
Uczucia okazywać – znaczy żyć
Adamowi Jurczyńskiemu – raz jeszcze
Jest widok bardziej niezmierzony niż morze – niebo. Jest widok jeszcze bardziej niezmierzony niż niebo –
wnętrze duszy ludzkiej.
Victor Hugo, Nędznicy, tom 1
Tylko firmament poświatą przewiewa ponurą zieleń
i omszałe dróżki.
John Keats, Oda do słowika
niebny walc
księżyc objął ramionami nieba pół
i na drzewa
spadły gwiazdy głową w dół powiew huśta je astralny
z liści strąca blask nawalny
w ową noc rozkołysaną walcem noc
w sieci ulic się zaplątał późny ktoś
sen bezdomny
zawirował w srebrze wstęg domom cudnie jest i zwiewnie światła płyną w krąg rozlewnie
drżą w powietrzu grzeszne szepty w taką noc
wyłączony jest z orbity ziemski świat namiętnością
w nim już tyka gwiezdny kwiat i tak niebnie jest dokoła
srebrne liście srebrne słowa
w ową noc rozkołysaną walcem noc
7
Czucie niebanalne
1
Niesłusznie zwie się teraz chwilką;
daremne słońca są, księżyce.
Ono trwa wiecznie, zmienia tylko
barwami pogód swe oblicze.
2
Dawniej bogowie – dla legendy,
a potem pędził bieg historii.
Szukałam nowych bogów wszędy,
spotkałam dzisiaj w całej glorii.
3
Nasienie, krew, walka i Eros –
oto co rozpowiększa życie.
Krocie nas pod kopułą niebios
formują jego bezgranice.
8
4
Przemiana mieści się w sposobie
ujęcia tej rzeczywistości,
którą ten człowiek nosi w
sobie, co zaczął się od ciekawości.
5
Myśleć – to znaczy żyć w przyszłości;
nadawać kształt swemu pragnieniu.
Ono prowadzi ku wieczności,
gdy więcej światła jest w spojrzeniu.
6
To, co prześwietla błysk rozumu,
z miejsca nazwane jest twórczością.
Nie zniweczy jej wiew monsunów,
bo jest jak duch samą wiecznością.
9
Nawoływania wczesne
Już mnie świt nawołuje długimi promieniami kosmicznych płomieni.
Nawołują hultajskie świergoty
ptaków drobnych, dalekie przestrzenie tchem wilgotnym nierówno dyszące, staw mieniący się czernią opali,
dwa łabędzie, niebo wzwyż rosnące. Wabią zewsząd liliowych bzów wonie, widne ścieżki wśród pól zapłodnionych i zielony mrok rozdarty lasem,
gąszcz paproci chłodem odymionych, dzięcioł w drzewach, kukułki zuchwałe, brzozy wiotkim listowiem szumiące,
w trawach brzęki rozgłośne, stokrocie, w krąg do życia się życie budzące
w sokach drzew i w pędach nagłej łąki. Nawołują mnie obłok i rzeka,
nić wszystkiego, co wokół się przędzie. Jakże być mi w tym wszystkim miłośnie, słuchać wołań i nie móc być wszędzie?
10
Spacer w deszczu z marzeniami
Z okna widać miasto deszczem zlane w sieci ulic splątanych ulicznie.
Krople świateł kapią fosforycznie na powietrze majem kołysane.
Czyjeś kroki stąpają bezsennie
z parasolem marzeniami wzdętym,
z mokrym wiatrem ledwie rozpoczętym, co się w drzewach bałagani zmiennie,
ciągnąc sny aż po czarny widnokrąg
z drzew wyrosłych na leśnym kobiercu… Czujesz naraz ciepły wiew po sercu
i tęsknotę za tym, co dalekie,
że chce się iść z nieznanym człowiekiem – z parasolem w deszczu Bóg wie dokąd.
11
ALEGORIA ŻYCIA
z inspiracji Goethem
Narodziny
Z ciemnego łona krzyk twój w rozblask świata przedarł się; słońce słało z błękitności
pokłony ziemi. Ty wzrastałeś w latach według zastanych praw tejże istności. Jesteś jak drzewko, które bluszcz oplata; z korzeni czerpiesz moc swej zieloności, wierzysz jeszcze, że to, co ciebie stwarza,
zarazem przestrzeń tchnieniem swym pomnaża.
Młodość
Lecz tej regule z wolna schodzisz z drogi jak księżyc, który umyka przed słońcem. Widzisz inaczej, widzisz nowe progi, kreślisz, nadajesz życiu inne wzorce.
Czynisz, co inni – w tłumie nie znasz trwogi. Jak horyzont nie trwoży się przed końcem, kiedy to z każdym dniem idzie w zawody, ciągnąc za sobą życia zacne płody.
12
Miłość
Nikt jej nie ujdzie! – Eros spadł z obłoków, z krainy pustej w obszar mu nieznany.
Lekko wzlatuje, z błyskiem ognia w oku i serca czuciem napełnia wiośnianym.
Jak fali trudno mu dotrzymać kroku, gdy się nektarem jego jest pijanym… Niejedno życie grzęźnie w nijakości,
gdy przez serce nie zmierza ku mądrości.
Konieczność
Pozornie jest tak, jak w twardym słowie: wymóg i prawo. Lecz rodzi się wola – cel wytknięty, ku czemu drzewo w tobie
zmierza, że przed nim milknie samowola. Co sercu miłe – duch światła odpowie, bowiem duch nie wie, co to jest niewola.
Przeto całym swym tchnieniem jest przeciwny, kiedy życie mu stawia wymóg sztywny.
13
Nadzieja
Światło to nawet otwór w monolicie przebije mocą swego przenikania; jego dłuto jest twardsze niźli życie, kiedy je żadna łaska nie ochrania.
Ogromne słońce góruje w zenicie; wszystko się pręży w sile wiosnowania! Za tobą do mórz odpływają rzeki, przed tobą skrzydła otwierają wieki.
14
W blasku nocy
Nad lasem wzeszedł sierp księżyca wąski, kołysząc niebo przepastne jak morze.
Gwiazdy, skry sypiąc, zjaśniają przestworze, śpiew ptaków wznosi się z każdej gałązki.
W pobliżu lustro stawu lśni tajemne, dalej ogródek cały w różach śniący; wodotrysk ciszę srebrnie zmącający, altanka kryta winem, krzewy ciemne,
ławeczka i nas dwoje znów swobodnych – z dala od wiatru chłoszczącego mury.
Noc rozświetlona, w klejnocie urody
śpiewa, wplatając nuty w blask łagodny, które chwytają w lot ptaszęce chóry
i w spazm zachwytu zmieniają bryzg wody.
15
Progi obszerne
Zawsze jesteśmy u progu wszystkiego; wznoszone pierwszym krzykiem białe wieże nie przesłaniają pogodnego nieba,
lecz je podnoszą. Wraz z powiewem wiosny wzbudzonych głosów pytające nutki fruwają, ucząc się zieleni, zanim
opadną na gmach z licznymi oknami,
co patrzą czujnie w rozłożystą przestrzeń oblaną światłem przelewającym się
poza horyzont. Gmach, gdzie są przestronne spichlerze siły umacniane duchem
czasu, tworzącym jego nadbudowę
ze szpiczastym dachem, skąd widać nowe obszary. To dalekie światło jest czymś
więcej niż własnym przedłużeniem; to w nim skrzą się nowe możliwości – wystarczy,
by nimi krew w nas spalić do białości
w nieustannej przemianie nas osobnych, wznoszących gdzieś w środku losu kolumny, naginające ku sobie gwiazd krocie,
w których blasku Sfinks wstaje bez tajemnic. Czy to nie cud? – jeśli cudem zwać ducha wzloty, mierzone od stu tysiącleci
tętnicami pełnymi znów istnienia,
kiedy się w słońce gwiazda rozpłomienia... Każdy cud bierze się z nadwyżki życia.
16
Sen nocy letniej
Jeśli w Ardenach las znowu zaświeci skrami księżyca i gwiazdą niejedną
i wonie zielne wyjdą nam naprzeciw – wilgne od rosy i wiatrem owiane,
znów dziać się będą rzeczy niesłychane; wróżki znów będą tańczyć lunatycznie i zwołają ku sobie nasze światy –
wolne od pyłów aktywnych kosmicznie, duch figlarny nas zmieni w dzieci-kwiaty, zniknie mur, słowa zaś przed sobą klękną, w oczach zjaśnieją morza (dotąd chmurne, nękane z zewnątrz postronkami deszczu), a ziemia wielka nam się zdawać będzie, gdy sfruną z krzykiem wiosna i łabędzie; skrzydła ich sprószą nas zielonym srebrem, będziemy razem jeść chleb i pić wodę,
śmiać się i gwiazdy chwytać w cztery dłonie.
17
Niedojrzałość
Kwaśnocierpki jest smak ugotowanych jabłek za wcześnie gałęziom odjętych; wiele rąk widać było wyciągniętych
w stronę drzew światłem księżyca oblanych.
A jest koniecznym, by się wpierw skręciły soki w owocach – jak węże w pustynnym piasku. I przy tym wyglądać powinny, jakby się barwy słońc na nich skupiły.
Żeby, gdy się już zęby w jabłko wgryzą, słyszeć się dało odgłos pękającej
skórki; musi sok z kącików ust spływać.
A prócz niepogód trzeba im utrzymać wolny przestwór i niebo się wznoszące, by każdy kęs mógł być radością żywą.
18
Pieta
„Matko Dziewico, córko Twego Syna“, teraz ból Cię wypełni bezmierny,
że skamieniejesz
ze wzrokiem ledwo zaczętym u wnętrza kamienia.
Oto leży On w poprzek Twych kolan z krzyża zdjęty;
nie możesz Go więcej urodzić. Lecz naucz się zapomnienia krzywd doznanych.
Wszak i to w nic przechodzi w obliczu Twej miłości,
nad którą prawda jaśnieje nimbem nieśmiertelności.
19
Orfeusz
Błądząc, wstąpiłam w środek leśnej wrzawy głosów ptactwa i zwierząt, aż nagle
– z nieprzeczuwanych światów – przybył zwiastun innego brzmienia.
Umilkło wszystko w kryjówkach i drzewach, choć zwierzęta nie od razu poczuły jego tajemniczego wejścia, bo był jak tchnienie nieba, jak woal woni kwiatów.
Z dziwnej jasności, z ciszy rozluźnionego lasu wybiegły, nasłuchując jego
nikłych kroków, które już nieomylnie przyciągały ku sobie. I wtedy rozbrzmiał śpiew nieziemski, że wszystkie drzewa szumieć poczęły melodyjnie
i utworzyły wielką nawę.
Przez witraż liści wbiegło słońc tysiące i widać było jak obłok z obłokiem zderzał się dźwięcznie niczym dzwon.
Zebrał się wszelki zwierz, śpiewem złagodzony, wraz ptactwo z nieokreślnych stron
u tego zdroju, gdzie krzew rozmodlony samotnie rósł wśród drżących traw,
co wzajem się trącały.
I wzmagał się ów śpiew wszystkimi naraz barwami, szumem, zapachami,
jakby je zrodził i zjednoczył z sobą
ten sam promień światła, który i w moją duszę wnikał, że wyszłam z tego śpiewu w oddal już jakby znajomą.
20
Jeśli jeszcze
Jeśli znów kiedyś przybędę w te strony, gdzie wody w Długim zdają się być mętne, a rzeki szare są i obojętne,
gdzie las w pobliżu widać pochylony,
bo wiatr nim długo targał. Jeśli jeszcze wrócę nie myślą, ale do krainy
żywej i ujrzę kajaki wzdłuż Łyny
i biały żagiel pod słonecznym deszczem,
i gdy zastanę tam pokój przyjemny
z oknem patrzącym raźno na świat biały, i Ktoś mnie będzie witać rezolutnie,
to nie powtórzę swych narzekań ciemnych
w kształcie rozbryzgów, co przestać nie miały jak czas, gdy w serce się wlubi okrutnie.
21
Wspomnienia – marzenia
Pamiętasz, Miły, jak wzdłuż brzegów wody szliśmy olśnieni i był wieczór młody:
kilka mew jeszcze w białej pianie piasku ćwirząc, dziobało, ale potem w blasku księżyca łabędź leciał w naszą stronę; mieliśmy głowy ku sobie skłonione
nad lśniącą wodą, w tej cudnej godzinie pełnej wspólności, którą czas rozwinie, gdy – odmłodzeni porywem miłości – zrzucimy z siebie ciężar codzienności. Życie wciąż darzy… Ach, Nordsee wodo, jakże syciłaś nas swoją urodą!
Minęły lata, miesiące i chwile…
Jeszcze i dzisiaj, tęskniąc, widzę w bezśnie brzeg ciągnący się wzdłuż morza bezkreśnie; gwiazdy prószą, a wiatr z ich cienkich nici tka nam welony. My zaś, srebrnolici,
my – umocnieni tą bliskością nieba, znów kołyszemy się w jego kolebach do świtu aż. I widzę z oddalonych
okien, jak mnóstwo świateł rozbudzonych mknie już ku wodzie, nie wiedząc inaczej, jak wielokrotność swych upłynnić znaczeń. I wiele słów jest – żywych jak strumienie,
i w szczęsną przyszłość ufne zapatrzenie, kiedy ten sam wiatr owiewa nam twarze,
22
kiedy przed nami tyle jeszcze zdarzeń!
Aż po bezkresność idziemy tą samą
drogą bez cieni, lecz z żywiołów gamą.
23
Oni
W chwili, gdy oni szli łąką bez słowa
z dłonią w dłoni i rwący się ku światu, stopami brodząc pośród mrocznych kwiatów, dokoła noc się snuła księżycowa.
Nic się nie działo. Czemu więc napięcie w ich sercach było nie do wytrzymania?
W gardle ściskało, wzrok film łez przysłaniał… To zmierzch czegoś, co brzmiało niepojęcie.
Znaleziono ich w wiecznych snów dolinie, nad którą szumią rozłożyste pinie.
Jakżeż cudowne wyrosły tu kwiaty!
Płonące jeszcze kielichami krwawo
w gąszczu roślinnym, pod ptaszęcą wrzawą, gdzie jedność tworzą dwa odrębne światy.
24
Szczęście
Czasem z Twej ciszy wyrwie się miłe westchnienie, jak po nocy wśród rośnych traw owadów brzmienie. I naraz w szyby dzwonią: ptactwo i ogrody,
i wietrzykiem przywiany plusk jeziornej wody. W oczach mi tańczą dziwy: wiosła prują fale, wielkie, brzuchate żagle przyciągają dale,
za którymi, w snach błądząc, nieustannie gonię. I jest mi tak zielono, i w żyłach krew płonie.
Cała jestem w skowronkach pod wysokim niebem, szukając w tym wspólności z natchnienia powiewem, co jest jak dźwięk szarpiący horyzontu linię,
gdy za nią się rozciąga morze łask olbrzymie.
Jakby w jednym Twym tchnieniu było wiele westchnień. O, szczęście! – para skrzydeł, gwiazdy, blask i przestrzeń!
25
Spotkanie wirtualne
Niczym innym nie śmiem w Twoją duszę pukać jak słowami, w których drżą motyle.
Chciałabym się w nią wsłuchać, kiedy nikt mnie nie śledzi.
Lecz może Ci przeszkadzam, bo dopiero czwarta?
Nie śpisz – ach, jakże drogie mi są te chwile, gdy Cię moje życzenie uprzedzi;
gdy moja dusza z Twoją się schadza
i to jak wyczuwa jej najlżejsze drżenie, jak splata ją z sobą pragnieniem,
by się wzajem ukoić i wznieść
ku czemuś, co jest ponad, co ma jedną treść tak żywą, jak zbudzony krzyk natury –
jak otwarte niebo przez skrzypka, który z zapamiętaniem gra Piano Mozarta.
26