Kategorie blog
Homo Ilum 3. Zmierz Kritajugi
Homo Ilum 3. Zmierz Kritajugi

 


















SPIS TREŚCI


Źródła, z których korzystałem .................................................................................................... 7
XLI. Ostatnie takie przebudzenie ................................................................................................ 9
XLII. Między niebem a nibirą ..................................................................................................... 50
XLIII. Ostatni Wielki Spektakl – olśnienia..................................................................................... 81
XLIV. Adaptacja......................................................................................................................... 108
XLV. Ostatnie przygotowania .......................................................................................................119
XLVI. Coraz bliżej nieba ............................................................................................................. 137
XLVII. Techniczne niuanse dojazdu do tunelu .............................................................................. 158
XLVIII. Kilka swoistych osobliwości.............................................................................................. 181
XLIX. Sjesta .............................................................................................................................. 195
L. Poważne pytania.................................................................................................................... 210
LI. Koszmary nocne i dzienne...................................................................................................... 226
LII. Dedukcja i analiza................................................................................................................ 242
LIII. Gry wojenne ...................................................................................................................... 259
LIV. Znowu wśród żywych........................................................................................................... 283
Miary nibiriańskie a miary w systemie SI ...................................................................................... 301








Świat istnieje obiektywnie,
a czas nie podróżuje na grzbiecie
fali elektromagnetycznej.

Autor nieznany,
źródło nieznane








ŹRÓDŁA, Z KTÓRYCH KORZYSTAŁEM



        Zastosowane miary sumeryjskie pochodzą ze strony calcoolator.pl, a sumeryjskie liczebniki z Wikipedii.
        Również w Wikipedii znalazłem dane na temat wierzeń Dogonów, a na stronie www.badarchaeology.com stosowane przez nich nazwy ciał niebieskich w gwiazdozbiorze Syriusza.
        Opis wysokospinowej postaci irydu oraz innych platynowców zaczerpnąłem z książki Laurence’a Gardnera „Potomkowie Dawida i Jezusa” (Wydawnictwo Amber, Warszawa 1998).







XLI

OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE



        Zanim z woli bogów w zagrzebanej w mule potopu sumeryjskiej świątyni rozpoczęło się cudowne misterium, wiele lat wcześniej, w zupełnie innym zakątku świata, pod zupełnie innym niebem budził się piękny dzień.
        Wśród zieleni perfekcyjnie utrzymanych ogrodów południowej dzielnicy Eridu snuła się gęsta mgła – najlepszy dowód, że lato już się skończyło. Delikatne, ledwo wyczuwalne podmuchy wiatru przywiewały ją od strony szmaragdowego jeziora. W zasadzie jeziorka. Sztucznego, niewielkiego zbiornika, powstałego w miejscu dawno zlikwidowanej kopalni wapienia. O tej porze roku mgła zjawiała się tuż przed nastaniem wieczoru. Z każdą chwilą gęstniała coraz bardziej. Gdy wreszcie przykryła wszystko po czubki dachów i zaczynała się noc, wolniutko znikała. Nie wiadomo co się z nią działo przez ładnych kilkanaście godzin. Powracała na trawniki dopiero przed samym świtem i trwała tak w oczekiwaniu na wzejście obu słońc – potężnego Sigu Tolo i malutkiego Pô Tolo. Po wschodzie ponownie wstydliwie znikała. Tym razem na cały dzień.
        Schowany wśród zieleni, parterowy domek kapitana Ivo, wystający szczytem dachu ponad coraz cieńszą, białą kołderkę, właśnie ustawił swoje panele na przywitanie pierwszych promieni Sigu Tolo.
        Łysa czaszka kapitana obróciła się na lewy bok, odsłaniając ledwo widoczny w półmroku holograficzny tatuaż, przedstawiający symbole trzech głównych ciał niebieskich zajmujących centrum Układu – obu słońc i czarnego potwora. Po lewej stronie kapitańskiej potylicy, w rytm płytkich oddechów, migotało złote słońce Sigu Tolo



10     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


z prawoskrętną swastyką, po prawej – czerwone Pô Tolo z lewoskrętną. Poniżej, pośrodku, czerniła się okrągła obwódka Emma Ya. Z jej wnętrza, niczym z okna więziennego lochu, straszył czarny, kudłaty łeb łypiący złowrogim spojrzeniem. Jak zwykle z długim, czerwonym jęzorem i jak zwykle z wielkimi kłami. To wzbudzający paraliżujący strach wśród wszystkich, którzy tylko odważyli się na niego spojrzeć, od eonów niemogący się uwolnić, wiecznie głodny demon Rahu.
       
        Zbliżała się 14:55 rano, pięćdziesiątego trzeciego Addar pięć gesz piątego roku¹ NP² . Kapitan właśnie się obudził. Dzisiaj nieco


¹      1 gesz (1 ₲) to 6 × 10, czyli 60 – w tym zakątku świata liczba o znaczeniu podobnym do naszej liczby 10. Z kolei 1 sar (1 Ṩ) to 1 ₲ × 6 × 10, czyli 3600. Liczby te wynikają z naprzemiennego mnożenia przez 6, przez 10, przez 6, przez 10 itd. 5 ₲ 5 rok to wg naszych wyliczeń (5 × 60 + 5) rok, czyli 305 rok wg rachuby w systemie dziesiętnym.
        Ten system liczenia, na pozór dziwny, nie jest nam wcale obcy. 1 minuta liczy u nas 6 × 10 sekund (1 ₲ sekund), 1 godzina 6 × 10 × 6 × 10, czyli 3600 sekund (1 Ṩ sekund albo 1 ₲ minut). Kąt pełny składa się z 360 stopni. Stopień dzieli się na 60 minut kątowych, a minutę na 60 sekund.
        W tym odległym świecie długość sekundy, minuty i godziny pokrywa się z naszymi miarami czasu. Doba jest natomiast 2,5 razy dłuższa od naszej, bo konsekwentnie składa się z 60 godzin (1 ₲ godzin). 14:55 rano to mniej więcej tyle, co w znanym nam świecie 5:55.
        Data zmienia się tam po północy, czyli po godzinie 59:59:59. Tydzień trwa 60 dni. Dłuższy od niego (w zasadzie wyparty już z kalendarza) dub (Ð) obejmuje 6 tygodni, czyli 360 dni. Miesiąc to 60 tygodni, czyli 3600 dni w systemie dziesiętnym. Sezon liczy 1 ₲ miesięcy plus 2 ₲ Ð plus 1 ₲ tygodni plus 3 ₲ dni. Daje to razem zawrotną dla nas liczbę 262 980 dni. 1 rok obejmuje 2 sezony i ma nieco ponad 2 ₲ 26 miesięcy, czyli 146 miesięcy, a więc 525 960 dni w systemie dziesiętnym. Jest dłuższy od naszego roku prawie dokładnie 3600 razy (por. tabela na końcu książki). Addar jest w kolejności 1 ₲ 13, czyli w systemie dziesiętnym 73. miesiącem roku.
        Co zrozumiałe, wszystkie organizmy w tym świecie – oprócz tych prymitywnych – dostosowały się do tak długiego kalendarza i żyją tam znacznie dłużej niż u nas.
²      NP – Nowy Porządek – zakończył długi okres wojen i sporów na Nibiru. Podstawowe zasady Nowego Porządku obejmują: 1. Wprowadzenie



XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      11


wcześniej niż zwykle. Przez myśl ledwie mu przemknęło, że jest trochę za ciemno, by wstawać, a już polaryzacja wielkiej, szklanej tafli zmieniła się, zapraszając do środka promienie pięknego poranka. Dzięki temu kapitan mógł obejrzeć coś, co wprawdzie mogłoby mieć miejsce w jego sypialni już wielokrotnie, ale co nie wydarzyło się do tej pory chyba ani razu. Na ścianie w sypialni wisiał obraz. Jedyny, jaki Ivo posiadał. Fonse, jego poprzedni przyjaciel, wytrzasnął go nie wiadomo skąd i podarował kapitanowi mnóstwo lat temu. Ivo doskonale pamiętał i czas, i okoliczności.
        Fonse pojawił się z obrazem tuż po powrocie kapitana z drugiej wyprawy ku bramom piekieł. Z wyprawy do niewidzialnej krawędzi, za którą rozpoczynała się absolutna dominacja Emma Ya. Tak, zgadza się. Właśnie wtedy po raz pierwszy okiełznali światło. Pierwszy raz w historii człowieka podróżowali z prędkością podstawową³ . Nawet przekroczyli ją nieznacznie. Uśmiechnął się, kiedy przypomniał sobie te chwile. Jak olbrzymim sukcesem wówczas wydawała się tamta wyprawa. Ba, owa wyprawa była w końcu jego, Iva, olbrzymim sukcesem. Bo nie dość, że brał w niej udział, to przecież jeszcze dowodził całą misją. I właśnie dlatego pamiątka od Fonse wisiała na honorowym miejscu, na samym środku ściany. Za każdym razem, kiedy na nią zerkał, pojawiało się miłe łaskotanie gdzieś na czubku jego perfekcyjnie utrzymanej łysiny. Jeszcze przez chwilę pozwalał się unosić fali próżności, delektować miłymi wspomnieniami.


ustawy o separacji tzw. dzikich, zamieszkujących zamknięte dzielnice, 2. Reformę rachuby czasu i kalendarza (por. przypis 1), 3. Przyjęcie eme- -gir jako oficjalnego języka wszystkich mieszkańców Nibiru, 4. Uznanie zwierzchnictwa Pierwszego Nibirianina i powoływanego przez niego gabinetu do sprawowania władzy podczas dwunastoletniej kadencji. Wyboru Pierwszego Nibirianina, zwanego Królem, dokonują uprawnieni w powszechnych wyborach. Uprawnień wyborczych nie mają mieszkańcy zamkniętych dzielnic.
³      Prędkość podstawowa (pp) – prędkość, z jaką fala elektromagnetyczna (np. światło widzialne, fale radiowe) rozchodzi się w próżni.



12     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


        Obraz był dość ciemny. Dominowały różne odcienie ciepłego brązu i ciemnych czerwieni, przełamywane gdzieniegdzie niewielkimi plamami różu. Nawet drewniana rama była brązowa. Na ciemnopurpurowy kwiat locji, wetknięty chyba za karę do prawie niewidocznego wazonu razem z bukietem różowych papuanów, od kilku minut padały promienie obu wschodzących słońc. Żółtopomarańczowe słoneczne refleksy, przedzierając się przez liście drzew za oknem, spowodowały, że kwiat, podobnie jak pan kapitan, obudził się i – Ivo dałby głowę – zaczął wychodzić z płaszczyzny obrazu. Jakby nagle ożył i mając dość wiecznego tkwienia w wazonie, wybrał się spomiędzy pilnujących go różowych papuanów na poranną przechadzkę.
        Teraz taki trik to mniej niż nic. Obrazki z kwiatami rozwijającymi się na oczach gapiów, pachnącymi cudownie i co chwilę inaczej zawalają osobiste skrzynki każdego, kto w porę nie ofuknie.
        Wszystko to prawda, wszystko się zgadza. Tylko że jego obraz został namalowany tak dawno, że już nawet nie wiadomo ani kiedy, ani przez kogo. W lewym dolnym narożniku majaczył fragment podpisu, chyba „J. Cych…”, dalej niestety zupełnie nieczytelny. Obraz w całości namalowano ręcznie, mineralnymi farbami, jakąś dawną, obecnie zupełnie zapomnianą techniką. Dzisiaj już nikt tak nie maluje. Dzisiaj już nikt nawet nie potrafi tak malować. Dumny był, bo żaden z bliższych czy dalszych znajomych nie mógł pochwalić się posiadaniem czegoś tak uroczo staroświeckiego. Rzec by można antycznego.
        „Ostatni poranek w domu, a tu takie zjawisko! Może to specjalnie, może na pożegnanie?”, uaktywnił się wsobnie lewy płat skroniowy.
        Uderzył go ustawiony dzisiaj na pobudkę zapach chłodnej mgiełki. Ale nie tej znikającej właśnie za oknem, ale delikatnej bryzy płynącej od morza. Wciągnął głęboko powietrze… I jeszcze raz. Mmm… Świetnie!
        Jak każdego ranka, od kiedy tylko skończyła się gwarancja, materac z delikatnie zwichrowaną psyche zainicjował wibracje, wytrząsając senne rozleniwienie z jeszcze nieco rozespanego ciała



XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      13


astronauty. Najpierw delikatne, ledwo wyczuwalne i całkiem przyjemne, ale z każdą chwilą coraz silniejsze. W samą porę kapitan w trybie poleceń pomyślał „wibracje ledwo wyczuwalne” i materac zmuszony powściągnąć emocje się uspokoił.
        Chwilę później do jego uszu dotarły pierwsze akordy ulubionej „Dwunastej Rapsodii” i wreszcie ciepły głos „Mirty”.
        – Dzień dobry, kapitanie. Czas wstawać. Jest 15:00 rano…
        Z„Nie widzisz, kochanie, że już nie śpię?”, pomyślał w trybie poleceń adresat tego sympatycznego powitania. „Wyłącz się”.
        – Pięćdziesiątego trzeciego Addar – kontynuowała tymczasem „Mirta”. – Przewidywana pogoda dla dwudziestego drugiego sektora Eridu. Temperatura trzy gesz czternaście Mylla⁴ , po południu trzy gesz dwadzieścia jeden Mylla. Zachmurzenia brak, po południu umiarkowane. Opadów brak. Ciśnienie wysokie. Wiatr umiarkowany z południowego zachodu, po południu z zachodu. Najważniejsze przewidywane wydarzenia. Wylot misji kolonizacyjnej do systemu planetarnego gwiazdy Mt-13-c Apsu. Otwarcie pasażerskiego i towarowego podmorskiego połączenia z Eridu do Timate. Podłączenie lewobrzeżnej części Karaga do nowej stacji poboru wo…
        „Mirta, daj już spokój. Wyłącz się”, pomyślał ponownie w trybie poleceń. Teraz trochę wyraźniej.
        – …nad nową dyrektywą o tworzeniu sprzyjających warunków resocjalizacji dla nowych normalnych i ratyfikowanie jej przez Króla Alessio. Siedemnasty dzień ekspedycji normalizacyjnej w siódmym sektorze Partu. Kolejny, już dwunasty Wielki Spektakl na Niebie. Innych istotnych przewidywanych wydarzeń brak. Stan twojego organizmu. Ciśnienie tętni…
        Blond automacik o wdzięcznym imieniu „Mirta”, uprzejmy był zatrybić dwie ostatnie myśli kapitana wydane w trybie poleceń z pewnym poślizgiem i dopiero teraz zamilkł w pół słowa.


⁴      Pomiary temperatury są dokonywane w skali Mylla, poczynając od zera bezwzględnego. W naszym świecie ta skala znana jest jako skala Kelvina. Inne są natomiast interwały. 1M = 1,5K. 3 ₲ 14M to 1,5 × (3 × 60 + 14), czyli 291K, czyli ok. 18ºC.



14     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


        Ivo delikatnie wibrował jeszcze przez chwilę, słuchając ulubionej melodii i przyglądając się tajemniczej wycieczce czerwonego kwiatu. Wiedział, że już za moment pełgające słoneczne plamy przesuną się nieco w prawo i ciemnoczerwony kwiat wróci do wazonu między zaniepokojone jego nieobecnością różowe papuany.
        Chciał nasycić się tym wyjątkowym widokiem do końca, pochłonąć go w całości tak, by wrył się na dobre, utkwił w pamięci pod kolorowym hologramem na zawsze. Jak jakieś magiczne wspomnienie jego czarodziejskiego domu.
        Kiedy ostatnie promienie wreszcie ześlizgnęły się z wazonu i migocząc, ruszyły w kierunku ramy obrazu, zelektryzowała kapitana z premedytacją spychana gdzieś na krańce świadomości, wreszcie uwolniona radość.
        „Czyli to już dzisiaj! Już za kilkanaście godzin!” Ta wsobna myśl sprawiła, że wyskoczył z łóżka, jakby grzałki materaca włączyły się na zabroniony już, bifunkcjonalny program „Brrr…” numer trzynaście⁵ . W końcu nie co dzień opuszcza się Nibiru na zawsze! Takie coś może przytrafić się tylko raz w życiu. Tylko jeden jedyny raz! A i to przecież nie każdemu. Tak, tak, od dawna wiedział, że ta chwila nastąpi. Wręcz już nie mógł się jej doczekać. Był na nią świetnie przygotowany. Świetnie.
        W podnieceniu stanął obok łóżka. Rozejrzał się dokoła, ale inaczej niż zwykle. Tym razem bez słynnej pewności siebie, która zawsze mu towarzyszyła. No bo przecież to wszystko, co tu jest, to, z czym zdążył zżyć się przez te długie lata, za kilka godzin będzie już tylko wspomnieniem, przeszłością, niewiele znaczącym epizodem.


⁵      Bifunkcjonalny program „Brrr…” numer trzynaście – niegdyś używany na statkach wyłącznie w sytuacjach awaryjnych. Służył do odzyskiwania składników biomasy tego członka załogi, który odkleił się od ciała, które z kolei przeszło w stan ostatecznej bezczynności. Składniki ciała adaptowano na potrzeby czynnej części załogi. Nazwa „Brrr…” przylgnęła do programu dość szybko, jako że na samo wyobrażenie, iż można go było stosować, ciarki przechodziły po plecach.



  XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      15


        Radosne uniesienie sprzed chwili gwałtownie ustąpiło miejsca gwałtownemu zwątpieniu. Wszystko, co stanowi wyposażenie jego wspaniałego domu, te niby tylko jakieś urządzenia, sprzęty, technika użytkowa… Hmm… Jakoś, cholera, trochę żal tych rupieci…
        Choćby ten, tutaj, „Geszręki, wersja 1₲12. Dla szczególnie wymagających”, domowy mądrala i centrum zarządzania. Ekspert od wszystkiego. Ileż to razy gawędził z nim wieczorami, jak z najprawdziwszym kumplem. Jasne, to były tylko monologi Iva, bo wersja 1₲12 nie miała gaduły, a jedynie słuchacza. Kapitan wtajemniczał więc słuchacza Geszrękiego w swoje perwersyjne marzenia. Ten z kolei, w ścisłej kooperacji z łóżkiem, jakby cokolwiek rozumiał, próbował podrzucać jego zdaniem najtrafniejsze „dalsze ciągi”. Za każdym razem – powiedzmy wprost – prostackie i głupie, aż w niektórych partiach organizmu Ivo odczuwał dziwne mrowienie. Dwa razy lekko i raz mocno poparzył go w łóżku, kiedy wysiadły sensory drugiej fazy. Ale, umówmy się, nie było w tym nic nadzwyczajnego. Ubezpieczenie obejmowało takie zdarzenia, więc pokryło koszty tygodniowego leczenia. W końcu wszędzie tyle tego było, że każdemu co jakiś czas coś wysiadało. Mimo wszystko kapitan lubił Geszrękiego. Pieszczotliwie pogładził szarą powierzchnię tego, co udawało jego głowę.
        Albo pieprzone łóżko z materacykiem pogwarancyjnie zwichrowanym w obszarze psyche. Nowoczesny i niewyczerpywalny katalog snów (tak ujęli to w opisie) serwował mu ciągle te same doznania erotyczne. Zdarzało się, że w ciągu jednej nocy nawet trzy razy to samo! Spiorunował je wzrokiem i pomyślał w trybie poleceń „błyskawiczne zamykanie”. Wiedział, że od tego znowu wysiądzie łóżkowy lewy siłownik, tak jak w ubiegłym miesiącu.
        Miał rację. Kiedy rama łóżka już prawie całkowicie się schowała w ścianie, z lewej strony coś zgrzytnęło, chrupnęło i łóżko zaczęło składać się i rozkładać, składać i rozkładać, nie mogąc dokończyć cyklu.
        Przyglądał się ze złośliwą satysfakcją, jak się męczy. Pięknie! Przepięknie! Zgrzyta i chrupie, że palce lizać! A najważniejsze, że nie może skończyć.



16     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


        „Szybkie zamy!… Szybkie zamy!…”
        Z premedytacją nie do końca artykułując myśli w trybie poleceń spoglądał na nie z parszywiutkim uśmieszkiem.
        „Szybkie zamy!…”
        Zamachnął się nogą, ale wsobnie zrobiło mu się wstyd.
        „Wybacz, łóżko. Przestań już! Na-pra-wdę to i cie-bie lu-bię… Po-waż-nie…”, pomyślał, sylabizując myśli, wolno i wyraźnie.
        Ale nie trybiło. Wariowało coraz bardziej. Dałby swoją łysą głowę, dałby holograficzny tatuaż, że robiło to celowo i z czystej złośliwości.
        Wpadło w jakiś szalony, zgrzytająco-chrupiący, autodestrukcyjny amok. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzyło.
        Ivo przestraszył się, że podskakując i chodząc po pokoju, najpierw uszkodzi ukryte w ścianach i w podłodze sensory, a potem samo doprowadzi się do końcowej bezużyteczności. Spojrzał więc piorunująco. Bez reakcji. Spojrzał jeszcze raz, tylko jeszcze mocniej. Ze zmarszczonymi brwiami i najbardziej stanowczą miną. Guzik! Tylko coraz szybsze otwieranie i zamykanie, otwieranie i zamykanie. Ze zgrzytaniem i chrupaniem, i z robieniem w pokoju coraz silniejszego wiatru.
        „Jak siądzie klima, będzie jak znalazł”, pomyślał wsobnie. Zastanawiał się, co robić. Skoro groźne miny zawiodły, zdecydował wypróbować taktykę zeroagresywną.
        Na moment wyszedł z sypialni. Gdy wrócił, rozjaśnił swoje oblicze, wygładził czoło i spojrzał na szalejące łóżko najsympatyczniej, jak tylko potrafił. Z łagodnym uśmiechem pomyślał życzeniowo „naoliwiony i zregenerowany błogostan łóżkowych części mechanicznych”. W pakiecie dołożył jeszcze „czyszczenie i polerowanie wszystkich wymagających tego elementów oraz pienistą kurację odplamiająco-renowacyjną tapicerki pokrycia pod koniec każdego tygodnia”.
        I proszę bardzo! Już po chwili jakby króciutkie zawahanie. Jeszcze moment wariackiego robienia wiatru i łóżko zdecydowanie zaczęło zwalniać.



XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      17


        „Jeszcze raz sorki, łóżko”, zakończył pojednawczą myślą w trybie poleceń.
        Łagodnie poklepując podnoszącą się wreszcie w normalnym tempie część obudowy, uzyskał coś w rodzaju przebaczenia, manifestowanego ostatecznym schowaniem się łóżka we wnęce w ścianie.
        „Uff!…” Pokiwał z ulgą głową. „To ci łóż… łyżka!”, dokończył z roztargnienia nie do końca wsobnie, zmieniając w ostatniej chwili podmiotowego adresata, by przypadkiem nie wywołać kolejnej łóżkowej furii. „Bestyja!”
        Usłyszał, jak w kuchni otworzyła się szuflada ze sztućcami.
        „Łyżki, leżeć! Szuflado, zamknij się!”, rzucił w trybie myślowych poleceń.
        Odprężony rozsiadł się w fotelu. Spojrzał jeszcze raz na swój unikatowy obraz. Ten od Fonse. O nim można spokojnie snuć nawet te nie do końca pochlebne myśli. Przynajmniej on nie ma żadnych trybiących sensorów.
        No to szczerze i od serca. A niech tam! W zasadzie to obraz nigdy mu się nie podobał. Zresztą obrazy to nie jego dziedzina. A ten w dodatku taki ciemny, smutny. Gdyby jeszcze jakiś lśniący, superszybki statek o cudownej linii, wiszący gdzieś tam, na orbicie, w oczekiwaniu na pozwolenie wylotu. Albo chociażby obca, milcząca na wszystkich zakresach planeta na tle fantastycznie rozgwieżdżonego nieba czwartego sektora. Ale zwykły czerwony kwiat, zwykłe różowe papuany w ledwo widocznym wazonie? Takie rzeczy go nie brały. Nie jego.
        Owszem, ci, którzy go odwiedzali, podziwiali. Niektórzy nawet bardzo. Ale nie kapitan. Obraz wisiał tylko dlatego, że inni mu go zazdrościli, że był taki stary, czego też mu zazdrościli, i oczywiście dla przypomnienia tej ważnej chwili.
        A najbardziej oczywiście wisiał z powodu Fonse. Tak. Trochę albo nawet mocno mu na złość.
        Gdy się rozstawali, Fonse koniecznie chciał go zabrać. Któregoś dnia, jakby wcześniej nic ich nie łączyło, poszedł sobie do tego… no… Cholera, zawsze zapominał jego imienia… Tago!… Tak, Tago. Tago Figo-fago, he, he, he! Wymuskanego, opalonego,



18     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


zbudowanego ma się rozumieć i wiecznie uśmiechniętego wypracowanym uśmieszkiem Tago. Piękniuteńkiego, jak drugi klon trzeciej żony Króla Alessio. Trzeci drugiej… Nieważne! Ważne, że pierwszy raz Fonse natknął się na pięknego Tago raptem miesiąc wcześniej. I od razu tak go wzięło! Stary satyr, tfu! Przyszedł później jak gdyby nigdy nic. Spakował się i chciał dzielić majątek! A obraz, że niby tylko był pożyczony, więc zabiera, bo przecież jego.
        Twoje niedoczekanie, łachudro! Społecznie oziębły niedostosowańcu! Nie pozwolił zabrać niczego. Nawet kombinezonów. Potem i tak przecież oddał to wszystko na surowce wtórne, bo na cholerę mu używane i jeszcze takie czerwone. Ale nie dał. Prawo było po jego stronie.
        Tak, a więc wszystko to tutaj zostaje… Tylko on jeden znika, jak niegdyś społecznie oziębły Fonse. Na zawsze… Pomyślał w trybie poleceń „jeden wolny piruet w lewo” i fotel wykonał pełny obrót.
        Zaczął żałować, że nikomu nie zaproponował zamieszkania w swoim pełnym sensorów superdomu, że nawet nie wpadł na ten pomysł. No dobrze, ale komu, skoro normalnych ludzi na Nibiru ciągle ubywa? Skoro coraz więcej domów stoi pustych? Znajomi mieli wszystko, co tylko potrzebne do szczęścia. Niczego im nie brakowało. Zresztą ilu ma tych znajomych? Poza tym większość z nich i tak wylatuje razem z nim.
        Paradoksalnie, mimo że ludzie żyją coraz dłużej, z pokolenia na pokolenie jest ich coraz mniej. Rodzenie, wychowywanie dzieci w niektórych kręgach społecznych już dawno wyszło z mody.
        „My mamy mieć dzieci?!… A po co?! Niech inni!… My nie mamy czasu”. Wciąż się to słyszy, gdy tylko ktoś zauważy, że ciągle jeszcze państwo młodzi, że dobrze sytuowani, ale nadal bez dzieci. I nie mogą owego trendu odwrócić żadne siły. Ani te znane, ani nieznane, tajemne, kosmiczne. Ani liczne gratyfikacje, ułatwienia (z roku na rok zresztą coraz większe) dla tych, którym by się tylko chciało chcieć, ani modlitwy, ani zaklęcia. Nic! Kompletnie nic nie działa.
        A dlaczego miałoby działać?! Już dawno i w sposób naukowy udowodniono, że dzieci niepotrzebnie krępują możliwości.



  XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE     19


        W tym prawdziwym, ale jakże niebezpiecznym zdaniu zawiera się najważniejsza przyczyna kompletnej klapy, szumnie nazywanej polityką pronatalistyczną. To polityka prowadzona przez aktualny gabinet. Szczerze mówiąc, przez poprzednie również.
        Co innego wśród dzikich, ma się rozumieć. Aczkolwiek od kiedy dwa gesz siedemnaście lat temu wybudowano Wielki Płot, skutecznie ograniczający przenikanie dzikich na tereny cywilizacji Eme- -gir, kontrola nad tym, co dzieje się po jego drugiej stronie, z roku na rok maleje, ograniczając się do coraz rzadszych rutynowych patroli. Ale, umówmy się, czy patrol dokonywany z powietrza może zauważyć dużo więcej od obrazu przekazywanego z satelity? Po co więc angażować rzesze strażników, skoro w trosce o ich bezpieczeństwo dyrektywa zabrania nawet wysiadania z wiman?
        Reasumując, wiedza o tym, co się dzieje po drugiej stronie, to bardziej spekulacje i pobożne życzenia niż obraz rzeczywistości. Zalegalizowane kilkanaście lat temu opryski dzielnic zajmowanych przez dzikich popęd płciowy mają skutecznie przekierowywać na społecznie użyteczną aktywność. W efekcie ich dzietność ma zostać zredukowana do akceptowalnego poziomu i – co nie mniej ważne – ma stopniowo przybywać nowych normalnych. Założeniom tym można tylko przyklasnąć. A jak jest faktycznie?
        Ci nieliczni nowi normalni, którzy legalnie przedostają się na cywilizowaną stronę płotu, twierdzą, że tak. Że opryski dają pożądane rezultaty, że dzietność radykalnie spadła, a użyteczna aktywność wzrosła. Tylko czy można dawać wiarę tym enuncjacjom, skoro to Wysoki Komisarz przy gabinecie Króla decyduje, który z ubiegających się ostatecznie przejdzie na lepszą stronę płotu?
        Normalni nie mają więc dzieci, bo nie chcą, dzicy natomiast nie mają, bo nie mogą. Czyli remis w tej rozgrywce o przetrwanie, o ile poprzednie zdanie jest prawdziwe.
        Ostatnim rozwiązaniem i ostatnią nadzieją normalnych pozostają wylęgarnie. Szkoda tylko, że opinia publiczna raz za razem bombardowana jest informacjami, jak to w którejś wykryto kolejną aferę, w innej znowu kwitła patologia. A przecież wiadomo, o jaki rodzaj patologii tutaj chodzi.



20     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


        Jakkolwiek by na to patrzeć, po tej lepszej stronie Wielkiego Płotu ludzi na Nibiru ubywa. Jak jest po gorszej stronie, tego nikt do końca pewnym być nie może.
        Są też tacy, którzy twierdzą, że wszystko to wina wiatru. Tak, wiatru! Kiedy dochodzi do oprysków, nie wiedzieć dlaczego wiatr nagle odwraca kierunek i rozpylony preparat przenosi na stronę cywilizacji Eme-gir, podczas gdy tamci za płotem turlają się ze śmiechu i złośliwie mnożą na potęgę.
        Głupie plotki! Wredne i kłamliwe. Rozpowszechniane przez przeciwników Króla, których nie brakuje.
        Hmm… Ivo sam słyszał kiedyś w stołówce, jak dwaj piloci narzekali, że nadlatywali pod wiatr i pryskali pod wiatr. A nadlatywali zza Wielkiego Płotu, od strony cywilizowanej. Czyli jak to w końcu jest? Ktoś przecież decyduje, kiedy i gdzie pryskać, prawda?
        Dobrze, wystarczy już dzielenia włosa na czworo w trybie wsobnym! Raz mogło się zdarzyć. A raz to nie zawsze.
        Kapitan podniósł się z fotela. W trybie poleceń pomyślał „otwarcie drzwi na taras”.
        Wybiegając na golasa do artystycznie zarośniętego ogrodu, przeleciało mu wsobnie przez myśl, że koniecznie musi zdążyć zgłosić swój dom do programu „Spróbujmy jeszcze raz. Nowi normalni w nowym domu”.
        Wskoczył do wody. Bardzo dbał o siebie, dlatego w basenie wodę miał zawsze o siedem Mylla chłodniejszą od swojego niemłodego już, liczącego siedem gesz dwadzieścia trzy lata ciała. Pół godziny pływania to niezbędne minimum, by poczuć się świetnie. Ostatnie w życiu pół godziny w jego ekstrawagancko zapuszczonym basenie. Kolejne nawroty i wymijanie pływających po powierzchni wodnych kwiatów. To ulubiona rozrywka. I oczywiście wspomnienia.
        Zgodnie ze standardem nie miał ani żon, ani mężów, ani dzieci. Swoje upodobania zmieniał kilkakrotnie, ale zarówno kobiety, jak i mężczyźni na stałe widocznie nie byli mu pisani. Był typem samotnika, z rzadka tylko korzystającym z usług automatów. Prześliczna Leksa, jedyna, którą naprawdę kochał młodzieńczą, czystą miłością, nie wróciła z pionierskiej wyprawy do Lama Nau



XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      21


w dwudziestym dziewiątym roku. Przeżył to bardzo boleśnie. Z Tejawą też mu nie wyszło, ale to już z jego winy. Z kolei Fonse… Wiadomo, jak to się skończyło. Zamknął się w sobie i rzucił w wir pracy. W zasadzie pracował prawie na okrągło, z przerwami jedynie na sen, chwile odpoczynku i wypełniające cały wolny czas badania historyczno-lingwistyczne, stanowiące jego jedyne, głęboko wciągające hobby. Cóż miał więc wspominać, jeśli nie pracę? Skoro życie osobiste było ciągłym pasmem niepowodzeń. Cały sens dorosłego życia kojarzył mu się z pracą. A sukcesów miał sporo. Wszystkie – jak się łatwo domyślić – związane jeśli nie z testowaniem nowych statków, napędów, jeśli nie z odkrywaniem nowych zakamarków kosmosu, to z optymalizacją wykorzystania latających baz albo z poszukiwaniem nowych źródeł surowców gdzieś tam, na krańcach Układu. Brał udział w dwu pierwszych wyprawach do wrót Emma Ya, do horyzontu zdarzeń⁶ .
        Dowódcą pierwszej, tej z dwa gesz siedemnastego roku, był obecny szef Agencji, generał Drago Anto Drago Ilmo Drago Deus. Wtedy osiągnęli po raz pierwszy dziewięć gesz trzydzieści na geszu⁷ pp⁸ .


⁶      Horyzont zdarzeń – hipotetyczna powierzchnia, oddzielająca tę część przestrzeni, w której żyjemy, od obszaru znajdującego się w grawitacyjnej dominacji czarnej dziury. Po przekroczeniu horyzontu zdarzeń, ze względu na pokonanie granicznej wartości natężenia pola grawitacyjnego, materia i energia zapadają się w jedynym możliwym kierunku – do wnętrza czarnej dziury. Czarność dziury jest związana z tym, że jej nie widać – żaden rodzaj fali się od niej nie odbija.
⁷      Zastosowana w tym świecie wielkość 60 × 10 = 600 nosi nazwę geszu (60 to gesz, 10 to u, zapisywane razem, jako ₲Ů). Wielkość ta określa całość (600/600, zapisywane jako ₲Ů/₲Ů, „geszu na geszu”), tak jak w naszym świecie całość określa 100/100, zapisywane jako 100% („sto na sto”). 9 ₲ 30/₲Ů to (9 × 60 + 30)/600, czyli 570/600, czyli wielkość stosunkowo bliska całości. Do naszego świata z tamtego przeniknęła całość składająca się z nieco mniejszej liczby elementów, bo z 360. To dub (Ð), „obwód świata”. Miary Ð – mimo że nie znamy jej nazwy – używamy do pomiaru kątów (kąt pełny, całość – to 360/360, zapisywane jako 360º ).
⁸      pp – prędkość podstawowa.



22     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


        Drugą wyprawą, w dwa gesz czterdziestym dziewiątym roku, dowodził już Ivo. Szybkość dziewięć gesz pięćdziesiąt pięć na geszu pp przy dochodzeniu do horyzontu i aż jeden geszu trzydzieści siedem na geszu w trakcie drogi powrotnej! Wtedy to było coś! Największa prędkość, z jaką kiedykolwiek poruszał się człowiek! Prędkość, o jakiej jeszcze jeden gesz, ba, trzydzieści lat wcześniej, nawet nikt nie marzył. Prędkość, która przez całe geszlecia rozgrzewała wyobraźnię futurystów, która wydawała się barierą nie do pokonania przez obiekty obarczone jakąkolwiek, chociażby minimalną masą.
        Wszystko, oczywiście, do czasu. Bo kiedy pojawił się reduktor pola grawitacyjnego na wirującą plazmę rtęciową, wszelkie ograniczenia prysły, jak nad ranem senne marzenia, serwowane przez „Geszrękiego, wersja 1₲12. Dla szczególnie wymagających”.
        I właśnie z powodu tej wielkiej prędkości, ściśle biorąc, z powodu przekroczenia zaplanowanej prędkości maksymalnej, mieli pewne kłopoty z powrotem. Gdy osiągnęli nieco ponad osiem gesz na geszu pp, co było zrozumiałe, kontakt z bazą na Nibiru praktycznie się urwał. Mimo że wyprawa według czasu pokładowego miała trwać siedemnaście godzin, to według czasu na Nibiru mieli wrócić dopiero czterdzieści sześć godzin po starcie.
        Tyle teoria, a praktyka? Dzięki zbliżeniu się do horyzontu zdarzeń nieco bardziej niż pierwotnie zakładano – co było bardzo ryzykowne i przyznajmy, nie do końca wiadomo, czy potrzebne – a tym samym uzyskaniu znacznie silniejszego efektu katapulty oraz w efekcie większej prędkości, już czterdzieści dwie godziny i dziesięć minut od startu do Centrum Kontroli dotarł sygnał o gotowości do lądowania. Ivo zrobił to wszystko z premedytacją, chcąc pokazać, co potrafi. Niestety, na dole, po pierwsze mało kto – z wyjątkiem pracowników Centrum – się na tym poznał, a po drugie absolutnie nikt się ich nie spodziewał.
        Po kilku minutach potężnego zamieszania, nerwowego komunikowania się z sekretariatem Pierwszego Nibirianina usłyszeli, że muszą polatać jeszcze parę godzin, bo wszyscy oficjele przybędą najwcześniej na 48:00! Bohaterowie mają nieco polatać w oczekiwaniu na przybycie Jego Doskonałości!



XLI. OSTATNIE TAKIE PRZEBUDZENIE      23


        Deus „Po Trzykroć Drago”, który już wtedy był szefem Agencji, licząc na poważne dotacje, dbał o dobre stosunki z Królem. Posłusznie, w spacerowym tempie, zrobili więc jeszcze pięć okrążeń wokół Nibiru, zanim ostatecznie pozwolono im wylądować. Ale warto było polatać w kółko! Oj, warto! Gratulacjom nie było końca. Pojawili się wszyscy najważniejsi. Król złożył gorące życzenia dalszych sukcesów każdemu członkowi załogi oddzielnie. Tak. Każdemu z osobna. Ma się rozumieć – szczególnie dowódcy. To jeszcze nie wszystko. Całą załogę, wraz z Deusem „Po Trzykroć D”, zaprosił do Pałacu na kolację! Co to była za kolacja! Ivo do tej pory ma w ustach smak tych wspaniałych win, musów, owocowych żeli. A wszystkie naturalne, świeżuteńkie, pachnące. Prosto z ogrodów pałacowych. A cygara o tak fantastycznym aromacie, że dech zapierało. A kawa, mmm… Przepyszna!
        Może właśnie tamtemu sukcesowi Ivo zawdzięczał nominację na dowódcę tej wyprawy? Najważniejszej ze wszystkich wypraw w długiej historii zdobywania kosmosu. Wyprawy, która zacznie się przecież już za kilkanaście godzin!
        Zrobił ostatni już nawrót i zgrabnie wyminął pływające liście. Jak królewski zwierz meseh, zniknął pod wodą, przepływając pół basenu. Wreszcie wyszedł na brzeg. Teraz trochę biegania, gimnastyki, zwykłego odkażania, potem śniadanie i wreszcie był gotowy. Melancholijny nastrój minął bezpowrotnie. Ponownie ogarnęło go podniecenie. Teraz już nie mógł się doczekać, kiedy wreszcie postawi nogę na pokładzie.

* * *


        Tego ranka w wielu domach działo się podobnie. Ponad trzy i pół sar szczęśliwców czyniło ostatnie przygotowania do Wielkiej Wyprawy.
        Część z nich została wybrana. Przede wszystkim dwa gesz dwadzieścia pięć osób załogi statku pasażerskiego „Sigu” i osiem osób załogi transportowca „Pô”. Resztę wybrańców, w liczbie dziewięć gesz dwadzieścia cztery osoby, stanowili naukowcy, inżynierowie,



24     HOMO ILUM. TOM III. POŻEGNANIE NIBIRU


mechanicy, kucharze, medycy i wszyscy ci niezbędni, by misja mogła zakończyć się sukcesem. Oraz ich najbliżsi.
        Pozostałych uczestników wyprawy, ściślej mówiąc, całe rodziny uczestników, w pokrętny sposób wylosowano, co stanowiło temat wielu złośliwych dowcipów, niekończących się sporów, odwołań i kłótni. Ostatecznie Ministerstwo Nowych Światów całą winą za wyniki losowania obarczyło „nieoptymalny rozkład enzymów wytwarzanych przez likotsje⁹ ”, dzięki czemu wszystkie odwołania zostały oddalone bez odszkodowań.
        Król taki rodzaj wyjaśnień przyjął za zupełnie wystarczający, a rozwiązanie problemu za niesprzeczne z wewnętrznymi przepisami obowiązującymi w Ministerstwie, co rzecz jasna, opinię publiczną poruszyło do żywego.
        Pechowo dla opinii publicznej Pierwszy Nibirianin nie należał do tych, którzy przejmowaliby się takimi duperelami, jak wzburzona opinia publiczna w zaledwie drugim roku trzeciej już z kolejnych dwunastoletnich kadencji. Co innego, gdyby wzburzenie opinii nastąpiło w jedenastym albo jeszcze lepiej w dwunastym roku kadencji. Wtedy tak. Wtedy jasne. Byłoby wielkie oburzenie Pierwszego Nibirianina i naturalnie pokazywane przez wszystkie stacje aż do znudzenia „jakim prawem?!” z uderzaniem dłonią w pulpit oraz gromkie „kto do tego dopuścił?!”. I jeszcze okraszone zdziwioną miną „jak to możliwe, szanowni państwo?!”. Potem z kopyta ruszyłoby nadzwyczaj sprawne dochodzenie, „wnikliwe i dogłębne” ma się rozumieć, a rezultaty losowania – to pewne – okazałyby się „rażąco niesprawiedliwe dla wielu grup społecznych i absolutnie nie do zaakceptowania”. Kilku ważniaków z Ministrem Nowych Światów na czele odklejono by od foteli, by posadzić na ich miejscach paru nowych. Tak prawdopodobnie by się stało, ale przecież nie w drugim roku kadencji. Nie bądźmy naiwni!


⁹      Likotsje – rodzaj samożywnych bakterii. Wytwarzanych przez nie idealnie kulistych enzymów trawiennych od wielu lat używano do generowania zmiennych losowych dla centralnego mózgu.




do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl