Kategorie blog
Tajemne przejście
Tajemne przejście





















        W miejscowości Koci Pazur, nieopodal wzgórza zwanego przekornie Psią Doliną, mieszkał pan Leon Kotowski. Był niezwykle barwną postacią i duszą miasteczka. Pełnił funkcję pedagoga, pocieszyciela i  strażnika dobrych obyczajów. Leoś, jak zwykli z miłością mawiać o nim mieszkańcy, był emerytowanym, choć nadal czynnym nauczycielem przyrody. Wszyscy kochali go za jego dobroć, tolerancję, pasję życia i miłość, którą każdego szczodrze obdarowywał.
        Mieszkał w drewnianym domku z trzema pokojami na samej górze Psiej Doliny. Lokum urządzone było w iście kawalerskim stylu. Pokój gościnny wypełniały drewniane półki uginające się od książek. Po lewej stronie od wejścia na regałach dumnie stały dzieła wybitnych naukowców z dziedziny chemii, fizyki i matematyki. Ściana środkowa wolna była od książek, a  to tylko dlatego,że znajdował się tam kominek, przy którym Leoś, leżąc na sofie, bardzo często czytał. Prawą stronę pokoju zajmowały półki z  książkami o  tematyce przyrodniczej. Cała miłość jego życia poukładana w rzędach od podłogi po sufit. Czasami, ale bardzo rzadko, Leoś czuł małe ukłucie żalu, że wśród tak wielu zacnych ksiąg nie ma jego własnej.


7




Dokonał wyboru i cieszył się, że nie został światowej sławy naukowcem, lecz skromnym wiejskim nauczycielem. Ścianę, na której znajdowały się drzwi, zajmowały książki ułożone pod hasłem „Inne”, czyli astronomia, technika, wiersze, literatura piękna. Na środku pokoju stał średniej wielkości drewniany stół z  czterema krzesłami oraz umiejscowiona na wprost kominka teraz brązowa, a kiedyś pomarańczowa sofa. W  sypialni znajdowało się ogromne łóżko, które było bardzo nietypowe jak na wyposażenie mieszkania kawalera. Swoją rozpiętością zajmowało przestrzeń od ściany do ściany, czyli około trzy metry. Naprzeciwko łóżka stała szafa, nie wiadomo dlaczego zawsze zamknięta na kłódkę. W  trzecim pokoju znajdowała się pracownia. Na środku, przodem do okna, a tyłem do wejścia stało masywne dębowe biurko, przy nim zaś równie stary rzeźbiony motywami zwierząt fotel. Ściany gabinetu, jak w całym mieszkaniu, wypełniały półki z równo poukładanymi starymi księgami. Był to zbiór najcenniejszych, najstarszych dzieł,z których profesor był bardzo dumny. Często siadał w swym obszernym i wygodnym fotelu z którymś z nich w dłoni i zanurzał się w jego treści. Nie czytał w skupieniu, lecz stapiał się, wędrował, odczuwał każde słowo, stawał się częścią lektury, a nie obserwatorem. Czasem odrywał wzrok, rozglądał się po pokoju, patrzył za okno, jakby sprawdzając, gdzie się znajduje. Potem parę minut obserwował obraz za szybą, słuchał muzyki ptaków i uradowany pięknem natury rozpoczynał dalszą wędrówkę po kartach książki.
        Domek profesora tonął w zieleni. Był jak łódź porwana przez zieloną falę natury. Różnorodność gatunków kwiatów, ziół, krzewów i drzew skrzętnie chroniła budynek przed cywilizacją.


8




Na każdym drzewie znajdowały się budki dla ptaków, z chęcią zamieszkiwane przez ptasie rodziny, które w ramach podziękowania urządzały codziennie wspaniałe koncerty.
        – Maciuś! – krzyknął Leoś do chłopca biegnącego polaną, wystawiając głowę zza krzaka bzu upstrzonego kwitnącymi właśnie kiściami.
        Maciuś ledwo dostrzegł głowę zatopioną w zieleni, ale rozpoznał głos profesora i czym prędzej podążył jego śladem.
        – Dzień dobry panu – przywitał się z szerokim uśmiechem na twarzy.
        – Dzień dobry, Maciusiu, dokąd biegniesz?
        – Idę na spotkanie z chłopakami, pogramy w piłkę.
        – Sam bym też z chęcią pograł.
        – Zapraszam, chłopaki się ucieszą.
        – Dobrze, poczekaj chwilę, włożę tylko adidasy. – Głowa profesora szybko zniknęła za gęstą ścianą zieleni.
        Minęły dwie minuty i Leoś radośnie maszerował z Maciusiem u boku na spotkanie z resztą piłkarzy. Chłopcy faktycznie ucieszyli się z obecności ich ulubionego nauczyciela. Natychmiast otoczyli go ze wszystkich stron i głośnym śmiechem wyrażali swoje zadowolenie.
        Mecz był długi, wyczerpujący, pełen emocji i  frajdy. Zwycięzcę trudno było wyłonić, ponieważ nikt nie miał czasu ani ochoty na liczenie bramek. Grającym wystarczył fakt, że miło spędzili razem czas.
        Było już po osiemnastej, gdy profesor zaproponował im poczęstunek u siebie w domu. Po drodze rozmawiali o mijanych na polanie ziołach, kwiatach i krzewach.


9




Mieli już dużą wiedzę na ich temat, ponieważ profesor często prowadził lekcje na łonie natury i każdy moment styczności z nią był dla niego okazją do edukowania żądnych nowych wiadomości podopiecznych.
        – Panie profesorze – powiedział Adaś. – Czy to prawda, że niedługo będziemy robić olej napędowy z alg?
        – Tak, Adasiu, cały czas trwają prace nad opracowaniem metody, aby algi rozmnażały się, będąc w stresie, bo tylko wtedy wydzielają olej.
        – Powinny iść do pracy – stwierdził Marcin, czym wywołał lawinę śmiechu.
        – Wyobrażasz sobie algę w garniturze z teczką pod pachą? – wydusił z siebie Kacper, ledwo wymawiając słowa, przerywane spazmatycznym chichotem.
        – No nie, ale mama mówi, że praca ją najbardziej stresuje – sprostował chłopiec, jednak jego słów już nikt nie słuchał. Wszyscy, łącznie z profesorem, pokładali się ze śmiechu, a i Marcin wyobraził sobie tę scenę i dołączył do reszty, którą aż rozbolały brzuchy.
        – No dobrze – zaczął profesor, który jako pierwszy doszedł do siebie. – Chodźmy dalej, bo niedługo nas noc zastanie, a ty, Kacprze, to chyba komikiem zostaniesz, niezłe to było.
        Roześmiani chłopcy ruszyli dalej tropem ich przywódcy, a rozśpiewana przyroda wtórowała im w ich marszu.
        – Kochani, jesteśmy na miejscu, zadzwońcie teraz do rodziców z informacją, gdzie jesteście i że wrócicie za dwie godziny – zaproponował profesor.
        – Panie profesorze, dwie godziny? Może trzy albo zostaniemy u pana na noc – rozpoczął się lament chłopców.


10




        – Ej, ej, nie przesadzajmy, za dwie godziny zacznie zmierzchać i wydaje mi się, że to będzie najlepsza pora na zakończenie wspaniałego dnia – odpowiedział z uczuciem ogromnej radości w sercu nauczyciel.
        Tak samo jak i oni cieszyłsię każdą spędzoną wspólnie chwilą, a gdy słyszał ubolewanie, że te chwile w jego towarzystwie upływają tak szybko, to serce pękało mu z radości.
        – A teraz pytanie za sto punktów. Kto lubi naleśniki? – zapytał.
        – Ja! Ja! Ja! – Dało się słyszeć nagle z każdej strony.
        – To jazda do kuchni i robimy naleśniki w wielu smakach.
        – Hurra! – Był to odgłos świadczący o tym, że słowa profesora nie trafiły w próżnię.
        Kolacja była najwspanialszym posiłkiem tego dnia. Nie dlatego, że taka bogata w smaki. Nie dlatego, że taka obfita. Była wspaniała, bo spożywana w wyśmienitym gronie. Była cudowna, bo stworzona własnymi dłońmi.
        Po posiłku wszyscy usiedli wokół profesora i  słuchali opowieści o innym podziemnym świecie, w którym wszystko jest na odwrót. Zwierzęta chodzą do szkoły, pracują, mieszkają w  domach i  są opiekunami ludzi. Nauczyciel tak barwnie przedstawił słuchaczom tę krainę, że gdy powiedział, że czas się rozstać, to mieli wrażenie, jakby wrócili z dalekiej podróży.
        – Pan to umie opowiadać – powiedział z podziwem Piotrek. – Dobranoc.
        – Dobranoc, chłopcze, śpij dobrze.
        – Dobranoc, panie profesorze – odrzekł Maciuś, przytulając się mocno do nauczyciela.


11




        – Dobranoc, chłopcze, kolorowych snów, barwnych jak łąka wiosną, a miłych jak pocałunek mamy na dobranoc – odparł profesor. – Wam wszystkim też tego życzę. Dobranoc, kochani.
        Chłopcy podchodzili do mistrza, aby się pożegnać. Jedni się przytulali, inni podawali rękę, tylko Maciuś stał z boku, pomimo że wcześniej się pożegnał.
        – Co się dzieje, Maciusiu? – zapytał miękko profesor, gdy wszyscy opuścili jego dom. – Masz jakiś problem? Słucham. – Zachęcającym ruchem pokazał sofę stojącą na wprost nieużywanego o tej porze roku kominka.
        – Panie profesorze – zaczął niepewnie Maciuś – mam taki problem. Bo ja... Bo wie pan… – Zdania ledwie rozpoczęte nagle się urywały. – Moi rodzice się rozwodzą – wyrzucił z siebie i zapadła chwila ciszy.
        – Bardzo mi przykro – westchnął profesor, jednocześnie mocno obejmując chłopca ramieniem. – Czasami tak jest z ludźmi, że są razem, próbują założyć rodzinę, ale coś idzie nie tak. Nie potrafią wspólnie pokonywać przeszkód, które im rzuca pod nogi los. Niekiedy są to błahe problemy spowodowane złym nastawieniem do życia, a czasem życiowe pomyłki. Twoi rodzice wydawali się dobraną parą, dlatego tym bardziej dziwi mnie ich decyzja. Nie wiesz przypadkiem, jaki jest powód ich rozstania?
        Maciuś zamyślił się, by odtworzyć w pamięci treść ostatnich kłótni, których był mimowolnym świadkiem.
        – Chyba wiem – odpowiedział niepewnie. –Ostatnio mamusia zatrudniła się u prawnika i zarabia dużo pieniędzy. Tatuś potrzebuje dużo gotówki, bo wiosenne przymrozki zniszczyły połowę zasiewów.


12




Mamusia mówiła tatusiowi, że może pożyczyć od prawnika pieniądze bez procentów, ale tata zawsze się wtedy złościł. Naprawdę nie rozumiem, o co im chodzi…
        Profesor się zamyślił. Bardzo nie lubił rzucać słów na wiatr, dlatego szybko ocenił sytuację i rzekł:
        – Maciusiu, nie martw się, wszystko się ułoży. Twoi rodzice na pewno się pogodzą. Idź do domu, połóż się spać, a jutro będziesz widział świat w innych barwach. Jaśniejszych.
        Szczęśliwy chłopiec, pokrzepiony słowami nauczyciela, na skrzydłach nadziei wrócił do domu.
        – Hej, mamusiu, hej, tatusiu! – krzyknął od progu. – Ale wspaniały był dzisiejszy dzień. Kolację jadłem u pana Leosia, idę spać. Kocham was. Dobranoc.
        Rodzice spojrzeli na siebie zdumieni, już dawno nie widzieli syna w tak dobrym nastroju ani nie słyszeli tak miłych słów. Ich szczęśliwe spojrzenia się skrzyżowały. „Jesteśmy jego rodzicami” – pomyśleli jednocześnie o tym samym. „Musimy go chronić,zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa, ale, co najważniejsze, chcemy to robić”.
        Pomimo tak głębokich refleksji rodzice Maciusia rozeszli się do swoich pokoi, ale łzy, które zaszkliły się im w oczach, wskazywały, że wybór nie był łatwy.
       
       
        – Siema, Adam, pozbierałeś się po wczorajszym meczu? – zapytał zmierzającego do szkoły kolegę Maciek.
        – Takie mecze chciałbym rozgrywać codziennie. Zawsze gdy gra z nami profesor, czas upływa szybko i jest kupa śmiechu.
        – Tak, masz rację,szkoda, że nieczęsto może z nami pokopać.
        – Cześć! – Usłyszeli nagle głos Piotrka.


13




        – Cześć! – odpowiedzieli.
        – Chodźcie szybciej, zostały cztery minuty do dzwonka. – Tym stwierdzeniem Piotrek przyśpieszył tempo ich kroków.
        Pierwsza była matematyka, a nauczycielka nie należała do najmilszych i najbardziej lubianych, dlatego też nikt nie chciał się jej narazić. Lekcja minęła o dziwo bez większych zgrzytów. Pani była w umiarkowanie dobrym nastroju i łaskawszym niżzwykle okiem patrzyła na braki wiedzy. Na języku niemieckim jak zawsze prym wiódł Kacper. Tuż po rozpoczęciu lekcji usiadł na swoim miejscu przy oknie z widokiem na las. Zapatrzył się na ten obraz, wyobrażając sobie liczne zabawy, których mógłby być uczestnikiem w tak pięknymmiejscu. Zamyśliłsię nad rozwojembitwy, któramogłaby odbyć się teraz pomiędzy tymi drzewami, i wędrując po ścieżkach marzeń, dał się ponieść fantazji. Jakież było jego zdziwienie, gdy odwrócił głowę i zobaczył nad sobą twarz nauczycielki.
        „Czego ona chce?” – pomyślał, próbując wrócić do rzeczywistości i słuchając słów, które do niego wypowiadała, z nieukrywanym zniecierpliwieniem.
        – Dlaczego nie piszesz tego, co dyktuję? – Głos pani brzmiał jak ryk burzy, budzący strach przed potęgą natury.
        – Ups, przepraszam – powiedział Kacper, wciskając się w krzesło i próbując w ten sposób zmniejszyć swe rozmiary.
        „Może jak będę malutki, to mnie nie zauważy” – pomyślał. „Może te grzmoty przejdą gdzieś obok?”
        – Powiedz mi, chłopcze, o  czym mówiłam – zapytała nauczycielka z miną, która nie wróżyła szczęśliwego zakończenia.
        – O tym, że nic nie piszę? – odparł jeszcze bardziej skulony w sobie, ale i z nadzieją w głosie Kacper, przekonany,że udzielił prawidłowej odpowiedzi. Zupełnie nie mógł zrozumieć reakcji pani, która nagle zacisnęła dłonie i z furią zaczęła na niego krzyczeć.


14



do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl