Kategorie blog
Eden. Jabłko wszechrzeczy
Eden. Jabłko wszechrzeczy






















Spis treści


Rozdział 1 ................................................................................................7
Rozdział 2 ................................................................................................71
Rozdział 3 ................................................................................................159
Rozdział 4 ................................................................................................217






Rozdział 1

        Spotkali się na niewielkiej polanie w środku nocy. Było ich sześciu. Młodzi, silni, żądni wiedzy i władzy. Wyraźnie się niecierpliwili. Artur, najwyższy z nich, nagle odszedł od reszty na parę kroków, przystanął i nerwowo przestępował z nogi na nogę.
        – Gdzie on jest, do diabła! – warknął pod nosem.
        Pozostali członkowie grupy nadal stali blisko siebie i z każdą chwilą czuli coraz większe podniecenie. Tamten już zdążył wrócić do pozostałych.
        – Jak myślisz, przyjdzie? – zapytał dryblasa jeden z jego kumpli.
        – Daję mu jeszcze pięć minut – syknął. – Jeśli nas wystawił, nigdy mu tego nie wybaczę.
        Księżyc, który akurat był w pełni, schował się za gęstymi chmurami, sprawiając, że zwyczajna noc stała się mroczna.
        – Dosyć tego! Idziemy! Wystarczająco długo czekaliśmy – rzucił mężczyzna.




8        Eden. Jabłko wszechrzeczy




        – Arturze, ale przecież ta wyprawa nie była twoim pomysłem, lecz Gabriela – powiedział ktoś inny. – To on nas zwerbował.
        – Mało mnie to obchodzi – prychnął Artur. – Jeśli chcesz, to sobie na niego czekaj. My idziemy.
        Młodzi mężczyźni żwawo ruszyli na północ, ku przełęczy. W pewnym momencie usłyszeli za plecami szybkie kroki i dyszenie.
        – Nie będę cię pytał, gdzie byłeś – zaczął Artur. – Mam to gdzieś. Ale wytłumacz mi jedno, z łaski swojej. Kto to jest, do cholery?! Miałeś być sam! Nie tak się umawialiśmy. Żadnych osób trzecich!
        – Cześć, chłopaki. – Młody człowiek zdjął z głowy kaptur i na jego ramiona wylały się gęste ciemne włosy. Nie przejmując się zupełnie słowami dryblasa, uśmiechał się szeroko, wyraźnie rozbawiony zdenerwowaniem kolegów. – Nie gniewajcie się, panowie. Każdemu z was mogło się przytrafić coś podobnego.
        – Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! Kim jest ten ktoś stojący za tobą? – powtórzył Artur.
        Gabriel odwrócił się w stronę milczącej osoby w kapturze, po czym ponownie spojrzał na grupkę swoich przyjaciół.
        – Nie muszę wam chyba przedstawiać mojej siostry Niny. Przecież wszyscy doskonale ją znacie.
        Zanim ta wiadomość zdołała dotrzeć do chłopaków i wywołać u nich wściekłość, młodzieniec szybko dodał:
        – Spokojnie, chłopaki, możecie jej zaufać. Jesteśmy przecież bliźniakami. Nie byłem w stanie ukryć przed nią naszej operacji.



Rozdział 1        9




Ona po prostu wiedziała. Wierzcie mi, tak było. Przyda się nam.
        Artur, który wyraźnie cieszył się największym poważaniem w grupie, aż gotował się w środku. W końcu nie wytrzymał.
        – Oszalałeś?! – wybuchnął. – Po co ją ze sobą zabrałeś? Będą z nią same problemy! Odeślij ją z powrotem!
        Gabriel podszedł do dryblasa i spojrzał na niego z dołu.
        – Zaraz mogę ciebie wysłać do domu. Dobrze wiesz, że tylko ja znam drogę. Jeśli wam się nie podoba, radźcie sobie sami. Ja spróbuję szczęścia innym razem. Tylko z siostrą.
        Artur był gotów rzucić się na mniejszego od siebie chłopaka, ale podszedł do nich jeden z kumpli stojących do tej pory na uboczu.
        – Przestańcie już – odezwał się. Był niższy i bardziej krępy od Artura. – Kłótnie poza stratą czasu nic nam nie dadzą. Jeśli się nie pośpieszymy, to nie zdążymy wrócić przed świtem.
        – Dobrze wiesz, że on ma rację. – Gabriel nie spuszczał wzroku z hardego dryblasa. – Albo idziemy wszyscy, albo nikt. Nie odpuszczę!
        – Niech ci będzie, pętaku! – warknął tamten. – Ale jeśli coś jej się stanie, to będzie to tylko twoja wina! Ja i reszta chłopaków nie bierzemy za twoją siostrzyczkę odpowiedzialności.
        – Umowa stoi, dumny Arturze – zapewnił z ironią Gabriel. – Ale wiedz, że ona dużo lepiej sobie poradzi w razie niebezpieczeństwa niż wy wszyscy.
        Artur tylko prychnął i nie dodając już ani słowa, dołączył do czekającej w milczeniu grupki. Nina wciąż stała kilka kroków za bratem i chowała twarz pod kapturem. Gdyby nie wątła



10        Eden. Jabłko wszechrzeczy




budowa ciała i czarny gruby warkocz spoczywający na piersi, dziewczyna w ogóle nie wyróżniałaby się na tle grupy. Była ubrana w ciemne spodnie, czarną bluzę oraz brązowe skórzane buty do łydek.
        – Ruszajmy więc.
        Gabriel wyprzedził całą grupkę, a siostra szybko dołączyła do niego i teraz rodzeństwo wspólnie prowadziło pozostałych. Szli na północ, ku przełęczy. Początkowo zarówno Artur, jak i pozostali chłopcy głośno szydzili z Niny, twierdząc, że nie wytrzyma tempa, jakie narzucił Gabriel, i to na takiej odległości. Nina nie odpowiedziała na kpiny, nawet nie odwróciła się w stronę szyderców. Cały czas szła blisko brata, starając się patrzeć pod nogi. Księżyc świecił mocno i nie było problemów z widocznością. Po kilku kilometrach marszu chłopcy nie nabijali się już z drobniutkiej siostry Gabriela. Dziewczyna udowodniła, że w ogóle nie odstaje pod względem wytrzymałości i kondycji od pozostałych członków wyprawy.


***


        Po około trzech godzinach nocni wędrowcy przeszli przez przełęcz i znaleźli się na skraju rozległej polany, która wznosiła się w kierunku północnego zachodu. Z boku widać było strome urwisko i strumień, wypływający najwidoczniej z podziemnego źródła. Tworzył rzekę zmierzającą na wschód. Trawa sięgała wszystkim niemal do pasa. Grupa młodych ludzi przez kolejne pół godziny szła cały czas przed siebie, na wzniesienie. Ze



Rozdział 1        11




szczytu ukazała im się ogromna, przypominająca talerz dolina, otoczona ze wszystkich stron górami. Niemal cały talerz wypełniały równe, gęste szeregi drzew. Ktoś musiał je tu zasadzić, na pewno nie urosły same – zauważył ktoś. Jedyną powierzchnią niezajętą przez drzewa był sam środek doliny – znajdowało się tam niewielkie jezioro. Grupa śmiałków nie traciła jednak czasu na przyglądanie się krajobrazom, od razu ruszyła w dół. Po pokonaniu zbocza młodzi ludzie przystanęli w sadzie jabłkowym.
        – Dobrze, dzielimy się na dwuosobowe drużyny – zarządził Artur. – Ty, Gabrielu, pójdziesz ze swoją siostrą. Skoro ją ze sobą zabrałeś, to ją sobie niańcz.
        Gabriel nie skomentował tej zaczepki, tylko ruchem ręki zachęcił siostrę, by podeszła bliżej. Nina nie miała żalu do dryblasa, nie wyobrażała sobie, że może być w parze z kimś innym niż jej brat. Gdy byli już daleko od pozostałych, odezwała się po raz pierwszy od spotkania na polance.
        – Gabryś, myślisz, że uda nam się w tych ciemnościach cokolwiek zrobić? – spytała.
        Kilkanaście minut wcześniej księżyc znów schował się za wędrującymi po niebie chmurami.
        – Nie mamy wyboru, siostrzyczko. Musimy sobie poradzić. Wiem, jakie krążą legendy o tym miejscu, ale pamiętaj, po co tu jesteśmy.
        – Oczywiście, że pamiętam – przytaknęła Nina. – W tym sadzie znajdują się przeróżne jabłka, zwyczajne, takie do jedzenia, ale również bursztynowe, srebrne, złote, a nawet platynowe. Jeśli udałoby nam się znaleźć chociażby jedno jabłko o szlachetnym miąższu, to wyciągnęlibyśmy z biedy całą



12        Eden. Jabłko wszechrzeczy




wioskę. Wreszcie ludzie przestaliby głodować. Jednak czegoś nie rozumiem, Gabryś. Skoro rosną tu takie skarby, to dlaczego nikt tego sadu nie pilnuje?
        – O to właśnie chodzi, Nina – odparł Gabriel. – Według legendy nikt ze złymi zamiarami nie da rady zerwać nawet jednego owocu w tym sadzie. Chłopaki mogą sobie próbować, ile tylko chcą. Wiem, co nimi kieruje. To jest jeden z powodów, dla których zabrałem cię ze sobą, siostrzyczko. Oboje mamy czyste intencje, chcemy pomóc ludziom z naszej wioski. Wiedziałem, że jeśli pójdziesz ze mną, to Artur dostanie szału. Co miał jednak zrobić, biedaczek? Beze mnie nic by nie wskórał. Teraz niech próbuje szczęścia z chłopakami.
        – Chcesz powiedzieć, że jeśli ktoś okaże się egoistą, to nie ma co liczyć na powodzenie, tak?
        – Dokładnie. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem, w końcu jesteśmy bliźniakami. Teraz jednak skup się, proszę, na naszym zadaniu. Jeśli nie zdążymy przed świtem, to zostaniemy tu na zawsze…
        – Jak to na zawsze?
        – O czymś ci nie powiedziałem. Jeśli do wschodu słońca nie opuścimy sadu, to sami staniemy się jego częścią…
        – Co?! – jęknęła przerażona dziewczyna. – Mam być drzewem?
        – Tak to się skończy, jeśli się nie pośpieszymy. Nie traćmy już czasu, siostrzyczko!
        Minął kwadrans, potem kolejny i jeszcze jeden, a bliźnięta wciąż nie znalazły żadnego cennego jabłka. Aż w pewnym momencie, gdy akurat księżyc przebił się przez płaszcz chmur,



Rozdział 1        13




Gabriel dostrzegł coś błyszczącego. Dokładnie na wysokości jego twarzy, tyle że jakieś trzy metry dalej, pojawiło się słabiutkie złote światło.
        – Chyba coś mam, chodź do mnie, siostro! – krzyknął.
        Dziewczyna ani nie odpowiedziała, ani tym bardziej nie przyszła. Gabriel był jednak tak zaabsorbowany odkryciem, że nie zwrócił na to uwagi.
        Podbiegł szybko do drzewa i rozpaczliwie rozpoczął poszukiwania skarbu. Bardzo szybko odkrył, że owocem, który zamigotał, było dorodne złote jabłko wiszące na platynowym ogonku. Podekscytowany Gabriel chwycił owoc i energicznie szarpnął, ale jabłko nawet nie drgnęło. Mało tego, miał wrażenie, że gałąź została zrobiona ze stali. Mimo użycia znacznej siły nie tylko się nie ugięła, ale w ogóle nie drgnęła! Po kilku kolejnych próbach zerwania owocu zdenerwowany młodzieniec już miał przekląć ze złości, gdy nagle przypomniał sobie własne słowa o czystych intencjach. Udało mu się uspokoić. Odetchnął kilka razy, oczyścił umysł i pomyślał o swojej wiosce. O rodzinie i biedzie, która doskwierała im wszystkim od kilku lat. Gdy znów poczuł się gotów do działania, złapał owoc delikatnie i lekko pociągnął, licząc, że pozytywne myśli wystarczą, by go mieć. Jakież było jego zaskoczenie i rozczarowanie, gdy i ta próba zakończyła się niepowodzeniem. Jabłko nadal tkwiło na gałęzi niczym przyspawane i wydawało się, że nic nie jest w stanie tego zmienić.
        – No nie! Chyba mnie szlag jasny trafi zaraz!
        Gabriel na chwilę stracił panowanie nad sobą, szybko jednak się opamiętał, dotknął ust i w duchu przeprosił za swój



14        Eden. Jabłko wszechrzeczy




gniew. Dopiero teraz zauważył, że nie ma przy nim siostry. Bardzo go to zmartwiło.
        – Nina – zawołał, na razie tylko szeptem. – Nina, gdzie jesteś? A prosiłem, żeby trzymała się blisko mnie. Nina! – spróbował kolejny raz i zaczął biegać między drzewami. – Nina! Nina! Nie zostało nam wiele czasu do świtu!
        Już niemal odchodził od zmysłów, gdy ją zauważył. Blask księżyca, który wyłonił się zza chmur, padał na jej sylwetkę. Dziewczyna stała bez ruchu niczym posąg.
        – Nina! – Gabriel podbiegł szybko do swej siostry. – Co ty wyrabiasz?
        Dziewczyna, z bezmyślnym wyrazem twarzy, jakby ktoś rzucił na nią urok, wpatrywała się w jeden punkt, nie reagując na nawoływania brata.
        – Nina! – Chłopak potrząsał siostrą, próbując ją wyrwać z mocy czaru. – Nina, obudź się, błagam!
        Nie było żadnej reakcji.
        – Co się z tobą dzieje? Ocknij się! Nie mamy już czasu! Musimy stąd iść, zaraz będzie jasno!
        Nina nadal nie reagowała na słowa brata. Wciąż stała nieruchomo.
        – Nie! Tylko nie to. – Zrozpaczony Gabriel schował twarz w dłoniach. – Zostaniemy tu na dobre. To moja wina. Myślałem, że jak dopuścimy się świętokradztwa w dobrej wierze, to ujdzie nam to na sucho. To moja wina… Wybacz, siostrzyczko.
        Jednak w chwili gdy chłopak osunął się na kolana, jego siostra wyciągnęła rękę i zbliżyła ją do gęsto porośniętej liśćmi gałęzi. Po chwili cofnęła ją, trzymając w dłoni



Rozdział 1        15




piękny diamentowy owoc. Gabriel oniemiał. Jabłko mieniło się w świetle księżyca wszystkimi kolorami tęczy. Rodzeństwo nie odrywało od niego oczu. Teraz oboje nie mogli się ruszyć. Nina stała, a Gabriel klęczał. Z letargu wyrwał ich dźwięk – jak początkowo myśleli – syren. Dopiero po chwili zorientowali się, że to rogi wojenne. Rodzeństwo podskoczyło wystraszone, niczym wyrwane z pięknego snu, i trzymając się za ręce, ruszyło prędko na południe. Nina schowała diamentowe jabłko do skórzanej sakiewki przywiązanej do pasa i zaciągnęła mocno rzemyk.
        – Pośpiesz się, siostrzyczko. – Gabriel biegł nieco szybciej od siostry. – Zobaczyli nas. Widocznie sad jest jednak chroniony! Szybciej!      


***
       

        Najpierw zdawało im się, że dźwięk rogów dobiega tylko z jednego miejsca, gdy jednak znaleźli się na skraju sadu, odnieśli wrażenie, że otaczał ich ze wszystkich stron.
        – Co się dzieje? – Niespodziewanie naprzeciw uciekającego rodzeństwa pojawił się zdyszany Artur. – Co zrobiliście?
        Gabriel i Nina dostrzegli, że koło młodzieńca stało jeszcze trzech łapiących oddech chłopaków. Gabriel odepchnął natręta, gotów do walki.
        – Dlaczego z góry zakładasz, że to przez nas? – rzucił.
        Artur wyraźnie chciał się bić, ale z sadu właśnie wybiegło dwóch ostatnich jego kumpli i zachęciło całą resztę do ucieczki.
        – Chodu! Nadchodzą!!! – krzyczeli.



16        Eden. Jabłko wszechrzeczy




        – Nadchodzą?! – spytał z niepokojem któryś. – Kto nadchodzi?
        – Jeśli jesteś taki ciekawski, to sobie na nich poczekaj. Zapytasz ich, kim, a raczej czym są.
        Odpowiedź wykrzyczana przez jednego z uciekających chłopców w zupełności wystarczyła. Gdy cała grupa wdrapała się już na szczyt wzniesienia, Nina odwróciła się na chwilę. Zwróciła uwagę na dwie rzeczy. Jedną z nich było to, że niebo powoli szarzało, wskazując na rychły świt. Nie to ją jednak zmartwiło. Ze wszystkich zboczy, poza tym, na które zdołali się wdrapać, wlewały się teraz do sadu masy czarnych postaci. Dziewczyna dostrzegła również między drzewami słupy dymu, co mogło świadczyć tylko o jednym. Domyśliła się, że są świadkami napaści na święty sad, który sami chwilę wcześniej zbezcześcili.
        – Rusz się! – Gabriel szarpnął siostrą, wyrywając ją z letargu.
        Spojrzała na niego. Miała łzy w oczach.
        – Co my zrobiliśmy… – wychlipała.
        – Nie teraz, Nina! To nie jest odpowiedni czas na rozpacz! Biegnij, ile sił w nogach!
        Rodzeństwo razem ruszyło za pędzącymi chłopcami. Gdy bliźnięta zniknęły już po drugiej stronie zbocza, z sadu wybiegła pierwsza bestia z całej armii. Potwór był ogromny. Mierzył ponad dwa metry, a byłby jeszcze wyższy, gdyby się nie garbił. Miał czerwony ryj oraz kły dzika. Muskularne, owłosione cielsko pokryte było licznymi bliznami i tatuażami. Poczwara odziana była w długie spodnie ze skóry, zupełnie ubłocone,



Rozdział 1        17




i takie same buty ze stalowymi elementami. Do pasa miała przyczepiony stalowy łańcuch z kolcami. Torsu nie zakrywała niczym, a w ręku dzierżyła ogromny topór.
        Potwór wystawił pysk wysoko do góry i łapczywie łapał powietrze świńskim nosem, chrząkając przy tym potwornie. Gdy złapał trop, zaryczał wściekle, ukazując światu swe pożółkłe kły i niepełne uzębienie, po czym natychmiast ruszył naprzód.
        Po chwili z sadu wybiegły inne stwory, każdy z innym pyskiem. Można było się dopatrzyć krzyżówki wieprza z wilkiem, byka z koniem czy tygrysa z hieną. Wszystkie były jednak podobnego wzrostu i podobnej budowy ciała, a w rękach trzymały broń – miecze, topory, maczugi, tarcze, włócznie, harpuny i młoty. Żądne krwi, ruszyły za uciekinierami, podczas gdy kolejne oddziały podpalały sad, nie zważając na to, że w środku wciąż mogą być ich towarzysze.


***


        – Tracę już siły – wydyszała Nina, wciąż biegnąca za bratem, który powoli doganiał towarzyszy uciekających z przodu.
        Gabriel odwrócił się i zobaczył, że jego siostrze rzeczywiście brakuje sił i niedługo padnie z wycieńczenia. Postanowił przystanąć.
        – Nina! – Łapał oddech przy każdym słowie. – Nie możemy się zatrzymywać! Nie teraz. Gonią nas.
        – Zostaw mnie, bracie… Uciekaj, ja nie dam rady biec dalej. Ukryję się gdzieś tutaj, może mnie nie znajdą.



18        Eden. Jabłko wszechrzeczy




        – Chyba brak powietrza odebrał ci rozum, jeśli myślisz, że byłbym w stanie cię tu zostawić – krzyknął Gabriel.
        Nagle rozległ się potężny dźwięk rogu, a zaraz potem przerażający ryk. Chłopak poczuł, jak skóra mu cierpnie. Złapał siostrę za rękę i rzucił:
        – Chodź, wezmę cię na barana.
        Przykucnął, a Nina wdrapała mu się na plecy. Gabriel wstał i ruszył ile sił w nogach.
        Najszybsi z ich grupy, spoceni i zmęczeni, dotarli do miejsca, gdzie trawiasta polana kończyła się urwiskiem.
        – Co robimy, Arturze? – wydyszał najniższy, lecz najszybszy z całej zgrai chłopak.
        – Jak to co?! Biegniemy dalej! Nie mam zamiaru wpaść w łapska tego czegoś, co za nami podąża.
        – A co z Gabrysiem i jego siostrą? – rzucił krępy chłopak. – Wyraźnie zostali z tyłu. Myślę, że powinniśmy na nich poczekać.
        – Niech się sami o siebie martwią! – odparł dryblas. – Ostrzegałem tego głupca. Mówiłem mu, by nie zabierał ze sobą tej dziewczyny. Skoro nie chciał mnie słuchać, to niech teraz weźmie odpowiedzialność za swoją decyzję. Ruszajmy, chłopaki! Naprzód!
        – Czekaj, Arturze! – wrzasnął szczupły brunet, który teraz dobiegł do towarzyszy. – Nie uważasz, że rozsądnie byłoby zmienić kierunek?
        – Co masz na myśli?
        – Może powinniśmy pobiec polaną, która się rozciąga na wzgórzu. Trawy są wysokie, można by się w nich ukryć.



Rozdział 1        19




        – Jak masz ochotę, to sobie idź w pola – warknął dryblas. – Chcesz się chować w trawie? Dureń! Nie widziałeś, co te stwory zrobiły ze świętym sadem? Jak myślisz, ile czasu będą się zastanawiać nad podpaleniem tej polany? Rób, co chcesz, my biegniemy dalej.
        Artur spojrzał na swoich przyjaciół. Byli już w komplecie, brakowało jedynie Niny i Gabriela. Gwałtownie ruszył naprzód. Dwóch jego towarzyszy zrobiło to samo, a kolejnych dwóch, w tym ten, który zaproponował ucieczkę przez polanę, skręciło w trawę. Ostatni członek załogi, niski krępy chłopak, który chciał poczekać na rodzeństwo, spojrzał spokojnie za siebie, skąd dobiegały dźwięki rogów.
        – Co robisz, idioto?! – krzyknął jeden z chłopaków wbiegających na polanę. – Nie idziesz z nami?
        – Nie – odparł krótko. – Zostaję. Poczekam na Gabrysia i jego siostrę. Byli tuż za mną.
        – Oszalałeś? Pewnie już dawno nie żyją. Chodź z nami! Jeśli tu zostaniesz, spotka cię to samo.
        – Dzięki, chłopaki. Uciekajcie. Powodzenia wam życzę, ale i tak nie mam już siły biec. Poczekam tu.
        – Jak chcesz. – „Przyjaciel”, stojący już w wysokiej trawie, pogardliwe machnął ręką. – Umieraj tu sobie, frajerze.
        Odwrócił się na pięcie i biegiem ruszył w górę.
        – Sami sobie umierajcie. Ta droga prowadzi donikąd – mruknął krępy chłopak.
        Czekał na rodzeństwo, lecz z każdą kolejną chwilą instynkt coraz głośniej podpowiadał mu, by czym prędzej czmychał.



20        Eden. Jabłko wszechrzeczy




***


        – Doganiają nas – wydyszała Nina, która znów biegła obok brata starającego się utrzymać równe tempo.
        Biorąc pod uwagę, że przez spory kawałek trasy niósł swoją siostrę na plecach, miał niezłe wyniki.
        – Wiem! Nie zwalniaj! – odkrzyknął Gabriel.
        Z tyłu dochodziło sapanie, wycie, skowyczenie i tupot ciężkich buciorów. Dźwięki były coraz bliżej. Po chwili okuta stalą włócznia przeleciała między rodzeństwem i wbiła się w drzewo, do którego właśnie dobiegali. Młodzi uciekinierzy poczuli w nogach i płucach nowe siły. Ruszyli jeszcze szybciej. Wnet udało im się wbiec na niewielkie wzniesienie i ujrzeli przed sobą rozległą polanę oraz urwisko.
        – Jesteśmy dopiero na półmetku – wydyszał Gabriel. – Obawiam się, że te stwory nas dopadną, nim dobiegniemy do granicy.
        Nad głowami uciekinierów przeleciały tym razem dwa topory i trzy włócznie.
        – Hej! Szybciej! Oni są tuż za wami! – Usłyszeli nagle znajomy głos.
        To był ich kolega, który jako jedyny postanowił zaczekać. Gabriel odwrócił głowę na ułamek sekundy i zobaczył potwora z głową wilka. Stwór wyskoczył zza wzniesienia i biegł za nimi na czworakach. Obnażał swe kły i świecącymi żółtymi ślepiami wpatrywał się w swoje ofiary.



Rozdział 1        21




        – Szybciej! Jeszcze kilka metrów! – krzyczał chłopak stojący na skraju polany.
        – A co te parę metrów zmieni! – wypluł z siebie Gabriel, ciągnąc za sobą wycieńczoną siostrę.
        – Co zmieni? – zaśmiał się młodzieniec. – Patrz i ucz się!
        Skoczył ze skarpy i po około dwóch metrach lotu wpadł do rwącej rzeki, która porwała go w dół zbocza.
        – On oszalał – wydyszała Nina. Stała jak wryta parę metrów od urwiska.
        Na ścieżkę oddzielającą polanę od urwiska wlewała się coraz większa rzesza potworów. Człowiek-wilk, przodujący w pościgu, był coraz bliżej swej zdobyczy.
        – Być może oszalał, ale poczekał na nas, aby pokazać jedyne rozwiązanie, jakie nam pozostało! – krzyczał Gabriel. – Masz siłę biec dalej, siostrzyczko? Ile jeszcze jesteśmy w stanie wytrzymać to mordercze tempo?
        Dziewczyna rozejrzała się wkoło i zobaczyła, że część bestii – nęcona zapachem potu swych przyszłych ofiar – wbiega na polanę, bez litości tratując trawę. Spojrzała rozpaczliwie bratu w oczy. Słońce wychodziło zza horyzontu, gdy rodzeństwo, trzymając się za ręce, w ślad za swoim kolegą wskoczyło do rwącej rzeki. W ostatniej chwili uniknęli kłów i szponów potwora, który próbował ich powstrzymać.


***


        Na skraju łąki, tuż przy urwisku, stał potężny, czarny jak smoła koń. Spora część jego ciała była osłonięta stalowymi



22        Eden. Jabłko wszechrzeczy




blachami tej samej barwy co maść ogiera. Na koniu siedział rycerz w czarnej zbroi. Twarz ukrył pod ciemnym kapturem, widoczne były jedynie błyszczące szkarłatne oczy. Rycerz spoglądał gniewnie na rzekę, którą złodzieje zdołali umknąć przed jego zemstą i żądzą posiadania owocu, do którego nie miał prawa. Za jego plecami setki bestii przeczesywało trawiastą polanę. Była już tak udeptana, że w niczym nie przypominała miejsca sprzed ich nadejścia. Pod kopytami czarnego konia leżały stratowane i niemal całkowicie rozszarpane ciała dwóch chłopaków, którzy chcieli uciec przez polanę. Ich głowy, wbite na włócznie, leżały nieopodal. Spora część stworów na rozkaz czarnego jeźdźca ruszyła ścieżką na przełęcz, aby sprawdzić, czy tamtą drogą ktoś nie próbował zbiec. Rycerz zdawał sobie sprawę, że żaden z jego wojowników nie mógł przeżyć w rwącej rzece ze względu na swój ciężar oraz stalowy ubiór, ale wysłał oddział, by ruszył wzdłuż niej i wypatrywał ciał na brzegu bądź w zakamarkach koryta, gdzie mogły zawisnąć bądź utknąć. W chwili gdy dowódca ze wstrętem spojrzał na słońce wyłaniające się zza wzniesień, podbiegło do niego kilku żołnierzy, wlekących dwóch na wpół żywych, zalanych krwią młodzieńców.
        – Panie – wychrypiał potwór z głową byka, klęknąwszy na jedno kolano – schwytaliśmy blisko granicy kolejnych dwóch. Jeden sam padł ze zmęczenia, drugiego dopadliśmy, zanim zdołał ją przekroczyć.
        – Ilu jeszcze uciekinierów widziałeś, zanim zrezygnowałeś z dalszego pościgu? – Głos rycerza był połączeniem szeptu z mrocznym, grubym dźwiękiem wydobywającym się z otchłani.



Rozdział 1        23




        – Nikogo więcej nie widziałem, panie – odparł z lękiem potwór.
        Rycerz spojrzał na swego sługę z góry. Ten klęczał w milczeniu, ze wzrokiem wbitym w ziemię. Nagle poczuł ogromny ból głowy, jakby jakaś nieposkromiona siła rozrywała mu ją od środka. Złapał się za łeb i zaskowyczał z bólu. Z jego oczu, nosa i uszu trysnęła krew, a zaraz potem padł martwy. Bestie znajdujące się w pobliżu poczuły strach i przystanęły w bezruchu.
        – Ja jestem kłamstwem – przemówił donośnym głosem rycerz, rozglądając się wokół. – Jestem złem w czystej postaci. Ścierwo leżące u waszych stóp próbowało okłamać źródło kłamstwa! Niech ta śmierć będzie dla was przestrogą. – Spojrzał ponownie na oddział, który wrócił z pościgu za chłopcami uciekającymi na południe. – Ilu jeszcze uciekinierów widzieliście, zanim zrezygnowaliście z dalszego pościgu?
        Po chwili ciszy bestia o głowie niedźwiedzia padła na kolana i przerażona wydyszała:
        – Jednego, panie, przysięgam! Był najszybszy z nich, zdołał już przekroczyć granicę. Nie karz nas zbyt surowo, panie!
        Potwór ukłonił się tak, że jego pysk dotykał rozdeptanej ziemi.
        – A więc mamy czterech… – powiedział spokojniej rycerz. – Zaledwie połowę śmiertelnych świętokradców, którzy odważyli się zbezcześcić święty sad. Jeden umknął za granicę. Nic mu to nie pomoże! Tylko przez chwilę będzie bezpieczny. Pobyt w sadzie go naznaczył i zdołamy go wytropić, gdziekolwiek pójdzie. Rzeką umknęło trzech. Jeden z tej trójki posiadł



24        Eden. Jabłko wszechrzeczy




to, co powinno być w moich rękach! Znajdźcie świętokradców, którzy uciekli rzeką!
        Kolejne oddziały, napędzane strachem i głodem, ruszyły wzdłuż rzeki kierującej się na zachód.
        – Wybacz, panie, moją śmiałość – zwrócił się do swego pana potwór o głowie niedźwiedzia, nie odrywając pyska od ziemi – ale co mamy uczynić z tymi, których udało nam się schwytać? Jeszcze żyją, panie.
        Rycerz spojrzał na poturbowanych, półprzytomnych młodzieńców.
        – Smacznego – rzucił i cuglami zmusił swego konia do obrania właściwego kierunku.
        Kierował się na zachód, śladem swych oddziałów tropiących zdobycz. Za plecami słyszał przez chwilę przeraźliwe krzyki, a potem mlaskanie i odgłos łamanych kości.


***


        Rzeka, którą udało się zbiec trójce „złodziei”, tylko na pewnych odcinkach była rwąca i dzika. Gdy przepłynęli już kawałek, znacznie się uspokoiła, choć nadal wyglądała groźnie. Rodzeństwo bardzo szybko straciło ze sobą kontakt, nawet wzrokowy. Najważniejsze było utrzymanie się na powierzchni i omijanie skał, które gdzieniegdzie wystawały nad wodę.
        Po około trzech kilometrach, gdy oddziały ścigające zdawały się już tylko niewielkimi punkcikami, Gabrielowi udało się dotrzeć do brzegu. Wyczerpany, padł na wznak wprost na



Rozdział 1        25




zieloną trawę i łapczywie chwytał powietrze. Po chwili zerwał się jednak gwałtownie. Gdy tylko udało mu się stłumić instynkt przetrwania, przypomniał sobie o siostrze. Rozglądał się wokół i rozpaczliwie ją wołał. Ze wschodu zaczęły docierać odgłosy stóp i ryki bestii. Nieubłaganie zbliżały się do niego. Gabriel stanął przed trudnym wyborem: pozostać przy brzegu rzeki i dalej szukać Niny, narażając się tym samym na schwytanie, czy uciec do nienaturalnie gęstego lasu, znajdującego się tuż za nim. Druga możliwość wiązała się niestety z pozostawieniem ukochanej i jedynej siostry na pastwę wody lub bestii.
        Potwory stawały się coraz większe, co świadczyło o tym, że są coraz bliżej. Gabriel nie miał zbyt wiele czasu na podjęcie decyzji. Zaczął biegać wzdłuż rzeki, tak szybko jak tylko mógł, i przeczesywać wzrokiem oba brzegi. W pewnym momencie z ogromną ulgą dostrzegł Ninę wdrapującą się na skarpę, tyle że po drugiej stronie koryta, które miało w tym miejscu jakieś dziesięć metrów szerokości. Widział, jak stoi na czworakach i oddycha ciężko.
        – Nina! Nawet nie wiesz, jak się martwiłem. Myślałem, że utonęłaś! – krzyknął.
        Dziewczyna odwróciła się za siebie z wyraźnym zaskoczeniem. Uczucie to szybko zmieniło się w radość.
        – Słuchaj, nie ma czasu do stracenia – kontynuował Gabriel. – Te stwory depczą nam po piętach. Biegnij, ile sił w nogach! Uciekaj!
        – A co z tobą, braciszku? – zawołała z przejęciem dziewczyna. Wydawało się, że zaraz będzie płakać.



26        Eden. Jabłko wszechrzeczy




        – Nie martw się o mnie. Ty masz większe szanse, bo one są po mojej stronie rzeki. Pobiegnę do lasu, w życiu mnie tam nie złapią. Ale ty masz wokół same polany. Musisz uciekać w stronę granicy!
        Właśnie kończył, gdy kilka bestii wskoczyło do wody, chcąc się przeprawić na drugi brzeg. Na szczęście w tym akurat miejscu rzeka była dość głęboka, a prąd silny. Potwory straciły panowanie nad swoimi cielskami i dały się porwać nurtowi. Widząc to, Gabriel ponaglił jeszcze swoją siostrę, a gdy upewnił się, że ta pobiegła na północ, ku granicy, szybko wbiegł między drzewa.
       
        Czarny Rycerz spokojnie podjechał w pobliże ściany lasu, która zdawała się tylko czekać na jakiegoś nieszczęśnika, by pochłonąć go bez litości. Część jego wojowników wbiegła już w gęstwinę i starała się przedrzeć przez poskręcane, zwisające nisko gałęzie drzew i bujnie rosnące krzaki. Inni przeprawiali się przez rzekę, napędzani żądzą krwi i strachem przed gniewem swego pana, a jeszcze inni dopiero podbiegali do miejsca rozdzielenia się uciekinierów, aby dołączyć do którejś z dwóch grup pościgowych.
        Jeździec wyprostował się na grzbiecie swego czarnego jak bezgwiezdna noc konia i z gniewem spojrzał w stronę uciekającej dziewczyny. Wiedział, że to ona zabrała klejnot. Był wściekły, bo z każdą chwilą oddalała się coraz bardziej. Nie musiał nic mówić. Sama jego obecność sprawiała, że oddziały bestii gorliwie wypełniały wolę swego pana. Wystarczyłby do tego nawet cień, który złowrogo padał na ziemię.



Rozdział 1        27




        Wszyscy byli tak zaabsorbowani chęcią pojmania dwóch nastoletnich uciekinierów, że nie zauważyli chłopaka, który teraz ukrywał się zaledwie kilkanaście metrów od przegrupowujących się stworów. Po kilku długich kwadransach walki z prądem wyraźnie osłabł i gdy tylko zobaczył nieckę z boku koryta, ukrył się w niej. Słyszał rozmowę bliźniąt i chciał wyjść z ukrycia, ale był zbyt wyczerpany i w końcu postanowił się nie pokazywać. Stał do pasa zanurzony w wodzie, dzięki czemu żadna z bestii nie wyczuwała jego zapachu, i cierpliwie czekał, aż nadarzy się okazja do wyjścia i ucieczki. Niestety, nie zdawał sobie sprawy, że cudzą obecność można wyczuć nie tylko po zapachu ciała. Strach odznaczał się smrodem wyczuwalnym z bardzo daleka. Czarny rycerz zwąchał go już na początku, siedział jednak wygodnie w siodle, przekonany, iż zapach pozostał po uciekającym rodzeństwie.
        Co jednak się stanie, gdy Gabriel i Nina oddalą się już na znaczną odległość, a woń strachu nie osłabnie? Nastąpi chwila, w której jeździec skieruje wzrok w stronę ukrytej niecki, gdzie nieświadom zagrożenia chłopak cierpliwie czeka na swoją szansę.


***


        Las, przez który z niemałym trudem przedzierał się Gabriel, wydawał się gęstnieć z każdym przebytym metrem. Gałęzie i krzaki stawiały coraz silniejszy opór. Chłopak wpadał w panikę, gdyż zdawał sobie sprawę, że biegnie coraz wolniej, a trudny teren wysysa z niego więcej sił, niż by tego



28        Eden. Jabłko wszechrzeczy




chciał. Przez chwilę myślał nawet o tym, aby wdrapać się na drzewo i tam przeczekać pogoń, jednak zaraz z tego zrezygnował. Ryzyko, że odkryją tę kryjówkę, było zbyt wielkie. Stwory, które podążały jego tropem, miały doskonale rozwinięty zmysł węchu, a spocone ciało prowadziło łowców do celu niczym drogowskaz. Na szczęście dla uciekiniera sporej wielkości potwory również miały problem z przedarciem się przez zieloną ścianę, którą natura zbudowała z inżynieryjną precyzją.
        Po kilkunastu kilometrach las zaczął się powoli przerzedzać, a teren stopniowo wznosić. Gabriel z przerażeniem stwierdził, że ucieczka zajęła mu niemal cały dzień, gdyż w lesie zaczęło robić się coraz ciemniej. Był zmuszony poszukać sobie schronienia na noc. Mimo niesłabnącego strachu zmęczenie było tak ogromne, że nie był w stanie dłużej uciekać. Pocieszające było to, że od dłuższego czasu nie słyszał swoich prześladowców. Czyżby las ostudził zapał ścigających? Na pewno nie było go już w sercu uciekającego.
        Gabriel zaczął się powoli wspinać na łagodne wzniesienie, choć w jego stanie wydawało mu się, że wchodzi pod stromą górę. Na szczycie znajdowały się bloki skalne porośnięte gdzieniegdzie mchem. Kilka z nich ułożyło się w taki sposób, że utworzyły niemal jamę. Gabriel postanowił tam spędzić noc. Gdy wpełzł już do środka, od razu zdjął obuwie. Stopy piekły go tak, jakby przez dłuższy czas chodził po rozżarzonych węglach. Ściągnięcie butów okazało się dużo trudniejsze, niż mógłby przypuszczać. Przylepiły się do stóp i każda próba zsunięcia sprawiała dodatkowy ból. Kiedy wreszcie mu



Rozdział 1        29




się udało, przekonał się, że jego stopy pokryte są bolesnymi pęcherzami, które pękały, zalewając wnętrze obuwia krwią.
        W końcu mógł się rozglądnąć wokół siebie. Zauważył, że po lewej stronie ze szczeliny w skale wypływa strumyczek i woda gromadzi się w małej niecce. Ułożył dłonie w kształt łódeczki, nabrał trochę wody i pił łapczywie. Była zimna i orzeźwiająca. Po kilku łykach, ku własnemu zaskoczeniu, młodzieniec odzyskał część sił i zapału. Ożywienie spowodowało jednak, że odczuł przejmujący głód. Do tej pory w ogóle o nim nie myślał. Gdy już całkowicie zaspokoił pragnienie, włożył zakrwawione stopy do niecki. Poczuł olbrzymią ulgę.
        Głód stawał się jednak coraz bardziej dotkliwy. Niestety, Gabriel nie mógł nawet marzyć o czymś do jedzenia. Zapadł już zmrok i las zaczął żyć nocnym życiem. Z zewnątrz dobiegały różne dźwięki, ale żadne z nich nie przypominały wycia bestii, przed którymi chłopak uciekał. Po kilku minutach wyjął stopy z wody, by ułożyć się jak najwygodniej w niewielkiej szczelinie. Gdy przewrócił się na prawy bok, coś go zaczęło uwierać. Z ciekawością włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej – ku swej radości i zaskoczeniu – jabłko. Było czerwone, zdrowe i twarde. Nie zastanawiając się ani chwili, wgryzł się zachłannie w miąższ i rozkoszował słodkim sokiem. Jadł łapczywie, a jabłko wydawało się nie kończyć. Wkrótce poczuł się syty, jak po obfitej kolacji, i pogrążył się w głębokim śnie.



30        Eden. Jabłko wszechrzeczy




***

        Nina uciekała ile sił w nogach. Zielone polany, którym nie było końca, raz opadały delikatnie, a zaraz potem nieznacznie się wznosiły. Nie mogła narzekać, po takim terenie biegło się dość łatwo. Niestety nie tylko jej. Potwory, które właśnie przeprawiły się przez rzekę, też radziły sobie – jedne na czterech kończynach, inne na dwóch – nie najgorzej.
        Odległość dzieląca nastolatkę od rzeki szybko zaczęła się zwiększać. Strach dodał jej skrzydeł, biegła teraz niczym wiatr. Stwory nie potrafiły zmniejszyć dystansu dzielącego je od celu. Czarny jeździec uświadomił sobie, że dziewczyna wkrótce dotrze do granicy, a na tę chwilę ziemie leżące po drugiej stronie były niedostępne dla jego wojsk. Aby zmotywować swoich siepaczy do jeszcze większego wysiłku, telepatycznie przekazał im obrazy tortur, którym zostaną poddani, jeśli poniosą porażkę. Bestie, przerażone realizmem wizji oraz bliskością ich spełnienia, wykrzesały z siebie dodatkową energię i ruszyły z impetem za łowną zwierzyną. Teraz ich motywacją była nie tyle żądza krwi, co przerażenie.
        Nina wbiegła na kolejny pagórek, zatrzymała się na chwilę i obejrzała za siebie, aby sprawdzić, jaką ma przewagę. Prawda okazała się niezwykle groźna. Stwory były znacznie bliżej, niż sobie to wyobrażała. Ruszyła od razu dalej, z postanowieniem, że nie spojrzy już do tyłu, dopóki nie dobiegnie do granicy, za którą – jak jej się wydawało – będzie bezpieczna.





do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl