
Spis treści
WSTĘP .......................................................................................................................................5
CZĘŚĆ I.......................................................................................................................................7
Rozdział 1. .............................................................................................................................9
Rozdział 2. ............................................................................................................................56
Rozdział 3. ............................................................................................................................87
CZĘŚĆ II ...................................................................................................................................107
Rozdział 1. ...........................................................................................................................109
Rozdział 2. ...........................................................................................................................131
Rozdział 3. ...........................................................................................................................143
WSTĘP
Klaudia siedziała na płaskim kamieniu pokrytym mchem. Przed nią rozpościerało się jezioro, a za nią zachwycał swym ogromem stary tajemniczy zamek. Patrzyła na rodziców siedzących tuż nad brzegiem jakieś sto metrów od niej. Na chwilę chciała wyzbyć się myśli, że jest ich córką. Chciała zobaczyć ich z innej perspektywy.
Delikatne rysy twarzy kobiety okalały jasne, opadające falami włosy. Była drobna, ale nie mała. Ubrana w zwiewną białą bluzkę i jasną spódnicę. Mężczyzna obok miał nietypową twarz. Był lekko pomarszczony, lecz młody. Ciemne włosy leżały gęsto na jego głowie. Wyglądał na umięśnionego, choć trochę chudego. Siedział z opartymi łokciami na kolanach i patrzył pogrążony w myślach w jezioro. Kobieta rozglądała się. Lekko się uśmiechała. Dostrzegła dziewczynę i rozszerzyła uśmiech. Powróciła wzrokiem do miejsca, w które wpatrywał się mężczyzna. Z jej twarzy bez trudu dało się wyczytać narastające znużenie. Spojrzała na swojego towarzysza i z uśmiechem wyciągnęła dłoń muskając go po policzku. Mężczyzna siedział niewzruszony. Uśmiech kobiety szybko zniknął z jej ust. Tą samą dłonią dotknęła dłoni partnera. Odsunął się, nadal wpatrując w jezioro. Blondynka głęboko westchnęła, jakby była przyzwyczajona. Podniosła się i z powoli powracającym uśmiechem zaczęła iść w stronę zamku. Była coraz bliżej dziewczyny, a ta wpatrywała się w nią niczym w obrazek. Kobieta szła i szła. Każdy jej ruch był zwiewny jak jej falujące włosy i materiał na ciele.
6 Miasto bez grzechu
Przypominała anioła. Wręcz promieniała. Była tuż obok, kiedy Klaudia zorientowała się, że wciąż się w nią wpatruje.
– Spakowałaś się? – zapytała kobieta.
Na chwilę dziewczyna straciła rozeznanie, w jakim czasie i miejscu się znajduje. Dopiero po krótkim namyśle oprzytomniała i zdała sobie sprawę, że właśnie kończą się jej wakacje w pięknej, jeszcze nieodkrytej przez nią Szkocji. Kiedy uniosła głowę, spostrzegła tuż obok siebie już nie mamę, lecz tatę. Patrzył na nią. Z nieprzyjemnym grymasem. Niewiele mogła wyczytać z jego twarzy. Jego oczy były zamglone, ale Klaudia była pewna, że coś próbuje jej powiedzieć. Trwało to kilka sekund, miała wrażenie, że kilkanaście minut. Poszedł, przygarbiony… Dlaczego nie powiedział ani słowa? Właśnie wtedy…
Część I
1.
Wakacje tego roku miały być niezapomniane. Chciał, aby Klaudia przeżyła je jak najlepsze wakacje w życiu. Zaplanował wyjazd do Szkocji, do nieznanego dla niej miasta, o którym jeszcze nic nie słyszała. Sine Peccato Civitatem – tak brzmiała jego pełna nazwa. Nie była to szkocka nazwa i brzmiała dość nietypowo.
Od siedemnastu lat dziewczyna nie była na udanych wakacjach – nie licząc tych spędzonych na obozach, czyli prawie co roku. Nie była na udanych wakacjach z ojcem. Wciąż ciężko pracował, aby utrzymać dom i żeby zapomnieć o śmierci żony, której Klaudia nigdy nie poznała. Tym razem miał to być prawdziwy odpoczynek z dala od pracy i szkoły. Mieli zwiedzać zielone tereny i ćwiczyć język angielski dla przyjemności. Miał też kilka innych planów, ale jedynie w chwilach, kiedy ona będzie miała ochotę poleniuchować.
Na twarzy Klaudii pod delikatnym uśmiechem jawiły się niepokój i trwoga. Być może obawiała się, że wersja wakacji pod tytułem „spędzanie z ojcem mnóstwa czasu” szybko stanie się tylko ułudą?
Wciąż pisał nowe reportaże i artykuły. Był bez przerwy w biegu. Nie mówiła mu już nawet o wszystkich szkolnych i pozaszkolnych sportowych turniejach, na których powinien się zjawić. Zbyt często liczyła na jego obecność. Nie czuł, aby córka go obwiniała. Rozumiała, że takie życie wybrał i robi to dla jej i swojego dobra. Czasami uczyła się od niego i była pewna, że w przyszłości też zostanie dziennikarzem, może nawet śledczym.
10 Miasto bez grzechu
W podróży nastolatka pałała szczęściem i rozpierały ją emocje, tylko czasami nacechowane negatywnie przez uzbierane przez lata rozterki w relacji z ojcem. Podczas podróży nie zmrużyła oka. Wciąż mówiła lub śpiewała lub przepraszała, że tak męczy ojca, po czym zaczynała od nowa.
– Za dwa lata będę lepszym kierowcą od ciebie – droczyła się.
– Taka jesteś pewna? Już za dwa lata?
– Jak będę miała prawko. – Uniosła wysoko podbródek, odrzucając włosy za siebie.
– O kurczaki, a doświadczenie?
– Zdam za pierwszym razem, mam to we krwi. Nie potrzebuję wielu lekcji. Parkowanie? Pestka. Trasa na dłuższy dystans? Sama przyjemność. Jazda w nocy? Przyjemność razy dwa. Ciasne uliczki? Wyzwanie dla najlepszych. Prędkość…
– Nawet o tym nie myśl!
– Chciałam powiedzieć: codzienność – droczyła się. – Boisz się, że będę lepsza? – Spojrzała na niego, czekając na odpowiedź.
– Lepiej, żebyś mi niczego nie udowadniała.
Zamknęła usta i spojrzała w boczną szybę. Ścisnęło mu się serce, kiedy pomyślał o tym, co ma jej do powiedzenia. Obawiał się, że córka źle odbierze jego plany. Byli już niedaleko celu. Wiedział, że czeka na jego słowa. Za dobrze go znała, żeby nie wiedzieć, iż chodzi ponownie o pracę. Tak dobrze ją znał, że wiedział, jakie obawy chodzą jej po głowie.
Miał do niej słabość za każdym razem, gdy na niego spojrzała. Była łudząco podobna do swojej matki, a jego pragnienie zatrzymania jej jak najdłużej przy sobie było silniejsze niż cokolwiek innego.
– Nie pytasz, dlaczego Szkocja? – zapytał, niepewnie zaczynając temat, który go dręczył.
– Boję się odpowiedzi.
– Czemu taka jesteś?
Rozdział 1. 11
– No to pytam, dlaczego Szkocja?
– Dobra, nie wiem, dlaczego kazałem ci zapytać. – Zmarszczył brwi, nie wiedząc, jak wybrnąć z zaistniałej sytuacji. Poczuł często towarzyszące mu tchórzostwo, z którym w walce nigdy nie był najlepszy.
– Ciągle mówisz, że narzędziem pracy dziennikarza są pytania, i właśnie to zawsze on czyni – odparła ironicznie, nie wykazując swoją mimiką większego zainteresowania.
– To miasto jest inne… wykryto w nim rosnącą liczbę samobójstw – kontynuował, wiedząc, że nie może się już wycofać. – Jeszcze nikt ważny się tym nie zainteresował, ponieważ Sine Peccato jest bogate w turystów, którzy osiedlają się na stałe, dzięki czemu miasto ma wciąż dużą liczbę mieszkańców – dokończył jednym tchem.
– A mówisz mi to bo… – Zrobiła pauzę, mimo iż oboje wiedzieli, do czego to zmierza.
– Mówię ci to, bo… to bardzo ciekawe, prawda? – Ponownie zrobił krok w tył.
– Że ludzie popełniają samobójstwa? Jest ciekawe, jeśli masz zamiar pisać o tym artykuł, więc… lepiej już nic nie mów. – Odwróciła głowę i radość, którą miała w sobie przez całą drogę, w jednej chwili wyfrunęła i znów wróciła monotonia dnia codziennego, tak jak się tego spodziewała. Właśnie tak to widział, zanim zaczął mówić. Wiedział, jak zareaguje, ale musiał z tym walczyć.
– Wiem, że zawsze pracuję, ale teraz to coś całkiem innego. Dostałem tę propozycję, dzięki czemu mogliśmy wyjechać i to w same wakacje. Pomyślałem, że z dwojga złego… rozumiesz? – Mówiąc te słowa, czuł, jak wzrasta w nim nienawiść do samego siebie. Brzmiał banalnie i żałośnie.
– Ja zawsze rozumiem, tak mnie wychowałeś – zironizowała mocniej.
12 Miasto bez grzechu
– Nie, ty zawsze mówisz, że rozumiesz, bo jesteś wyrozumiała, ale myślisz co innego i w tej chwili mnie nienawidzisz. Wiem, rozumiem, ale teraz będzie zupełnie inaczej. Pozbieram szybko materiały i będziemy mogli wypocząć z dala od obowiązków. Zobaczysz, będzie super. – Starał się zarazić córkę uśmiechem i uwierzyć w swoje słowa, ale czuł, że idzie mu marnie.
– Kocham cię i na pewno będzie wyjątkowo – powiedziała po dłuższej chwili.
– Ja kocham cię mocniej. – Uśmiechnął się szeroko, czując, jak ściska mu się serce. Ponownie zburzył jej zaufanie. Ponownie był dalej niż bliżej.
*
Nie miał nic na swoje usprawiedliwienie, sądząc, iż krótka notka pozostawiona przy śniadaniowym talerzyku wszystko jej wyjaśni.
Po przebudzeniu przeszła przez swój hotelowy pokój z nadzieją, że gdzieś czeka na nią smaczne śniadanie i tata czytający gazetę lub robiący cokolwiek innego. Udało jej się znaleźć świeże i pachnące pieczywo w saloniku na niewielkim stole. Rozejrzała się wokoło i nawet nie próbowała wołać taty. Wiedziała, że jest już na swoim „polowaniu” za materiałem. Usiadła ciężko na kanapie. Chcąc sięgnąć po chrupiącego rogalika, spostrzegła białą karteczkę delikatnie zgiętą w pół. Chwyciła ją i zaczęła czytać:
„Musiałem udać się na komisariat na rozmowę z komendantem.
Nie ja decydowałem o terminie :( …”.
Nie była wymagającą, a tym bardziej rozpieszczoną córką, dlatego wiadomość przyjęła ze spokojem i standardowym znużeniem. Nie radowały go jej opanowane reakcje, nie czuł się lepiej, kiedy nie okazywała nerwów i się nie obrażała. Wiedział, że jako
Rozdział 1. 13
ojciec wciąż podąża w złym kierunku, ale zawsze pojawiały się sprawy ważniejsze, niecierpiące zwłoki.
Wyglądała na prawie gotową do wyjścia, kiedy wpadł do pokoju. Wyjrzała z łazienki i napotkała jego wzrok.
– Przepraszam, że tak od razu wyskoczyłem, ale komendant policji naprawdę nie miał dla mnie innego terminu…
– Przestań mnie w kółko przepraszać i powiedz, co masz. – Poprawiła włosy przed lustrem i przysiadła się do niego w salonie.
– Dwa tygodnie temu popełniła samobójstwo ostatnia, jak do tej pory, osoba. Miała dwanaście lat. – Spojrzał na córkę zaniepokojony. Dziewczyna uniosła brwi i rozszerzyła usta. Nie mogła wymówić słowa. – Przyczyna jak zawsze nieznana. Większość samobójców to uosobienie dobra i szczęścia, kiedy się ich poznaje, nawet do głowy ci nie przychodzi, że mogą pragnąć własnej śmierci.
– Czyli co teraz? – zapytała roztargniona. Tomasz podrapał się z tyłu głowy.
– Tutaj nie można być niczego pewnym. – Odchylił się, opierając plecy o kanapę. – Wszyscy są tacy… tacy mocno życzliwi, dziwnie mili – powiedział, przesuwając dłonią po głowie. Spojrzała na niego pytająco.
– Dziwnie? Nie przesadzasz? – zapytała, dając mu do myślenia. Przez chwilę, bardzo krótką, to pytanie wydało mu się niepokojąco znajome. Codzienne. Ale podświadomie szybko wyzbył się podejrzanych myśli. Skupił je jak najprędzej na niej.
– Właśnie… sam nie wiem, bo nie wierzę, że całe miasto składa się z jednostek przepełnionych miłością i życzliwością. Na dziesięć osób co najmniej pięć to egoiści, działający w sposób uprzejmy, czytaj nieszczery, tylko dla swojej korzyści.
– Zaraz, zaraz, skąd to wziąłeś?
– Z życia, kochanie. – Odwrócił głowę na chwilę w tył, spoglądając na okno. Oparł łokieć na wezgłowiu kanapy, a jego oczy stały się zamglone.
14 Miasto bez grzechu
– A może właśnie dlatego, że tak to „wszystko” postrzegasz – rozłożyła szeroko dłonie i zarysowała nimi przestrzeń – ludzie wydają ci się źli i zagłębiasz się w to całe zło, przez co odstraszasz dobrą energię. – Zaglądała mu w twarz. Jego oczy z powrotem zaszkliły się, spojrzawszy na nią.
– Może. A może to zwykłe doświadczenie – odparł spokojnie, wypuszczając powietrze z płuc.
– Moje spojrzenie na pewne kwestie zawsze się różniło od twojego, wiesz, że to by nam bardzo pomagało w twoich sprawach? Teraz mówisz, że jestem za młoda, ale moim zdaniem tylko tracimy czas.
Widział, jak w jej oczach rośnie iskra. Ciekawość miasta i ludzi, ale nie były jej w głowie wakacje. To znowu ten impuls, wrodzony instynkt, znał go zbyt dobrze. To błogosławieństwo do czynienia wielkich rzeczy. On wolał nazywać to przekleństwem i ustrzec ją przed najgorszym. To ten wewnętrzny szept głodny przygód, wyzwań i próbujący sam sobie zaimponować, używając do pomocy ich ciał.
– Nie zagłębiaj się w to za bardzo. Póki co nie mam nic oprócz nazwisk wszystkich samobójców i kilku historii, w które nie do końca wierzę. Ludzie tutaj trochę wariują. Może za szybko wyciągam wnioski, ale w ciągu jednego dnia usłyszałem chyba za wiele…
– Co takiego? – Oczy jej się rozszerzyły, głodne doświadczeń.
– Nic szczególnego, nawet nie warto powtarzać. – Wstał i nalał kawę do małej filiżanki. Wykrzywił twarz w grymasie. Nie lubił, kiedy nie mógł dostać kubła kawy.
– Tato, nienawidzę, kiedy tak robisz. Mów! – Patrzyła skupiona.
– Coś, że tylko turyści mogą przeżyć lub ci spoza miasta, uznali to za regułę, bo nie zginął jeszcze żaden przyjezdny. Widzisz? Bez sensu. – Upił łyk i zamyślił się, patrząc w okno. – Za godzinę mam spotkanie z burmistrzem, a potem zajrzę do jednej z tutejszych
Rozdział 1. 15
redakcji. – Nie zauważył, kiedy po raz kolejny praca pochłonęła go w całości. Jego dzień składał się z konkretnych planów. Ona mogła cieszyć się już tylko drobnymi chwilami. – Wychodzisz gdzieś, co nie?
– Chyba tak – odparła zamyślona.
– Heeej, Klaudia. – Pomachał ręką przed jej twarzą.
– No idę. – Poszła po torbę.
Obydwoje byli myślami przy jednej sprawie. Nie przyznawali się do swoich fantazji, ale z natury nie lekceważyli niczego, czego jeszcze nie znali. Dobrze wiedzieli, że jeśli coś wydaje się nieprawdopodobne lub mało sensowne, wcale takim nie musi być i warto się temu przyjrzeć.
– Co znaczy: spoza miasta? Na pewno powiedzieli ci coś więcej. Na pewno wysłuchałeś ich do końca. Ty nie… – Patrzył znanym jej dobrze spojrzeniem. Oznaczało tylko tyle, że skończyła mu się cierpliwość, ale nie na tyle, by odwrócić się i wyjść.
– Wiedziałem, wiedziałem, że zaraz się zacznie.
– No i dobrze, co ci powiedzieli?
– Nic! Rozumiesz?! Nie twoja sprawa, dziecko, jesteś na wakacjach i zapomnij, że cokolwiek ci powiedziałem. – Chwycił torbę i trzasnął drzwiami. Nie był idealnym kompanem do rozmów, a tym bardziej nie umiał rozstrzygać sporów lub po prostu ich nie prowokować.
– Nerwus. – Rzuciła torebkę na kanapę i usiadła obok, zakrywając twarz w dłoniach. – Okej – powiedziała do siebie. – Jestem na wakacjach i nic poza odpoczynkiem mnie nie interesuje. Idę. – Wstała, chwytając torebkę. Jej wzrok zatrzymał się na gazecie leżącej na podłodze. Tytuł głosił:
„Uciekają przed śmiercią do innych miast”.
Podniosła czasopismo i zaczęła czytać:
„…Rosnąca liczba samobójców w Sine Peccato zaczęła drastycznie wpływać na liczebność mieszkańców. Wielu z nich
16 Miasto bez grzechu
wyjeżdża w obawie przed klątwą, o której krąży plotka w mieście. Policja nic o tym nie mówi, jednak padają podejrzenia, że samobójcy są przez coś lub przez kogoś kontrolowani…”
Przerwał jej, wracając do pokoju. Szybko obróciła się ku niemu.
– Zostawiłem coś. – Spojrzał na jej dłonie. – Właśnie to. – Wyrwał gazetę córce i spojrzał na nią w sposób groźniejszy niż poprzednio. – Co ja przed chwilą powiedziałem? Po co ci to wiedzieć?
– Co poradzę, że tak mnie wychowałeś?
– O kurczaki – wydusił przez ściśnięte zęby. – Musisz zawsze używać tej nędznej wymówki? Wychodzimy. Zdążymy jeszcze razem coś zjeść.
Po niewielkim lunchu, większej kawie i opanowaniu nerwów rozeszli się w przeciwne strony. Tomasz w stronę ratusza, a Klaudia sama dokładnie nie wiedziała gdzie. Nagle poczuła się nieswojo. Obcy kraj i miasto momentalnie ją przytłoczyły. Obróciła się za ojcem, ale zniknął już z pola widzenia. Wzięła głęboki oddech. Spojrzała przed siebie. Na ulicy był przeciętny ruch, tak naprawdę więcej dostrzegła roślinności niż cywilizacji, co dodało jej pewności siebie. Wyciągnęła z torebki mapkę zakupioną przez Tomasza i odnalazła miejsce, w którym się znajdowała. Najbliżej było muzeum historyczne. Rozejrzała się wokół siebie i odnalazła drogę, którą powinna iść. Schowała mapkę, uniosła wyżej głowę, dostrzegając w oddali jeszcze piękniejszy krajobraz wypełniony zielenią i delikatnie się uśmiechnęła. Kiedy zamierzała wykonać krok w stronę świateł, usłyszała głos ojca. – Klaudia. – Spokojny i delikatny. Odwróciła się, a on stał tuż za nią. – Chyba nie myślałaś, że cię zostawię samą w tym mieście?… Kurczaczki, pomyślałaś tak? – Uśmiechnął się promiennie. – Nigdy w życiu.
Stała sztywno. Robiła wrażenie zszokowanej, co delikatnie łechtało jego ego. Z jednej strony smucił się, że aż tak zaskoczył
Rozdział 1. 17
ją swoją troską, ale z drugiej widział w jej oczach ulgę i radość spowodowaną jego widokiem, co budziło w nim niewysłowione szczęście.
– Pójdziemy razem, ale… – Wystawił wskazujący palec. Jej oczy błyszczały. – Obiecaj mi coś. Nie zaangażujesz się w tę sprawę bardziej niż powinnaś, bardziej niż ja, nie zrobisz tego błędu, okej?
– Oczywiście. – Wyprostowała się i szeroko uśmiechnęła.
– Nie każ mi później tego żałować. – Potarł skórę z tyłu głowy. Dziewczyna przewróciła oczami i śmiało odpowiedziała.
– Jasne, padre, co ja i ty, co nie ty, to nie ja.
Zmarszczył się, słysząc delikatnie pokręconą odpowiedź córki, co prawda nie pierwszy raz, ale tego typu odpowiedź w jej przypadku świadczyła o drastycznej wręcz poprawie humoru.
– Znaczy, że masz głupawkę?
– Będzie odjechanie, ale obiecuję się nie wtrącać… nie przy ludziach. – Ponownie rozszerzyła uśmiech, którym doskonale urabiała ojca. Wiedział, w co się pakuje i że nie jest to najlepsze rozwiązanie, ale nie dostrzegał lepszego wyjścia z sytuacji.
Ruszyli w stronę ratusza szybkim krokiem. On skupiony na pracy, ona podekscytowana i przejęta zarazem. Miała być tylko towarzystwem, ale poczucie bycia pomocnikiem w sprawie było przyjemniejsze.
Zjawili się punktualnie i równo z przybyciem zostali zaproszeni do gabinetu burmistrza. Tomasz włożył dłoń w wyciągniętą rękę mężczyzny i zaskoczył go mocny, pewny i szczery uścisk. Spostrzegł, iż mężczyzna nawet nie spojrzał na Klaudię, która widząc to, wyprostowała się, wypinając klatkę piersiową do przodu. Burmistrz wskazał Tomaszowi krzesło i obszedł biurko, aby zająć swoje miejsce. Tomasz pocieszająco uśmiechnął się do Klaudii i odsunął dla niej krzesło, po czym usiadł obok. Mężczyzna zza biurka zmierzył go surowo.
18 Miasto bez grzechu
– Jest pan polskim dziennikarzem, prawda?
– Tak, zgadza się. – Tomasz usiadł wygodnie, poprawiając granatową koszulę pod szyją.
– To ciekawe, że zajmuje się pan tą sprawą, ale słyszałem o panu dobre opinie i przyjechał pan bardziej jako zaufany przyjaciel, niż ktoś, kto pragnie wyrwać dobry kąsek. – Uśmiechnął się przyjacielsko i dosunął krzesło do biurka. – Co chce pan wiedzieć? – Położył łokcie na drewnianym blacie i zmrużył oczy. Był postawnym mężczyzną o kruczoczarnych włosach i zaroście. Klaudia pewnie powiedziałaby, że megaprzystojny. Dla Tomasza wyglądał niczym wzór do naśladowania. Idealny mężczyzna na idealnym miejscu. Garnitur podkreślał jego dumę i stanowisko, które piastował.
– Wczoraj przyjechaliśmy. Dziś rano byłem w komisariacie, zebrałem kilka informacji o zdarzeniach, które już miały miejsce. Podobno zaginięcia trwają już od około dwóch lat, ale ostatnio nasilają się, to prawda?
– Tak, to prawda. Mówili panu, że najpierw poszkodowany ginie, to znaczy, że podczas gdy normalnie codziennie bywa w domu, to pewnego dnia znika na jakiś tydzień, a po tygodniu zazwyczaj policja odnajduje ciało?
– Tak, tak mi powiedziano.
– Nasza policja stwierdza za każdym razem samobójstwo i nie podważam ich zdania, ale nie daje mi spokoju jedna myśl… – Potarł czoło roztargniony. Tomasz poczuł swędzenie z tyłu głowy. Spojrzał krótko na córkę. Gdy czekała kilka sekund na dalszą wypowiedź burmistrza, budziły się w niej niesłychane myśli. Nie tylko w niej.
– Dlaczego? Niby dlaczego ci wszyscy ludzie, których dobrze znam, mieliby robić coś takiego?
– Może nie znał pan ich tak dobrze?
Rozdział 1. 19
– Sugeruje pan, że każdy z nich coś ukrywał? Z czymś się zmagał? I żaden sobie nie poradził? Dwunastolatka? Z normalnej, dobrze prosperującej rodziny? Wierzy pan w to?
Dlaczego zadawał mu tego typu pytania? Nie czuł się odpowiednią osobą, aby udzielać na nie odpowiedzi.
– Póki co niczego nie kwestionuję ani też nie obstaję przy jednej myśli, szukam. – Uśmiechnął się lekko, będąc pewnym, że uda mu się w ten sposób uniknąć kolejnych niewygodnych pytań.
– Dobrze, że pan niczego nie kwestionuje, ale na pewno złapał pan już tę jedną myśl, która nie daje panu spokoju… – Znów to samo przeszywające spojrzenie. – Byłem kiedyś dziennikarzem. – Uśmiechnął się jedną stroną ust. – To nie dla mnie. – Odsunął się i oparł wygodnie.
– Dlaczego, jeśli mogę spytać?
– Za dużo stresu, czasami czułem się tak, jakbym wydawał na kogoś wyrok, a nie miałem do tego prawa… Niech pan uważa.
Tomasz uśmiechnął się sztywno. Wiedział, z czym to się je, ale wiedział też, że nie można być wiecznie wszystkiego pewnym. Zdawał sobie sprawę, że i on często popełnia błędy. Zbyt często i zbyt poważne. Poczuł kolejny raz to nieprzyjemne uczucie surowej rzeczywistości i konsekwencji, które goniły go niczym zły sen. Miał swoją sprawdzoną metodę, aby ponownie od tego uciec. Przeniósł wzrok na Klaudię. Ta siedziała, kierując skupione spojrzenie na burmistrza. Wyglądała uroczo, choć lekko przerażająco. Burmistrz ani razu na nią nie spojrzał. Na pewno po wyjściu skwituje go jednym zdaniem.