Kategorie blog
Ci inni za murem
Ci inni za murem

















 




                                                                             Spis treści


Prolog ......................................................................................5

W Góry Krucze .........................................................................10

Historia Karo ............................................................................28

Ciąg dalszy historii Karo ............................................................32

Nie chcę mieć z tym wszystkim nic wspólnego! ...........................43

Tomek u Karo ..........................................................................87

Na ratunek ..............................................................................138






Prolog


        Już jako mała dziewczynka bałam się duchów i wszelakich potworów. Moja babcia, widząc to, powtarzała mi: „Nie musisz bać się zmarłych! Żywi są o wiele niebezpieczniejsi!”. Babcia miała rację, i to jeszcze jak!

                                                                       ***


        Był środek nocy. Michał przewracał się z boku na bok, bo napady kaszlu nie dawały mu spać. Mnie zresztą obudziły. Leżałam na plecach z zamkniętymi oczami, próbując znowu zasnąć, ale o tym nie było mowy. Biedny Michał kaszlał i kaszlał. W końcu wstał i poszedł do łazienki.
        Nagle usłyszałam dziwny śmiech, którego źródło znajdowało się z pewnością blisko mnie. Szybko otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą małe dziecko, które w najlepsze skakało po moim łóżku. Zacisnęłam powieki, ale gdy je znów otworzyłam, dziecko nadal tam było. Serce waliło mi jak oszalałe. Próbowałam krzyknąć, ale z moich ust nie wydobył się żaden dźwięk. O mój Boże! Co tu się działo?! Nie mogłam się ruszyć, co potęgowało uczucie paniki.
        Wtedy z łazienki wyszedł Michał. Maluch przestał skakać i spojrzał najpierw na mojego chłopaka, a potem na mnie, po czym rozpłynął się w powietrzu.
        Otworzyłam oczy i zorientowałam się, że leżę sama w łóżku. O nie! Wszystko jak przed momentem. To nie było ani trochę śmieszne! Serce podeszło mi do gardła.



Ci inni za murem





        Rozejrzałam się po pokoju, ale w ciemności nie mogłam dostrzec niczego poza smugą światła wydobywającą się spod drzwi do łazienki. Przez moją głowę przelatywało tysiąc myśli. Czy to był tylko sen? Koszmar? Ale to dziecko było takie realne, że prawie mogłam je dotknąć. Oczywiście gdybym tylko była w stanie się poruszyć…
        Michał przestał kaszleć i wyszedł z łazienki. Leżałam nieruchomo pod kołdrą, śledząc każdy jego krok w kierunku łóżka. Kiedy mój mężczyzna położył się koło mnie, szybko przysunęłam się do niego i zaczęłam opowiadać mu o tym, co się przed chwilą zdarzyło. Albo może wcale się nie zdarzyło… Sama już nie wiedziałam, co było prawdą.
        – Skarbie, to był tylko sen – powiedział łagodnie i pogładził mnie po głowie. – Albo… tum, tum, tum… Nawiedził cię duch. – Michał się zaśmiał. Uważał to za zabawne, że można mnie tak szybko nastraszyć.
        No dzięki, kochanie.
        – Duchy nie istnieją – powiedziałam drżącym głosem, bardziej do siebie niż do niego.– Prawda?
        – Ja tam nie wiem – odparł, po czym odwrócił się do mnie plecami.
        – Nie rób mi tego! – krzyknęłam ze łzami w oczach i chwyciłam Michała za ramię, żeby przewrócić go znowu na plecy.
        – Mila, nie ma czegoś takiego jak duchy. Daj mi, proszę, spać.
        Michał był wyraźnie poirytowany, ale faktycznie obrócił się w moim kierunku i podniósł ramię do góry na znak, że mogę się do niego przytulić. Jednak nawet wtulona w niego nadal nie mogłam zasnąć. Ciągłe wrażenie czyjejś obecności nie pozwalało mi nawet zamknąć oczu. W ciemności mogło przecież siedzieć Bóg wie co i tylko czekać na najlepszy moment, żeby mnie zaatakować. Im dłużej myślałam, tym bardziej się bałam, i gdy chwilę później usłyszałam regularny oddech śpiącego Michała, poczułam, jak robi mi się na przemian gorąco i lodowato. O nie! Zostałam całkiem sama ze swoimi lękami.



Prolog                                                                                                                                          6





        Uspokój się, Mila! Myśl racjonalnie! To nie mógł być duch. W końcu nasze mieszkanie znajdowało się w nowo wybudowanym domu, a duchy straszą tylko w starych ruderach. Przed nami nie mieszkało też tutaj żadne dziecko, a już na pewno żadne tutaj nie umarło. A może jednak? O poprzednich lokatorach nie wiedziałam zbyt dużo.
        W mojej głowie już powstawał obraz jak z horroru, w którym chory psychicznie ojciec podcina gardło swojemu małemu, bezbronnemu synkowi. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie! Koniec takich myśli! Naoglądałam się stanowczo zbyt dużo seriali kryminalnych i horrorów.
        Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam dokładnie powiedzieć, czy naprawdę widziałam tę zjawę, czy tylko mój umysł płatał mi figle. To na pewno musiał być tylko sen. Dokładnie tak. Wszystko było w porządku, a ja powinnam przestać panikować. Pewnie mój umysł próbował mi coś powiedzieć. Sprawdzę rano.


                                                                       ***


        Budzik zadzwonił już o szóstej. Nawet nie wiedziałam, kiedy zasnęłam. Michał powoli wygramolił się z łóżka, marudząc pod nosem. Jakież to piękne uczucie móc zostać jeszcze pod kołdrą, podczas gdy ktoś inny musi iść do pracy.
        Michał wszedł jeszcze do sypialni i jak każdego ranka pocałował mnie w policzek.
        – Do później, maleńka – powiedział, uśmiechając się do mnie.
        Nie mogłam już ponownie zasnąć, więc chociaż miałam tego dnia wolne, wstałam i poszłam do kuchni. Tam zrobiłam sobie kawę z mlekiem w moim ulubionym kubku z liskiem i usiadłam na kanapie przed laptopem. Na klawiaturze wystukałam „sennik” i po chwili zdecydowałam, którą stronę internetową chcę sobie obejrzeć.



Ci inni za murem                                                                                                                          7





        Chociaż było już jasno, nadal czułam się nieswojo. Tak jakby ktoś był ze mną w mieszkaniu i obserwował mnie zza rogu. Rozejrzałam się dokoła, ale oczywiście nie zauważyłam nigdzie niczego niepokojącego. Mila, jakim ty jesteś głupkiem.
        „Dziecko widziane we śnie oznacza nowe możliwości i szanse na rozwój”. I co to ma niby dla mnie oznaczać? Że w końcu znajdę to, co sprawi, że będę szczęśliwsza, i odkryję sens swojego istnienia?
        Można by pomyśleć, że moje życie było idealne. Miałam wspaniałego chłopaka, który mnie wprawdzie czasami wkurzał, ale to przecież normalne w związku. Za to kochał mnie ponad wszystko, tak jak ja jego, tego byłam pewna. Mieszkaliśmy razem w nie za dużym, ale bardzo przytulnym mieszkanku z łazienką, w której znajdowała się nawet wanna. W naszej kuchni stały cztery doniczki z ziołami, które dostałam od mamy i z których byłam bardzo dumna. Raz w tygodniu piekłam muffinki albo ciasto, co sprawiało mi wielką przyjemność. Ja uwielbiałam gotować, a Michał uwielbiał jeść. Zatem byliśmy idealną parą. Ja pracowałam w agencji nieruchomości i choć nie zarabiałam nie wiadomo ile, wystarczyło, żebym nie musiała się ciągle martwić. Michał pracował w sklepie z częściami samochodowymi należącym do jego ojca. Naprawdę niczego nam nie brakowało. Robiliśmy sobie wycieczki, czasem szliśmy na kolację i do kina. Poza tym spotykaliśmy się często z przyjaciółmi. Idylla, prawda? Ale ja nie byłam szczęśliwa. Czegoś mi brakowało. Proszę, nie myślcie sobie, że byłam niewdzięczna. To nieprawda. Dziękowałam losowi za wszystko, co otrzymałam. Musiałam tylko znaleźć coś, co nadałoby mojemu życiu prawdziwy sens. To nie musiałoby być oczywiście nic wielkiego. Nie chciałam ratować całego świata. Moim zdaniem szczęście to dla każdego coś innego. Dla jednego jazda konna, dla kogoś innego ogródek albo zwierzak. Odnosiłam wrażenie, że tylko ja nie miałam czegoś, co by mnie uszczęśliwiało.



Prolog                                                                                                                                         8





        Na innej stronie internetowej przeczytałam, że dziecko symbolizuje szczęśliwy okres. To brzmiało zachęcająco. Przynajmniej nie oznaczało to niczego złego, a to już coś.
        Nagle zadzwonił mój telefon. Aż podskoczyłam ze strachu.
        – Cześć, piękna. – Usłyszałam głos Tomka, mojego najlepszego przyjaciela.
        – Co się stało? Czemu dzwonisz do mnie tak wcześnie rano?
        – Och, Mila, przestań marudzić. Muszę ci coś koniecznie opowiedzieć. Organizujemy wyjazd, i to dokąd! W życiu byś nie zgadła! Do miasta zombi!
        – Co ty mi tutaj za głupoty opowiadasz? Paliłeś coś? – zapytałam poirytowana. Nie miałam pojęcia, o czym on mówił. – I przede wszystkim, co ma oznaczać „organizujemy”?
        Znowu poczułam się nieswojo. Najpierw ten sen (albo duch), a teraz jacyś zombi.
        – Nie mów, że o tym nie słyszałaś. W Górach Kruczych można zobaczyć prawdziwych zombi! Mila, musimy tam jechać!
        Tomek był tak podekscytowany jak nigdy.
        – Przecież nie ma czegoś takiego jak zombi – powiedziałam cicho.





                                                                                          W Góry Krucze


        Tomek jeszcze tego samego dnia poinformował o swoim wspaniałym pomyśle Michała, który podzielił jego entuzjazm, i klamka zapadła. Tego mogłam się spodziewać. Chłopaki zamówiły dla nas dwa pokoje w jedynym hotelu, który znajdował się na terenie miasta zombi. Cena była ogromna, ale to oni pokryli wszystkie koszty i zajęli się przygotowaniami. Ja i Ewelina, dziewczyna Tomka, musiałyśmy tylko spakować nasze walizki i wsiąść do auta.
        Długo walczyłam ze sobą, ale pomimo niepokojącego uczucia pozwoliłam wygrać swojej wrodzonej ciekawości i dzień przed wyjazdem zaczęłam szukać informacji na temat tego dziwnego miasta, tej… atrakcji turystycznej. Wyszukiwarka przekierowała mnie od razu na stronę internetową „miasta zombi”. Jedynym dostępnym zdjęciem było to zrobione z parkingu. Miasto było ogrodzone potężnymi murami, a wejść można było tylko przez jedną z dwóch bram. Poza zdjęciami z pokoi hotelowych nie znalazłam ani jednego z wnętrza tego obiektu. Ach, fotografowanie było zabronione. Za to natrafiłam na plan miasta z rozmieszczeniem wszystkich budynków. Wewnątrz murów znajdowały się kawiarnie, sklepy i nawet ścianka wspinaczkowa.
        To gdzie ci zombi? Odpowiedź znalazła się sama w zakładce „Historia”. Otóż drodzy państwo pozwolą, że w skrócie opowiem historię tejże atrakcji turystycznej. Pewna mleczarnia, której nazwy nie wolno podać, chcąc zwiększyć popyt i zarazem dochód ze sprzedaży mleka swojej marki, wpadła na pomysł dodania składnika uzależniającego wątpliwego pochodzenia. Gdy parę tygodni



W Góry Krucze                                                                                                                              10





później duża część społeczeństwa zaczęła zgłaszać się do przychodni i szpitali z wysoką gorączką i objawami zatrucia, szybko wyciągnięto odpowiednie wnioski i podjęto pracę nad lekarstwem. Tenże do mleka dodany składnik okazał się bardzo toksyczny. Mleczarnia już dawno nie istnieje – teraz już wiem dlaczego.
        Miałam wtedy dziewięć lat. Całkiem dobrze pamiętam, jak z całą klasą poszliśmy do przychodni i każdy z nas dostał do wypicia ohydny syrop. Ten sam lek dostali wszyscy mieszkańcy Polski. Większość ludności nie dowiedziała się nawet o epidemii, ponieważ ministerstwo zdrowia od razu wystartowało z kampanią przeciwko grypie. A ci, do których dotarły jakieś strzępy informacji, nigdy nie dowiedzieli się o prawdziwym niebezpieczeństwie, jakie im zagrażało.
        Tak czy owak, na kilkudziesięciu mieszkańców naszego kraju lek nie podziałał. Ci nieszczęśnicy zostali najpierw zamknięci w instytucie zdrowia i przebadani. Jak się okazało, u tych, którzy przeżyli, stwierdzono niespotykane zdolności. W dzień zachowywali się jak normalni ludzie. Za to w nocy przeobrażali się w istoty, które zabijały wszystko żywe, co spotkały na drodze. Nie, nie, nie wyglądali jak zombi z filmów ani nie potrzebowali ludzkiego mózgu, żeby przeżyć! Po prostu po zapadnięciu zmroku stawali się nieograniczenie silni i tracili kontrolę nad swoimi umysłami. Tak jakby byli w transie.
        Przed rokiem pewna organizacja wpadła na pomysł zarobienia na tych ludziach pieniędzy i tak powstało zamknięte za murami miasto, w którym można oglądać zakwaterowanych tam zombi. Potworność!


                                                                       ***


        W czwartek 7 czerwca wyruszyliśmy. Od początku nie byłam przekonana co do tego wyjazdu, ale po obejrzeniu strony internetowej miałam jeszcze gorsze przeczucie. Nie mogę powiedzieć, że przeczuwałam katastrofę, ale coś przeczuwałam na pewno.



Ci inni za murem                                                                                                                          11





        Koło dziesiątej byliśmy na miejscu. Znajdowaliśmy się na parkingu, na którym stała ogromna liczba aut. Ale największe wrażenie robiły te mury, które można by porównać do fortecy. Sięgały niemal nieba. Aż ciarki przeszły mi po plecach.
        Obok nas zaparkowało czarne kombi, z którego wysiadła rodzina z dwojgiem dzieci. Nawet takie maluchy tutaj zabierali… Jak można zamknąć kogoś za murami i pokazywać jak dzikie zwierzę? To ludzie. Nawet jako chorzy zachowali przecież swoje człowieczeństwo. Ale… ja też tutaj byłam, i to w tym samym celu. Wcale nie byłam lepsza. Cholera! Czemu dałam się na to wszystko namówić? Powinnam była kategorycznie powiedzieć „nie” i zmusić resztę do zostania w domu. Ale tego nie zrobiłam. Nie mogłam tego wytłumaczyć, ale coś mówiło mi, że byłam we właściwym miejscu i we właściwym czasie. Tylko nie wiedziałam dlaczego.
        Z naszymi walizkami poczłapaliśmy powoli do bramy wejściowej. Żadne z nas nic nie mówiło, wszyscy czuli się niepewnie. Tomek wydrukował bilety jeszcze w domu, więc po przyłożeniu ich do czytnika przy bramce mogliśmy od razu wejść do środka, omijając kolejkę. Zadziwiające, jak wielu ludzi chciało wejść do środka.
        Staliśmy na sporych rozmiarów placu pośrodku przeróżnych osób. Jedni kupowali pamiątki w sklepikach znajdujących się przy murze, inni przekąski. Miałam wrażenie, że wchodzimy do parku rozrywki albo wesołego miasteczka.
        Po drugiej stronie placu znajdował się gmach hotelu Korona, do którego się udaliśmy. Przed budynkiem ustawiono osłonięte od słońca przez parasole ciemnobrązowe stoliki i krzesła, przy których goście jedli drugie śniadanie i pili kawę. Prawie wszystkie z nich były zajęte.
        Przed recepcją spojrzałam na Ewelinę, która już rozglądała się z niesmakiem, i pomyślałam, że zaraz zacznie na coś narzekać. Ciągle to robiła. Nie mam zielonego pojęcia, jak Tomek z nią wytrzymywał, jak on w ogóle mógł z nią być. Oboje byli tak do siebie



W Góry Krucze                                                                                                                             12





niepodobni jak to tylko możliwe. Tomek był mechanikiem samochodowym, który wolny czas spędzał przy swoim ukochanym aucie. Poza tym był pełnym energii i pozytywnie nastawionym do życia młodym mężczyzną, zawsze gotowym przeżyć coś nowego.
        Za to Ewelina wolała spędzać wolny czas w klubie albo restauracji. Pracowała w banku i zawsze była elegancko ubrana. Nie lubiłam jej. Przede wszystkim dlatego, że swoim marudzeniem i wyrzutami wysysała całą energię z Tomka. Każdy prędzej czy później staje się bardziej ponury, gdy jest ciągle krytykowany i poprawiany. Ale oni byli najlepszym przykładem, że przeciwieństwa się przyciągają. Tomek kochał ją bezgranicznie. Mówił mi to często, gdy spotykaliśmy się tylko we dwoje, żeby porozmawiać. Piliśmy wtedy colę na naszej ulubionej ławeczce w parku. Nikt nie rozumiał mnie tak dobrze jak on i nikt nie mógł mi lepiej pomóc, jeśli chodziło o Michała.
        – Miłego pobytu w naszym hotelu! – Głos recepcjonistki wyrwał mnie z zamyślenia.
        Spojrzałam na Tomka, który z uśmiechem na ustach wyciągał rękę po klucze do naszych pokoi.
        – Ile kosztują pokoje? – zapytał Michał.
        – Trzysta złotych za noc – odparł Tomek i się zaśmiał.
        Nasze pokoje znajdowały się obok siebie na drugim piętrze. Wystrój zachwycał prostotą i elegancją. Brązowe meble harmonizowały z oliwkowym kolorem ścian. Na środku stało wielkie łóżko, które aż zachęcało do małej drzemki. Jedyne, co mnie przerażało, to kraty za oknem. Budynek hotelu graniczył bezpośrednio z parkiem, za którym znajdowały się mury do „czerwonej strefy”, czyli strefy, w której mieszkali „chorzy”. Kraty miały, jak sądzę, zapewnić gościom poczucie bezpieczeństwa, ale na mnie nie działały uspokajająco. Całe miasto było jedną wielką sprzecznością. Piękno istniało bezpośrednio obok brzydoty, wolność obok olbrzymich murów i krat.
        Michał obejrzał pokój, po czym stanął przed oknem.



Ci inni za murem                                                                                                                        13





        – Super, że tu jesteśmy, prawda? – zapytał.
        – No, chyba – odparłam niepewnie, idąc do łazienki, żeby postawić tam szczoteczki do zębów i szampon. W tym małym, ale jasnym pomieszczeniu pachniało wanilią.
        – Nie cieszysz się?
        Michał stanął przede mną, wyciągnął mi z ręki szampon i odłożył go na półeczkę nad stylową umywalką.
        – No, chyba – powtórzyłam, unikając jego wzroku. Michał ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie w nos.
        – Zobaczysz, będzie fajnie. O tej wycieczce będziemy opowiadać naszym dzieciom.
        To sprawiło, że się uśmiechnęłam.
        – No widzisz, od razu lepiej. A teraz zostaw to rozpakowywanie. Tomek już na nas czeka.
        W hallu wyglądali nas już nasi przyjaciele.
        – Wasz pokój też jest tak dziwnie urządzony? – spytała Ewelina, gdy tylko stanęliśmy przed nią i Tomkiem.
        – Przecież nasz pokój wygląda dobrze – powiedział Tomek lekko obrażonym głosem.
        Czuł się zawsze za wszystko odpowiedzialny i bardzo się martwił, że coś może pójść nie tak. Na pewno właśnie robił sobie wyrzuty, że niewystarczająco dobrze sprawdził wyposażenie pokoi.
        – Chodźmy po prostu coś zjeść. Umieram z głodu – powiedział Michał, żeby rozładować sytuację.
        Z przejęcia zapomniałam, jaka byłam głodna.
        – Superpomysł! – Tomek był wdzięczny za zmianę tematu.
        Weszliśmy do restauracji hotelowej i zajęliśmy jedyny wolny stolik na środku sali.
        – Proszę bardzo, księżniczko. – Tomek odsunął Ewelinie krzesło.
        – Dzięki – odparła lekko zawstydzona i usiadła.
        – Tobie też? – Michał wskazał na krzesło przede mną i się uśmiechnął.



W Góry Krucze                                                                                                                              14





        – Dlaczego nie – odpowiedziałam.
        – Proszę bardzo. – Odsunął moje krzesło.
        – A jednak istnieją jeszcze dżentelmeni! – Zachichotałam.
        Michał ujął moją rękę i pocałował ją.
        – No, no. Jestem pod wrażeniem – dodałam.
        – Co byś zjadła? – Tomek podsunął Ewelinie menu.
        – Ile rodzajów pizzy! – Michał się ucieszył.
        – Jesteśmy na urlopie, a ty chcesz zamówić to samo, co jesz w domu? – spytałam rozbawiona.
        – Niech chłopak je, co chce – powiedział Tomek. – Ja też wezmę pizzę.
        Gdy kelnerka przyniosła nasze napoje, Tomek podniósł swoją szklankę do góry i uśmiechnął się do nas.
        – No to pod ten urlop! – powiedział podekscytowany.
        – Na zdrowie! – odparliśmy wszyscy razem.


                                                                       ***


        Podczas jedzenia obserwowałam twarze moich przyjaciół. Tak bardzo chciałam wiedzieć, o czym myślą. Czy tak jak ja bali się, co ich tu czeka? A może po prostu cieszyli się z nowej przygody?
        – Co wy na to, żeby po jedzeniu pójść od razu do strefy zombi? – zapytał mój chłopak, przerywając tym samym moje przemyślenia. – Wszystko okej, kochanie?
        – Tak, tak, wszystko dobrze – odparłam. – Zastanawiam się tylko, jak można w ogóle otworzyć taki… park rozrywki, czy co to ma być.
        Michał patrzył na mnie zdezorientowany, Tomek spuścił wzrok, za to Ewelina od razu podjęła temat.
        – Nie przesadzaj! – powiedziała oschłym tonem. – Przecież to nie są ludzie, tylko zwierzęta. W innym wypadku nie widzę powodu, dla którego mieliby być odizolowani od społeczeństwa.
        – Bo są niebezpieczni!



Ci inni za murem                                                                                                                        15





        – No widzisz? – Ewelina uśmiechnęła się do mnie triumfalnie. – Dlatego są dla mnie po prostu potworami i mam wielką ochotę przyjrzeć im się z bliska.
        Jak ona mnie denerwowała! Zwierzęta? Potwory?
        – Dlatego tutaj jesteśmy – wtrącił się Tomek. – Wszyscy chcemy zobaczyć prawdziwych zombi.
        – A nie zmieniają się oni w zombi tylko nocami? – spytał Michał. Mój chłopak też najwyraźniej nie siedział bezczynnie i był nieźle poinformowany.
        Dokładnie to było w tym wszystkim najdziwniejsze. Mogłabym zrozumieć tę sensację, gdyby ci ludzie (tak, dla mnie to byli nadal ludzie!) mieli zdeformowane twarze albo kończyny, dziwnie się poruszali i wydawali przerażające dźwięki, tak jak w tych wszystkich filmach. Ale nie! Podobno wyglądali i żyli jak my, tylko nie wolno im było opuszczać miasta. Nocami stawali się bestiami, które ich własne instynkty zmuszały do zabicia wszystkiego, co żywe. W niewyjaśniony sposób stawali się silni ja Hulk. Jak na autopilocie przemieszczali się po całym mieście w poszukiwaniu wroga. To czyniło ich tak bardzo podobnymi do zombi. Tylko nie jedli mięsa swoich ofiar i nie byli nieśmiertelni. Przerażające.
        Zapłaciliśmy za nasze jedzenie i opuściliśmy restaurację. Parę minut później szliśmy już przez park w stronę wejścia do strefy zombi. Trzymałam rękę Michała tak mocno, że prawie nie dopływała do niej krew, ale tylko tak czułam się jako tako spokojnie. Nie byliśmy jedynymi osobami, które chciały wejść do strefy. Przed obydwiema bramami stały kolejki zwiedzających, między którymi krzątali się pracownicy ochrony w czarnych kombinezonach i z bronią przy paskach.
        – Muszę zajrzeć do pani torebki – powiedział do mnie jeden z ochroniarzy, gdy już stanęliśmy przed samym wejściem.
        Otworzyłam zamek i podsunęłam mu torbę, a on zaczął w niej grzebać. Było mi wstyd, że miałam tam taki bałagan.



W Góry Krucze                                                                                                                              16





        – Teraz pani. – Tym razem skierował się do Eweliny. Także u niej nie znalazł niczego podejrzanego.
        – Mają panowie przy sobie jakieś przedmioty, które mogą kogoś zranić?
        – Oczywiście, że nie – odpowiedział Tomek.
        Ochroniarz przyjrzał się mu uważnie, ale najwyraźniej nie uznał go za zbyt niebezpiecznego.
        – No to życzę miłej zabawy.
        Podziękowaliśmy i weszliśmy do środka. Wnętrze nie różniło się niczym od każdego innego centrum miasta. Naprzeciwko nas znajdowała się kawiarnia, a zaraz obok sklep z odzieżą. Po drugiej stronie zauważyłam nawet mały market. Wszędzie było pełno ludzi, którzy rozmawiali i się śmiali. Wydawało się, jakby to był normalny dzień w mieście.
        Nagle dostrzegłam mężczyznę, którego zachowanie różniło się od zachowania innych. Wyszedł z jednego budynku, szybkim krokiem przeszedł przez ulicę i wszedł do bramy innego budynku. Podczas gdy wszyscy turyści przechadzali się po mieście, oglądając wszystko dokoła, on podążał do jakiegoś celu. Jednak coś innego zwróciło moją uwagę. Na lewym nadgarstku miał zawiązaną czerwoną bandankę, która zdecydowanie nie pasowała do reszty stroju. Dziwne.        
        – Widzieliście tego gościa? – zawołał Tomek. – Tego z tą czerwoną chustką na ręce. Zombi muszą takie nosić, żeby każdy mógł ich od razu rozpoznać.
        Przeszedł mnie zimny dreszcz. Historia lubi się powtarzać, a ludzie nie uczą się na błędach. To takie smutne.
        – Wow! Oni tu tak sobie po prostu chodzą między nami! – Michał był bardzo podekscytowany.
        Chłopaki zachowywały się jak małe dzieci w zoo.
        – Mówiłam, że to są prawie normalni ludzie – wtrąciłam.
        – Mamy tyle czasu, że możemy tutaj obejrzeć każdy zakątek – powiedział Tomek i nagle utkwił wzrok w oknie kawiarni.



Ci inni za murem                                                                                                                        17





        Obejrzałam się za siebie i wtedy ją zobaczyłam. Siedziała przy stoliku przy oknie i czytała książkę. Spojrzałam na Tomka. Nadal patrzył w kierunku dziewczyny o długich, brązowych włosach i delikatnych rysach twarzy. Wyglądała jak księżniczka z bajek Disneya, taka niewinna i słodka.
        – Halo! – Ewelina pstryknęła palcami przed nosem Tomka. – Co to ma być?
        – Co masz na myśli? – Tomek naprawdę wyglądał na zdziwionego. Nawet nie zwrócił uwagi, jak długo patrzył na tę obcą dziewczynę.
        – Może łaskawie przestaniesz się tak na nią gapić!? Myślisz, że jestem ślepa?
        Ewelina była naprawdę wkurzona. To było zrozumiałe, o taką dziewczynę też byłabym zazdrosna. Nawet jako kobieta uważałam ją za atrakcyjną. Ale przecież Tomek nigdy nie zdradziłby Eweliny, on nawet nie śmiał myśleć o innych kobietach.
        Spojrzałam jeszcze raz w kierunku dziewczyny, która właśnie przewracała stronę książki, i od razu zauważyłam czerwoną bandankę.
        – Ona nosi chustkę – powiedziałam cicho.
        – Zombi – syknęła Ewelina z obrzydzeniem. – Fuj, Tomek, podoba ci się zombi.
        – Przystopuj, Ewelina, ona mi się wcale nie podoba. Przecież wiesz, że kocham tylko ciebie – odparł Tomek.
        Grymas zniknął z twarzy Eweliny. Nadal była dla niego całym światem.
        – Chodźmy do środka. – Michał przerwał niezręczną ciszę. – To superokazja, by przyjrzeć się zombi.
        Mój chłopak wziął mnie za rękę i nie czekając na resztę, ruszył w stronę kawiarni. Usiedliśmy przy stole w kącie, z którego wszyscy mogliśmy obserwować dziewczynę.
        – Jak to możliwe, że ona jest zombi? – zagadnęłam.
        – Jest na to za ładna – powiedział Tomek i od razu tego pożałował, bo Ewelina popatrzyła na niego karcącym wzrokiem.



W Góry Krucze                                                                                                                              18





– Aż taka ładna to ona nie jest – wycedziła.
– Zachowuje się całkiem normalnie – szepnął Michał, tak jakby dziewczyna mogła nas usłyszeć.
– A co ma robić? Ostrzyć kły? – Zaśmiałam się.
Nawet nie zauważyłam, kiedy stanęła przed nami kelnerka. Wszyscy spojrzeliśmy na jej nadgarstek. Nie umknęło to jej uwadze.
– Nie bójcie się. Ja tu tylko pracuję. Nie mieszkam tutaj. – Zaśmiała się, a ja poczułam się głupio. – Wieczorami opuszczam miasto tak jak turyści.
– Sorry – powiedziałam zmieszana.
– Nic się nie stało. Na początku też czułam się tutaj dziwnie. Jeśli chcecie, zawołam szefową. Ona wie wszystko o tym mieście.
– Czemu nie? – odparł Tomek.
– Zaraz po nią pójdę. Co chcecie do picia?
Chwilę później wróciła do stolika z zamówionymi przez nas napojami, po czym, ku naszemu zdziwieniu, podeszła do dziewczyny z książką. Po krótkiej wymianie zdań między nimi piękna nieznajoma spojrzała na nas i uśmiechnęła się promiennie.
– Cholera – wyrwało się Michałowi.
– Ciii!
Dziewczyna odłożyła swoją książkę na stół, wzięła jedno z krzeseł i usiadła między mną a Tomkiem. Byliśmy tak zaskoczeni, że żadne z nas nie było w stanie powiedzieć ani słowa.
– Wyglądacie, jakbyście zobaczyli zombi – zażartowała nieznajoma i zaczęła się śmiać.
Musieliśmy wyglądać na naprawdę wystraszonych, bo dziewczyna powiedziała:
– Przepraszam, to był tylko głupi żart. Mam na imię Karo, ta kawiarnia należy do mnie i, uprzedzając wasze pytania, tak, mieszkam tutaj.
– Miło cię poznać – odparł Michał niepewnie.



Ci inni za murem                                                                                                                        19





        – Naprawdę nie musicie się bać. Jesteśmy niebezpieczni tylko w nocy. – Spuściła wzrok. – Prawdę powiedziawszy, nie pamiętam ani jednej z nocy. Nie mam pojęcia, co wtedy robię. Ale przysięgam, że z własnej woli nigdy nie zraniłabym nikogo.
To wszystko było jednocześnie fascynujące, smutne i przerażające. Mogłabym to o wiele łatwiej pojąć, gdyby ci zombi byli paskudnymi stworzeniami, które pałają nienawiścią. Ale nie potrafiłam ogarnąć, co robiła tutaj taka delikatna i niewinna dziewczyna.
        – Opowiedz nam o tym miejscu – zagadnął Tomek, który nie mógł oderwać wzroku od Karo. Dziewczyna uśmiechała się przez cały czas i przyglądała na przemian nam wszystkim.
        – Nie wiem, od czego mam zacząć. Nie rozmawiam zbyt często z turystami! – powiedziała niepewnie.
        – Może zacznij od tego, jak to jest być potworem? – wtrąciła Ewelina.
        – Pogięło cię?! – syknęłam. – Co ty gadasz?
        – No co? Przecież dlatego tutaj mieszka, że jest potworem – odparła Ewelina i uśmiechnęła się do mnie niewinnie.
        Najwyraźniej sprawiało jej ogromną przyjemność obrażanie naszej nowej znajomej. Jaką ona była wredną dziewczyną! Gdy jednak na nią spojrzałam, zrozumiałam, o co naprawdę chodziło. Ona się bała, i to nie tylko Karo jako zombi, ale przede wszystkim jako konkurentki. Dopiero teraz zauważyłam podobieństwo między nimi. Obie miały długie, ciemne włosy i jasną karnację. Nawet ich postura była podobna.
        – No dobrze, to ja już lepiej pójdę – powiedziała Karo, wstając od stołu. – Byłam naprawdę naiwna, myśląc, że mogłabym z wami normalnie porozmawiać. Większość ludzi boi się mnie, tak jak wasza przyjaciółka. Miłego pobytu w naszym mieście.
        Śledziłam wzrokiem odchodzącą Karo, która usiadła przy swoim stoliku i znowu zagłębiła się w lekturę.
        – I co, jesteś teraz z siebie dumna? – powiedziałam do Eweliny.



W Góry Krucze                                                                                                                              20





        – Przecież niczego złego nie zrobiła – wtrącił się Tomek, próbując bronić swojej drugiej połówki.
        – Ciebie też już całkiem pogrzało? Oczywiście, że zrobiła coś złego. Obraziła tę biedną dziewczynę!
        Czułam wzrastającą we mnie złość. Czy tylko ja współczułam Karo? Nie mogłam uwierzyć, że moim przyjaciołom była obojętna.
        – Przecież mam rację i ona jest potworem. – Ewelina, która dzięki wsparciu od Tomka czuła się jeszcze silniejsza, zaśmiała się.
Tego było za wiele!
        – Jesteś taka żałosna! – wycedziłam przez zęby, po czym zdjęłam swoją torebkę z oparcia krzesła i skierowałam się do wyjścia. Kątem oka zauważyłam, że Karo przyglądała się całej sytuacji. Tomek pewnie będzie urażony i będzie chciał, żebym przeprosiła jego dziewczynę, ale ja nie zamierzałam tego zrobić. Było mi wszystko jedno, czy się przez to pokłócimy. Ewelina przekroczyła wszelakie granice i ja nie miałam zamiaru tego tolerować. Zdecydowanie zbyt długo wszystko uchodziło Ewelinie płazem.
        Przed kawiarnią dopadł mnie Michał.
        – Co się dzieje, kochanie?
        Mój chłopak wziął mnie w ramiona.
        – Czemu w ogóle tutaj jesteśmy? – zapytałam cicho, wtulając się w niego. – To takie okropne miejsce. Boję się.
        Michał odsunął mnie od siebie, złapał za ręce i spojrzał głęboko w oczy.
        – Chcesz, żebyśmy pojechali do domu? Powiedz tylko jedno słowo, a pakujemy nasze rzeczy i wsiadamy do auta.
        – Michał, ja się boję życia. To miejsce uświadomiło mi, że ja wcale nie wiem, jak mam żyć. Zaczęłam płakać, Michał przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Nie miał pojęcia, jak powinien zareagować, a ja nadal płakałam.



Ci inni za murem                                                                                                                        21





        – Co masz na myśli? – zapytał, przełykając ślinę.
        Żałowałam, że w ogóle coś powiedziałam. Teraz nie mogłam się wycofać. Przede wszystkim musiałam uważać, żeby mnie źle nie zrozumiał. Byłam nieszczęśliwa sama ze sobą i tylko ja byłam temu winna, a on był największym szczęściem, jakie mi się przytrafiło. Nie mogłam go stracić!
        – Obiecuję, że ci to wytłumaczę, ale nie teraz. Nie chcę, żebyś mnie źle zrozumiał – powiedziałam. – Muszę tylko znaleźć odpowiednie słowa.
        – Okej – odparł tylko.
        Wiedziałam, że od tego momentu miał zamiar dokładnie obserwować moje zachowanie. Musiałam koniecznie dać mu do zrozumienia, jak ważny jest dla mnie.


                                                                       ***


                                                               

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl