Kategorie blog
Reglamentowana miłość
Reglamentowana miłość















       






        Ta opowieść dotyczy początku lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Epoki, którą można nazwać okresem poszukiwawczo-doznaniowo-przygodowym. Zwłaszcza w odniesieniu do młodej emigracji, która szukała swojego miejsca poza granicami kraju, walcząc o stosowne dokumenty, pozwolenia i inne jeszcze papierkowe potwierdzenia, niejednokrotnie niemożliwe do zrealizowania, szukając zwyczajnie stosownego zajęcia dla siebie. Znalezienie pracy w naszym kraju w wielu rejonach było praktycznie niemożliwe. Znalezienie pracy poza granicami naszego kraju też było trudne, gdyż poza znajomością języka obcego potrzebne były pozwolenie na pracę i pozwolenie na pobyt. Zdobycie tych pozwoleń graniczyło prawie z cudem, jedynie trzymiesięczny bądź rzadko sześciomiesięczny pobyt można było załatwić po usilnych staraniach. Do tego rygorystyczne przepisy na przejściach granicznych, pieczątki w paszportach, aby można było dokładnie stwierdzić, kto, gdzie i kiedy przekroczył jakąś granicę.





                                                                                                                     Stuttgart, lipiec 2012

       Słońce prażyło jeszcze, choć było późne popołudnie. Postanowiłyśmy po pracy zobaczyć coś innego niż tylko owoce, skrzynki i zaplecze restauracji. Od pięciu lat przyjeżdżałam podczas wakacji do pracy. W poprzednich latach na trzy tygodnie, najwyżej miesiąc, tym razem jednak na całe sześć tygodni.
       Praca w szkole była fascynująca, ale stwierdziłam, że potrzebuję na jakiś czas pracy fizycznej, aby odreagować, zebrać siły, uporządkować myśli i przy okazji zarobić. Tu był zupełnie inny rozkład dnia, czasami przypominał mi obóz harcerski z czasów szkolnych, a dni mijały bardzo szybko. Ponadto stwierdziłam, że zapominam o moich codziennych problemach, zabieganiu, braku czasu. Nie musiałam koncentrować się na zegarku, aby się ze wszystkim wyrobić.
       Pracowałam przy zbiorach owoców i przy ich sprzedaży. Stanowiło to nie tylko zarobek, ale również oderwanie się od rutyny dnia codziennego. To była swoista odmiana – inni ludzie, inny charakter pracy, inny kraj, inny język.
       Pieniądze też były mi potrzebne, zwłaszcza że sama wychowywałam syna, a takie dodatkowe finanse stanowiły grosz na czarną godzinę, czyli nieoczekiwane wydatki.





Ostatnio ich nie brakowało – a to zepsuła się pralka, innym razem telewizor odmówił współpracy i trzeba było kupić nowy. Ponadto mój syn potrzebował ciągle nowych ciuchów, szybko z nich wyrastał i wydatki na ubrania też rosły.
       Moi rodzice krytykowali te wyjazdy, a siostra się nie wypowiadała. Jednak gdy tylko Michał był w miarę samodzielny i skończył trzynaście lat, postanowiłam pracowicie spędzać wakacje. Szczególnie że wyjazdy nie wymagały już takich ceregieli, jakie miały miejsce w latach dziewięćdziesiątych, to jest pozwolenia na pracę, teraz w zupełności wystarczał dowód osobisty zamiast paszportu. Wyjeżdżałam razem z grupą znajomych zwykle w okolice Stuttgartu. Miałam sentyment do tego miasta.
       Było nas ośmioro, wszyscy znaliśmy się i dobrze czuliśmy, pracując razem. Anka uczyła ze mną w szkole od wielu lat, do grupy należało też dwóch braci Anki z żonami i dwie znajome.
       – Ola, Ola! – Usłyszałam nagle męski głos, ale nie potrafiłam określić, kto to może być. Pewnie ktoś z grupy – pomyślałam, ale akcent był nieco inny, więc się odwróciłam.
       Zobaczyłam wielkie brązowe oczy, które już kiedyś widziałam, rysy twarzy też wydały mi się znajome.
       – Hamid? – wyrwało mi się.
       To imię powtarzałam sobie prawie każdego dnia, niemalże każdej nocy. Gdy tylko znalazłam się w łóżku, wyobrażałam sobie, że Hamid jest ze mną. Tak przyzwyczaiłam się do jego obecności w mych myślach, że wydało mi się to całkiem normalne, że on tam jest jako ktoś bardzo bliski, choć jednocześnie aż tak daleki i niedostępny. To była obsesja,

                                                                            8




przez cały wolny czas myślałam o Hamidzie. I choć minęło tyle lat, moje myśli były skierowane ciągle na jego osobę. Wtedy, gdy musiałam nagle opuścić Niemcy, nie myślałam, że przez prawie dwadzieścia lat nie będziemy się widywać. Pisałam, telefonowałam, czekałam, lecz nie było odpowiedzi. Tylko pocieszenie ze strony Eli, słowa otuchy ze strony dziadka.
       – Zapomnisz powoli – mówiły mi koleżanki.
       – Klin klinem, musisz kogoś poznać – doradzała siostra.
       A ja nie zapominałam, wstydziłam się do tego przyznać, gdyż nie wypadało wspominać.
       Potem pojawił się Andrzej, już drugi w naszej rodzinie, bo mąż siostry też ma tak na imię, urodził się Michał i przez kilka lat nie było czasu na zamyślanie się. Andrzej był moim znajomym i zaraz po moim przyjeździe z Niemiec nagle zaczął pojawiać się w naszym domu – a to w jakiejś sprawie do mojej siostry, a to do mojego ojca, kiedyś miał interes do dziadka, bo chodziło mu o jakieś egzotyczne drewno, którego potrzebował.
       W zupełnej rozpaczy, oczekująca wieści od Hamida zgodziłam się pójść do kina, potem na wesele kuzynki Andrzeja w charakterze osoby towarzyszącej. I tak odnowiliśmy naszą znajomość. Potem postanowiliśmy się pobrać, ale gdy Michał zaczął chodzić do szkoły, memu mężowi przypomniała się dawna koleżanka, zaczął później wracać do domu. Okazało się, że to szkolna miłość, i nasze małżeństwo się zakończyło. Nie rozpaczałam z tego powodu, gdyż między nami nigdy nie było wielkiej namiętności. Przez jakiś czas tolerowaliśmy swoją obecność, pracowaliśmy,


                                                                            9




uczestniczyliśmy w rodzinnych uroczystościach, czasami jak dobrzy aktorzy. Potem aktorstwo się skończyło, rzadziej bywaliśmy razem na rodzinnych spotkaniach, a później każdy z nas poszedł swoją drogą. Wybrałam samotność, dużo pracowałam, brałam wszelkie nadgodziny, zajęcia świetlicowe i wszystko, co tylko było dostępne w naszej szkole. Unikałam kontaktów z mężczyznami, w mojej głowie i świadomości był tylko Hamid, choć tak naprawdę nie było go przy mnie.
       Michał miał wielkie trudności, aby przyjąć do wiadomości brak ojca na co dzień. Andrzej starał się i stara do dziś, aby być ze swoim dzieckiem – zabiera go do kina, zimą na narty, latem na basen. Przez ostatnie lata, gdy wyjeżdżałam na kilka tygodni, Andrzej opiekuje się Michałem.
       – Na takich relacjach daleko nie zajadę. – Pamiętam, gdy mówiłam to mojej siostrze.
       – Co ty mówisz! Wszystko będzie w porządku – pocieszała Ela.
       – Niemożliwe, ja ciągle mam Hamida przed oczami
       – Hamid, Hamid, nikt tylko Hamid. Zwariowałaś i tyle! Ale zastanów się, bo tu go nie ma i nie będzie, jest za to Andrzej, który jest ułożony, ma spokojną pracę. Jak to sobie wyobrażasz? Chłopak z końca świata, nie wiadomo skąd. Wiesz, co to za jeden? Co w nim zobaczyłaś? Jego męskość?! – wykrzykiwała Ela.
       – Andrzej jest taki spokojny – zachwalała mama.
       – I można z nim pożartować. To dobry chłopak – potwierdził też dziadek.
       Zapamiętałam te pochwały, ale, jak się okazało, Andrzej poszedł swoją drogą.

                                                                            10


  
       – Tak, to ja. – Podając mi rękę, obserwował koleżankę obok.
       Anka patrzyła zaciekawiona, myślała może, że to pomyłka albo że ktoś się przyczepił. Zresztą niezbyt rozumiała, co mówił, gdyż znała dobrze angielski, ale niemiecki jej się jakoś nie trzymał. Stąd cały czas trzymała się mnie, choć po raz trzeci przyjechała do pracy.
       – Niesamowite! Nie do uwierzenia. Tyle lat minęło… – powiedział Hamid. – Dlaczego nie odpisałaś?
       – Przecież napisałeś tylko jedną kartkę i nic więcej.
       – Jak to nic? Pisałem listy, próbowałem dzwonić, ale żadnej reakcji z twojej strony nie było. Pomyślałem, że nie chcesz tej znajomości.
       – Tak pomyślałeś? – Pytająco patrzyłam na Hamida i zaskoczenie nie pozwalało zebrać myśli. Przez tyle lat myślałam o nim i tylko o nim, analizowałam każdy ruch, wspominałam każde jego słowo, a teraz, gdy go mam przed sobą, nie potrafię się pozbierać. Zupełna pustka w głowie i nieporadność.
       – Znów jestem sam. Rozwiodłem się, mam córkę i syna. A ty jesteś sama?
       – Aktualnie też sama, mam osiemnastoletniego syna.
       Przez tyle lat zebrało się wiele do opowiedzenia, ale na widok Hamida zwyczajnie nie umiałam zebrać myśli. Lecz nagle zaczęłam kojarzyć fakty. Zaraz po moim przyjeździe zmieniono u nas w domu numer telefonu, podobno dodano jakieś cyfry do starego numeru, ale bez wpisu do książki telefonicznej. Pocztę odbierała mama. Czy czasami czegoś przede mną nie ukrywano? Teraz byłam niemal pewna, że tak.

                                                                            11



Byłam wściekła na wszystkich z rodziny. Jak mogli tak postąpić? Ale po tylu latach nie chciałam, aby z mojej twarzy Hamid wyczytał gniew.
       – Masz rację, starzejemy się, czy tego chcemy, czy nie.
       – Nie o tym myślałem – powiedział Hamid. – Możemy porozmawiać?
       – Wiesz, śpieszę się, ale może w niedzielę właśnie w tym miejscu o czternastej?
       – Dobrze, w niedzielę. Do zobaczenia.
       Byłam w szoku. Nie spodziewałam się, że go tu zobaczę po tych wszystkich latach milczenia. Musiałam tak zareagować, żeby dać sobie czas na myślenie.
       – Kto to, twój dawny wielbiciel? – zapytała Anka. – Ma niesamowicie wyraziste oczy, głębokie, tajemnicze, do tego ciemne włosy, jest dobrze zbudowany, wysoki, nieprzyzwoicie przystojny. To twój dawny wielbiciel? – powtórzyła pytanie.
       – Nie, znajomy.
       – Domyślam się, jaki  znajomy. Ale niesamowicie atrakcyjny.
       – Masz rację, Anka. Jest atrakcyjny i był atrakcyjny, ale wtedy były inne możliwości. To znaczy nie było żadnych.
       – Jak to nie było?
       – Zwyczajnie. Pracować można było tylko pół roku.
       Wiedziałam, że Anka nie miała pojęcia o pozwoleniach na pracę, których nie można było uzyskać, o kontrolach w miejscach pracy, o trudnościach w jej znalezieniu. Zresztą skąd miałaby to wiedzieć? Zaraz po studiach zaczęła pracę w szkole i tak jest do tej pory. Jedynie wzrosły jej potrzeby, gdyż jej mąż nagle stracił pracę i miał tylko dorywcze


                                                                            12




zatrudnienie, stąd jej wyjazd. Nie miałam ochoty uświadamiać koleżankę, gdyż to byłaby strata czasu. Kto czego nie je, ten smaku nie zna. Właśnie przypomniało mi się takie przysłowie. Nie było szans, żeby uwierzyła.
       – I co, spotkacie się?
       – Mam zamiar tak towarzysko.
       – Nie tylko towarzysko. Bierz się za faceta.
       – Coś ty, Anka, po tylu latach i ja, i on zmieniliśmy się bardzo. To prawie dwadzieścia lat. Każdy z nas żyje po swojemu, wiesz przecież.
       – Stara miłość nie rdzewieje. – Taką usłyszałam odpowiedź od Anki.

       W niedzielę powinnam była być przy sprzedaży owoców, gdyż tak umówiłam się z moją pracodawczynią. Wyjątkowo zastąpił mnie kolega z grupy. Postanowiłam pójść na spotkanie z Hamidem. Nie mam zwyczaju się spóźniać, ale przegapiłam autobus i drugi przyjechał nieco później. Do tego zaczął padać deszcz. Zapowiadano piękny słoneczny dzień, a tu taka niespodzianka. Przygotowałam jedyną sukienkę, którą ze sobą zabrałam do Niemiec, ale ze względu na pogodę postanowiłam z niej zrezygnować.
       Hamid czekał już w naszej kawiarni sprzed lat, niedaleko centrum. Bywaliśmy tu razem, aby napić się kawy albo się ogrzać. Wiele się zmieniło, był zupełnie inny wystrój, inny personel, inne filiżanki. Ale cóż się dziwić, skoro minęło już tyle lat.
       – Jestem Hamid – powiedział na powitanie.
       – Nie będę się przedstawiać – odparłam i usiadłam przy stoliku naprzeciwko Hamida.


                                                                            13




       Patrzyliśmy przez chwilę na siebie, obserwowałam jego włosy, w które zaczynała się wkradać odrobina siwizny. Ale to były te same oczy z wyjątkowym blaskiem, ten sam dźwięczny głos. On też patrzył w moją stronę przez dłuższą chwilę, jakby badał wzrokiem, czy to ta sama osoba. Coś w gardle przeszkadzało mi mówić, niespodziewanie spotkany Hamid wywarł na mnie aż takie wrażenie. Chciałam, aby opowiedział, co robił przez te wszystkie lata, ale słowa nie mogły być wypowiedziane, bo dziwny ucisk w gardle zwyczajnie nie pozwalał.
       – Wiesz, cały czas mam cię w sercu. Realia się zmieniały, ożeniłem się, potem urodziły się dzieci, ale nie rozumieliśmy się z moją żoną, choć ona pochodzi z mojego kraju. Myślałem, że to ważne, aby był ktoś z tego samego kręgu kulturowego. Okazało się, że to nie wystarczyło. Mam dobre relacje z dziećmi, ale mieszkam sam. Jestem nauczycielem muzyki, udzielam prywatnie lekcji. Wygrałem na loterii i kupiłem mieszkanie. Chcesz zobaczyć? To niedaleko stąd.
       Nie odpowiedziałam mu na to pytanie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa. Byłam w wielkim szoku, słuchałam tego, co mówił, a może tylko udawałam, że słucham. Takiego obrotu sytuacji się nie spodziewałam. Obserwowałam twarz Hamida. Uśmiech sprzed lat, teraz lekki zarost, przez to inna twarz. Wtedy był zawsze ogolony, starannie ostrzyżony. Obecnie miał nieco dłuższe włosy. Twarz też nie miała już blasku sprzed lat. Czas robi swoje. Zastanawiałam się, co myśli o mnie. Od wielu lat farbowałam włosy, gdyż źle czułam się z siwymi, a było ich wiele.

                                                                            14




       Hamid dalej opowiadał. Słuchałam go, ale nie wszystko do mnie docierało. Nie mogłam uwierzyć, że go tu spotkałam. Przecież w poprzednich latach specjalnie spacerowałam ulicami z myślą, że może gdzieś go zobaczę. I nic, żadnych śladów. A tu nagle znienacka pojawił się i był. Przestałam wierzyć, że go kiedykolwiek zobaczę, choć przysłowie mówi, że ludzie spotykają się zwykle dwa razy. I tak rzeczywiście w naszym przypadku się zdarzyło.
       Trudno uwierzyć, że zdarzają się cuda. Tak chyba można nazwać szczęście, jakie miał Hamid: wygrał w lotka dużą sumę pieniędzy i kupił trzypokojowe mieszkanie w prawie samym centrum Stuttgartu. Jeden pokój przeznaczył do nauki gry na pianinie. Zaraz po tym, gdy się rozwiódł, zaczął udzielać lekcji muzyki.
       – Wiesz, na początku nie było łatwo, ale ciągle dawałem ogłoszenia i teraz spokojnie mogę się utrzymać z lekcji muzyki. Do tego należę do grupy muzycznej. Gramy razem dla rozrywki. Czasami u mnie, gdyż izolacja akustyczna w jednym z pokoi umożliwia nam to. Inaczej sąsiedzi nie mogliby wytrzymać takiego łomotu, bo czasami to naprawdę łomot.
       Słuchałam Hamida, a właściwie patrzyłam na niego i ciągle nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę jest Hamid i jego mieszkanie w Stuttgarcie. A może śniłam?

       Na ścianie w mieszkaniu Hamida na białej kartce oprawionej w piękne ramy rozpoznałam moje pismo i mój wiersz. Byłam zaskoczona, nie spodziewałam się, że mój utwór został w Stuttgarcie.

                                                                            15




       A ja kocham deszcz i twoje ramiona
       Drobne kropelki rosy
       Przy poranku
       Twoje oczy
       Rzęsisty deszcz
       Cichy szept
       Senne spojrzenie

       – Wiesz, kiedy już straciłem wszelką nadzieję na kontakt z tobą, znalazłem w moich rzeczach kartkę i ten właśnie wiersz. Postanowiłem go oprawić w ramki i powiesić na ścianie. Miałem zamiar go przetłumaczyć, ale jakoś do tego nie doszedłem. Wiem, że coś tam jest o deszczu, to taki trudny wyraz dla mnie do przeczytania.
       Nie wiedziałam, co powiedzieć. Zastanawiałam się, czy Hamid potrafi przeczytać mój wiersz. Nie zapytałam. Raczej nie, gdyż język polski jest trudny dla cudzoziemców. Wtedy próbował nauczyć się kilku słów, ale z pewnością zapomniał. Nie chciałam sprawdzać jego pamięci. Zauważyłam, że tylko ten wiersz wisiał na ścianie, reszta to były obrazy gór i jezior.
       – Podobają ci się góry?
       – Tak, uwielbiam góry i jeziora.
       Weszliśmy do kuchni i Hamid podał mi szklankę wody.
       – Na uspokojenie emocji – powiedział
       – Masz rację, muszę się wyluzować. Nie spodziewałam się, ale mnie zaskoczyłeś.
       – Ty też mnie zaskoczyłaś. Wiele razy chodziłem tą ulicą, byłem nawet dwa razy w klubie Polonii.

                                                                            16




       Tam mi powiedzieli, że to klub Polonii, a nie międzynarodowy. Chciałem zapytać o ciebie, ale nie było nikogo znajomego, same obce twarze. Patrzyli się głupio, więc sobie odpuściłem. Powiedz, co miałem robić? Na listy nie odpowiadałaś, numer telefonu był nieznany, w klubie Polonii nie było szans na rozmowę czy nawet kawę. Co ty byś zrobiła na moim miejscu? Powiedz.
       Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tak naprawdę nie miałam odpowiedzi. Hamid otworzył swój pokój muzyczny, wskazując mi miejsce przy pianinie. Sam wziął saksofon do ręki i zapytał:
       – Sonata księżycowa. Pamiętasz?
       Kiwnęłam głową i zaczęłam powoli grać, zaskoczona tym, że Hamid gra też na saksofonie.
       – Kiedy nauczyłeś się grać na saksofonie?
       – Aha, nie mówiłem ci. Stefan uczył mnie po tym, jak ty wyjechałaś. Nie mogłem się pozbierać, włóczyłem się ulicami i nie byłem w stanie znaleźć sobie miejsca. Stefan powiedział, że potrzebuję terapii. Jednak nie chciałem iść do terapeuty. Wtedy on wymyślił grę na nowym instrumencie. Wówczas prawie wszędzie znajdowały się ogłoszenia o poszukiwaniach saksofonistów,więc zacząłem grę na saksofonie, a potem, gdy wygrałem na loterii, brałem prywatne lekcje u kolegi Stefana, nauczyciela w szkole muzycznej.
       – Niesamowite. – Nie mogłam uwierzyć, że widzę tu Hamida grającego na saksofonie.
       – Wiesz, musimy razem zagrać Martwe liście – powiedziałam prędko.


                                                                            17




       – Ale trzeba by przećwiczyć – odparł Hamid. – Tak na poczekaniu nie wyjdzie, zaraz poszukam nut.
       Zaczęłam przypominać sobie melodię, ale Hamid miał rację, że trzeba zagrać na spokojnie. Przecież nikt nas nie pogania.


                                                            Stuttgart, czerwiec 1993

        Słowo „deportacja” właściwie do tej pory było zwykłym słowem, jak każde inne określenie. Co oznacza naprawdę, doświadczyłam na własnej skórze, dowiedziałam się konkretnie właśnie wówczas. Myślałam do tej pory, że dotyczy jakichś zbójów, złodziejaszków, przestępców. Tak to pojmowałam. Ale żeby dotyczyło też innych, nie przyszło mi do głowy. Profesjonalny dystans czułam często, ale nie wiedziałam dokładnie, na czym on polega. Taki właśnie profesjonalny dystans funkcjonariuszy poczułam w stosunku do mojej osoby. Obstawa w postaci policjantów i czujesz się jak przestępca, jak ktoś, kto zrobił coś złego. No tak, mój występek to właśnie coś złego. Wcześniej jakoś nie zastanawiałam się nad tym problemem albo nie miałam czasu na myślenie i rejestrowanie czegokolwiek. Przecież tyle osób pracowało tak jak ja i nic się nie wydarzyło. Do głowy mi nie przyszło, że trafi właśnie na mnie i zostanę skontrolowana w pracy pod kątem stosownych pozwoleń, których przecież nie posiadałam.


                                                                             18



                                                                     

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl