Kategorie blog
Jaskółcze znamię. Część 2: Klątwa
Jaskółcze znamię. Część 2: Klątwa





















SPIS TREŚCI


Od Autora.....................................................................................................5
Prolog. Finrir.................................................................................................7
Rozdział I. Oszust kontra Oszust....................................................................11
Rozdział II. Ślad przeszłości...........................................................................23
Rozdział III. Święta Wojna ............................................................................27
Rozdział IV. Zadusznik...................................................................................37
Rozdział V. Roszady ......................................................................................45
Rozdział VI. Dziki Wschód .............................................................................59
Rozdział VII. Przeklęty dom............................................................................79
Rozdział VIII. Tożsamość Trebora ..................................................................95
Rozdział IX. Serce na dłoni ...........................................................................115
Rozdział X. Pożegnanie .................................................................................127
+ Plemię Dżinów...........................................................................................147







OD AUTORA


        Witam serdecznie wszystkich Czytelników. Chciałbym Wam ogromnie podziękować za zainteresowanie i zaufanie, jakim obdarzyliście mój debiutancki utwór. Historia, którą zaplanowałem, ma trzy części, mam nadzieję, że kolejne będą się cieszyć podobnym zainteresowaniem. Pierwsza część, choć była tylko zwykłym spełnieniem moich marzeń, wiele mnie nauczyła. W tej (drugiej) części znajdziecie wszystko, co najlepsze we mnie i z poprzedniej odsłony. Znajdziecie również szerzej rozbudowany świat oraz dłuższą, cieszącą, ale nieprzerażającą liczbą stron opowieść. Miłego zwiedzania świata z mojej wyobraźni.





PROLOG


FINRIR



        Ciężki oddech spowalniał jego ruchy. Ciemną zamgloną drogę oświetlał bladym, słabym światłem lampy, które niespodziewanie zgasło. Wciąż biegnąc, zdyszany młodzieniec odrzucił lampę w stronę goniącego go cienia, szybkim ruchem dobył zza przepoconej koszuli pęk zwisających u szyi amuletów, krzyżyków oraz wieloramiennych gwiazd. Biegł niepewnie z nadzieją na cud. Cud, który objawił się nagle w postaci rozgwieżdżonego nieba, do tej pory skrytego za chmurami oraz niewidocznych do tej pory robaczków świętojańskich. Jedna z tych kreaturek zdołała nawet usiąść na umięśnionym ramieniu młodzieńca, oświetlając swym zielonkawym światłem symbol w kształcie pentagramu. Cud albo po prostu przyzwyczajony do ciemności wzrok zaprowadził młodego łowcę, w szarej kurtce z wypalonym na niej pogańskim symbolem, przed wielką mosiężną bramę kościoła Travedikańskiego. Wpierw solidna brama na wysokość trzech mężczyzn stawiała niezwyciężony opór jego osłabionym przez zmęczenie mięśniom, lecz gdy przeraźliwy skowyt podrażnił wyczulony słuch łowcy, brama ustąpiła z hukiem. Młodzieniec wbiegł na środek świątyni między dwoma wypełnionymi po brzegi rzędami ławek. Brzmiące



8                                                                                            JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




echo przerwanego śpiewu kapłana, przyprawiło wszystkich o gęsią skórkę. Łowca, mimo zwróconej na niego uwagi zgromadzonych wiernych, nie był w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.
        – Jak śmiesz! – Donośne vibrato kapłana znów rozniosło się po świątyni. Szybko jednak ucichło, gdy czujna dłoń młodszego wikariusza spoczęła na ramieniu Proboszcza. Młody ksiądz wskazał na wyłaniające się z mroków ogniste światło. Po sali przeszedł szept powoli przeradzający się w targowy hałas.
        – Zamknąć bramę, to Finrir – wydusił z siebie młody łowca, lecz nikt go nie usłyszał. – Zamknąć bramę! Finrir!
        Powtórzył, by ludność, pierw sparaliżowana, niepewna podśmiewała się i szydziła ze słów szaleńca, aby następnie uwierzyć za sprawą oświeconego tenoru Proboszcza:
        – Finrir!
        Zapanował chaos, przez co garstka wiernych nie zdołała w odpowiednią porę dojść do bramy. Wielka płonąca bestia wyważyła uchylające się za sprawą ludzkich mięśni drzwi. Bestia w postaci wielkiego czarnego wilka wskoczyła na środek sali tuż przed młodego łowcę, dysząc i parskając ogniem. Ludzie zaczęli wybiegać w popłochu, zostawiając w świątyni dziesiątkę mężczyzn, w tym księży i łowcę. Finrir miotał się, jakby oswajając się ze zdradziecką siłą świętego miejsca. Zrobił mały krok, kopał i wierzgał, aż wielka kościelna brama zamknęła się głucho, czyniąc ze świątyni więzienie...



PROLOG: FINRIR                                                                                                                           9



KRONIKA PAZUREM SKROBANA


        Pisząc tę opowieść na jednej z gałęzi, zapomniałem o pewnych ważnych dla historii faktach. Ten dodatek – Kronika pazurem skrobana – sprawił mi sporo trudności, zwłaszcza za sprawą postaci, w ciele której się znajdowałem, o czym dowiecie się później.
        Wracając do mojego przekazu. Chaos, który zapanował w Cesarstwie, utrudniał wiele spraw, którymi chciał zająć się Rider. Detektyw po rzetelnie zdanych relacjach jego towarzyszy spojrzał na sprawę już pod nieco innym kątem. Najbardziej bolała zdrada Rafaela, z którym Rider się wychowywał, a także rozdzierająca serce śmierć przyjaciela. Otto zginął również za sprawą Rafaela. Co skłoniło go do takich decyzji bądź na czyje zlecenie działał? Rider nie miał żadnego tropu, zwłaszcza że Sierociniec, o którym opowiadał Rafael, był naruszony jedynie przez czas, a urzędująca w nim Matka Przełożona cieszyła się życiem w pełni. Detektyw zauważył, że osoba, która zabiła Ottona, Belet, była niedoceniona przez pozostawionych przy służbie śledczych. Rider uważał, że ta postać odegrała nieco większą rolę, dlatego Łowca Zleceń wywalczył sobie prawo do pierwszego przesłuchania w zamian za zasługi. Przesłuchanie, jedyna nagroda w zamian za udaremnienie trefnego zamachu, która była niebezpieczna w obecnym chaosie, przeniosła podejrzenia Ridera w głównej mierze na Zakon Valarów. Właściwie nie na sam Zakon, a na kogoś, kogo Rider spodziewał się znaleźć za świecką kurtyną. Podejrzanych było zbyt wielu, każdy miał motyw. Dzicy, zachodnie państwa czy wewnętrzni wrogowie. Ktoś pociągał za sznurki i Detektyw myślał, że znajdzie go za sprawą Zakonu. W mojej biblioteczce Detektyw



10                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




znalazł wzmiankę o świętym mieczu Iridala, który traktowany był przez Zakon jako zaginiona relikwia najwyższej rangi. „Nie mogę ich znaleźć, to oni znajdą mnie” – powiedział. Okazało się, że Maria zna pewnego zaprzyjaźnionego Zadusznika, który może im powiedzieć nieco więcej na temat legendarnego ostrza niż jakieś stare zapiski.
Iridal Toreto






ROZDZIAŁ I


OSZUST KONTRA O
SZUST


         Cytat z księgi św. Travedika


Bycie dobrym nie zawsze jest czymś dobrym.
Bycie złym nie zawsze jest czymś złym.
Jeżeli uważasz się za dobrego, prawdopodobnie się ze mną nie zgodzisz.
Jeżeli uważasz się za złego, prawdopodobnie się zgodzisz.
To wszystko jest nieważne.
To wszystko się nie liczy, jeżeli objąłeś stanowisko na początku czytania...
...skłaniajmy się do myślenia.


        Wielki szlak handlowy prowadzący na wschód. Do największej przejezdnej granicy Cesarstwa z Królestwem Lomin przemierzała niewielka, lecz ciesząca się dobrą reputacją wśród kupców krasnoludzkiej roboty, karoca Hawok.
        – A więc jest pan pisarzem, panie...
        – Doil, Roan Doil.



12                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




        – Oczywiście, przepraszam. Cały czas wypada mi z głowy. Co innego pana towarzyszka. Amanda, Doil?
        – Nie szkodzi, Roan Doil to jedynie pseudonim artystyczny. Tym razem ja proszę o wybaczenie. Tak często używam fałszywego nazwiska, że sam zapominam o swoim. – Elegancki, gładko ogolony, z wyjątkiem zaostrzonych w stronę ust bokobrodów mężczyzna, w niewysokim, zawadiacko przekrzywionym cylindrze, podał swą ozdobioną pierścieniami prawicę swemu rozmówcy o bogatszym, lecz nieco mniej krzykliwym ubiorze i dużo większym dorobku wiekowym, sądząc po zmęczonej i pomarszczonej twarzy. – Roman Doling – przedstawił się mężczyzna w cylindrze. – Sam pan rozumie. – Młody pisarz uśmiechnął się. – A wracając do Amandy... – Roman posłużył się pauzą, by spotęgować zaciekawienie rozmówcy – …nie jest moją żoną. Jeżeli o to panu chodzi. Wiążą nas jedynie stosunki zawodowe.
        Starszy mężczyzna, spoglądając na chwilę przez okienko za jego plecami, nagle zrezygnował z obserwacji Amandy zajmującej miejsce obok grubego, lecz eleganckiego woźnicy.
        – Jak to?
        – Specjalizuję się w kryminałach, a nieco krwawa historia rodu Amandy jest szalenie intrygująca.
        – To szlachcianka? – starszy mężczyzna posmutniał jeszcze bardziej, spoglądając na swe pozbawione pierścieni dłonie.
        – Nie potwierdzę, ale i nie zaprzeczę. Panna Amanda ma bogaty rodowód, lecz z nieznanych mi przyczyn straciła ten tytuł.
        – O, ach! – Wpierw posmutniał, a następnie ucieszył się starszy mężczyzna. – To wspaniale, że los zetknął mnie z tak wspaniałymi osobistościami, i to w tak niekonwencjonalny sposób.



ROZDZIAŁ I: OSZUST KONTRA OSZUST                                                                 13




* * *


        Siedem dni wcześniej

        – Możesz stać prosto? Masz być damą, a nie...
        – Spróbuj dokończyć, a osobiście zacisnę ci ten gorset, ale na twoim łbie.
        – Już dobrze, nie gniewaj się, traktuj to jak zabawę, a wszystko pójdzie zgodnie z planem.
        – W dupie mam taką zabawę. Zgodnie z planem? Nie, nie wierzę.
        – No co?
        – Znowu to robisz. Manipulujesz mną, kurduplu.
        – Amando...
        – Nie mów tak do mnie. Dobrze wiesz, że inaczej się nazywam. Specjalnie prowokujesz kłótnie. Myślisz, że jestem głupia.
        – Ale...
        – Milcz! Co ty sobie wyobrażasz?! Nie pierwszy raz naciągamy tym trikiem niewinnych ludzi.
        Roman spojrzał na drzwi karczmy, przed którymi stali, a następnie spojrzał delikatnie na swą rozwścieczoną towarzyszkę, unosząc przy tym lekko brew, dodając niewinny uśmieszek i maślane oczka. Dziewczyna, na siłę próbując utrzymać stan złości, skryła swą minę i zaczerwienienie w cieniu wielkiego kapelusza.

* * *


        Po wejściu do środka od razu wszystko wydało im się podejrzanie dziwnie. Zwykle po takich występach na zewnątrz w karczmie panowała cisza, a przebywające w niej osoby patrzyły tylko na przybyłą dwójkę. Tym razem było



14                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




inaczej, bowiem całą uwagę w karczmie skupiała pewna oryginalnie ubrana persona przy barze. Goście gwarnie dyskutowali, spoglądając na bardzo młodego osobnika, nie szczędząc przy tym najgorszych obelg. W tym czasie owa persona wykonywała właśnie jakieś sztuczki z kartami.
        – I tak nie wygrasz z Jokerem! – krzyknął nagle zwalisty brodacz w stronę stojącego obok Jokera starszego mężczyzny.
        Gdy nasza para zasiadała przy jednym ze stolików, a Joker efektownie wystrzelił wszystkie karty w powietrze, uwagę Amandy przykuł kryjący się w rogu sali posłaniec Skrzydlatych Strzał ze szkoły w Eremis w typowym sięgającym kolan niebieskim kubraku z elegancko wszytą kolczugą w miejscu barków i klatki piersiowej oraz bicepsów. Na plecach miał kołczan z łukiem i strzałami, przy pasie szablę, a przy misce wielkiego orła wędrownego, skubiącego resztki schwytanej myszy. Orzeł nagle zakwilił, rozpościerając wielkie skrzydła, jakby coś chciało odebrać zwierzakowi jego zdobycz. Niebieski Goniec odwrócił nerwowo wzrok w stronę okna, za jego wzrokiem podążył wzrok Amandy, dzięki czemu dostrzegła parę przemykających się zgarbionych postaci. Niebieski Goniec wyszedł z karczmy.
        Wracając jednak do Jokera, który właśnie ograł Starszego Kupca o długich siwych włosach i sporego zasięgu zakolach. Amanda od razu dostrzegła minę swego towarzysza, na której rysował się kolejny genialny plan. Nagle Roman podał dziewczynie pod stołem swój pistolet i dodał, wskazując na opuszczającego bar Starszego Kupca ze zwieszoną głową:
        – Przechwyć go. – Udał się w kierunku Jokera, który po pozbieraniu kart, zapełnieniu kolejnego mieszka złotem i wytrąbieniu darmowego kufla piwa, z uśmiechem popatrzył na kolejną ofiarę kroczącą ku niemu spokojnym krokiem



ROZDZIAŁ I: OSZUST KONTRA OSZUST                                                                 15




Roman od początku przybrał postawę podnieconego i nadętego żółtodzioba, przez co wszyscy pozbawieni majątku kupcy z ostrzegania przed sprytem Mistrza Kantu przeszli do szyderczych uśmieszków i szeptów.
        – Witaj, przybyszu – oznajmił Joker. Przyczyn jego przezwiska mogło być wiele. Jedną z nich mogła być zajmująca połowę twarzy plama w kształcie karcianego koloru karo, ubranie zresztą również miał oryginalne – czerwoną koszulkę z kołnierzykiem bez rękawów, odsłaniającą inne plamy, oraz białe luźne spodnie i czarne, sięgające kolan oficerki. Joker był wysoki, szczupły i dobrze zbudowany.
        – Przepraszam, panie...
        – Joker, mów mi Joker.
        – Widzę, że odbywają się tu niewielkie wszelakiego rodzaju rozgrywki hazardowe.
        – Owszem wszelakie – zaśmiał się Joker, opierając się o bar, tasując przy tym w efektowny sposób karty do gry w Gusła.
        – Otóż muszę uczciwie poinformować, że w swym towarzystwie słynę z niezwykle przenikliwego umysłu w grach hazardowych.
        Cała sala zaśmiała się, prócz Amandy i zaproszonego do jej stolika Starszego Kupca, który miał nadzieję odzyskać swą karocę, jak zapewniała go Amanda.
        – Uuuu, normalnie strach się bać, Szefuńciu – odpowiedział Joker.
        – Zaczynamy? – zapytał młody pisarz. – Podkreślam, że stawką w tej rozgrywce ma być dobytek tego oto dżentelmena.
        Pisarz wskazał na kupca, co wywołało kolejną salwę śmiechu u Mistrza Kantu oraz pozostałych gości.
        – No dobra, tylko co będę mieć, gdy okaże się, że jakimś cudem to ja wygram?



16                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




        Roman pomasował dłoń pełną błyszczących pierścieni.
        – Eee, to nie wystarczy, dodam, że wasze konie też nie, majątek owego dżentelmena jest obszerny, podobnie jak pozostałych kupców. Co mi po paru pierścionkach...
        Roman po raz pierwszy okazał stres i nerwowo rozejrzał się po sali.
        – Stawiam swoją suknię – wtrąciła się nagle Amanda.
        – Suknia nie jest zbyt cenna, lecz widok pod nią na pewno. – krzyknął jeden z gości. Po sali rozszedł się obleśny rechot.
        – Zaczynamy? – zapytał niecierpliwie Roman. Joker spojrzał podejrzliwie na przeciwnika, a następnie na karty, po czym odłożył je na blat baru.
        – Oczywiście, lecz tym razem podkreślę, że to ja ustalam zasady. Karty nie będą nam potrzebne. Zagramy w starą grę barową.
        – Zanim się zgodzę, chciałbym najpierw poznać zasady tej rozgrywki.
        – Już wyjaśniam. – Joker dał znać barmanowi, który napełnił jeden kufel piwa i trzy kieliszki wódki. – Zasady są proste, musi pan wypić szybciej wódkę niż ja piwo. Oczywiście, jako że jesteśmy dżentelmenami, ustalmy, że pan nie może dotykać kufli, a ja kieliszków.
        – To wszystko?
        – Chwila… – niezbyt grzecznie odezwał się Joker. – Proszę uważnie słuchać. Nie może mnie pan atakować ani korzystać z pomocy zgromadzonych tu dżentelmenów. Nie można też wylać alkoholu, trzeba go wypić.
        – Pan również?
        – Oczywiście.
        – Zgoda – powiedział prawie bez namysłu Pisarz, bawiąc się przy tym jedną z kart z wierzchu talii pozostawionej przez Jokera.



ROZDZIAŁ I: OSZUST KONTRA OSZUST                                                                 17




        Nalano piwo i wódkę. Joker, wykazując spryt lisa i zwinność węża, chwycił czym prędzej pusty kufel, którym nakrył dnem do góry jeden z kieliszków, po czym spokojnie zabrał się za picie złocistego browaru. Młody pisarz w pośpiechu opróżnił dwa kieliszki, po czym dał znak Amandzie, wskazując nogę stołka, na którym siedział Joker. Nagły strzał z pistoletu pozbawił stołka nogi, a Mistrza Kantu równowagi. Joker przewrócił się, wylewając resztę niedopitego piwa. Młodzieniec leżał na podłodze, śmiejąc się do trzymanego w górze pustego kufla. Joker wstał efektowną cyrkową sprężynką i spojrzał na Amandę.
        – Świetny strzał – przyznał ze szczerym uśmiechem, po czym spojrzał na Romana. – Bardzo sprytnie, Szefuńciu, ale jak widzisz twój kieliszek wciąż stoi pełny, a ja mogę w każdej chwili dolać sobie piwa.
        Joker niczym kot przeskoczył przez bar, podszedł do beczki z piwem i zaczął nalewać złocisty napój, radośnie przy tym pogwizdując.
        – Skoro ty możesz dolać sobie piwo, to ja mogę dolać sobie kieliszek i go wypić.
        Joker kiwną przecząco głową.
        – Musisz opróżnić trzeci kieliszek, wszystkie trzy kieliszki...
        – To nie było uwzględnione w twoich zasadach.
        – Masz rację – uśmiechnął się Joker. – Dobrze zagrałeś tego żółtodzioba. Zlekceważyłem cię i zapomniałem o najważniejszej zasadzie. Proszę, wejdź za bar i dolej sobie kieliszek. Pamiętaj, że barman nie może ci pomóc
        Roman wychylił się, próbując wejść za bar.
        – Gdzie?! – wrzasnął nagle nieobecny do tej pory barman, celując kuszą w młodego pisarza. – Nie wpuszczam byle hołoty za bar.



18                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




        W tym momencie powinna dać się słyszeć kolejna salwa śmiechu w wykonaniu Mistrza Kantu, lecz przygłuszył ją przytknięty do ust kufel piwa.
        – Bardzo sprytnie – zagadał Roman, odrywając rywala od picia. – Lecz w takich wypadkach zawsze trzeba mieć plan B, wiesz taki as w rękawie, ja tym razem jednak posłużę się Jokerem.
        Joker w końcu zauważył jedną z jego kart znajdujących się pod kieliszkiem i nakrywającym go kuflem. Karta przedstawiająca Jokera, jedna z najsilniejszych postaci w Gusłach, zaczęła się przesuwać w stronę kantu blatu. Roman z chirurgiczną precyzją wysunął lekko kartę i wydobył kieliszek, który w ostatniej chwili zdążył opróżnić przed Jokerem.

* * *


        Nagle karoca zatrzymała się na zawołanie jednego z funkcjonariuszy służby celnej w zielonym kaftanie ze złotą lilią na piersi oraz naszytymi na ramionach brązowymi pasami, na których widniał również złoty grawerunek SC.
        – Gdzie? – zapytał najgrzeczniej jak potrafił wpatrzony w Amandę krępy funkcjonariusz. Jednocześnie gestem ręki obleczonej w charakterystyczną rękawiczkę bez palców, pod którą można było dostrzec lekkie blizny po oparzeniach, powstrzymał swych podwładnych przed usunięciem prowizorycznej blokady w postaci zestawionej ze stołem dziwnej ławki z kółkiem i przymocowanej do niej taczki. Ruchy rękami były niemrawe i ograniczone, jakby strażnik odczuwał w nich ból.
        – Do miasta – wyprzedził Amandę Woźnica.
        – Do miasta nie wolno. Albo przed siebie, albo zawracać.
        – Nie wolno? A to niby dlaczego? Panie, na chwilę, by zapasy uzupełnić tylko. A poza tym, co służba celna robi tak daleko od granicy?



ROZDZIAŁ I: OSZUST KONTRA OSZUST                                                                 19




        – Nie pasuje to zawracać. No już!
        Amanda miała na sobie białą suknię rozszerzaną ku dołowi z naszywkami w kwiatowych motywach i wielki przystrojony tym razem prawdziwymi kwiatami kapelusz. Widząc srogą minę służbisty, dodała zalotnie:
        – Czy pan aby nie przesadza, kapitanie? – Amanda celowo zawyżyła rangę swego rozmówcy. – W końcu to szlak handlowy, gdzie większość dróg prowadzi przez miasto. Chyba nie zawróci pan wszystkich wozów, prawda?
        Amanda nachyliła się, nieznacznie odsłaniając dekolt, uwydatniony za pomocą śmietankowego gorsetu. Lecz celnik wydawał się nieugięty. Wtedy z wnętrza karocy wychyliła się głowa odziana w czarny cylinder. Zanim Roman zdążył coś powiedzieć, spostrzegawcze oko pisarza kryminałów dostrzegło w oddali zbliżający się konny oddział funkcjonariuszy SC, eskortujący wysokiego i barczystego więźnia odzianego jedynie w stare spodnie i rozpiętą, szarą kurtkę bez rękawów z wypalonym na niej symbolem. Ten widok pomógł również dostrzec młodemu pisarzowi dyndającego z pobliskiej olchy wisielca o podobnym ubiorze i nie tylko wypalonym na kurtce, ale i wytatuowanym na bicepsie pentagramie.
        Celnik był uparty, co niebywale rozwścieczyło Starego Kupca, którego do tej pory sympatyczna twarz niezwykle szybko przybrała ponury i zatwardziały wyraz. Roman dostrzegł nawet niezauważalną wcześniej niewielką bliznę przecinającą górną wargę.
        – Ooooo matko, Szeryf Hart.
        – Dla ciebie, kmieciu, jaśnie oświecony Szeryf Beon Hart. Strażnik z przerażenia zrobił krok w tył, gdy Szeryf ze schowka wyciągnął swą dwururkę (dwustrzałowa krótka dubeltówka, wycofana z produkcji z powodu niewielkiego zasięgu i małej celności).



20                                                                                          JASKÓŁCZE ZNAMIĘ




        Jednak Szeryf nie zamierzał strzelać do strażnika, swą broń wycelował w stronę parki oszustów, a z niewielką pomocą woźnicy zmusił ich do opuszczenia karocy.
        – Szeryfie, co to za...
        – Morda! – wrzasnął nerwowo Beon. – Miałem dziś zły dzień przez tę dwójkę, więc nie podłaź mi pod strzelbę!
        – To chyba jakieś nieporozumienie – odezwał się trzymający ręce w górze pisarz.
        – Morda! – odezwał się gruby Woźnica, przyciskając mocniej lufę do skroni Romana.
        – Miałem tego oszusta jak na widelcu, od miesiąca przygotowywałem tę akcję, przez was ten gnój uciekł.
        – Przepraszam, chcieliśmy tylko pomóc – wtrącił już nieco mniej grzecznie niż poprzednio Pisarz.
        – Masz mnie za idiotę? Takich kanciarzy jak wy powinno się wieszać.
        – Wieszać, za co? – Roman udał głupiego.
        – Za ja... A ty, co tak stoisz, tumanie? – urwał, zwracając się do strażnika dłubiącego w nosie. – Przestań, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz. Dawno w pierdlu nie siedziałeś. Kto cię w ogóle do wojska wpuścił? A wy, gagatki, zaraz mi tu mówić, coście za jedni i gdzie uciekł Joker?
        – Nazywam się Rider Paris, Łowca Zleceń. Chce Szeryf wizytówkę? – Rider sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki, lecz szturchnięty przez grubego pomocnika Szeryfa zrezygnował z poszukiwań. – A jeśli chodzi o tego osobnika z karczmy… Nigdy wcześniej na oczy go nie widziałem.
        Nim Hart, po którym było widać, że imię Rider było mu znane, wydusił z siebie przemyślane pytanie, do całego wydarzenia dołączyli konni z tajemniczym osobnikiem, który, jak wcześniej zauważył Rider, zbliżał się o własnych siłach, ale teraz leżał nieprzytomny przewieszony przez siodło.



ROZDZIAŁ I: OSZUST KONTRA OSZUST                                                                 21




        – Dobra, dosyć tego! – warknął niespodziewanie Szeryf niczym rasowy choleryk. – Zabierać to gówno z drogi. I tak straciłem już wystarczająco dużo czasu. Przesłucham was na komisariacie. – Ale... – próbował coś wtrącić Rider. – Morda! I jak mi się nie spodobają wasze zeznanie, to piękna szubienica w centrum Grodna będzie waszą ostatnią sceną. Artyści, cholera jasna.





do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl