Kategorie blog
Arhe
Arhe




















Spis treści


Wstęp ...................................................................................................................................5
Rozdział 1. Nowe rządy...........................................................................................................6
Rozdział 2. Palący koszmar.....................................................................................................10
Rozdział 3. Czas rozważań i prób.............................................................................................23
Rozdział 4. Straty moralne......................................................................................................44
Rozdział 5. Blask w ciemne dni................................................................................................56
Rozdział 6. Ścieżka człowieka zasad wiedzie przez ciemność......................................................74
Rozdział 7. Odwaga kosztuje chwilę, a honor życie ...................................................................86
Rozdział 8. Ich walutą jest życie skazańca ................................................................................96
Rozdział 9. Koniec nadziei początkiem obłędu...........................................................................109
Rozdział 10. Drugie życie........................................................................................................ 119
Rozdział 11. Ogień pali tylko nieodpornych ...............................................................................127
Rozdział 12. Upadły, zapomniany, ale nie martwy......................................................................134
Rozdział 13. Śpieszmy się zabijać lub śmierć nas dopadnie.........................................................138
Rozdział 14. Cztery armie i jeden most......................................................................................142
Rozdział 15. Samotność to potęga ...........................................................................................155
Rozdział 16. Krew na niebie......................................................................................................169
Rozdział 17. Półbóg.................................................................................................................177
Rozdział 18. Pierwszy świat powstaje .......................................................................................187
Rozdział 19. To nie bitwa, to wojna...........................................................................................202






WSTĘP


        Koronacja dobiegała końca i słychać było wielkie poruszenie w sali koronacyjnej. Na specjalne okazje mury ozdabiano sztandarami z herbem miasta: białym koniem stojącym dęba, z rozwianą grzywą, na szkarłatnym tle. Oczywiście ciemność rozjaśniały pochodnie, a sufit udekorowany był wielkim malunkiem upamiętniającym założyciela miasta i legendarną postać: Tardionsa stojącego ze swym wojskiem naprzeciw Valforga, ostatniej wielkiej aranei, plagi terroryzującej jego poddanych. Dziś, w dzień tak pamiętny i symboliczny dla ostatniego ludu elfów, przez środek wielkiej sali ciągnął się długi czerwony dywan ze złotą obwódką, a wzdłuż niego po obydwu stronach stali w szpalerze strażnicy z lampionami rzucającymi przyjemny blask. W tle słychać było chóralny śpiew. Na końcu dywanu stał najstarszy z druidów, odziany w odświętne, sięgające do ziemi zielone szaty oraz maskę, przez którą widać było tylko białe źrenice. Jego głowę okrywał kaptur z wyszytymi runami świadczącymi o randze druida.
        Małgorzata stała na początku sali. Odświętne ubranie bardzo ją uwierało. Czekała tylko momentu, kiedy będzie mogła je zdjąć i założyć coś, co pozwoli jej oddychać i swobodnie się poruszać. Nagle usłyszała harfę – sygnał rozpoczęcia ceremonii.






ROZDZIAŁ 1.
NOWE RZĄDY


        – Księżniczko Małgorzato, podejdź do mnie – rozległ się donośny głos nauczyciela czekającego, by ukoronować swoją wychowankę. Nie ukrywając uśmiechu, oczekiwał z radością w sercu, patrząc na nieco zagubioną bohaterkę wieczoru.
        Małgorzata, czując wiele par oczu skupionych na sobie, próbowała jak najszybciej przemknąć na koniec sali. Kiedy stanęła już przed Wielkim Druidem, ujrzała jego uśmiech i czuła bijący od niego wewnętrzny spokój, co dodało jej pewności siebie.
        – Małgorzato, pochyl głowę i odpowiadaj na moje pytania. Czy przysięgasz bronić swojego ludu oraz stawiać jego dobro ponad każde inne?
        – Przysięgam na Tardionsa.
        – Czy przysięgasz być lojalna swojemu herbowi, pomagać swojemu ludowi i dbać o niego?
        – Przysięgam na Tardionsa.
        – Czy przysięgasz spełnić przepowiednię i odnaleźć tego, który jest potomkiem Tardionsa i zapewni nam pokój na wieki?
        – Przysięgam! Na Tardionsa przysięgam i nie zawiodę!
        Salę wypełniła wielka wrzawa oraz okrzyki radości. Słychać było oklaski i poruszenie nawet poza zamkiem. Wtem na wielkim balkonie przy sali koronacyjnej przez wielki złoty róg ogłoszono nową szczęśliwą nowinę. Gold Whisper zyskał nowego władcę i obrońcę.
        Małgorzata uklęknęła. Wielki Druid podniósł srebrną tiarę i umieścił ją na skroniach nowej władczyni ostatnich elfów, nowej nadziei. Rzekł:
        – Powstań, Małgorzato, niech ujrzy cię twój lud!



ROZDZIAŁ 1. NOWE RZĄDY                                                                                                              7


        I tak powstała nowa królowa. Strażnicy utworzyli przejście do wielkiego balkonu, ona jednak poczuła małe zawahanie przed wystąpieniem przed całym ludem i przemową, która będzie kluczem do podbicia serc poddanych. Po kilku głębokich oddechach oraz karcącym wzroku nauczyciela Małgorzata ruszyła w stronę balkonu. Postanowiła uwierzyć w swoje charyzmatyczne zdolności. Wchodząc na galerię wolnym krokiem, ujrzała wielkie zgromadzenie, które – dostrzegłszy ją – wybuchło ogromną radością. Królowa cieszyła się chwilą, czekając na koniec owacji i czas przemówienia, lecz ku jej zdziwieniu euforii nie było końca. Kiedy zgromadzeni zaczęli cichnąć, koronowana przygotowywała się do rozpoczęcia monologu. Wtedy podbiegł do niej jeden ze strażników i wyszeptał krótką informację:
        – Królowo, atakują nas!
        Nie mogło stać się nic gorszego niż przerwanie ceremonii koronacyjnej. Wiadomo było, że atak ten jest zamierzony i z rozmysłem przygotowany właśnie na ten dzień.
        Po chwili namysłu młoda królowa postanowiła pełnić swoją nową rolę ze spokojem i powagą.
        – Ludu mój – rzekła – wrogowie stoją u bram, chcąc przeszkodzić nam dziś w naszym wspólnym święcie. Czy my możemy im na to pozwolić? Oczywiście, że nie. Dlatego z tego miejsca obiecuję, że więcej nie będą mieli odwagi zbliżyć się do naszych granic.
        Czekając u wyjścia balkonu, druid czuł dumę z poczynań uczennicy i czekał na rozkazy. Gdy się zbliżyła, skinął głową w pochwalnym geście. Wiedząc, że na atak trzeba odpowiedzieć, Małgorzata poczęła wykorzystywać lekcję strategii swojego mistrza, wydając rozkazy.
        – Eremenie, weź łuczników i zbierz ich wzdłuż murów. Na każdej wieży mają wypatrywać agresji wroga. Gabadorze,



8                                                                                                                                         ARHE


poprowadzisz czołowy atak lansjerami w razie jazdy. Ty, Marcusie, odpowiesz jazdą na łuczników, a w razie sygnału z rogu pomożesz piechocie. Reszta armii zostaje w mieście na pozycjach obronnych. Ruszać się!
        Wokół miasta ciągnął się wielki mur, przez który prowadziły tylko brama wschodnia i zachodnia. Całe zamurowania wykonano w marmurze, ozdobiono złotymi wzorami aż po same szczyty wież. W odpowiednich odstępach na murach widniały balisty i katapulty, a obok czekali zwiadowcy, wypatrujący wrogów. Na środku miasta stała olbrzymia wieża z wielką kusznicą, przygotowaną w razie zagrożenia ze strony jakiegoś lotnego potwora. Wieża ta liczyła ponad tysiąc lat i została wzniesiona jeszcze za czasów Tardionsa do obrony jego miasta. Na przestrzeni tych lat miasto urosło i zostało lepiej wyposażone, lecz nic nie mogło przygotować młodej królowej na wojnę w pierwszym dniu jej panowania.
        Królowa stała już na murach, w zbroi, wśród swoich generałów i dowódców, czekając na nieunikniony atak. Wtem z lasu wyłonił się jeździec z ręką uniesioną na znaku pokoju. Pod bramą zsiadł z konia i stanął w swojej czarnej zbroi. Na jego widok królową przeszedł dreszcz. Przybysz zdjął hełm z rogami jak u szatana. Ukazała się twarz elfa, lecz innego niż elfy z Gold Whisper. W jednym momencie okazało się, że jest ich więcej, niż stanowiła dotychczasowa wiedza. Elf w czarnej zbroi, w przeciwieństwie do tych z miasta, był bardzo blady, miał czerwone źrenice oraz czarne białka. Jego czarne włosy spięte były w kucyk, co dodawało mocnym rysom powagi.
        – Królowo! Przedwcześnie cieszyłaś się swoją koronacją. Mój pan długo czekał, by wybić resztki potomstwa Tardionsa. Przynoszę ci wieści, droga Małgorzato. Twój wspaniały zamek zamieszkują zdrajcy, którzy już dawno cię sprzedali. W tych lasach stoi wielka armia, która czeka na waszą kapitulację lub



ROZDZIAŁ 1. NOWE RZĄDY                                                                                                              9


szansę na to, by was wszystkich wyciąć. Co odpowiesz, wielka władczyni Gold Whisper?
        – Nie znam ja twojego pana, a ci, którzy grożą mnie, grożą także memu ludowi, za to zaś spotka ich tylko śmierć. To cię czeka za twoją bezczelność i pewność siebie.
        Jeździec z uśmiechem założył hełm, wsiadł na konia i odjechał. Królowej trzęsły się z nerwów ręce, lecz widziała poparcie wśród swoich, którzy poczęli przygotować się do wykonania jej rozkazów.
        W pierwszym rzędzie lansjerów stał żołnierz, jeden z tych, którzy niedawno ukończyli szkolenia i zostali dopuszczeni do czynnej służby. Widząc odjeżdżającego przeciwnika, wyobrażał sobie, jak będzie wyglądać bitwa. Pod zamkiem zebrały się wszystkie wyznaczone oddziały, w śnieżnobiałych zbrojach ze złotymi wykończeniem i herbem na piersiach. Miecze i lance lśniły w blasku słońca. Dowódcy kończyli wydawać rozkazy i stawali na przedzie oddziałów, przekazując flagę oddziału z herbem miasta żołnierzowi. Z głębi lasu wyłoniły się czerwone oczy, widoczne z daleka. Były ich tysiące. Wojska ciemnych elfów rozpościerały się na całym horyzoncie, przekraczając linię lasu i stając w całej okazałości naprzeciw białej armii, poza zasięgiem łuczników. Nie było jednak widać ich generała, co oznaczało, że nie ukazała się jeszcze cała armia. Królowa, widząc ogrom przeciwnika, zaczęła wydawać rozkazy, aby zaprowadzić lud do bezpiecznych podziemi oraz zebrać czekające za bramą oddziały, gdyby zaszła konieczność wsparcia pobitych wojsk za murami i przygotowania się na szturm.
        Patrząc na swoich wrogów, młody wojownik czekał na ruch ze strony najeźdźcy. Trzymając mocno lancę, gotów był pokonać strach i w godzinie próby tak nagłej oddać życie za nową władczynię, która miała zmienić historię Gold Whisper.






ROZDZIAŁ 2.
PALĄCY KOSZMAR


        W oddali słychać było róg, lecz nieznany każdemu z Gold Whisper odgłos – to wróg rozpoczął atak. Czarna piechota z mieczami, toporami oraz włóczniami w rozproszeniu ruszyła na zamek. Ubezpieczający ich kusznicy ostrzeliwali mury, dając szansę pobratymcom na skupienie się na walce wręcz, koncentrując uwagę łuczników na sobie. Na widok zbliżającego się wroga lance poszły w przód i natarły jednym wielkim, zbitym oddziałem. Miażdżąc początkowo przeciwników i nabijając ich na swoją broń, nie przestawali nacierać, wtem jednak zostali zaskoczeni przez czarną jazdę mknącą w ich stronę. Zatrzymali się i zaczęli odstraszać wroga, trzymali go na dystans, przygotowując się na spotkanie potężnej jazdy.
        Pot ściekał mu po twarzy, hełm zasłaniał widoczność po bokach. Stał nadal w pierwszym rzędzie, czekał, trzymając lancę z całych sił i celując w serce wierzchowca. Gdy jazda się zbliżyła, lansjerzy wydali okrzyk bojowy, wysuwając lance, a żołnierze znajdujący się w środkowej części rzucili swoimi wprost w jeźdźców. Niestety nie wszystkie lance przebiły pancerze koni i większość żołnierzy utrzymujących oddział jazdy padła pod ciężarem natarcia lub w wyniku ran.
        Po wykonaniu szarży jazda zawróciła pod las, by przygotować się na dobicie reszty oddziału, który pozostanie po salwie kuszników. Królowa patrzyła, jak daleko wysunięci naprzód lansjerzy giną bez nadziei, choć chwalebnie, od strzał lub w walce. Rozproszeni i sami. Dowódca jazdy białego miasta cierpiał, nie mogąc przebić się do swoich braci przez wielką liczbę wrogów. Patrzył, jak reszta



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       11


oddziału, ostatnich pięciu, stoi, broniąc żołnierza z flagą. Postawił wszystko na jedną kartę i nie patrząc na zagrożenie, ruszył z częścią oddziału naokoło do ginących lansjerów. Gabador, dowódca lansjerów, leżał na trawie zakrwawiony. Jego włosy zaczerwienił szkarłat, jego zbroja była pokruszona przez kopyta, a wyraz twarzy – pełen bólu. Marcus nie mógł zatrzymać się nawet na chwilę przy przyjacielu, ruszył dalej. Tworzył plan w głowie, jak uratować ostatnich walczących, jego myśli zdominowała złość. Dlaczego królowa nie wysłała nam pomocy? Przecież widzi, że nasze oddziały padają, a moja podzielona jazda zaraz polegnie w walce o flagę i honor.
        Królowa, widząc obrót spraw, nakazała odwrót wszystkim oddziałom spoza miasta, co oznaczało, że lansjerzy nie zostaliby ocaleni. Chcąc wykonać manewr ataku balist oraz katapult na armię wroga znajdującą się pod murami, Małgorzata musiała wycofać swoje wojska. Gdy Marcus usłyszał sygnał do powrotu za mury, przez chwilę trwał rozdarty, nie wiedząc, co zrobić. Pierwsza część jego oddziału już zmierzała do wschodniej bramy. Przystanął na chwilę, popatrzył na twarze swoich żołnierzy i rzucił przez zaciśnięte zęby:
        – Odwrót, niech Tardions mi to wybaczy.
        – Tak jest! – odpowiedzieli chórem podwładni, choć ich serca się z tym nie zgadzały.
        Wyczerpani i poranieni lansjerzy czekali na swój koniec. Widząc zmiażdżone i poprzebijane strzałami ciała przyjaciół, myśleli o tym, że sami też zginą chwalebnie.
        – Zostało nas niewielu, ale chcę, żebyście wiedzieli, że nieważne, jak długo służyliście. To przyjemność ginąć u boku tak mężnych wojów – powiedział flagowy.
        – Nie czekajmy więc na śmierć, jeśli jest nam przeznaczona, idźmy po nią! – krzyknął młody wojownik.



12                                                                                                                                        ARHE


        Rozglądając się po polu bitwy i sprawdzając, czy wojska zostały wycofane, młoda władczyni zamierzała wydać rozkaz ataku maszynami z murów, zwróciła jednak wzrok na pięciu lansjerów, których poświęciła i którzy właśnie mknęli na kilkuset jeźdźców. Po kilku sekundach czarne konie zakryły blask ich zbroi, a flaga opadła. Ich blask został zgaszony przez ciemność. Z ciężkim sercem wydała rozkaz, a pociski oraz wielkie głazy zaczęły miażdżyć zdezorientowanych wrogów. Ponieśli oni wielkie straty i wycofali się pod las, lecz Małgorzata wiedziała, że powrócą, że to tylko kwestia godzin.
        Zbliżał się wieczór. Straże zostały podwojone, a ranni zaprowadzeni do skrzydła szpitalnego. Wiadomo było, że miasto przetrzyma długie oblężenie dzięki zapasom, lecz następny atak wiązał się z wielką zagadką, czy pan czarnej armii się ukaże. Królowa wciąż miała w głowie wiele myśli, jak śmierć na polu bitwy resztki wojowników i narada wojenna, na którą właśnie podążała. Weszła do sali narad, której główną częścią był wielki stół z miejscami dla najważniejszych i najbardziej zaangażowanych w wojnę i jej strategię osób w mieście. Przy tym drewnianym stole siedział także Wielki Druid, tym razem bardzo zamyślony, oraz dowódcy i generałowie. Piękne malowidła i płaskorzeźby upiększające to miejsce przyćmiewała powaga sytuacji. Wszyscy czekali, aż królowa zbliży się do stołu, a jej twarz oświetli ogień z kominka.
        – Jak mogłaś w taki sposób poświęcić nasze wojska?! – krzyknął Marcus.
        – Zamilcz, głupcze! – odwarknął druid. – Czy którykolwiek z was potrafiłby podjąć tyle działań i wziąć na siebie taką odpowiedzialność, zwłaszcza w takim trudnym momencie?
        – Przestań jej bronić, nie jest już twoją uczennicą, tylko królową, a to zobowiązuje – mruknął jeden z generałów.
        – Czyżbyś coś sugerował, generale?



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       13


        – Drogi druidzie, powaga sytuacji i niebezpieczeństwo, w jakim znalazł się nasz lud, pokazują, że nasze miasto podczas kolejnego ataku i przy następnym takim niepowodzeniu obrony jak dziś nie przetrwa.
        – Jeśli będziemy musieli zginąć, stanę na przedzie! – krzyknął, uderzając w stół, nauczyciel Małgorzaty.
        – Nikt nie zginie bez potrzeby – odezwała się królowa. – Dzisiejsza decyzja mnie prześladuje. Generał ma rację: nie możemy pozwolić sobie na błędy, zwłaszcza że nie jesteśmy ostatnimi elfami, jak myśleliśmy, i raczej nie będziemy żyć z nimi w zgodzie. Czy może łaskawie ktoś mi wytłumaczy, jak to możliwe, że nasze podania i opowieści kłamią, a żywy tego dowód chciał nas dziś zniszczyć? I kim jest ten Czarny Pan?
        – Droga pani, rozumiem twoje zagubienie, myślę, że wszyscy przy stole powinni wiedzieć, z kim mamy do czynienia. Każdy dowódca i generał zasługuje na tę wiedzę. – Opierając głowę na ręce, druid popadł w zamyślenie.
        – A zatem praw, druidzie, kto nas tak bardzo nienawidzi – pospieszała go Małgorzata.
        – Drogie grono. Wszyscy znamy legendę o Tardionsie Blasku. Przydomek swój zdobył dzięki temu, że jako osoba niezwykle prawa i dobra rozsiewał wokół blask jak jego biała zbroja. Nikt nie równał się kunsztem miecza ani innej broni z Tardionsem, nawet jego starszy brat, który wolał zapomnieć się w księgach. Niestety braci podzieliły zdania, Tardions chciał pomagać ludziom i budować dla nich miasta, tak żeby nie trapiła ich żadna wojna, jego brat zaś uważał inaczej. Mówił: „Królestwo buduje się na strachu i krwi, to najlepszy budulec”. Przez różnicę zdań Tardions wygnał swego brata, któremu rozum spowiły ciemne i nieprawe myśli. W akcie zemsty dzięki wiedzy, jaką posiadł, poznając tajniki magii, brat zesłał na miasto Tardionsa wielką araneę, czarnego pająka,



14                                                                                                                                        ARHE


który leże znalazł w lesie obok miasta. Tardions nie mógł pozwolić, by bestia nękała jego miasto, kazał więc wybudować wielką wieżę, aby pajęczycę wytropić i ubić. Długo to trwało, a bestia zwana Valforgiem z dnia na dzień rosła, aż osiągnęła rozmiary góry. Łamała wielkim cielskiem drzewa, tkając wszędzie pajęczynę, która niedługo potem spowiła calutki las. Aranea mogła już spokojnie się poruszać, będąc niewidoczna dla oka wieży. Tardionsa trapiły problemy z bestią oraz strach ludu, dlatego z całą armią ruszył do lasu, żeby palić pochodniami pajęczyny do momentu, aż dotrze do leża bestii. Valforg czekał na niego i ostrzył swoje straszne, ociekające zieloną trucizną kły tylko na jedno żywe stworzenie w zasięgu jej wzroku: króla Gold Whisper. Tardions nie chciał poświęcić całej armii, by położyć kres zemście brata, ściągnął więc płaszcz i sam zbliżył się do bestii z długim mieczem oraz pochodnią. Czekał na ruch straszliwej pajęczycy, pewny, że podoła ogromnemu wyzwaniu. Znając słabość bestii, trzymał pochodnię przed sobą, lecz to światło nawet nie zwracało uwagi potwora. W mgnieniu oka aranea podniosła swój wielki odwłok i rzuciła się na Tardionsa, który odskoczył i odbiegł od bestii. Nie mógł dłużej liczyć na brak celności pająka, więc teraz on zaatakował – biegł w stronę bestii, rzucając w jej oczy pochodnie, a drugą ręką ciskając miecz w sam środek jej ogromnego czarnego cielska. Następnie jednym ruchem odłączył głowę od reszty ciała aranei. Niestety to nie koniec legendy. Niedługo później w mieście pojawił się brat Tardionsa i nawoływał ludzi, aby się do niego przyłączyli. Wtedy stanął brat przeciw bratu, lecz nawet magia nie zdołała pomóc mu pokonać takiego weterana, jakim był Tardions. Król Tardions darował życie pokonanemu bratu. Pobity wojownik rzucił się jednak ku niemu ze sztyletem w dłoni, dźgając go w plecy. Na szczęście nie zdołał pokonać wielkiej legendy elfów. Szybko



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       15


został skrócony o głowę. Rana króla była jednak tak poważna, że Tardions skonał po kilku dniach. Koniec legendy jest taki, że obaj bracia pozostawili synów i przez ponad tysiąc lat te dwa rody, krwi białej i prawej oraz czarnej, zbrukanej krwią niewinnych, przetrwały do dziś.
        – Czyli oni muszą gdzieś mieć twierdzę i zamek, gdzieś muszą stacjonować i zbierać siły! – ciągnął Marcus.
        – Skupmy się na obronie naszego miasta, potem pomyślimy o kontrofensywie. Powierzam wam, generałowie, przygotowanie defensywy miasta i chcę mieć cogodzinny raport z sytuacji poza murami. Odejdźcie, chcę zamienić dwa słowa z druidem w cztery oczy – zakończyła królowa.
        Gdy wszyscy opuścili pomieszczenie, Małgorzata szybko zwróciła się do nauczyciela:
        – Czy to możliwe, że jestem pracórką Tardionsa?
        – Moja droga, niestety nie. Każdy potomek Tardionsa Blasku miał jedną charakterystyczną cechę: jego oczy w nocy miały kolor nieba i odbijały blask księżyca, a twoje, droga pani, nadal pozostają białe. Poza tym nie mamy pewności, czy prawowity właściciel tronu wciąż żyje. Przez wiele lat panowało bezkrólewie, któremu wspólnie położyliśmy kres. Nie trap się, królowo, takimi błahostkami, mamy wojnę do wygrania.
        – Masz rację, mistrzu, po prostu chciałam być pewna.
       
        Na polu bitwy wciąż leżały trupy. Obudził się cały obolały i zdezorientowany. Bolały go oczy, kiedy patrzył w księżyc. Próbował wstać, ciało odmówiło posłuszeństwa, ale jeszcze żył – to cud. Miał nadzieję, że nie jako jedyny, musiał bowiem dostać się do zamku i do doktora. Wzywał Tardionsa, by pomógł mu odzyskać siły i powstać. Wziął kilka głębokich oddechów obolałą piersią i podczołgał się do zamku. Strażnicy wypatrzyli go i szybko przybiegli na pomoc. Niedługo potem zemdlał. Obudził



16                                                                                                                                        ARHE


się rano w skrzydle szpitalnym. Siedział przy nim Marcus, który patrzył przez okno, w stronę lasu, obserwując, jak zza gór wychyla się słońce i wylewa swój blask na krainę, nadając wszystkiemu żywszy kolor i budząc do życia. Ranny położył dłoń na jego ramieniu. Marcus, przestraszony, odwrócił szybko głowę, a oczy miał jak dwa wielkie owoce. Chwycił dłoń rannego, na jego twarzy pojawił się uśmiech, a po policzkach spłynęły łzy.
        – Cieszę się, że żyjesz, że chociaż ty ocalałeś. Wybacz mi, że wam nie pomogłem, lecz uciekłem do miasta i zostawiłem was śmierci na pożarcie. To niegodne dowódcy.
        – Drogi bracie, wypełniłeś swój rozkaz, nie mam do ciebie żalu. Powiedz mi, jakie rany odniosłem i co się stało wczoraj.
        – Kiedy dobili wasz oddział, w ruch poszły nasze balisty i katapulty, zaskakując ich niezwykle szybką organizacją i nie dając szansy ucieczki większości z nich. Później, wieczorem, odbyła się narada wojenna. Obecnie sposobimy się do obrony, a po udanej defensywie do kontrataku. Co do ciebie, masz przebitą pierś na wylot i straciłeś dużo krwi, poza tym złamaną nogę i wybity bark, o licznych stłuczeniach i cięciach nie mówię. Zaraz będzie tu królowa.
        – Jak to? Z jakich to przyczyn? – Zadręczały ją myśli o pozostawionych na polu bitwy i waszym bohaterskim poświęceniu. Kiedy usłyszała, że jeden dotarł żywy do bramy, kazała natychmiast dać jej znać, gdy się rozbudzisz.
        Po ostatnim słowie dowódcy drzwi się uchyliły i za złotymi drzwiami pojawiła się piękna twarz królowej. Jej smukłe rysy oraz przeszywające magiczne oczy spoczęły na rannym. Marcus powstał, zasalutował królowej, później uścisnął dłoń rannemu wojownikowi i odszedł.
        – Więc to ty jesteś tym, który zyskał wszystkie możliwe przydomki, poczynając od bohaterskiego, aż po nieśmiertelnego



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       17


wojownika Gold Whisper. Chciałam z tobą porozmawiać, ale najpierw powiedz mi, proszę, swoje imię.
        – Myślę, że moje imię nie ma znaczenia w kwestii wojny ani leczenia.
        – Nie przedstawisz się kobiecie, kiedy o to prosi? – Spojrzała na niego smutnym wzrokiem i spuściła głowę.
        – Gabriel. Przydomek możesz sobie wybrać: od „bohaterski” do „nieśmiertelny” – powiedział z uśmiechem.
        Na jej twarzy także pojawił się uśmiech. Czas był srogi dla Gold Whisper i płynął szybciej niż zwykle. Zbliżało się południe i niestety królowa musiała wracać do swych obowiązków, pozostawiając Gabriela w skrzydle szpitalnym.
        Młody żołnierz miał nadzieję, że jeszcze będzie mieć okazję odbyć rozmowę z tak piękną i charyzmatyczną kobietą. Nie bacząc na swój stan, a wiedząc, że da radę wykonać pchnięcie lancą oraz poruszać się samodzielnie, kazał medykowi posłać po Marcusa z pilnym zapytaniem. Marcus przybył do Gabriela, nie zwlekając ani chwili. Wchodząc do pokoju, stanął zdumiony, gdy ujrzał swojego nowego ulubieńca, który usilnie próbował przywdziać na siebie zbroję mimo świeżych ran.
        – Co robisz? Przecież twoje ciało nie doszło jeszcze do siebie, rany się nawet nie zamknęły. Nie pozwolę ci wyjść stąd w zbroi!
        – Marcusie, jesteś mi coś winien, prawda? – szepnął zmęczony i obolały.
        – Tak, jestem, ale to głupota ryzykować swoje życie, jeśli nawet nie możesz biec lub grozi ci wykrwawienie.
        – Więc weź mnie na koń, o resztę się nie martw. Chcę bronić mego miasta do końca. Gdyby nasza obrona upadła, a mnie tam nie było, nie wybaczyłbym sobie tego. Rozumiesz mnie, bracie?
        – Masz w sobie ducha Tardionsa. Będę zaszczycony, jeśli pojedziesz obok mnie bronić Białego Miasta.



18                                                                                                                                        ARHE


        – Ostatnia prośba, dowódco: pozwól mi nieść moją lancę – powiedział, opadając z sił i kurczowo trzymając się ramienia Marcusa.
        – Dla ciebie Marcus.
        Pomógł Gabrielowi przywdziać zbroję i szatę. Wyszli wspólnie ze skrzydła szpitalnego, kierując się w stronę bramy wschodniej. Mijali piękne miasto, wykute w białym kamieniu pośród wolnej natury. Wokół stały wielopiętrowe budynki, kuźnie, sklepiki, na szczycie zaś, tak wysoko, że słońce zasłaniało widok, mieścił się zamek królewski. Miasto było wielkie, na każdej uliczce, brukowanej lub uklepanej, słychać było codzienny szum i wrzawę, jak gdyby nie nawiedziła go żadna wojna. To podniosło na duchu obu wojowników.
        – Chodźmy do stajni, tam czekają konie. Później udamy się przed bramę, gdzie szykują się nasze oddziały.
        – Marcusie, słyszałeś wczoraj posłańca mówiącego o zdrajcach w mieście? Myślisz, że to prowokacja?
        – Nie biorę tego pod uwagę. Nie dadzą rady nas zniszczyć ani słowem, ani stalą.
        Tymczasem królowa przygotowywała się z generałami do taktycznego rozegrania bitwy. Na wszystko patrzył druid, który zarządził także mobilizację wśród innych druidów, niższych rangą, do wzięcia udziału w obronie miasta na murach. Mieli być oni ostatnimi defensorami w razie porażki. Zarówno królowa, jak i wszyscy żołnierze oraz mieszkańcy wierzyli, że obrona będzie udana oraz że możliwe stanie się przeprowadzenie kontrataku na twierdzę wroga, odnajdując ją po miejscach stacjonowania wrogiej armii. Trudno było jednak przewidzieć rozwój sytuacji. Nikt bowiem tak naprawdę nie wiedział, jak potoczą się losy elfów, którzy zajęci własną młodą wojną zapomnieli o istnieniu większego zła niż zemsta.



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       19


        Wyczekując wroga, Gabriel i Marcus prezentowali pierwszy szereg wojsk. Na murach widniały sztandary miasta, powiewał na nich piękny szkarłat i ściekało złoto. Niecierpliwość nie była cechą elfów z miasta, lecz w tak ważnej dla dalszego bytu oraz bezpieczeństwa chwili ich serca ściskało wielkie pragnienie dobycia miecza i zakończenia koszmaru, który ich nawiedził. Przeglądając wojska, Marcus widział białe skupione oczy patrzące raz na niego, a raz na las. Słysząc odgłos otwierających się bram, Gabriel odwrócił głowę, by sprawdzić, co się dzieje, i z wielkim zdumieniem zobaczył jeźdźca w białej zbroi, z długą czerwoną peleryną, która powiewała na wietrze. Jeździec miał wielki pióropusz ze złotych piór na białym hełmie i choć jego twarzy nie można było rozpoznać, wszyscy wiedzieli, że królowa weźmie udział w bitwie. Stając ze swymi generałami przed szeregami wojska, Małgorzata stanowiła element szpicy wielkiej włóczni, w jaką uformowano jej armię. Nie było słychać rogu, nie było słychać okrzyków. Jedynie marsz.
        Przejeżdżając wzdłuż linii wojska, królowa posyłała ostatnie rozkazy swoim dowódcom.
        – Gdy tylko ich ujrzymy, nie traćmy wiary w nas, nie zważajmy na ich liczbę, ruszymy do ataku, nie dając im ani chwili na odpoczynek. Cała jazda ruszy za moim mieczem i razem, ramię w ramię, obronimy wspólny dom. Gdy tylko nasza szarża rozbije się o ich wojska, wykończymy ich piechotą. Niech Tardions będzie z nami!
        Po słowach królowej z lasu rozległy się bębny wojenne i wyłoniły się stamtąd wojska nieprzyjaciela. Zgodnie z rozkazem władczyni wszystkie oddziały konne ruszyły za swoją panią, ich peleryny, białe jak gwiazdy, szarpał wiatr, słońce zaś dodawało im blasku. Mknąc poprzez pola Gold Whisper, Małgorzata zmierzała z całą armią, by spotkać się z wojskiem nieprzyjaciela, które dopiero co wyłoniło się z lasu i przygotowywało do odparcia



20                                                                                                                                        ARHE


ataku. Kilka sekund później blask ostatniego światła elfów uderzył w wielką czarną chmurę, która go pochłonęła. Wbijając się w wielką armię, królowa parła do przodu, nie przestając miażdżyć swych wrogów. Widząc wolę walki i determinację Małgorzaty, jej wojownicy nie odstawali od niej męstwem i zaangażowaniem. Wraz z odległością przebytą przez oddziały czarnych wytracała się siła obrońców miasta. Piechota zmierzała już w stronę miejsca walki w lesie, gdy została odgrodzona od reszty swoich oddziałów przez trzech nadzwyczaj wielkich elfów w ciemnych zbrojach z krwią na piersiach. Jeden z nich zdjął hełm i przemówił:
        – Wasza kontrofensywa kończy się tutaj. – Po chwili z wielkim spokojem dodał: – Obiecuję wam to, jakem potomek wielkiego Czarnego Pana.
        Z jego palców wystrzeliły błyskawice, rażąc wojska Gold Whisper. W ślad za nim dwóch przybocznych pozbywało się każdego, kogo nie dosięgła moc ich pana. W niewiarygodnym tempie cała piechota Białego Miasta została spalona. Wielki elf, widząc to, założył swój hełm i ruszył dokończyć swoje zadanie. Jazda Małgorzaty została otoczona i musiała odpierać ataki wrogów. Widząc, jaki los czeka ich i królową, Marcus i Gabriel starali się szybko wymyślić plan ucieczki dla władczyni.
        – Marcusie, przywdzieję zbroję naszej pani i ucieknę w las, a kiedy mnie dostaną, ty i ona będziecie już daleko stąd. Przebić się wam pomoże resztka naszej armii. Mam nadzieję, że Białe Miasto zdoła odeprzeć wroga, gdy nas zabraknie.
        – I ja w to wierzę, przyjacielu. Nasze wysokie mury pomogą im przetrwać. A teraz wykonaj swoje zadanie.
        Opuszczając pozycję, Gabriel podbiegł do Małgorzaty. Odwrócił ją siłą ku sobie.
        – Królowo – rzucił szybko – nie ma czasu na wyjaśnienia, musimy cię ratować. Marcus się tobą zaopiekuję podczas ucieczki.



ROZDZIAŁ 2. PALĄCY KOSZMAR                                                                                                       21


        – Ale ja nie mogę uciec.
        – Pani, nie możesz ryzykować życia, miasto da sobie radę bez nas, ale nie bez królowej!
        Zdzierając pelerynę ze zbroi królowej oraz przypinając ją na swój pancerz, Gabriel zamienił się jeszcze hełmami z Małgorzatą, wsiadł na jednego z ostatnich żywych koni i czekał na małą lukę w wojskach wroga, przez którą zdołałby się przecisnąć. Marcus zaś niepostrzeżenie zabrał władczynię na swojego wierzchowca i dzięki pomocy reszty wojowników, którzy parli w jedną stronę, tracąc w liczbie, znaleźli drogę. Wojownicy pozdrowili ich przy tym ostatnim okrzykiem bojowym, nim zamknęli oczy.
       
        Czarny Pan przechadzał się po ciałach pokonanych, wyraźnie czegoś szukając. W tym samym czasie jeden z wojowników, przybiegłszy co sił, zdał raport swojemu przywódcy.
        – Panie, na polu bitwy nie odnaleźliśmy ciała królowej, lecz żołnierze widzieli, jak uciekała konno w las, na północ.
        – Niech ucieka, bez swojego miasta oraz armii nic nie znaczy, a jej czas rychło się skończy. Czuję, że wybraniec jeszcze żyje i był tutaj, lecz i na niego przyjdzie pora. Czas, by Gold Whisper spłonęło i ostatnia pamiątka, jaką jest wieża Tardionsa, zrównała się z ziemią. Rano przypuścić czołowy atak na Gold Whisper, a do tego czasu oblegać miasto machinami oblężniczymi.
        – Udało się! Uciekliśmy im! – krzyknęła królowa.
        – Niedługo na niebie zaświeci księżyc, więc rozpalmy ognisko i znajdźmy miejsce na spoczynek.
        – Jak myślisz, co się stało z Gabrielem? – szepnęła ze smutkiem, zsiadając z konia.



22                                                                                                                                        ARHE


        – Myślę, że jego szanse na ucieczkę były znikome, ale poświęcił życie w słusznej sprawie.
        Na twarzy Małgorzaty pojawiły się łzy, które szybko ukryła i zaczęła szukać schronienia wraz z Marcusem. Po pewnym czasie znaleźli odpowiednie miejsce obok opustoszałej jaskini porośniętej mchem. Rozpalili ognisko i nie zamieniając słowa, położyli się spać. Słychać było, że dowódca rozbitych oddziałów szybko zasnął, lecz Małgorzata, wciąż zapatrzona w niebo, myślała, co się dzieje z jej miastem i czy jej nauczyciel da radę odeprzeć atak. Gdy płomienie ogniska już zgasły, a królowa miała właśnie zamknąć oczy, zobaczyła, że nie ma Marcusa. Po chwili poczuła ostrze na swojej szyi. Jednak to była prawda, w zamku przebywali zdrajcy, a Marcus jest jednym z nich! – pomyślała.
        – Marcusie, nie zabijaj mnie, proszę cię!
        – Darujmy sobie uprzejmości, mam dość udawania i pozorów. Jestem Midnajt, ten, który ma za zadanie zabić ostatnią nadzieję Gold Whisper!
        Czując ostrze przesuwające się powoli po szyi i pierwszą kroplę krwi, która po niej spłynęła, oraz strach przyćmiewający ból, Małgorzata szybko musiała coś zrobić, by nie dać się zabić. Pierwszą jej myślą było ugryzienie dłoni trzymającej sztylet. O wstaniu nie było mowy, z wbitym w plecy kolanem Marcusa oraz unieruchomioną drugą ręką. Gryząc asasyna w dłoń najmocniej, jak to możliwe, usłyszała syczenie oraz poczuła ulgę, gdyż Marcus wstał, trzymając się za krwawiącą dłoń. Dobył miecza, odrzucając sztylet za siebie, i zamachnął się, aby zakończyć żywot królowej. W tej samej chwili przebiło go jego własne ostrze. Zadziwiony upuścił miecz i patrzył na krew spływającą po pancerzu. Kurczowo próbując wyjąć sobie broń z pleców, ukląkł, a po chwili, gdy stracił wszystkie siły, w pełni księżyca oddał ducha i upadł na ziemię. Za jego truchłem widać było cień postaci, która zbliżała się do królowej. Twarz tajemniczego osobnika zasłoniła jednak noc.




do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl