Kategorie blog
Chłopiec z sygnetem
Chłopiec z sygnetem





















SPIS TREŚCI


I. Kamień magiczny........................................................................................5
II. Strachomierz............................................................................................113
III. Dolina Dinozaurów...................................................................................181
IV. Zosia i Klaudia w halloween ......................................................................251
V. Diabły w duecie.........................................................................................345
VI. Dotyk przyszłości .....................................................................................431
VII. Żądanie szympansa.................................................................................495






I. K
AMIEŃ MAGICZNY


        Facet w czarnej pelerynie przeciwdeszczowej skradał się w pobliżu szkoły podstawowej. Na głowie miał kaptur tak ogromny, aż dziwne, że takie w ogóle szyją, mogło się wydawać, że z powodzeniem zmieszczą się w nim dwie, a nawet trzy głowy, przez co jego twarz była całkiem niewidoczna. Osoba tej postury w zwykły słoneczny dzień przyciągałaby uwagę każdego, a jej sposób stawiania kroków był na granicy pastiszu graniczącego ze złowrogim przeczuciem nadchodzącego nieszczęścia. Nikt normalny nie mógł tak się skradać! Właściwie to należałoby natychmiast zadzwonić na policję, aby wylegitymować dziwaka, zanim dojdzie do nieprzewidzianych wypadków. Nikt jednak nie zwrócił uwagi na przechodzącego, bo lało jak z cebra. Strużki wody spływały po jego pelerynie z każdej strony, a chyba nie ubrał takiego okrycia po to, żeby nie zmoknąć, ale po to, by być nierozpoznany.
        Typek, którego obecności nie dało się wytłumaczyć w żaden racjonalny sposób, zbliżył się do wejścia do szkoły. Tu stał się ostrożny. Uchylił drzwi i wszedł do przedsionka. Całe litry wody wylały się z zakamarków płaszcza. Woźny zauważył dziwną postać, natychmiast wyszedł ze swojego pomieszczenia i zbliżył się do szklanych drzwi od strony korytarza. Po drugiej stronie tych samych drzwi stanął przybysz. Woźny patrzył na niego, ale nie mógł dojrzeć jego twarzy. Trwało to moment, aż w końcu pracownik szkoły uznał, że pora wyjaśnić, o co właściwie chodzi. Naparł



6                                                                                       CHŁOPIEC Z SYGNETEM



swoim ciężarem na drzwi, ale tamten zrobił dokładnie to samo i obydwaj mężczyźni zaczęli się siłować. Woźny zaśmiał się nerwowo i pchał jeszcze bardziej, ale równie bezskutecznie. Czegoś takiego jeszcze nie było! Wtedy kaptur uniósł się nieco w górę, woźny zdębiał, bo zobaczył długą brodę przybysza i usta szerokie, a z nich wysuwający się… język! Woźny się cofnął i strach go obleciał, bo to jakiś nienormalny był chyba, i już kołatało mu w głowie pytanie, gdzie właściwie należy zadzwonić, aby sprowadzić pomoc. Nieznajomy zauważył przestrach woźnego, zaśmiał się głośno niskim głosem i zaczął swój język pokazywać i chować. Woźnego to rozjuszyło, tamten zagrał na jego honorze, i przede wszystkim na terenie jego szkoły, której pilnował! Nacisnął na drzwi z całej siły, przybysz się cofnął i zaczął się oddalać, jednak nie w stronę ulicy, ale wzdłuż budynku, a za murem skręcił na dziedziniec szkoły. Woźny na pewno odpuściłby pogoń, ale dziwak po prostu chyba zamierzał się dostać do szkoły innym wejściem, a na to pracownik szkoły nie mógł pozwolić. Spojrzał na ulewę, pobiegł po kurtkę do swego pomieszczenia i przytrzymując ją nad głową, szybkim krokiem skierował się na podwórze.
        Tam nikogo nie zobaczył. Zauważył otwarte drzwi pomieszczenia gospodarczego. Był pewien, że rano były zamknięte. Podszedł do uchylonych drzwi i ostrożnie popatrzył do środka. Znienacka obleciał go strach, ale wypadało wejść i sprawdzić. Wewnątrz wszystko było poukładane jak zwykle: stół stolarski używany do drobnych napraw, narzędziownia, sterty krzeseł na piknik, stoły… Ulewa powodowała straszny hałas, bębniąc o dach niskiego budynku, nie mógł więc słyszeć cudzych ostrożnych kroków na dworze przybliżających się do drzwi wejściowych, które nagle się zatrzasnęły z hukiem, a czyjeś dłonie zręcznie zamknęły dyndającą na haku otwartą kłódkę. Woźny odwrócił się i stwierdził, że został na mur-beton uwięziony. Będzie musiał się nakrzyczeć, aby ktokolwiek go uwolnił, bo budynek nie miał okien, a drzwi były wyjątkowo solidne.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                          7



        – Proszę pani, czy mogę wyjść do toalety? – zapytał Karol bawiący się w szkolnej świetlicy już od półtorej godziny. Za oknem potwornie lało, a nieodebrane jeszcze dzieci bawiły się i nie zwracały uwagi na ulewę. Z trwogą za okno patrzyła tylko pilnująca ich nauczycielka, zastanawiając się, czy nie będzie musiała dziś zostać dłużej, jeśli rodzice nie przyjdą na czas.
        Karol wyszedł na korytarz, zerknął przez okno, z zaskoczeniem ujrzał niezwykłą postać w czarnej pelerynie przebiegającą przez szkolny dziedziniec. Wydało mu się to na tyle dziwne, że zapomniał o wejściu do toalety, i skierował się do przeszklonych drzwi wejściowych, aby popatrzeć na zewnątrz. Czarna postać zbliżyła się do drzwi wejściowych. Porażająca magia ciemnej sylwetki nieznajomego spowodowała, że chłopiec odruchowo chciał się schować. Mężczyzna pokonał przedsionek kilkoma wielkimi krokami i znalazł się przy drugich drzwiach. Karol w panice pobiegł w prawo, ale nie było tam żadnego schronienia poza piedestałem, na którym stało popiersie Henryka Sienkiewicza. W ostatniej sekundzie przykucnął za patronem szkoły, pozostając niezauważony. Nieznajomy rozejrzał się w prawo i w lewo i podszedł pod drzwi z napisem Sekretariat. Zamiast zapukać, klęknął i próbował zajrzeć do środka przez szparę między drzwiami a podłogą, a że było to chyba niemożliwe, bo szczelina była zbyt wąska, zaczął obcesowo naciskać klamkę, wywołując natychmiast stamtąd osobę samej pani dyrektor.
        – Miałeś tu nie przychodzić! – stwierdziła kobieta bez powitania z nieznajomym, rzucając nerwowe spojrzenia na boki. – Nikt cię nie widział? Woźny cię nie zatrzymał?
        Tamten się zaśmiał.
        – O zgrozo, po coś tutaj przyszedł? – zżymała się. – Chyba że masz to dla mnie? Masz?
        Przybysz pokłonił się, a nagle zgarbiona sylwetka była teraz groteskowa, komiczna. Stojąca przed nim na szpilkach czarnowłosa pani dyrektor zdawała się dwukrotnie wyższa. Postać w kapturze sięgnęła do przepastnych pół płaszcza, grzebiąc w środku.



8                                                                                       CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        – Masz? – ponaglała dyrektorka. – Zaraz ktoś cię przyuważy, nie możesz tu być!
        Nieznajomy znieruchomiał, jakby zaczął się nad czymś zastanawiać, a jego bezczynność rozjuszyła panią dyrektor, która zbliżyła się do mężczyzny i sama zaczęła mu przetrząsać kieszenie w płaszczu.
        – Jest! – krzyknęła kobieta i szarpała odzież przybysza, aby coś wysupłać. Wtedy w jej dłoni pojawił się przedmiot, który przebłyskiwał między palcami. Dyrektorka cofnęła się o krok i wpatrywała w przedmiot trzymany teraz na otwartej dłoni. Była zafascynowana. Karol aż wychylił się zza piedestału i zobaczył gładki, błyszczący kamień o trójkątnym kształcie, pewnie taki, jaki można kupić u jubilera. Pani dyrektor lubi błyskotki – pomyślał chłopiec, choć obserwowane spotkanie zdawało mu się co najmniej dziwne.
        – Cudowny… – szeptała pani dyrektor, wpatrując się w kamień i jednocześnie zdając się tracić kontakt z rzeczywistością.
        Wtedy rozległ się dzwonek. Wzdrygnął się Karol, drgnęli dyrektorka i przybysz, który odruchowo odwrócił się do tyłu, a pani dyrektor wrzasnęła:
        – Znikaj stąd!
        I wówczas stało się coś najbardziej nieprzewidzianego, bo oto postać w czarnej pelerynie w ułamku sekundy stała się przeźroczysta, a kiedy Karol mrugnął, nie było już śladu po nieznajomym. Jednocześnie pani dyrektor porażona tym samym widokiem zachwiała się w czarnych pantoflach na wysokim obcasie i runęła na podłogę, aż grzmotnęło. Dłoń kobiety uderzyła o betonową posadzkę i otwarła się, kamień potoczył się w kierunku Karola i zatrzymał się dokładnie między jego stopami.
        Dzieci tłumnie wychodzące z klas natychmiast zbliżyły się i otoczyły leżącą panią dyrektor. Zaciekawione wlepiły wzrok w kobietę, ktoś nawet próbował podać jej rękę. Podbiegła także nauczycielka i zobaczyła przyczynę zbiegowiska: oto jej szefowa, potłuczona i oszołomiona, próbuje wstać, ale jej się to nie udaje, i tylko szepce:



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                          9



        – Gdzie jest kamień, gdzie jest kamień…?
        Słowo „kamień” brzmiało wyraźnie, namiętnie, a głos był pełen pożądania. Nikt jednak nie zwracał na to uwagi, wszyscy tylko chcieli jakoś pomóc kochanej pani dyrektor, ktoś zadzwonił na 999, a inny dorosły zarządził, by do czasu przyjazdu karetki pogotowia nie przesuwać leżącej. Przyniesiono tylko ze świetlicy pluszowego łosia z rogami i z przyszytym czerwonym sercem i położono pod jej głowę.

        Marta, starsza siostra Karola, gimnazjalistka, przyszła do świetlicy po brata. Rozpoznała ją jej była nauczycielka.
        – Marta, ale urosłaś!
        – Pani też! – wyrwało się Marcie, jako że na pierwszy rzut oka jej dawna nauczycielka zmieniła rozmiar z czterdzieści na czterdzieści cztery. Natychmiast ugryzła się w język.
        – Naprawdę tak uważasz? – zmartwiła się pani, odruchowo wciągając brzuch pod garsonką.
        – Ach nie… – Marta natychmiast zmiękła i mowa jej ciała zdradzała, że nie chciałaby tego tematu drążyć.
        – Poczekajcie, dzieci – powiedziała nauczycielka. – A ty chodź ze mną.
        Poszły razem do toalety. Pani zaczęła się przeglądać w lustrze.
        – Właściwie już dawno wydawało mi się, że przytyłam. A ty pierwsza mi to powiedziałaś, dziękuję ci, wiesz, teraz szczerość jest w cenie. – Nauczycielka wciąż przeglądała się, wciągała brzuch i opuszczała bezwładnie. – Muszę coś z tym zrobić…
        Obydwie wróciły do świetlicy.
        – A więc przyszłaś po…?
        – Po Karola.
        – Aha, a możesz go w ogóle odbierać? – zastanawiała się nauczycielka, sięgając po segregator. – Poczekaj, sprawdzę… mam tylko wpisaną mamę, tatę i panią Urszulę – waszą opiekunkę. Ale ciebie nie ma. Nie jesteś jeszcze dorosła.



10                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        – Ale mogę odebrać brata.
        – Ale nie jesteś upoważniona.
        – Właściwie to ja go nie odbieram, tylko mu towarzyszę.
        – A jaka to różnica?
        – No taka, że Karol może sam iść do domu, a ja po prostu idę z nim.
        – Ale nie może iść sam.
        – Może.
        – Nie może.
        – Może. Skończył już dawno siedem lat.
        – No i co z tego?
        – Może sam chodzić po ulicy, więc może i sam wrócić do domu. Tylko dziecko, które nie ma siedmiu lat, musi być pod opieką osoby, która ma co najmniej dziesięć.
        – A skąd to wszystko wiesz?
        – Artykuł czterdziesty trzeci ustęp pierwszy prawa o ruchu drogowym. Chyba nie pomyliłam? – Marta się zaśmiała.
        Pani podejrzliwie przypatrywała się dziewczynce.
        – Zmieniłaś się… Ale w upoważnieniu jest napisane, że tylko te trzy osoby mogą odbierać Karola.
        – Ustawa jest ponad upoważnieniami.
        – No, nie wiem… – Teraz nauczycielka twierdząca przy każdej okazji na lekcjach, że nie należy zaczynać zdania od „no”, sama go użyła. – Masz tatę prawnika, zdaje się?
        – Dokładnie – odpowiedziała Marta.
        – Skoro tak, to możesz odebrać Karola.
        – Ale ja mu tylko towarzyszę, on idzie sam.
        – Teraz to przegięłaś! – Nauczycielka się zdenerwowała. – Kpisz sobie ze mnie!
        – Ależ skąd.
        – Nawet nie wiem właściwie, czy mogę ci oddać brata pod opiekę. Nie mogę nikogo zapytać, bo panią dyrektor zabrało pogotowie.
        – Karol, chodź! – ucięła dyskusję Marta.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        11



        Chłopiec wziął tornister i podszedł do drzwi. Dwójka dzieci pożegnała się i oddaliła. Pani stała bezradnie w drzwiach.
        – Muszę coś ze sobą zrobić. Muszę schudnąć – wyszeptała.
       
        Po wyjściu ze świetlicy Marta z Karolem skierowali się do szatni.
        – Słyszałeś, podobno panią dyrektor zabrało pogotowie? – zapytała Marta, ponawiając żucie gumy przyklejonej do zębów. Nie chciała żuć przy nauczycielce.
        – Słyszałem – odparł Karol, dźwigając swój przeciążony tornister z wizerunkiem Spidermana. – Zosia jest w domu?
        – Nie wiem, idę od koleżanki. – Pani dyrektor kogoś zniknęła.
        – Co?
        Karol powtórzył.
        – Jak to zniknęła? – Zniknęła jakiegoś dziwnego pana.
        – Wiesz co, Karol, może ty za długo siedzisz w tej szkole.
        Karol pomyślał, że rzeczywiście nikt mu nie uwierzy. Właściwie jedyną osobą, którą mógłby zapytać, co właściwie się stało, była pani dyrektor, a właśnie jej nie mógł zapytać, bo musiałby się przyznać, że był schowany i ukradkiem obserwował całe zdarzenie.
        – Wiesz co, Marta?
        – Co?
        – Dziękuję, że po mnie przyszłaś.
        – Toś mnie rozbawił.
        Marta trzymała w dłoni egzemplarz Zemsty Fredry.
        – Daj tę książkę, poniosę ci.
        – Muszę ją oddać do biblioteki. Przecież masz ciężki tornister.
        – Wcale nie, lekki – odparł Karol i delikatnie podrzucił go w górę. W środku było sześć dużych podręczników i tyle samo zeszytów, nie licząc innych drobiazgów.
        Karol pomyślał, że uczucie lekkości tornistra to coś nowego. Tornister dotąd był przytłaczający.



12                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        – Coś ty nagle stał się taki silny? – zapytała podejrzliwie Marta. – Jak chcesz, to masz. – Podała bratu książkę.
        Zeszli do szatni. Na dziecięcym krzesełku siedziała pod murem nowa młodziutka pani pilnująca, aby dzieci sprawnie się przebierały. Karol podszedł do niej.
        – Ładnie dziś pani wygląda – stwierdził.
        Kobieta miała w ręce komórkę. Podniosła głowę i spojrzała tak, jakby Karol skasował jej wszystkie wiadomości.
        – Słu-słucham?
        – Co ty, Karol, podrywasz tę panią? – zganiła go Marta.
        – A tak, jakbyś zgadła! – odparł, idąc dalej i zostawiając za sobą dwie osoby z otwartymi buziami.
        Karol przebrał się. Wyszli ze szkoły. Przestało padać.
        – Powiem mamie, co powiedziałeś tej pani.
        – Tak? To ja powiem twojej nauczycielce polskiego, że nie dość, że przetrzymałaś lekturę przez dwa miesiące, to jeszcze przeczytałaś ją tylko do połowy.
        – Skąd wiesz? – zdziwiła się mocno Marta.
        – W książce jest zagięcie strony. Tylko ty tak zaznaczasz.
        – Oddaj ją – powiedziała Marta i odebrała książkę. – Zajrzała do środka i stwierdziła, że rzeczywiście, pozostawiła taki ślad.
        – Ciekawe, jak to powiesz mojej nauczycielce, skoro chodzę do innej szkoły?
        Karol roześmiał się.
        Weszli do położonego tuż przy szkole domu kultury. W jednym z pomieszczeń była biblioteka. Marta zaczęła szukać pieniędzy w portmonetce.
        – Nie szukaj, tata już za ciebie zapłacił – stwierdził Karol.
        – Tak? Skąd wiesz?
        – Zapłacił jak byliśmy tu ostatnio.
        – To dobrze, kupimy sobie lody.
        Marta weszła do biblioteki. Karol pozostał na korytarzu. Kiedy wyszła stamtąd minutę później, brata nie było. Rozglądała się dookoła, sprawdziła w toalecie. Chłopiec zniknął. Drzwi na salę występów były zamknięte na klucz. Mógł jeszcze pójść na górę.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        13



        Dziewczyna wspięła się na pierwsze piętro. Było tam pełno pozamykanych drzwi, z wyjątkiem jednych, które były półotwarte. Marta podeszła do nich i usłyszała fragment rozmowy:
        – Powtarzam, że tylko rodzice mogą cię zapisać na kółko szachowe, a nie ty sam.
        – To może zróbmy tak – odezwał się Karol. – Pani mnie zapisze, a rodzice tylko potwierdzą.
        – Najpierw muszą rodzice przyjść albo przynajmniej zadzwonić, w ten sposób nie mogę cię przyjąć do grupy. Jeżeli cię zapiszę, a rodzice nie zapłacą, to tylko zostanie zablokowane miejsce.
        – A ile kosztują lekcje?
        – Siedemdziesiąt złotych za semestr.
        Na chwilę rozmowa ucichła, a potem rozległ się tryumfujący głos Karola:
        – Proszę.
        – Nie mogę przyjąć tych pieniędzy. Skąd tyle masz przy sobie?
        – Dlaczego nie może pani przyjąć?
        – Bo… – Damski głos się roześmiał. – Sprytny jesteś. Dobrze, wezmę pieniądze i zapiszę cię, zostaw tylko telefon do rodziców.
        Karol wyszedł z pokoju.
        – Karol, ty dziś jakiś taki inny jesteś – stwierdziła Marta. – Skąd ci przyszło do głowy zapisać się na szachy?
        – Zawsze o tym marzyłem – odparł z wyraźną satysfakcją w głosie.
        Rodzeństwo wyszło z domu kultury i poszło po lody do sklepu spożywczego. Następnie omijając wysoki budynek siedziby firmy internetowej, której innowacyjność podkreślała zewnętrzna przeszklona winda, weszli w ulicę Skośną. Na placu zabaw pod blokiem znajdował się Daniel, kolega Karola. Chłopiec skręcił na plac, zostawiając Martę, która weszła do bloku. Nie pozwolił sobie odebrać tornistra, co po raz kolejny dziś zdziwiło jego siostrę.
        Daniel był starszy o rok od Karola, kiedyś nauczył go, jak się rozbujać na huśtawce. Potrafił także wspaniale się wspinać, trzymając się poprzecznych drążków na drewnianej konstrukcji,



14                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



i jeszcze nigdy nie spadł. Karol też tak chciałby, ale puszczał się najdalej przy czwartej–piątej poprzeczce z dwunastu. Zaraz znów spróbuje. Od godziny czuł się inaczej. Od chwili, kiedy wyszedł na moment ze świetlicy. Czuł się wspaniale, kiedy podrzucał tornister przy Marcie, i wtedy, gdy nieoczekiwanie ośmielił się pójść zapisać się na szachy, czyli zrealizować swój pomysł. Teraz patrzył na Daniela i chciał dorównać koledze we wspinaczce na konstrukcji, żeby ten uznał, że Karol zrobił postępy i popatrzył na niego z podziwem.
        Karol wspiął się i doszedł aż do ósmej poprzeczki, dzięki czemu nie spadł do kałuży. Bardzo się ucieszył, bo ostatnia próba była wczoraj. Wtedy odciągnął Daniela na ławkę i opowiedział mu o tym, jak pani dyrektor „zniknęła” mężczyznę w szkole.
        – Jak to zniknął? – powątpiewał Daniel. – Musiał gdzieś pójść. Może nie zauważyłeś.
        – Ty też nie wierzysz…
        – Tak każdy mógłby powiedzieć, że ktoś tam zniknął, rozumiesz? A nikt nic nie widział.
        – Ja widziałem.
        – Żeby ktoś nagle stał się przeźroczysty… i zniknął? – rozważał Daniel, uznając opisaną historię za niewiarygodną.
        – A jeśli będę mógł ci to udowodnić?
        – A jak?
        Karol zamilkł na chwilę.
        – Może znam sposób, żeby kogoś… zniknąć. Żeby ci to udowodnić, ktoś musiałby naprawdę zniknąć.
        – A jak to zrobisz?
        – Poczekaj. Nie mogę ci pokazać, bo jak ktoś naprawdę zniknie, to już go nie będzie, rozumiesz? Nie wróci do domu.
        Daniel nalegał:
        – Ale jak chcesz to zrobić?
        Karol rozejrzał się dookoła.
        – Może to działa także na zwierzęta.
        – Co?



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        15



        – Znajdźmy jakieś zwierzę.
        Daniel rozejrzał się. Spacerował ktoś z psem.
        – Tam jest!
        – Nie. – Karol pokręcił głową. – Ten pan na nas nakrzyczy. Jakieś inne.
        Innego psa bez właściciela nie było w pobliżu.
        – To może muchę – zaproponował Daniel. Na placu zabaw ożywiły się muchy po niedawnym ulewnym deszczu.
        – Dobra.
        Karol ostrożnie wyjął trójkątny kamień z tornistra. Daniel spoglądał na niego ciekawie.
        – Co to jest?
        Karol zignorował pytanie. Na desce siedziała mucha.
        – Uważaj teraz. – Karol ścisnął mocno kamień w dłoni i powiedział: – Zniknij, mucho!
        Daniel nachylił się z zaciekawieniem. Mucha stała się niewidzialna, zniknęła.
        – Nie ma jej! – krzyczał Daniel. – Nie ma! Nie ma!
        – Ciszej – powiedział zafascynowany Karol. – To działa! Widzisz, tak jak mówiłem.
        – Potrafisz zrobić tak, że zniknie ktoś!
        Daniel był oszołomiony. Karol z kolei zdawał się bardziej przestraszony, niż ucieszony tym, że eksperyment się udał.
        – Daj mi ten kamień – powiedział Daniel.
        – Nie mogę ci go dać. Muszę go oddać.
        – Komu?
        – Pani dyrektor. – Przecież ona miała dziś w szkole jakiś wypadek – stwierdził Daniel, który chodził do tej samej szkoły, lecz o klasę wyżej.
        – Nie szkodzi, kamień nie jest mój.
        – Nie musisz jej go oddawać. Wie, że go wziąłeś?
        – Nie.
        – To sam widzisz!



16                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        – Ale nie jest mój.
        – Możemy zrobić tak, że… – tu Daniel się rozejrzał – że zniknie na przykład twój blok! – Daniel się zaśmiał.
        – Właśnie! – odparł Karol. – I gdzie wtedy będę mieszkał?
        – Ze mną – odpowiedział Daniel.
        – Dzięki. Masz starszych braci i wcale bym się tam nie zmieścił.
        Karol nie był ucieszony zniknięciem muchy. Poczuł moc działania kamienia, co on może zrobić, a właściwie zniszczyć. Zastanawiał się nad możliwością ponownego jego użycia.
        Z okna sąsiedniego bloku rozległ się głos mamy Daniela wołającej go na obiad.
        – Muszę iść. Będziesz tu później? – zapytał przyjaciel.
        – Zobaczę – odparł Karol, wziął tornister i poszedł w swoją stronę. Ale jeszcze się odwrócił i krzyknął:
        – Nasza tajemnica!
       
        Karol poszedł do swego pokoju iotworzył komputer. Wpisał hasło „magiczny kamień”. Taki był tytuł filmu animowanego sprzed kilkunastu lat, który można było zresztą zobaczyć online w całości. Następnie wpisał „magiczny trójkąt”. Według wolnej encyklopedii Wikipedii było to hasło dotąd nieopisane, można było zamieścić własną definicję. Następnie przejrzał obrazy dla podobnego hasła i uznał, że jego kamień odpowiada wizualnie ostrosłupowi – wielościanowi, którego trzy ściany boczne są trójkątami o wspólnym wierzchołku, a podstawa jest identycznym trójkątem.
        Wyjął kamień i obejrzał go dokładnie – był niepodobny do żadnego innego, wewnątrz mieniły się różne jaskrawe kolory, a w samym środku najbardziej intensywna była purpura. Cały był gładki, ale miał zaokrąglone krawędzie.
        Karol żałował, że kamień ma wyłącznie moc do tego, żeby ludzie albo przedmioty znikały. Zastanowił się, jaką korzyść można odnieść z przedmiotu, który nagle znalazł się w jego posiadaniu. Mógłby usuwać to, co jest niepotrzebne – na przykład śmieci, całe góry śmieci, niepotrzebne wysypiska.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        17



        Westchnął. Postanowił, że nazajutrz odda kamień pani dyrektor. Po południu wróciła ulewa. Karol już nie wychodził z domu.
       
        Rano tornister Karola wydawał się lżejszy niż poprzedniego popołudnia, mimo że był równie solidnie naładowany. Okoliczność ta była dla chłopca bardzo zabawna. Już dawniej zgadzał się z opinią tych wszystkich rodziców, którzy twierdzili, że tornistry są przeciążone.
        Pod szkołą zobaczył tłum dzieci kłębiących się przy wejściu i niemogących wejść do środka.
        Wychowawczyni, pani Sałacka, zobaczyła nadchodzącego Karola i jeszcze inne dziecko z tej samej klasy i zawołała ich do siebie.
        – Czekamy, czekamy – uspokajała ich. – Czekamy, aż ktoś otworzy drzwi.
        Karol usłyszał nerwowe rozmowy dorosłych prowadzone przez telefony komórkowe. Na szkolne podwórko wjechał czyjś samochód i wysiadła pani pilnująca szatni. Tak szybkimi krokami, na jakie pozwalała jej obcisła spódnica, zbliżyła się do wejścia i zaczęła niezręcznie manipulować przy zamku.
        Nauczycielki stwierdziły z ulgą, że nareszcie mogą wejść. Ale to nie wszystko, co było niecodzienne tego poranka, bo z chwilą rozpoczęcia pierwszej lekcji wszystkie dzieci musiały udać się do auli. Każda nauczycielka stanęła przy swojej klasie, z wyjątkiem pani Sałackiej, która stanęła na środku i zaczęła manipulować przy mikrofonie, a kiedy jej się to nie udawało, stuknęła nim o stół tak mocno, że cały z hukiem się rozleciał. Kiedy stało się jasne, że nie będzie mogła z nagłośnienia skorzystać, wszyscy nagle ucichli i wysłuchali następującej mowy:
        – Drogie dzieci, szanowne koleżanki i koledzy. Postanowiłam spotkać się dziś z wami wszystkimi z dwóch powodów. Po pierwsze, chciałam wytłumaczyć to zajście, które miało miejsce przed szkołą, kiedy dzieci nie mogły wejść do środka. Otóż, jak już wiedzą wszyscy nauczyciele, wczoraj po południu zaginął… tak, po prostu zaginął nasz woźny…



18                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        Karol aż jęknął.
        – …nie wiadomo, jak to się stało, ale zniknął już wczoraj, nie zabrał też telefonu, dlatego nie ma z nim kontaktu, nie wrócił na noc do domu i zostało zgłoszone jego zaginięcie. Jest to o tyle niezwykłe, że ludzie tak po prostu nie znikają bez powodu, a nasz wieloletni pan woźny zawsze bardzo skrupulatnie podchodził do swojej pracy, zawsze nam pomagał, ciągle coś ulepszał, a tymczasem nie wiemy, gdzie jest, co się z nim dzieje. Bardzo martwi się także jego rodzina. Dlatego proszę, abyśmy byli wszyscy czujni, proszę zgłaszać mi wszelkie okoliczności, które mogłyby przyczynić się do wyjaśnienia tego zdarzenia.
        Zapadła przeraźliwa cisza.
        – Po drugie – kontynuowała pani Sałacka – jak też już większość z was wie, pani dyrektor uległa wczoraj drobnej… kontuzji tutaj w szkole, na korytarzu. Obecnie przebywa w szpitalu, skontaktowałam się z nią już wczoraj i ma się dobrze, ma nadzieję, że niebawem wróci do pracy z jeszcze większym entuzjazmem, ale na razie, w najbliższym czasie, choć nie mogę sprecyzować w jakim, nie może do szkoły oczywiście przychodzić. W związku z tym, powstaje kwestia zastępowania pani dyrektor w czasie jej nieobecności. Ponieważ do końca nie wiadomo, jak długo to potrwa – tu pani Sałacka spojrzała na sekundę na kartkę – zgodnie z artykułem trzydziestym siódmym ustawy o systemie oświaty, pani dyrektor zdecydowała się na powierzenie mi stanowiska wicedyrektora i w tym celu wystosowała jeszcze wczoraj wieczorem zapytanie do organu prowadzącego, rady szkoły oraz rady pedagogicznej, w celu dopełnienia obowiązku zasięgnięcia opinii w tej sprawie.
        Zapadła cisza. Po chwili padło zarządzenie zakończenia apelu. Kiedy wszyscy tłoczyli się przy wyjściu z auli, Karol natknął się na Daniela.
        – Słyszałeś? Woźnego też zniknęła – wyszeptał Karol z przejęciem.
        – Słyszałem.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        19



        – Nie mogę jej oddać tego kamienia, bo znowu zrobi to komuś – najpierw zniknął ten dziwny facet, a potem nasz woźny. Wiesz, co może jeszcze się stać? Wszyscy możemy zniknąć! Rozumiesz? Wszyscy, ty, ja, nasza klasa, nasza szkoła. I nikt nic nie zrobi.
        – Ale nie wiadomo, czy to ona tego woźnego… może zniknął z innego powodu?
        – Jakiego?
        – Może uciekł albo coś w tym rodzaju.
        – Zrobiła z nim to, co myśmy zrobili z muchą – stwierdził Karol z przekonaniem.
        Daniel milczał, rozważając te argumenty.
        – Będziesz dziś na placu zabaw? – zapytał Karol.
        – Będę – obiecał Daniel.
        – Wczoraj miałeś przyjść. Czekałem. Zrobimy eksperyment?
        – Zrobimy.
        Karol przez chwilę pomyślał, że mógłby właściwie zrobić z każdym to, co pani dyrektor zrobiła z woźnym i z tym drugim. Ale nie miał ochoty robić nic złego, rozpierała go siła i poczucie różnych nowych możliwości.
        Na lekcjach tego dnia Karol był bardzo aktywny i dostał najwięcej dobrych ocen. Tuż po zakończeniu zajęć pokazał wychowawczyni adnotację w zeszycie, zresztą łatwo uzyskaną jeszcze poprzedniego dnia od mamy, że może już sam wracać do domu.
       
        Tuż po obiedzie pobiegł na plac zabaw. Daniel już czekał na niego, ale przebywały tam też inne dzieci.
        – Masz to? – zapytał kolega.
        – Mam – odparł Karol. – Ale musimy iść gdzieś indziej. Czekaj, przejdę tylko przez drabinkę.
        O dziwo, dziś na drewnianej konstrukcji Karol bez trudu pokonał, trzymając się rękami i wisząc w powietrzu, wszystkie dwanaście szczebli, ale przy ostatnim nie zeskoczył, tylko przekręcił się i pokonał jeszcze dwa szczeble w drodze powrotnej. Daniel patrzył na to zdziwiony, kręcąc głową, ale nic nie powiedział.



20                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        Pobiegli na inny plac zabaw, przy domu kultury, a dokładniej naprzeciw wejścia do dawnego przedszkola Karola. Tam o tej porze było pusto.
        – Pokaż kamień – powiedział Daniel.
        – Mam go – zapewnił go Karol, sięgając do kieszeni, aby tego dowieść.
        Daniel się rozejrzał. Można było łatwo znaleźć muchę, komara, ale eksperyment miał być poważniejszy.
        – Wiem! – zawołał. – Znikniemy kotki!
        Wśród mieszkających tu dzieci było powszechnie wiadome, że kotki mieszkają tuż obok w zaroślach pod betonowym murem odgradzającym stację transformatorową. Ktoś dla nich zbudował albo przyniósł drewnianą budę, która zarosła wysokimi pokrzywami stanowiącymi naturalną osłonę, więc rzadko kto do niej zaglądał. Chłopcy przeszli w to miejsce, uważając, by się nie poparzyć. Zajrzeli do środka. Był tam jeden mały kotek, jego mama musiała pójść szukać jedzenia.
        – Szkoda go – powiedział Karol. – Jego mama będzie płakać.
        – To nic, zróbmy eksperyment.
        Karol rozejrzał się wokół za innym stworzeniem. Wysoko na drutach elektrycznych siedziały ptaki. Miał wątpliwości. Dlaczego niby miał spowodować, by jeden z nich zniknął?
        Tymczasem Daniel ponaglał:
        – Jak nie chcesz tego zrobić, to ja mogę.
        Gorączka zrobienia eksperymentu była zbyt silna. Karol położył kamień na dłoni, mocno ją zacisnął i powiedział:
        – Chcę, żeby kotek zniknął.
        Chłopcy pochylili się z zaciekawieniem. W budzie było ciemnawo, a kotek po prostu rozpłynął się w mroku.
        – Wow! – krzyknął Daniel.
        Karolowi zrobiło się jednak przykro, tak przykro, że oczy zaszły mu łzami. Odwrócił się i poszedł na ławkę.
        – Karol, co jest? Widziałeś? – Daniel się ekscytował.
        Karol delikatnie szlochał. Kiedy się uspokoił, rzekł:



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        21



        – Po co ten kamień w ogóle jest? Żadnego z niego pożytku! – Nagle znieruchomiał. – A może da się przywrócić kotka do życia?
        Dla Daniela taka możliwość byłaby równie niezwykła.
        – Wiesz, to jest myśl!
        Chłopcy podbiegli ponownie pod budę. Była pusta, kotka nie wróciła jeszcze do swojego maleństwa.
        Karol wziął kamień do ręki, zacisnął mocno i powiedział:
        – Chcę, żeby ten kotek był znowu z powrotem.
        W budzie coś się zmieniło, nagły cień poszarzał, przybierając postać ocierającego się o deski kotka, który podniósł ogonek i miauknął.
        – Jest, jest, jest! – wołał Karol. – Jest! Wrócił! Kotek wrócił! Kotek wrócił!
        Skakał i tańczył, nie mogąc uwierzyć własnemu szczęściu. Przypadkowo wpadł w gęste pokrzywy i zaczął natychmiast krzyczeć, ale już z innego powodu.
        – Aua, aua!
        – Co tam macie? – rozległ się nagle głos z tyłu.
        Chłopcy odwrócili się gwałtownie. Przed nimi stał Kamillo z szóstej, o głowę wyższy od Karola, znany z tego, że dokuczał wszystkim, a to z tego powodu, że nikt go nie lubił, a może odwrotnie, nikt go nie lubił, bo każdemu dokuczał. Znany także z tego, że głównie dłubie w nosie. Że też akurat musiał się pojawić!
        – Tylko nie to – jęknął Karol, natychmiast zapominając o poparzeniach.
        – Co masz w ręce? – zapytał tamten.
        – Nic.
        – Pokaż!
        – Nie.
        Odmowa rozjuszyła Kamilla, ruszył w kierunku Karola, a ten, nie mogąc uciekać w pokrzywy, jedynie schował dłoń za siebie, ale na nic to się zdało, bo tamten, starszy i większy, sięgnął ręką za plecy Karola i szarpnął mu dłoń, ale nie zdołał zabrać



22                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



kamienia. Karol zaciskał pięść tak mocno, że żadna siła nie potrafiła mu sprostać. Po chwili koleś ustąpił. Spocił się tylko, próbując rozewrzeć palce Karola.
        – Silny jesteś – stwierdził, robiąc krok w tył i ocierając dłonią spoconą twarz. – Ale ja jeszcze silniejszy!
        – Niech zniknie! – zawołał Daniel gorączkowo.
        – Nie mogę – Karol pokręcił głową. – Słuchaj, Kamillo – powiedział Karol nieoczekiwanie dla samego siebie opanowanym tonem. – Chcesz skończyć tę szkołę?
        – A co? – Kamillo sprawiał wrażenie zaskoczonego pytaniem.
        – To bierz nogi za pas i uciekaj stąd szybciej niż możesz.
        – Hę? – Kamillo zaśmiał się cynicznie i natarł na Karola.
        Karol błyskawicznie się uchylił i w sekundę znalazł się za Kamillem, a wtedy kopnął go w tyłek i napastnik znalazł się w pokrzywach. Co więcej, nie mógł się stamtąd wygramolić, wplątawszy się w jakieś druty. Wstał z drutami przyczepionymi do nóg, cały czerwony z wściekłości. Nic nie mówił, tylko dyszał ciężko. To już nie były przelewki.
        – Zwiewamy stąd! – zawołał Daniel.
        – Wcale nie chce mi się uciekać – stwierdził Karol.
        – Zaraz cię dopadnę! – odgrażał się Kamillo, próbując się wyplątać.
        – Uciekamy! – ponowił apel Daniel i odbiegł na względnie bezpieczną odległość.
        – Poczekaj – powiedział Karol spokojnie. – Jeszcze z nim nie skończyłem – dodał, po czym podszedł do Kamilla i popchnął go w pokrzywy. Tamten z powodu splątanych nóg zachwiał się i ponownie upadł, wrzeszcząc wniebogłosy.
        – Posłuchaj, Kamillo, nie będziesz nam więcej wchodził w drogę, co? – dopytywał Karol.
        – Będę! – wrzasnął tamten.
        – Źle postępujesz, Kamillo – powiedział Karol. – Zaczepiaj silniejszych od siebie, rozumiesz? A teraz dam ci nauczkę.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        23



        Karol już chciał coś zrobić, ale ktoś głośno kaszlnął. Chłopcy się odwrócili w tamtym kierunku. Ktoś obserwował ich z jednego z balkonów w sąsiednich blokach i celowo głośno zakaszlał.
        – Masz szczęście – powiedział Karol.
        – Jeszcze się policzymy! – wysapał tamten.
        Kamillo gramolił się z ziemi, a chłopcy odeszli. Daniel oglądał się co chwila za siebie, przebierając szybko nogami, ale Kamillo nie zamierzał już ich gonić. Karol nie patrzył w jego kierunku w ogóle.
        – Dałeś mu rady, pokonałeś go! – Daniel się gorączkował.
        Karol nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Zatrzymali się kilkadziesiąt metrów dalej przy nieużywanej konstrukcji do koszykówki. Na ławce obok siedziały dwie matki z dziećmi w wózkach. Dopiero wtedy odwrócił się i zobaczył w oddali Kamilla, który dochodził do siebie. Zauważył, że w spoconej dłoni ciągle ściska mocno kamień.
        – Nie wiem, co się ze mną działo – wyznał wreszcie. – Jak mogłem go kopnąć? A potem popchnąć?
        Także Daniel nie mógł się uspokoić, był oszołomiony.
        – Znikający kot, pojawiający się kot, ja nie mogę…
        – Jeszcze nie widziałem czegoś podobnego.
        – Normalnie pojawił się znowu!
        – Kot, który znika!
        – Wszystko może zniknąć!
        – Żartujesz!
        – Nie żartuję!
        Matki dwojga dzieci śpiących w wózkach zaczęły na chłopców intensywnie spoglądać. Ci zamilkli.
        – Tu też nie możemy być.
        – Chodźmy na plac przy torach kolejowych.
        – Ale czad – powiedział Karol.
        – To wszystko jest nie do wiary. Słyszałeś, co mówiłem do Kamilla?
        – No!
        – Nie daruje mi tego.



24                                                                                      CHŁOPIEC Z SYGNETEM



        – Ale pokonałeś go!
        – Wcale nie. Dałby mi wycisk.
        Po chwili chłopcy byli po drugiej stronie głównej, „tramwajowej”, ulicy. Tu był zupełnie inny świat – stare kamienice i bloki, rozległy plac zabaw z prostymi urządzeniami. Tu jakby czas zatrzymał się dawno temu.
        Karol wyjął kamień i patrzył na niego zafascynowany.
        – On potrafi wszystko. Ma magiczną moc.
        – Daj potrzymać.
        Karol pokręcił głową.
        – Nie mogę, rozumiesz?
        Daniel się nieco zasmucił. Karol tłumaczył:
        – Dwie osoby zniknęły w szkole. To jakby kogoś zabić. Myślałem, że oddam kamień, ale nie mogę, bo zaczną ginąć ludzie i nikt ich nie przywróci.
        – Myślisz, że woźnego i tego drugiego można przywrócić, tak jak kotka? – zapytał Daniel.
        – Nie wiem – powiedział Karol. – Ale nawet jeśli tak, czy to my możemy to zrobić?
        – Możemy spróbować.
        – Nie za bardzo, powinna pani dyrektor.
        – Jest w szpitalu.
        – Musimy poczekać. Ale jak jej powiem, że wziąłem kamień, mnie pierwszego może usunąć. Wiesz, jak wołała: „kamień, kamień”? – zmartwił się Karol.
        – No tak – zastanowił się Daniel, po czym dodał: – To będzie nasza tajemnica.
        Nastała chwila ciszy.
        – Nie lubisz kogoś tak bardzo, że chciałbyś, żeby zniknął? – zapytał Daniel.
        – Chyba nie.
        – A Kamillo?
        – Ten typek mnie denerwuje tylko, ale muszę sobie z nim jakoś poradzić.



I. KAMIEŃ MAGICZNY                                                                                        25



        – To znaczy jak?
        – To znaczy unikać go, chyba że już nie będzie można inaczej.
        – A wtedy?
        – Wtedy się zobaczy.
        – Widziałem, jak nie mógł ci rozewrzeć palców i jak go kopnąłeś.
        – Sam się dziwię.
        – To jak, robimy eksperyment? – ponaglał Daniel.
        – Zaraz – odpowiedział Karol, patrząc na kamień. – A gdyby zamiast powodować zniknięcia, może by coś stworzyć?
        – Kamień potrafi przywrócić coś, co znikło, widzieliśmy sami.
        – Właśnie, ale czy potrafi stworzyć coś nowego, całkiem nowego?
        Daniel szukał wzrokiem jakiegoś punktu zaczepienia.
        – Widzisz tamtą dziewczynkę na huśtawce? Gdyby huśtawka zniknęła, ona by spadła na ziemię.
        – No tak. – Karol się uśmiechnął. – Ale gdyby stworzyć obok nową, lepszą huśtawkę, na pewno by się przesiadła.
        – Ciekawe, co by na to powiedziała jej babcia? – Daniel miał na myśli starszą kobietę siedzącą nieopodal.
        – Widzisz tamten spalony plastikowy kosz na śmieci?
        – Widzę.
        – Spróbuję go usunąć. – Karol powiedział, ściskając kamień: – Chcę, aby tamten kosz na śmieci zniknął.
        Na efekt nie trzeba było długo czekać – kosz wtopił się w otoczenie. Daniel wpatrywał się zafascynowany w puste miejsce po koszu.
        – Zrobiłeś coś pożytecznego. Kosz był zniszczony, powinni po niego przyjechać i zabrać go stąd.
        – Powinienem teraz zastąpić go innym, nowym koszem. Później to zrobię, jak ci ludzie odejdą.
        – Kurczę – powiedział Daniel. – A możesz spróbować coś mi wyczarować?




do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl