Kategorie blog
Kaganiec
Kaganiec

 

 

 

 

 

 

 

 

 





Kiedy ktoś podcina skrzydła,

zawsze można stanąć na nogach, by iść dalej…

Dla Z.



Noli instare mihi, ut relinquam te et abeam;

quocumque perrexeris, pergam; ubi morata fueris, et ego pariter morabor:

populus tuus populus meus et Deus tuus Deus meus.

Quae te morientem terra susceperit, in ea moriar ibique locum accipiam sepulturae.

 

(Rt 1,16–17)

 


 

PROLOG..................................................................................... 9

ROZDZIAŁ 1........................................................................ 11

ROZDZIAŁ 2........................................................................ 23

ROZDZIAŁ 3........................................................................ 35

ROZDZIAŁ 4........................................................................ 50

ROZDZIAŁ 5........................................................................ 74

ROZDZIAŁ 6........................................................................ 90

ROZDZIAŁ 7...................................................................... 101

ROZDZIAŁ 8...................................................................... 107

ROZDZIAŁ 9...................................................................... 116

ROZDZIAŁ 10.................................................................... 128

ROZDZIAŁ 11.................................................................... 143

ROZDZIAŁ 12.................................................................... 152

ROZDZIAŁ 13.................................................................... 165

ROZDZIAŁ 14.................................................................... 170

ROZDZIAŁ 15.................................................................... 181

ROZDZIAŁ 16.................................................................... 191

ROZDZIAŁ 17.................................................................... 195

ROZDZIAŁ 18.................................................................... 209

ROZDZIAŁ 19.................................................................... 218

ROZDZIAŁ 20.................................................................... 232

ROZDZIAŁ 21.................................................................... 235

EPILOG 238

NOWE ŻYCIE.................................................................. 249

WYKORZYSTANE FRAGMENTY

Z BIBLII TYSIĄCLECIA............................................. 251

MITOLOGIA I LEGENDY............................................... 253

PODZIĘKOWANIA 257

 


PROLOG


 

Nie bez powodu Bóg umiłował światło.

Nie bez przyczyny demony okrywały się całunem ciemności.

Gdy przemierzałem czas wzdłuż i wszerz, nieustannie w głowie dźwięczały mi słowa: „Mrok spowił Twoją duszę. Twój słaby punkt leży tam, gdzie znajduje się Twoja siła”.

Głos, który rozbrzmiewał w mojej głowie przy ponownych narodzinach trzynaście lat temu, wciąż powracał, jak gdybym słyszał go w tej chwili. Niekontrolowany nasilał się szczególnie wtedy, gdy odnajdowałem swoją ofiarę, gotowy wykonać zadanie rozciągnięte na przestrzeni wieków.

Pomimo młodego wieku wiedziałem, że jestem jednym z najlepszych, najdoskonalszych. Nikt mi nie może dorównać... a kiedy tylko spróbuje... zamorduję. Brutalna i ostateczna śmierć – pojedynek demonów. Srebrna krew poleje się po kocich łbach. Ludzie zupełnie nieświadomi będą po niej deptać, by potem się dziwić, że nawiedzają ich nieszczęścia. Pojawi się gęsta mgła – spowodowana parowaniem Ciemnego Ciała, powodując wypadki, porywając niewinne ludzkie dusze. Trzy tuziny dusz za jednego demona. Książę się ucieszy. Im ciaśniej w piekle, tym Pan szczęśliwszy...

Rozmyślając o tym, przemierzałem pewne francuskie miasto, zmierzwiłem włosy palcami i skręciłem w uliczkę z barokową zabudową. Już czułem zapach dziewiczej skóry kilkunastoletniej dziewczyny wymieszany z odorem rynsztoków, zapachem jedzenia i jesiennego wiatru niosącego woń wszystkiego, czego nie można było znaleźć wo- kół siebie. Słyszałem, jak spokojnie oddycha, leżąc w wilgotnym łóż- ku maleńkiej izby dla służby. Gdyby posiadała więcej cech charakteru

9


 

swojego ojca, na pewno nie dałaby się zaciągnąć do takiej rudery. Jej pochodzenie wymagało lepszego traktowania.

Postanowiłem wejść drzwiami, lecz pozostać niewidzialnym i nie- słyszalnym dla nikogo. Wystarczyło nie chcieć być zauważonym, by bez problemów przechodzić obok, a nawet przez przedmioty i wszelkie żywe stworzenia. Ludzie mogli dostawać nagłych, chwilowych napadów paniki, ale i tak niczego nie byli świadomi. „Zła nie da się namacać” – mówiąc to, Sigismund miał zupełną rację. Zło bowiem było czynem, myślą, a nie efektem. Efektem był strach. Wystarczyło spojrzeć w te przerażone, rozbiegane oczy. Szepty wystraszonych zakochanych, próbujących ostrzec siebie nawzajem przed czymś paranormalnym. Dzieci przytulające się do matek w nagłej potrzebie po- czucia miłości, troski i bezpieczeństwa. Gdzie bym nie był, wszędzie to samo…

Właśnie ten strach dodawał mi sił. Sprawiał, że z radością zarzucałem broń oraz skórzaną kurtkę na plecy i wchodziłem do przytulnych domów po przyszłych zastępców, ujawniając ukrywane dotąd nieludzkie zamiary. Swoją prawdziwą twarz.

10


ROZDZIAŁ 1


 

    - Czy coś panu podać?

    - A co pani poleca? – zagadnąłem, przypatrując się jej bezwstydnie, jak gdyby była klaczą na

Kobieta w fartuszku i koszulce polo zmiękła momentalnie, dając się ponieść burzy młodych i nieokiełznanych hormonów. Widziała po mnie, że stałem się dla niej szansą na sponsoring albo co najmniej na spędzenie wystrzałowej nocy.

    - Chciałbym napić się czegoś naprawdę mocnego – dodałem. Wręczyłem jej kartę Wykorzystałem już żyzną glebę, nietkniętą żadną klątwą, i musnąłem niby przypadkiem jej nadgarstek.

Dziewczynę przeszył dreszcz. Plątanina neuronów przekazała sygnał i dalej zboczyła najwidoczniej na piersi, które momentalnie stwardniały. I bez tego wiedziałem, że jeszcze dziś będzie moja. Ten rodzaj kobiet poleci nawet na najbardziej wyświechtany podryw.

    - Mamy…

    - Idź, kochana – wszedłem jej w słowo, szczerze chcąc się napić przed zabawą. Choć nie musiałem tego robić, czasem warto było zmoczyć podniebienie ziemskim – Przyszykuj coś dla mnie. Z twoich rąk wezmę wszystko – powiedziałem szeptem, patrząc jej głęboko w oczy.

Błękitne tęczówki pociemniały pod wpływem emocji. Wzięła głęboki, drżący oddech, ścisnęła w dłoniach kartę i uciekła do kuchni.

Oparłem się o poobdzieraną ławkę i wyjrzałem przez okno. Pogo- da była idealna. Gęste chmury wisiały na niebie niczym nadęte żagle olbrzymich okrętów, wiatr targał ludźmi tak, że tracili równowagę, 

11


 

zrywał bieliznę ze sznurków na balkonach, a plastikowe torebki fruwały po ulicach jak opętane, niosąc w powietrzu zapach współczesności. Pomieszczenie napełniło się zapachem benzyny, kiedy jeden z klientów otworzył na chwilę drzwi baru.

Zaciągnąłem się mocno tym zniewalającym zapachem, odwróciłem głowę ku mojej przyszłej kochance i zabójczo się uśmiechnąłem. Dzięki swojej nadludzkiej zdolności zobaczyłem w wyobraźni, jak wy- chodzi, by potem ujrzeć to w czasie rzeczywistym. Oparła się smukłymi plecami o drzwi, by je otworzyć. Roztargniona rozejrzała się w poszukiwaniu mojego wzroku. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, zawstydzona spuściła głowę i ruszyła do stolika numer cztery, by podać piwo gościom wyzbytym najwidoczniej zahamowań zarówno w zachowaniu, jak i piciu. Zapatrzona we mnie nawet nie zauważyła, że jeden z facetów klepnął ją w tyłek. Dając pokaz dobrych manier, wstałem, prowadzony wyćwiczonym ruchem błyskawicznym i płynnym niczym drapieżnik lub szermierz, po czym podszedłem do omotanej dziewczyny, która tym razem wyraźnie zrozumiała zachcianki swoich klientów.

    - Tylko spróbuj – warknąłem.

Piątka mężczyzn spojrzała w górę i uśmiechnęła się ironicznie.

    - A bo co mi zrobisz, szszszczeniaku? Nie dasz ze mną rady! – wy- jąkał jeden z nich, śliniąc się i plując na swoich

Chwyciłem go za kołnierz kurtki i podniosłem do góry. Starałem się, by nie przesadzić z siłą – nie miałem dziś ochoty na rozróbę. Poza tym wolałem, by książę nie wysłał po mnie żadnego ze Sprawiedliwych.

    - Przeprosisz panią i wyniesiesz się stąd przed upływem trzydziestu sekund, bo inaczej rozsadzę ci czaszkę od środka. Radzę ci nie pytać jak – mówiłem bardzo powoli, by dotarło do zachlanego włóczęgi. Popatrzył w moje ciemne oczy bez dna, które, gdy na to pozwalałem, płonęły czystym piekłem, i natychmiast wytrzeźwiał.

Postawiłem go brutalnie na podłogę i obserwowałem, jak zbiera swoje manatki, zostawia portfel, w którym, jak wiedziałem, jest tyle

 
12


 

pieniędzy, że starczyłoby na jeszcze dwa wieczory w barze, i wychodzi, potykając się o własne nogi.

    - Ło co chodziii? – zawołał jeden z koleżków i również chwiejąc się, wybiegł na deszczową pogodę.

Patrzyłem w niebo i liczyłem w myślach. Trzy, dwa, jeden… Błysnęło, a wraz z czerwoną kreską na granatowym niebie rozległ się straszny huk. Zaczęło lać. Poczułem, jak powietrze za mną zadrgało falą strachu mojej przyszłej kochanki. Odwróciłem się do niej z uśmiechem i objąłem ramieniem.

    - Skończyłaś już na dzisiaj?

    - Taak… Znaczy… muszę się jeszcze przebrać. – Zerknęła prze- lotnie na moją twarz. Onieśmielał ją bijący ode mnie seksapil i męskość. Bała się nie tylko burzy, ale i mnie. Choć tak naprawdę nie mogła dostrzec „piekielnego” spojrzenia, wiedziała, że nie jestem nor- I to kochałem najbardziej. Kiedy zobaczy, jak wyglądam, będzie już za późno. Podwójna przyjemność w łóżku.

    - Będę czekać – szepnąłem jej do ucha, muskając nosem miejsce, gdzie jej puls na szyi był najbardziej

Dziewczyna przełknęła głośno ślinę i zniknęła za drzwiami kuchni. Większość kobiet, które uważają, że nie mają nic do stracenia, bez większej zachęty prześpi się z przystojnym mężczyzną. Tym bardziej dobrze ubranym, bogatym i eleganckim. Nie chciałem generalizować, ale zdecydowana większość, która obracała się chociażby krótko w moim towarzystwie, miała skłonność do lekkich obyczajów.

Wyszedłem z baru. Po chwili podjechałem czarnym lamborghini, które ukradłem godzinę wcześniej, i zaparkowałem pod samymi drzwiami. Kiedy moja blond piękność stanęła w drzwiach, trzymałem już parasolkę nad jej głową, a drzwi od strony pasażera były otwarte na oścież.

    - To twój wóz? – spytała oniemiała.

    - W tym momencie tak – odpowiedziałem i uśmiechnąłem się do niej Mimo że byłem demonem, nie lubiłem kłamać. Po

13


 

co psuć sobie zabawę kłamstwem, kiedy wszyscy z góry ci nie wierzą, a prawdomówność daje tylko pole do popisu i szereg możliwości? Kłamstwo to pójście na łatwiznę. Natomiast próba powiedzenia praw- dy w ten sposób, aby nie dostać kopniaka od Demona Ognia, to już szczyt umiejętności i kunszt elokwencji.

Podprowadziłem swojego Kopciuszka do samochodu i szarmancko zamknąłem za nim drzwi. Usiadłem za kierownicą.

    - Dokąd jedziemy?

    - Do mojego Raju, maleńka. – Powiedziawszy to, wcisnąłem gaz do dechy i ruszyliśmy z piskiem

Pod hotelem byliśmy jakieś pięć minut później. Oddałem wóz szoferowi w niebieskim wdzianku. Objąłem moją kochankę i weszliśmy do marmurowo-złotego pomieszczenia.

Jak na czterogwiazdkowy hotel przystało kobieta w recepcji była szczupła, o długich, zgrabnych nogach w czarnych pantoflach na wysokim obcasie. Krótka czarna spódnica opinała jej biodra. Wiedziałem to, choć w rzeczywistości od pasa w dół zasłaniała ją lada. Włosy miała elegancko ułożone w zgrabny kok, pasujący do niedużej, okrągłej twarzy. Satynowa koszula barwy lazurytu, takiej samej jak marynarka szofera, przylegała do jej krągłego biustu.

Widząc mnie, wyeksponowała bardziej dekolt, tak by można było ujrzeć kształtne piersi i górę białego koronkowego stanika. Dół bielizny, jak wiedziałem, także miała biały. Białe, prawie całe koronkowe majtki.

Może bym ją do siebie zaprosił na jutrzejszy dzień albo jak skończy pracę i urządził małe widowisko? Znając życie, te dwie panienki zaczęłyby wyrywać sobie włosy i okaleczać tak piękne ciała ostrymi pazurami tylko po to, bym poświęcił jednej trochę więcej uwagi. Nie… nie mam na razie na to ochoty. No i nienawidzę białego koloru. Jest zdecydowanie… za czysty. Kiedy zmieni swoją francuską odzież ukrytą pod niepotrzebnymi, drogimi ścierkami na inny kolor i najlepiej krój

    - zdecydowanie bardziej wyuzdany, możliwe nawet, że odstawię ją nasyconą

14


 

bardziej niż kobiety przed nią. Z tej z pozoru miłej dziewczyny mogłaby być dobra towarzyszka na jakiś czas.

Oznajmiłem swoje przybycie, choć nie było to w ogóle konieczne, i po czerwonym dywanie rozłożonym na schodach wszedłem na pierwsze piętro, prowadząc obok siebie dziewczynę, która nie prze- stawała podziwiać otoczenia. Jednakże kiedy zerkała na mnie, nie mu- siałem być demonem, by zauważyć, w jak szaleńczym tempie bije jej serce. Słyszałem także podszepty jej sumienia wręcz błagającego ją, by uciekała ode mnie jak najdalej. Całe szczęście miała te głosy w głębokim poważaniu.

Pokierowałem swoją damę do windy i wjechaliśmy na szóste piętro, gdzie znajdował się mój apartament. Otworzyłem pokój o numerze 666 i uchyliłem drzwi przed moją kochanką. Spojrzała ponad brązową futrynę na cyfry i lekko przerażona omiotła mnie wzrokiem.

– To taki mały żart. W końcu, skarbie, nie jestem grzecznym chłopcem. Wejdziesz? – zwróciłem się do niej wręcz z miłością, jakby to śmiertelnicy nazwali.

Musiało to zrobić na niej duże wrażenie, gdyż bez wahania weszła do środka. Usiadła na czarnej skórzanej kanapie i położyła torebkę na stoliku. Wciąż stojąc do niej tyłem, uśmiechnąłem się pod nosem, zadowolony z tego, co się stanie, i po cichu, tak aby jej nie wystraszyć, wywiesiłem tabliczkę z napisem „Nie przeszkadzać” i zamknąłem drzwi. Odwróciłem się do niej i nieznacznym ruchem skinąłem w stronę łazienki. Momentalnie zniknęła za drzwiami.

Zdjąłem czarną koszulę i rzuciłem ją w kąt. Zasłoniłem okna. Burza za nimi zaczęła już szaleć. No cóż. Tak zazwyczaj się dzieje, gdy jakiś demon bardziej otwarcie ingeruje w życie śmiertelników.

Zadzwoniłem po jedzenie dla mojej nowej dziewczyny i wino. Krwistoczerwone, hiszpańskie, rocznik 1986. Przeleżał, biedaczek, jakieś dwadzieścia lat, więc trzeba będzie go wykorzystać. Kopciuszek się ucieszy. W momencie kiedy skończyłem przygotowania do seks- misji, z łazienki wyszła moja boginka. Nie musiałem się odwracać, by

15


 

wiedzieć, że zawinęła się w beżowy ręcznik, a włosy związała w luźny kok. Nie rozczesała ich. I dobrze. Takie lubię najbardziej.

Mimo że nie musiałem się oglądać, zrobiłem to. Widzenie myślami i przeczuwanie nie jest takie samo jak odbieranie obrazu oczami. Tam- tego można się domyślać, bowiem jakość oglądania czegoś poprzez przekonanie, że tak jest, zależy od poziomu rozwinięcia wyobraźni. Wzrokiem zaś pochłaniam żywe fakty. To tak, jakby czytać krótki opis danego przedmiotu, a potem mieć go we własnych rękach w towarzystwie specjalisty.

Podszedłem do niej bezszelestnie. Najwidoczniej nie do końca była świadoma mojej obecności, gdyż drgnęła, gdy odgarnąłem z jej karku mokre kosmyki włosów.

    - Jesteś taka piękna. Nie bój się To twój wieczór, Kopciuszku.

    - Czy to znaczy, że czar pryśnie o północy? – spytała

To było mdłe. Nie odpowiedziałem. Zamiast tego ująłem ją pod brodę i obróciłem jej głowę tak, by mieć dojście do jej ust. Zacząłem ją delikatnie całować.

Angelina wzdychając cicho, obróciła się i zarzuciła mi ręce na szyję. Objąłem ją w talii jedną ręką, drugą zaś zacząłem zdejmować gumkę z jej włosów, jednocześnie namiętnie pogłębiając pocałunki. Wzdychała coraz częściej, aż ugięły jej się nogi. Dopiero wtedy oderwałem się od niej, by zaczerpnąć powietrza, co nie było konieczne. Chciałem jednak wyglądać dostatecznie ludzko. Ująłem jej dłoń i poprowadziłem do sypialni. Gdy usiadła na łóżku, zamknąłem drzwi, zostawiwszy cały świat po drugiej stronie i odcinając jej drogę ucieczki.

 

Ω

 

Ten dzień był nieprzyjemny nie tylko dlatego, że świeciło słońce, a ludzie w tej części miasta byli nadzwyczaj dla siebie uprzejmi. W zasadzie to nie miałem się czemu dziwić. Znajdowałem się w południowych

16


 

Włoszech, w mieście Sibari, w dzielnicy zbyt pobożnej, by móc spędzać tu spokojnie czas.

Główny problem polegał jednak na tym, że nie mogłem znaleźć swojej ofiary. Nie było to normalne. Demony zawsze znajdowały zastępców w kilka setnych sekundy. Dopiero wtedy pojawiały się schody. Takie osoby co prawda były „niegrzeczne”, lecz niezepsute, przez co Anioł Stróż takiego człowieka zawsze nieźle mącił w głowie śmiertelnika. Nieraz dochodziło do bójek czy pyskówek. Nie przynosiło to jednak skutku, gdyż człowiek posiada wolną wolę, której złamać się w żaden sposób nie da. Można go namówić do jakiegoś działania, podpowiedzieć, ale nie rozkazać. Tak więc pojedynki kończyły się

„atramentowym” okaleczeniem.

Tym razem nic z tego się nie pojawiło. Nie wyczuwałem ani obecności swojej ofiary, którą niczym zapach unoszący się w powietrzu lub subtelną wiązkę światła powinienem zlokalizować bez problemu, ani reakcje otoczenia nie świadczyły o tym, że w pobliżu kumuluje się negatywna energia powstająca podczas wyładowań w czasoprzestrzeni.

Był rok dwutysięczny. Stałem wśród ludzi pod postacią demona, tak więc nie mogli mnie widzieć, co najwyżej czuli intuicyjnie. Prze- bywałem się w miejscu, w którym według moich diabelskich przeczuć powinien znajdować się siedemnastoletni chłopak. Jak debil rozglądałem się wokół, nie wiedząc, co się dzieje.

Stałem i…

    - Cześć, Muselière1.

Drgnąłem wewnętrznie, lecz nie pokazałem po sobie, że ten głos przyprawił mnie o mdłości. Tylko jeden demon tak mnie nazywał, twierdząc, że jest to podobne do mojego imienia i natury. Napiąłem wszystkie mięśnie, których w tym ciele było znacznie więcej, i odwróciłem się do przybysza.

 

 


1 Muselière (fr.) – Kaganiec.


 


17


 

Od razu w nozdrza uderzył mnie smród kobiecych, miodowo kwiatowych płynów do kąpieli. Wstrętny zapach.

    - Co tu robisz? – spytałem niby od niechcenia, choć tak naprawdę odpowiedź na to pytanie była dla mnie bardzo ważna. Tam, gdzie spotykałem t o c o ś, zawsze pojawiały się kłopoty. Szkoda, że tylko ludziom umiałem czytać w myślach.

    - Nic Węszę – burknęła, wdychając powietrze, a ja rozglądałem się wokoło w poszukiwaniu wiązki ciemnej energii, dźwięku naprowadzającego, woni siarki – czegokolwiek, co mogłoby wskazać, gdzie znajduje się powód mojego przybycia.

    - Tyle to się domyśliłem. Nie uważasz, że jest to niezbyt przyjemne miejsce dla kogoś takiego jak my? Trzeba tu naszkodzić. Mdli mnie od tej radości.

    - Mnie również – odparła i wykrzywiła twarz w nienawistnym gry- Kto by pomyślał, że kiedyś była słodką niewolnicą z Senegalu, która sypiała w wilgotnych francuskich ruderach. – A co ty tu robisz?

    - Węszę.

    - I znalazłeś już?

    - Nie? Przecież śmiertelnik nie może ci – Zamyśliła się teatralnie. – Nie sądzisz, że coś jest z tobą nie tak? – zapytała z podejrzliwą miną, po czym zaczęła krążyć wokół mnie.

Zbyt szybko przeszła do rzeczy. Rozmowa nabrała tempa, jakbyśmy wymieniali współrzędne, a nie rozmawiali. Ot, kilka słów. Zbyt szybko, by dowiedzieć się czegoś więcej, i zbyt konkretnie, by nie podejrzewać jej o zasadzkę. Czyżby miała mało czasu? A może to mnie on się kończył?

Granatowe skrzydła demona lekko składały się i rozkładały z każdym jej krokiem, wybijając rytm mijanych milisekund.

Wiedziałem, że w jej wypowiedzi zawierało się bardzo dużo informacji, przez co obserwując diablicę, usilnie się nad nimi zastanawiałem. Było mało sposobów, by zniszczyć demona. I równie niewiele

18




powodów, by ich nie wypróbować. Mieliśmy ludzkie ciała i prawdziwą postać składającą się z anielskiej istoty i piekielnej duszy. Może nie kłamałem i nie posuwałem się tak często do gwałtów, kradzieży i morderstw, ale to nie czyniło mnie innym. Nadal byłem skazany na potępienie.

Tak więc kiedy Anaisse pochylała się nad jakimś mężczyzną, grzebiąc w nim ręką i powodując, że ze strachu omal nie zemdlał, chociaż jego ciału nic się nie stało, olśniło mnie zupełnie.

Ta diablica potrafiła uprzykrzyć życie i mimo że razem dokonaliśmy wielu zbrodni, nigdy, ale to nigdy ani jej, ani mnie nie przemknęło przez myśl, żeby choć raz w swoim towarzystwie stanąć do siebie ple- cami. Ostrze wbite w plecy? Nawet moje zdolności i miecz by w tym nie pomogły.

    - To twoja sprawka?

    - A kogo?! – Uśmiechnęła się – Sądziłam jednak, że dłużej będziesz się nad tym zastanawiał, skoro kilka osób z twego rodu już nie żyje, a twoja genealogia bardzo się zachwiała. To moje działanie sprawiło, że twój chłopaczek ci uciekł. Osłabłeś, kochany Muselière.

Uśmiechnęła się znowu, tym razem wręcz ślicznie. Była naprawdę piękna. Nasza uroda znacznie różniła się od urody tych dobrych aniołów, ale i tak byliśmy piękni. Zarówno w prawdziwej postaci, jak i ludzkiej. W jakiś sposób musieliśmy kusić śmiertelników.

Anaisse była uprowadzoną w XVII wieku przez francuskich kolonialistów córką wodza królestwa Dżolof, które znajdowało się w Senegalu. Została wywieziona jeszcze jako dziewczynka, a niebawem wy- kupiona przez francuskiego barona mieszkającego pod Paryżem. Nie traktowali jej najgorzej w porównaniu z losami innych niewolników, mimo to przez te wszystkie lata narastały w niej ogromne pokłady nienawiści do ludzi i wyższych sfer.

Jej ciemna skóra, prawie tak ciemna jak czekolada, jeszcze gdy była w stu procentach ludzka, posiadała nieskazitelną fakturę. Musiałem przyznać, że Murzynki miały w sobie coś nadzwyczajnego, pierwotnego, 

19


 

tak jak kobiety egzotycznego Wschodu. Żadna biała kobieta nie pachniała tak doskonale jak te ciemnoskóre. Mimo to jej zapach, za- zwyczaj bardzo niedoceniany, tonął w odmętach duszących świństw, jakie na siebie nałożyła magią.

    - Co zrobiłaś? – Cóż za wspaniała konwersacja! Naszą wymianę zdań, biorąc pod uwagę ton głosów, można by było porównać do przyjacielskiej pogawędki.

    - Nic Po prostu unicestwiłam narzeczonego twojej prapraprababci. A skoro jeszcze żyjesz, wygląda na to, że muszę szukać dalej. Cóż, popełniłam mały błąd. W końcu niszczenie ludzkiego życia to twoja działka! – warknęła na mnie i już wiedziałem, o co jej chodzi.

Bunt demonów? Ciekawe, co na to Sprawiedliwi.

    - No nie mów mi, słodziutka, że życie demona ci nie odpowiada?

    - Co prawda ma swoje plusy, aczkolwiek wolałabym leżeć teraz w śmierdzącej

    - Nie żyłabyś wtedy Dostawałabyś kolejne baty, polerując na kolanach podłogę.

    - I o to Mam dość służenia i wykonywania rozkazów! Co z tego, że jestem piękna i wspaniała? Że mogę przemieszczać się w czasie i w ułamku sekundy znaleźć się w stu miejscach naraz, a żadne ludzkie oko nie wychwyci mojego przemieszczania się? Mogę robić rzeczy, o których durni ludzie nawet nie marzą, co najwyżej piszą w jakichś zasranych książkach i pokazują w filmach. Mam władzę i tysiące zadań, które wszystko psują. Nie jestem jedną ze Sprawiedliwych i nie będę…

    - To nie powód do płaczu.

    - Nie przerywaj mi! Bo naprawdę założę ci kaganiec! – krzyknęła, a w jej oczach intensywniej zapłonęło piekło. Szpony diablicy wydłużyły się i stwardniały, a jej głos coraz bardziej przypominał syczenie węża udoskonalone o wysokie, piskliwe dźwięki.

Spokojnie. Stwierdzam tylko, że to, co tobą kieruje, to bunt, a to skaże cię na rychłą śmierć. Nasz Pan szybko się o tym dowie. Demo- nów wśród nas jest więcej, niż myślisz.


20


 

    - Nie jestem głupia. Mówiąc ci, że węszę, miałam na myśli nie człowieka, a naszych kochanych pobratymców, o ile można tak ich nazwać.

    - Pochodzimy z jednego miejsca, więc chyba tak – odpowiedziałem spokojnie, starając się opanować narastający ból głowy.

Takie rzeczy nam się nie przydarzały. Ból mogliśmy czuć tylko przy cielesnych pojedynkach. Zacząłem oddychać. Anaisse spojrzała na mnie, unosząc lewą brew do góry, po czym odwróciła się z wyrazem triumfu na twarzy. W tym momencie mój spokój się skończył. Siłą po- wstrzymywałem się od ataku na to cudowne, zgrabne ciało. Ciekawe, co ona chce osiągnąć tak skąpym czarnym ubraniem? Choć szczerze mówiąc, definicja ubrania określała je jako c o ś, co zakrywa ciało. Je zaś można było spokojnie podziwiać pod przezroczystą, ciemną warstwą gorsetu wiązanego z przodu i z tyłu oraz czegoś podobnego do minispódniczki.

Tyle tylko, że Anaisse nie robiła na mnie wrażenia. Chciałem ją zabić. Tu i teraz. Ale gdy tylko postąpiłem krok do przodu, ból głowy nasilił się tak bardzo, że padłem na kolana.

    - Och, jak cudownie! – krzyknęła dziewczęcym głosem, który był jak cios obuchem w moją czaszkę. – A myślałam, że nic ciekawego się już nie stanie! Może zajmę się tym, co ty, i zacznę wyłapywać „nie- zgodności” w rodach ludzkich?

    - Kiedy to zrobiłaś?

    - Biorąc pod uwagę czas ludzki, jakieś dwie minuty i trzydzieści je- den sekund temu, czyli sześćdziesiąt pięć tysięcy czterysta czterdzieści siedem stutysięcznych sekundy przed twoim przybyciem Wspaniale, prawda? Jak na pierwszy raz w tej dziedzinie, chyba pobiłam rekord.

    - W końcu to ja cię stworzyłem. Dlatego zapomniałaś o ważnej rzeczy – odparłem, wstając na Gdybym potrafił płakać, łzy po- ciekłyby mi z bólu. – Kiedy ja zniknę, ty także stracisz swoją moc.

    - Właśnie wtedy osiągnę cel. Znów będę człowiekiem – powie- działa i popatrzyła na mnie z „czułym” uśmiechem.

21


ROZDZIAŁ 2


 

 

Powietrze zawirowało wokół mnie. Rozejrzałem się. Na horyzoncie ujrzałem diablicę, która tylko uśmiechnęła się do mnie złośliwie, a następnie zaczęła chodzić po mieście, zderzając się z ludźmi swoją niematerialną postacią.

Powiodłem za nią wzrokiem i przypomniałem sobie jedno z miejsc, które było mi naprawdę bliskie. Można by powiedzieć, że spędziłem tu swoje diabelskie dzieciństwo. Teraz wyglądało zupełnie inaczej. Było bardziej rozbudowane. Nowoczesne. Pełne zwariowanych nastolatków. Prostytutek. Kilku gangów. Złodziei. Oszustów. Naciągaczy.

Choć można było znaleźć kilkoro prawie świętych. Może nie kilkoro – było ich tu nawet bardzo dużo, choć nie w tej części miasta.

Demony kochają sprowadzać na złą drogę tych najczyściejszych. To je wzmacnia. Jednak przebywanie wśród takich ludzi jak ci tutaj jest znacznie przyjemniejsze.

Chciałem zmaterializować się przy niej, zanim mi ucieknie, lecz moja moc zaczęła zanikać. Spojrzałem na swoje dłonie. Powoli stawały się ludzkie. Jeszcze tego mi brakowało, bym w miejscu, gdzie jest około trzystu osób, zaczął przybierać ludzką postać!

Przebiegłem kilka metrów z rękami w górze, by nikogo nie do- tknąć, dopadłem Anaisse i pociągając ją za sobą, wepchnąłem do jakiegoś opuszczonego magazynu.

    - Coś ty zrobiła?!

    - Przecież A teraz sprowadziłam cię tu, żebyś sobie pobył w realnym świecie. Nie wiem, do jakiego stopnia przechodzisz prze- miany, ale jeśli tego nie wiesz, jest obecnie siedemnasty października


23


 

dwa tysiące piętnastego roku, czyli teraźniejszość. – Uśmiechnęła się słodko, zsunęła moje dłonie ze swoich ramion i zrobiła krok do tyłu.

    - Nienawidzisz mnie za swoje przeznaczenie? Nie rozumiesz, że jeśli nie ja to zrobię, to kilka lat później zostaniesz przemieniona przez kogoś innego? Gdyby nie rozkaz, jaki dostałem, prawdopodobnie rano tamtego dnia zakradłbym się do ciebie i cię uwiódł. I pokazał- bym to, co sporej liczbie moich k o c h a n e k – swoje prawdziwe obli- Zwariowałabyś ze strachu, a ja przybiłbym cię do ściany w chlewie i patrzył, jak zdychasz na moich oczach, modląc się do wszystkich znanych ci bogów i prosząc o litość!

    - Zamknij się! Robisz się coraz bardziej ludzki. Nie chcę się zastanawiać nad tym, czy te szczury już cię słyszą, czy jest to dla nich jeszcze za wcześnie.

    - Skoro nazywasz ich szczurami, dlaczego chcesz znów stać się taka jak oni? – spytałem Poczułem kolejne zawroty głowy.

    - Bo sama chcę decydować.

    - Przecież to był twój wybór. Podpisałaś pakt z diabłem. Twoja dusza już zawsze będzie należała do tego świata. Tak więc, moja droga, oboje tu Czy tego chcesz, czy nie.

    - Wątpię, mój aniołku – syknęła z sarkazmem. – Ty staniesz się demonem w ludzkim Wiecznym, ale nie niezniszczalnym. Za- równo człowiek, jak i my będziemy mogli się tobą zająć. Zachowają się twoje diabelskie zmysły, lecz nic, prócz ludzkich rzeczy, już nie będziesz mógł robić. Staniesz się najniższej rangi demonem. Śmieciem. A my będziemy po tobie deptać. Ja też, póki twoje zmiany nie wpłyną także na moją historię. A kiedy obudzę się człowiekiem, zrobię wszystko, by więcej nie popełnić tego samego błędu.

Nic nie będziesz pamiętać z tego życia. Nic! Kompletnie! Staniesz się równie naiwna i nieświadoma co wcześniej, póki na powrót nie staniesz się demonem. I mogę być pewny, że tym razem twoją duszę powierzą komuś starszemu i mądrzejszemu ode mnie, a wtedy ty na zawsze zamieszkasz w tym pieprzonym grillu!

24


 

    - Wiesz, nie chcę ci przerywać, ale przydałoby ci się nowe Chyba pierwsze zarysy twojej skóry nabierają koloru – powiedziała i zaczęła dokładnie mnie oglądać.

Materiał, który zasłaniał mnie w świecie demonów, teraz znikał, przez co stawałem się zupełnie nagi. Ogólnie mógłbym stworzyć iluzję ubrania, a potem ukraść coś ze sklepu. Jednak niemiłosierny ból głowy nie pozwalał mi skupić się na czymkolwiek.

Anaisse usiadła na zafajdanej od smaru beczce, brudząc sobie za- pewne nagie pośladki, i z pożądaniem oraz głodem wpatrywała się w moje ciało. No cóż. Byłem atrakcyjny, bo byłem demonem. Wyglądałem na góra trzydziestoletniego mężczyznę, choć zdecydowanie zbyt giętkiego i zwinnego jak na ten wiek. Natomiast moja twarz przez tyle wieków życia diabła została naznaczona pewną dojrzałością i do- świadczeniem. Do tego dochodziło jeszcze zło. Byłem piękny, lecz również zły. Bardzo zły. Wspaniała mieszanka dla kobiet, które szuka- ją niebezpieczeństw i tajemnic.

    - Zemszczę się.

    - Jestem tego Choć twoje rozmyślania zbytnio mi nie za- szkodzą. Jesteś za słaby. Nic już nie możesz mi zrobić.

    - Zemszczę się – warknąłem jeszcze raz i ruszyłem w jej stronę. Zaczynałem żałować, że nie zabiłem jej jakieś piętnaście lat po tym,

jak ją przemieniłem. Nigdy nie była normalna. Co prawda nie widziałem diabła, który zachowywałby się normalnie, ale ona była wyjątkiem. Wszyscy należeliśmy do piekła i byliśmy indywidualistami, lecz potrafiliśmy ze sobą wytrzymywać. Dochodziło co prawda także do kłótni kończących się śmiercią dla jednej ze stron – tak właśnie wyglądał porządek. Ta suka jednak wszędzie potrafiła namieszać. Nawet szatan trzymał ją od siebie z daleka.

    - Wybacz, Muselière. Muszę już iść. Po zastanowieniu przyznaję jednak, że bywają nawet ludzie bardziej dorodniejsi niż A to na pamiątkę – szepnęła uroczo i rozłożyła dłoń. Jej oczy zapłonęły, a pazury się wydłużyły.

25


 

Odsunąłem się o krok, lecz zaraz po tym stwierdziłem, że i tak mnie nie zabije, a uciekanie jest oznaką tchórzostwa. Stanąłem więc twardo na obydwu nogach, przygotowany na cios. Diablica wkurzyła się, widząc, że nie chcę walczyć i w ten sposób pozbawiam ją rozryw- ki. Mimo to nie mogła się oprzeć. Chwyciła mnie za twarz, sycząc po francusku „do widzenia”, i przejechała po niej pazurami, potem wzdłuż klatki piersiowej do prawego biodra. Okrążając mnie, nim zniknęła w czasie i przestrzeni, chlasnęła mnie w plecy włosami, które splecione w drobne warkoczyki były jak skórzany pejcz.

Odczekałem, aż rozpłynie się mgła widziana tylko przeze mnie, i… zrobiłem dwa kroki. Srebrno-czerwona maź wypływała z moich ran w zastraszającym tempie, pozostawiając na ciele gorące ślady. Chciałem usiąść, jednak gdy tylko pochyliłem się do przodu, trzymając się za kolana, pociemniało mi przed oczami i upadłem. Ostatni zanikł słuch. W mroku usłyszałem jeszcze strzelaninę i uciekających zbrodniarzy. A potem… pogrążyłem się w ogromie bez kolorów, uczuć i dźwięków. Po raz pierwszy od… nie pamiętam.

 

Ω

 

    - Jesteś tak strasznie wyziębiony. Co ci jest, biedaku? – usłyszałem nad sobą słodki Mimo to nie potrafiłem otworzyć oczu. Słyszałem zarówno głos, jak i myśli. Poszukując głębszej istoty dziwacznego stworzenia, zacząłem umysłem wnikać w nie głębiej, znajdując kolej- no uczucia i obrazy. Wszystkie wiązały się bardzo z jednym tematem, toteż otrzeźwiawszy nagle, pochyliłem się i podparty na lewym łokciu zwymiotowałem na podłogę. Nawet gdybym nie miał żołądka, zrzygałbym się od tych myśli.

Co to, u diabła, było? Czyżbym penetrował mózg jakiejś świętej babki?! Z tą obrzydliwą myślą otworzyłem powoli oczy, gdyż moje

„przypuszczanie” i wyobraźnia były naprawdę w marnym stanie. Nie mówiąc już o ciele, choć większość ran zapewne już się zagoiła.

26



 






 

 

 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl