
Jeden dzień, jedna chwila i zwykły przypadek
są w stanie wywołać prawdziwe piekło i na
zawsze odmienić życie wielu osób. Nie każdy
jednak jest w stanie poradzić sobie w nowej
sytuacji. Niektórzy ulegają swym słabościom,
inni dla większego dobra gotowi są poświęcić
swoje człowieczeństwo, a jeszcze inni życie.
Są też tacy, którzy nie poddają się i walczą
do końca. To wszystko z jednego powodu:
żeby ocalić to, na czym im zależy…
Ja byłam tą, która miała świat u stóp.
Sprowadziłam na nas wojnę, zostawcie to mnie*
Metric, „Blindness”
* I was the one with the world at my feet
Got us a battle, leave it up to me.
Prolog
Preludium strachu
Cambridge, Massachusetts, Stany Zjednoczone,
lipiec 1996 roku
Alexander wrócił do domu cały podekscytowany. Drzwi wejściowe były uchylone, co nigdy wcześniej się nie zdarzało. Alyson, żona Alexandra zawsze zamykała je na klucz, żeby ich ośmioletnia niesforna córeczka nie wychodziła sama z domu bez pytania, jak miała w zwyczaju. Wszedł do środka i zawiesił klucze na niewielkim haczyku przy wejściu. Rzucił na krzesło starą brązową aktówkę, odwiesił płaszcz i podniósł z ziemi lalkę, która zamykała i otwierała oczy w zależności od tego, jak się ją trzymało. Z radia stojącego w kuchni dobiegała piosenka Stinga – „If I ever lose my faith in you”.
– Aly, wróciłem! – zawołał do żony niskim donośnym głosem.
Nie słysząc żadnej odpowiedzi, poszedł jej szukać. Chciał podzielić się z nią dobrymi informacjami. Podjęto decyzję w sprawie publikacji jego badań z inżynierii genetycznej. Miał szansę wydać kolejną książkę i podzielić
10 NA SKRAJU NOCY
się ze światem swoimi dokonaniami. To była fantastyczna wiadomość dla Alexandra. Wiedział, że jego żona też się ucieszy. Czuł jednak pewien niedosyt. Żałował, że nie może opublikować swojego najnowszego odkrycia, które byłoby przełomem w genetyce. Kto wie, może miałby nawet szanse na Nobla. Był jednak świadomy, że to odkrycie nie może zostać ujawnione i nikt poza nim i jego wspólnikiem nie może się o nim dowiedzieć. Niestety jego wspólnik nie był jednak tak konsekwentny jak Alexander. Chociaż zapewnił, że nie chce ujawniać światu efektów ich badań, było coś, co wzbudzało podejrzenia wykładowcy. Alexander nie umiał jednak określić co.
Poczuł dobiegający z kuchni zapach spalenizny i dym wydobywający się z pomieszczenia. Jego żona zostawiła na gazie gotujący się obiad. Mężczyzna wyłączył kuchenkę i otworzył szeroko okno.
– Alyson! – zawołał.
Poszedł na górę i zajrzał do sypialni, ale pokój był pusty. Przyszło mu na myśl, że Alyson mogła wyjść z dziećmi na spacer. Szybko jednak porzucił tę myśl, gdyż jego żona nigdy nie wyszłaby z domu, zostawiając otwarte drzwi i obiad na gazie. Alexander usłyszał dźwięki dochodzące z pokoju dziecięcego. Gdy otworzył drzwi, ujrzał leżącą na podłodze Alyson. Miała związane nogi i ręce. Nie mogła mówić, bo jej usta były zaklejone taśmą. Alexander natychmiast pomógł się jej uwolnić.
– Zabrał je – powiedziała Alyson przez łzy.
– Co ty mówisz?
Alexander nie zrozumiał od razu, co miała na myśli Alyson.
– Dzieci. Był tutaj. Porwał je.
– Kto je porwał?
PROLOG 11
– Frank. Przyszedł do nas. Rozmawialiśmy, a potem poszłam na górę, bo Mike zaczął płakać. Przyszedł za mną, a potem poczułam jakiś zapach. Przyłożył mi do twarzy szmatę. Musiała być czymś nasączona, pewnie chloroformem, bo straciłam przytomność. Gdy się ocknęłam, leżałam tutaj unieruchomiona, a dzieci już nie było.
– Zabiję go! Słowo daję, że go zabiję! – wykrzykiwał Alexander. Był wściekły nie tylko na wspólnika, ale i na siebie. Wyrzucał sobie, że nie przewidział tego, co się stało. Nie przypuszczał jednak, że Frank jest zdolny do porwania jego dzieci.
– A jeśli on im coś zrobi? Bliźniaki mają dopiero jedenaście miesięcy – martwiła się Alyson.
– Nic im nie zrobi. Nie dopuszczę do tego. Znajdę je. Wiem, gdzie mógł je zabrać.
– Ale czego on chce od naszych dzieci?
– Czegokolwiek chce, nie dostanie tego. Już ja tego dopilnuję. Jadę po nie, a ty dzwoń na policję.
– Dokąd jedziesz? Dlaczego nic nie chcesz mi powiedzieć?
– Obiecuję, że potem ci wszystko opowiem – powiedział i wybiegł z domu.
Pół godziny później Alexander zaparkował swojego forda ltd crown victoria przed dużym białym budynkiem na przedmieściach, w którym znajdowało się jego laboratorium. Samochód Franka też tam stał, więc mężczyzna musiał być w środku, a razem z nim dzieci Alexandra.
– Boże, nie pozwól, aby ten drań zrobił krzywdę moim dzieciom – modlił się Alexander, gdy podszedł do wysokich metalowych drzwi. Sięgnął do klamki. Podejrzewał, że drzwi
12 NA SKRAJU NOCY
będą zamknięte na klucz, ale został mile zaskoczony. Zupełnie jakby Frank na niego czekał. Tak też było. Szaleniec stał nad dziećmi ze strzykawką w ręku. Jego twarz była zwrócona w stronę drzwi. Wiedział, kto za nimi stoi. Czuł jego zapach i słyszał bicie jego serca. Czekał. W końcu drzwi się otworzyły, a do środka wbiegł Alexander.
– Zastanawiałem się, jak długo każesz mi na siebie czekać – powiedział Frank i zaśmiał się. Miał na sobie biały fartuch z podwiniętymi rękawami.
– Tatusiu, pomóż! – błagała przez łzy ośmioletnia dziewczynka przypięta pasami do krzesła. Obok na podłodze leżała czerwona wstążka, która zsunęła się z długiego brązowego warkocza.
Frank ścisnął rękę dziewczynki, krążąc strzykawką wzdłuż żyły.
– Zostaw ją! – krzyknął Alexander i ruszył córce na pomoc.
– Stój! – rozkazał Frank. – Stój, bo zmienię jej DNA. Mężczyzna zatrzymał się.
– Nic jej nie rób! – To była bardziej błagalna prośba niż żądanie.
– Czemu nie? Przecież to coś cudownego. Stałaby się taka jak ja. No, jak nie ona, to może młodsza córeczka? Szybciej zadziała. Co ty na to, Alex? A chłopiec byłby wspaniałym zmiennokształtnym. Nauczyłbym go wszystkiego.
– Wara od moich dzieci! – Alexander aż trząsł się z nerwów. Nie sądził nigdy, że jego badania wywołają tyle złego.
– Rozumiem. Sam wolisz go szkolić? Chcesz się przyłączyć do mnie? Masz jeszcze szansę. Przygotowałem dla ciebie specjalną dawkę. Nie możemy przecież pozwolić, żeby
PROLOG 13
nasze dzieło nie ujrzało światła dziennego. Nie rozumiesz? To przełom dla nauki. Tego jeszcze nie było. Zostaniemy panami ewolucji. Mamy takie możliwości jak nikt inny na tej planecie.
– Nigdy się do ciebie nie przyłączę. Jesteś psychopatą! Powinieneś się leczyć!
– Tak? W takim razie mogę zrobić to – powiedział i wbił igłę w rękę ośmiolatki.
Dziewczynka krzyknęła. Chciała się wyrwać, ale pasy, którymi była przywiązana, uniemożliwiały jej to. Alexander od razu rzucił się jej na pomoc. Frank zaaplikował jej już całą zawartość strzykawki. Odwrócił się w stronę wspólnika i uderzył go z całej siły. Mężczyzna upadł na stół z probówkami, które pospadały z trzaskiem na ziemię.
– Nie sądziłeś, że mam aż taką siłę, co? Ale to tylko mała namiastka moich możliwości.
Alexander podniósł się, trzymając się za ramię. Frank w tym momencie szykował drugą strzykawkę przeznaczoną dla chłopca. Jemu też ojciec nie zdążył pomóc. Każdy krok Franka był szybszy. Zanim Alexander znalazł się przy synku, Frank już był gotów wbić igłę trzeciemu dziecku. Między Alexandrem i Frankiem wywiązała się bójka. Alexander wiedział, że praktycznie nie ma szans w walce z Frankiem, ale musiał ratować dzieci. Nie przejmował się, że był z góry skazany na porażkę. Jego dzieci były najważniejsze. Na moment stracił Franka z oczu. Rozwiązał więzy najstarszej córki.
– Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz? – zapytał.
– Tlochę klęci mi się w głowie – powiedziała, sepleniąc.
– Musisz wytrzymać. Zabierz stąd brata, a ja wezmę Karen – powiedział do córki, która od razu go posłuchała. Alexander
14 NA SKRAJU NOCY
wziął na ręce malutką Karen, która patrzyła na niego dużymi niebieskimi oczami. Nie płakała. Była spokojna. Po prostu obserwowała. Ośmiolatka z bratem wydostała się na zewnątrz. I schowała w samochodzie ojca. Alexander, który podczas bójki z Frankiem skręcił nogę w kostce, także wyszedł z laboratorium, trzymając na rękach małą Karen. Kiedy był blisko samochodu, przeraźliwy ból przeszył jego ciało…
Rozdział 1
Okolice Gór Świętokrzyskich, Polska,
sierpień 2014 roku
Julia Donovan wróciła z wakacji w przedostatni weekend sierpnia. Od września znowu zaczyna się szkoła, dlatego teraz chciała rozkoszować się tymi ostatnimi dniami wakacji. Gdy weszła do mieszkania, zaniosła bagaże do swojego pokoju i postawiła je na podłodze. Nawet ich nie wypakowała, tylko od razu rzuciła się na łóżko i chwyciła za telefon. Nie mogła doczekać się spotkania z przyjaciółmi. Nie widziała ich prawie dwa miesiące i bardzo się za nimi stęskniła.
– Julia? – odezwał się melodyjny głos Joasi. – Już wróciłaś? Opowiadaj, jak było. Jak lot? Albo nie, nic nie mów. Jesteś w domu? Jak tak, to zaraz do ciebie przyjdę.
– Dobra. Wpadnę jeszcze do Natki się przywitać – powiedziała Julia.
ROZDZIAŁ 1 15
– Oki. A na pewno chodzi ci tylko o Natkę? Czy może jednak mówiąc „Natka”, masz na myśli pewnego spokrewnionego z nią rockmana, hę? – dociekała Joasia.
– Nie słyszę cię. – Julia odsunęła telefon od ucha. – Chyba tracę zasięg – powiedziała, trzymając telefon na odległość ręki.
– Znam tę sztuczkę. – Usłyszała jeszcze w słuchawce i rozłączyła się. Odłożyła telefon na biurko i stanęła przed prawie pustą szafą. Większość ubrań miała w walizkach, więc przebrała się w stare szorty i białą lnianą bluzkę z rękawem trzy czwarte. Zaraz potem wybiegła z mieszkania.
– Julia, gdzie ty się teraz wybierasz? Dopiero wróciliśmy – zawołała za nią jej mama, ale Julia właśnie zatrzasnęła za sobą drzwi. Podeszła do mieszkania naprzeciwko i energicznie zastukała. Po kilku sekundach drzwi otworzyły się i przed Julią stanął wysoki przystojny brunet.
– Julka! Cześć! – Adrian uśmiechnął się szeroko na jej widok. – Kiedy wróciłaś? – zapytał i gestem zaprosił Julię do środka.
Jak ja za nim tęskniłam, pomyślała, gdy Adrian przytulił ją na powitanie.
– Dosłownie przed chwilą.
– Fajnie cię znowu widzieć. Świetnie wyglądasz, zresztą jak zawsze.
– Dziękuję – powiedziała, czując, jak rumieńce oblewają jej policzki. – Ciebie też dobrze widzieć. Natka u siebie? – spytała, spoglądając na zamknięte drzwi za plecami Adriana.
– A gdzie indziej mogłaby być? Prawie całe wakacje tam przesiedziała. Przynajmniej dzięki temu nie wpakowała się w żadne kłopoty. – Chłopak przewrócił oczami. – A tak w ogóle to miałem nadzieję, że przyszłaś do mnie. Nie widziałem cię
16 NA SKRAJU NOCY
przez całe wakacje. Bałem się, że z tej tęsknoty zapomnę, jak wyglądasz… chociaż nie, to raczej niemożliwe – zażartował.
– Przecież wiesz, że nie pozwoliłabym ci o mnie zapomnieć – powiedziała figlarnym głosem, chociaż mówiła zupełnie poważnie.
– I vice versa.
Julia uśmiechnęła się tylko do niego i zapukała do pokoju Natki.
– Nie pukaj. Słyszę, że to ty! – odezwał się z pokoju dziewczęcy głos.
Julia weszła do środka.
– Powiesz mi, co wy wyprawiacie? – zapytała brunetka siedząca przy biurku. – To jakieś szarady czy co?
– O co ci chodzi? – Julia nie skojarzyła od razu, co Natka ma na myśli.
– O tramwaj, co nie chodzi. Głupio się pytasz. Podobasz się Adrianowi, o to chodzi.
– Nieprawda. Przyjaźnimy się tylko. Doskonale o tym wiesz. – Julia usiadła na niedbale pościelonym łóżku i oparła się o ścianę. Natka odwróciła się w jej stronę.
– Ta, jasne, a ja to, kurde, jestem osmańską sułtanką. Jaka ty jesteś naiwna albo udajesz, że nic nie zauważasz. No chyba że nie chcesz nic zauważać, wtedy rozumiem – przerwała na chwilę, a potem kontynuowała: – A właściwie nie rozumiem. Mam oczy i widzę, co się dzieje, a poza tym znam swojego brata. Egli vi ama. Un sacco* . – Skrzyżowała ręce i zarzuciła nogi na biurko.
– Nie wiem, co to znaczy, ale myślę, że od tego ciągłego gapienia się w monitor mózg ci się przegrzał, no oczywiście jeżeli jeszcze nie zmienił się w procesor.
* Z języka włoskiego: On cię lubi. Bardzo.
ROZDZIAŁ 1 17
Natka spojrzała na nią krzywo.
– Ha, ha! Naprawdę bardzo śmieszne – powiedziała z ironią w głosie Natka.
Dziewczyny zamilkły. Ciszę przerwało dopiero delikatne stukanie do drzwi. Natka zaprosiła gościa do środka. Joasia od razu doskoczyła do Julii, żeby ją uściskać.
– Tak bardzo się za tobą stęskniłam. Nareszcie będę mogła porozmawiać z kimś, kto nie żyje w cyberświecie.
Natka głośno chrząknęła i odwróciła się do komputera.
– Aśka, przestań zrzędzić! – odezwała się znużonym głosem.
– Przestanę, jak wylądujesz w więzieniu za hakerstwo. – Natka zasłoniła uszy dłońmi i udała, że nie słucha. Była bardzo pewna siebie. Od dawna włamuje się na konta znajomych na portalach społecznościowych i inne strony. To jednak tylko jedna setna tego, co potrafi. Nikt nie wie, gdzie się tego wszystkiego nauczyła, ale zna się na rzeczy. Często wykorzystuje swoją komputerową wiedzę do robienia innym psikusów. Pół roku temu udało jej się włamać na stronę szkoły i umieścić na niej memy ze zdjęciami nauczyciela matematyki, który postawił jej dwóję na semestr. Wywołało to niemały skandal, ale Natce uszło to na sucho, bo nikt nie udowodnił jej winy. Oczywiście oburzeni byli tylko nauczyciele, bo uczniowie mieli z tego niezły ubaw. Julia nazywa Natkę Cwaną Bestią, bo do tej pory ze wszystkich sytuacji wychodziła bez szwanku. Prawdą jest jednak, że zazwyczaj te zabawy Natki nie wyrządzają większych szkód. Nigdy nie zdarzyło się, żeby ktoś odkrył, że to Natka stoi za różnymi włamaniami na strony i żartami z tym związanymi. Zarówno Joasia, jak i Julia wiedziały, że za nic nie odciągną przyjaciółki od hakerskich zainteresowań, więc zmieniły temat. Julia opowiadała o wakacjach spędzonych w Nowym Jorku. Była tam prawie dwa miesiące, mieszkała na
18 NA SKRAJU NOCY
Manhattanie u wujka. To była jej pierwsza wizyta w Stanach. Zawsze chciała tam pojechać, ponieważ jej ojciec z urodzenia był nowojorczykiem. Po wojnie w 1946 roku prababcia Julii wyemigrowała do Stanów. Tam poznała swojego męża Josepha Donovana. Tam też urodził się ojciec Julii – Robert, a także jego starszy brat Peter i młodsza siostra Agnes. W osiemdziesiątym szóstym Peter poznał córkę polskich imigrantów, z którą ożenił się rok później. W osiemdziesiątym ósmym urodził się ich syn David, jedyny kuzyn Julii. Kiedy w 1989 roku w Polsce zaczęły zachodzić zmiany, Robert postanowił odwiedzić kraj swoich przodków i zdecydował osiedlić się tu na stałe. Ciotka Julii natomiast jest niezależną kobietą, której nie w głowie zakładanie rodziny. Jest podróżniczką, jeżdżącą po świecie, poznaje różne kultury, a potem pisze o tym książki, które całkiem nieźle się sprzedają. Tak mniej więcej wygląda polsko-amerykańska historia rodziny Donovanów.
Gdy Julia skończyła opowiadać o swoich wakacjach, Joasia zaczęła trajkotać o chłopaku, którego poznała, będąc z matką we Wrocławiu. Dziewczyny rozmawiały do wieczora, a Natka co chwila sprzeczała się z Joasią. To akurat nie było niczym nowym.
Kiedy Julia wyszła z mieszkania Wachowiczów, wpadła na Adriana.
– Już wracasz do domu? – zapytał.
– Chyba raczej dopiero. Ty wiesz, która jest godzina? – odpowiedziała Julia, zerkając na zegarek.
– Nie przesadzaj. Jest jeszcze wcześnie. Poza tym dziewczynom poświęciłaś kilka godzin, a ze mną zamieniłaś tylko parę zdań w wejściu. Czuję się dyskryminowany. Co powiesz na krótki spacer? – zaproponował, a Julia nie dała się długo prosić.
ROZDZIAŁ 1 19
Wyszli z bloku. Na dworze zaczynało się ściemniać. Adrian co chwilę zerkał na Julię.
– Cieszę się, że wróciłaś. No bo w końcu co fajnego jest w tym Nowym Jorku? Wszędzie tylko wieżowce i wieżowce.
Julia zaśmiała się cicho.
– No i jeszcze wieżowce – dodała.
– No tak. Jak mogłem zapomnieć.
W tej chwili Julia poczuła nagły ból przeszywający głowę.
Tylko nie teraz.
Chciała krzyknąć, ale zacisnęła zęby. Adrian od razu zorientował się, że coś jest nie tak. Złapał Julię za rękę.
– Julka, co się dzieje?
Julia nie reagowała na jego słowa. Jej twarz wykrzywiła się w bólu. Adrian patrzył na nią swoimi dużymi brązowymi oczami. Objął ją i pomógł jej usiąść na ławce. Był przerażony. Całkowicie stracił z Julią kontakt. Nie wiedział, co robić. Na szczęście wkrótce ból minął. Julia powoli wypuściła powietrze z ust.
– Już w porządku – powiedziała.
Położyła rękę na ramieniu przyjaciela.
– Co ci się stało? Wystraszyłaś mnie.
Próbował uchwycić jej spojrzenie, ale odwróciła głowę w drugą stronę.
– To nic takiego. Po prostu zabolała mnie głowa. To normalne po tylu godzinach lotu samolotem. Nie ma się czym przejmować.
Próbowała być jak najbardziej przekonująca, ale zdradził ją załamujący się głos. Adrian doskonale wiedział, że Julia coś ukrywa, a to nie był zwyczajny ból głowy. Nie chciał jednak zmuszać jej do mówienia.
20 NA SKRAJU NOCY
– W porządku, nie musisz mi mówić, jeśli nie chcesz. Pamiętaj tylko, że zawsze możesz na mnie liczyć. Jakby coś się działo, dzwoń o każdej porze.
Po powrocie do mieszkania Julia wzięła gorącą kąpiel. Zaraz po tym położyła się spać. Zamknęła oczy i…
Co to za miejsce? To chyba jakiś las. Wokół unosi się gęsta mgła. Jest noc, ale ciemność nie ogranicza mojego wzroku. Naprzeciwko mnie stoi wilk. Jest olbrzymi. Patrzy na mnie jakby z ciekawością. Robi kilka kroków w moją stronę i kładzie się u moich stóp. Przez chwilę czuję strach, ale zdaję sobie sprawę, że wilk nie chce zrobić mi krzywdy. Przykucam, żeby go pogłaskać. Wilkowi najwyraźniej się to podoba. Wstaje, zatacza wokół mnie koło i staje przede mną. Zadziera łeb i przygląda się mojej twarzy. W jednej chwili dociera do mnie, że znam to spojrzenie. To nie jest spojrzenie wilka, lecz kogoś znajomego. Tylko kogo?
W tym momencie wilk nastawia uszy i nasłuchuje. Z nie wiadomo skąd rozlega się wrzask, który szybko przeradza się w wiele panicznych krzyków. Wilk zaczyna głośno wyć, stroszy sierść. Jest gotowy do ataku. Odwracam się. Z mroku wyłania się jakaś postać. Poznaję, że jest to mężczyzna. Ubrany jest w czarne spodnie, czarną koszulę, a na ramiona ma zarzucony czarny płaszcz z kapturem zasłaniającym twarz. Mężczyzna staje naprzeciwko mnie. Nie mogę oderwać od niego wzroku. Wyciąga do mnie rękę. Orientuję się, że nieświadomie zaczynam odwzajemniać jego gest. Wilk, który do tej pory stał przy moim boku, zaczyna warczeć, ale tajemniczy mężczyzna nie reaguje na to. Dzieje się coś nieoczekiwanego. Zwierzę znienacka rzuca się na nieznajomego, lecz nie przewraca go. Zamiast tego zrzuca mu z głowy kaptur. Cała drżę. Patrzę na
ROZDZIAŁ 2 21
mężczyznę, ale obraz przed oczami jest rozmazany, przez co nie mogę mu się przyjrzeć. Jest już zupełnie ciemno, a spośród ciemności wyłaniają się dziesiątki oczu. Otaczają mnie. Rozlega się krzyk, a po nim wycie wilka, które przeradza się w lament. Zwierzę cierpi, jego głos słabnie, aż milknie zupełnie.
Rozdział 2
W niedzielę po południu Julia jadła z rodzicami obiad. Czuła się dziwnie, bo miała wrażenie, że dziwnie jej się przyglądają. Kiedy miała już zamiar zapytać, o co im chodzi, odezwała się jej mama.
– Jula, czy aby na pewno wszystko z tobą w porządku? Ostatnio jesteś strasznie blada i masz podkrążone oczy – zauważyła Anna Donovan. – Dobrze się czujesz? Może powinnam umówić cię do lekarza. Bardzo zmizerniałaś, kochanie.
– Zapewniam cię, że nie jest mi potrzebny żaden lekarz – odparła Julia.
– Ale czy aby na pewno wszystko dobrze? Masz jakieś zmartwienia? Stało się coś, o czym powinniśmy wiedzieć? – drążyła temat Anna, przyglądając się córce przepełnionymi troską szaroniebieskimi oczami.
– Nie, nic się nie stało. Czuję się świetnie. Jedyne, co mi doskwiera, to jet lag* – upierała się Julia. Chociaż nie było
* Jet lag – zespół nagłej zmiany strefy czasowej.
22 NA SKRAJU NOCY
to zgodne z prawdą, nie chciała niepokoić matki. Zresztą nie wiedziała, co dokładnie miałaby jej powiedzieć. Czuła, że nie powinna rozmawiać z rodzicami o swoich problemach. Przynajmniej do czasu, gdy sama ich nie ogarnie.
– A nie mówiłem, że niepotrzebnie histeryzujesz? Jakby Julii coś dolegało, toby nam powiedziała – zapewniał Robert, choć sam doskonale wiedział, że to nieprawda. Znał swoją żonę i córkę, więc wiedział, że zarówno Anna, jak i Julia nie lubią obarczać innych swoimi problemami. Cokolwiek się działo, same dążyły do rozwiązania problemu. Były pod tym względem bardzo podobne.
Rozległo się pukanie do drzwi. Julia wstała od stołu jak poparzona i pobiegła sprawdzić, kto okazał się jej wybawicielem od tej rozmowy. Gdy otworzyła drzwi, zobaczyła Joasię z jej nieodłącznym uśmiechem na twarzy.
– Szykuj się. Idziemy na festyn – zakomunikowała przyjaciółka bez słowa przywitania.
– Jaki znowu festyn? – zapytała zaskoczona Julia.
– Jak to jaki? Ano tak, ty jesteś do tyłu z aktualnościami. Dzisiaj jest festyn z okazji zakończenia wakacji. Pewnie w większości będzie jakaś chałtura, ale chłopaki też wystąpią. Domyślam się, że nie chcesz tego odpuścić. No już, zbieraj się. Raz dwa. Nie będę na ciebie czekać w nieskończoność.
– Chwila, tylko się ogarnę. A Natka nie idzie?
– Nie. Powiedziała, że nie ma ochoty kręcić się wśród tych wszystkich dewocji mierzących ją wzrokiem.
– Tak myślałam. Zaraz będę gotowa.
Festyn odbywał się w centrum, niedaleko jedynego liceum w miasteczku. Zebrała się tam znaczna część mieszkańców z całej okolicy. Najmłodsi bawili się na dmuchanych
ROZDZIAŁ 2 23
zjeżdżalniach, trampolinach i tym podobnych atrakcjach. Inni tłoczyli się przy stoiskach z zabawkami, sztuczną biżuterią czy watą cukrową. Ci, których nie interesowały takie rzeczy, gromadzili się wokół sceny, na której jakaś grupa tańczyła układ z ostatniej części filmu „Step Up”. Julia i Joasia znalazły miejsce całkiem blisko sceny, gdzie było najgłośniej. Gdy tancerze skończyli swój występ, prowadzący festyn próbował rozbawić publiczność wymyślonymi przez siebie sucharami. Niektórzy się nawet z tego śmiali, choć pewnie tylko przez grzeczność. Prowadzący, który przykuwał uwagę wielką kolorową muszką w grochy, zapowiedział kolejny występ. Na scenę weszło pięciu chłopaków. Wśród nich był nie kto inny jak Adrian, sąsiad i przyjaciel Julii. Zespół przywitany został brawami. Chłopaki na scenie prezentowali się fantastycznie. Wyglądali niczym prawdziwi rockmani. Byli zespołem od czasów gimnazjum, a kumplowali się jeszcze dłużej. Każdy z nich był inny i prezentował sobą odmienny styl. Adrian był wokalistą. Przystojny, tajemniczy, intrygujący. Urodzony lider. Basista zespołu, Adam był najstarszym i najrozsądniejszym członkiem zespołu. Cieszył się szacunkiem wśród wszystkich swoich znajomych. Perkusista Mateusz – wielka niewiadoma. Nikt nie potrafił przewidzieć, co mu przyjdzie do głowy. Kiedyś był chłopakiem Natki, która nazywa go swoją największą pomyłką. Kuba był gitarzystą prowadzącym. To osoba, której nigdy nic nie umknie – taki Sherlock Holmes dwudziestego pierwszego wieku. Ostatnim członkiem zespołu był Maciek, klawiszowiec. Lekko nieogarnięty, często miewający zwariowane pomysły. Razem tworzyli zespół The Burning Rocks. Zagrali dwie autorskie piosenki i „Livin on a prayer” z repertuaru Bon Jovi.