Kasia kupiła bilet lotniczy i zaczęła pakować rzeczy. Część miała zabrać ze sobą, a resztę wysłać pocztą. Magda jej pomagała, ale było jej przykro. Wiedziała, że traci przyjaciółkę. Wszystko szło w dobrym kierunku aż do dnia, kiedy podczas kąpieli Kasia zauważyła pewną zmianę na ciele. Przestraszyła się i natychmiast odwiedziła lekarza.

    - To mała przepuklina, którą trzeba operować – stwierdził le- karz, nie robiąc żadnych badań.

Kasia wpadła w rozpacz.

    - To Operacja? Ja przecież wyjeżdżam. Nie, nie pozwolę tego zrobić! Poza tym jak ja będę wyglądała? Jak wyjdę na plażę?

Przeżyła koszmar. Dużą uwagę przywiązywała do wyglądu swojego ciała.

    - Dlaczego teraz, kiedy mam piękne plany? – pytała. Rezygnując z   pracy,   utraciłaby   ubezpieczenie  zdrowotne.

    - Czas szybko mijał i wyjazd się opóźniał. Zwróciła bilet i wstrzymała pakowanie rzeczy. Przepadło mieszkanie w LA. Nie ufała jednak lekarzowi i poszła po drugą opinię. Po wy- konaniu badań okazało się, że to mały przerośnięty mięsień. Wystarczy wykonywać pewne ćwiczenia i wszystko wróci do


26








 

 

 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl