Kategorie blog
Zamilcz i tańcz
Zamilcz i tańcz






















Dedykuję tę książkę mojej babci i mamie, 
za podarowanie mi oceanu miłości 
i wsparcia w moich poczynaniach

Podziękowania

Chciałabym na wstępie podziękować szczerze Jury Konkursu
na Książkę wartą wydania za otrzymane wyróżnienie, które urzeczywistniło marzenie o wydaniu moich wierszy.

Pragnę gorąco podziękować mojemu synowi Lubomirowi za to,że był
i jest w moim życiu a teraz jeszcze dodał do niego wspaniałą żonę i wnuczkę.

Dziękuję równie gorąco mojemu mężowi Helge
wspierającemu wydanie wierszy napisanych 
w nieznanym dla niego języku.

Dziękuję bardzo serdecznie mojej siostrze i graficzce
Katarzynie Urbaniak za obdarowanie mnie grafiką 
do tego tomiku.

Dziękuję serdecznie za wieloletnią przyjaźń i wsparcie,
również finansowe, otrzymane od Karoliny, 
Macieja i Marii Teresie Chmurskich.

Dziękuję bardzo Izabelli Vadseth z rodziną za przyjaźń
i poparcie dla idei wydania wierszy.

Dziękuję pięknie moim przyjaciołom Ani i Wojtkowi
Kosińskim oraz Anecie Szwichtenberg za obdarowanie mnie
dotacją i wielką ilością dobrych słów.

Dziękuje Wam wszystkim za to, że w bardzo dużej mierze
przyczyniliście się do wydania moich wierszy a tym samym
spełnienia marzenia mojego życia.





                   Studenckie lata 70.

                                -/-


Był las, drzewa wysokie, szumiące,
przy mnie ty i oczy twe gorejące,
było południe tak świeże, wiosenne
i słońce do nas śmiało się promiennie.
Były góry potężne, dostojne
i kwiaty, które rozkwitały strojnie.
I była woda srebrząca się i skrząca,
i skąpa trawa igliwiem pachnąca.
Ręce spokojne, ale niecierpliwe.
Jakieś słowa ciche i wstydliwe.
Była także pszczoła brzęcząca uparcie,
krążąca nad nami jak żołnierz na warcie.
Co było jeszcze? O tym cicho sza.
Wystarczy, że wiemy i ty, i ja.

                                                                                                        27.05.1974


                                                                                7




                                -/-


Nie, nie szepcę,
Ale oczy ci mówią,
Że tak, że chcę,
I pod powiekami się gubią.

I dobiega ta noc
Gwałtownie do rana.
Słońce wkrada się w mrok,
A kot się do snu układa.

Ty jesteś przy mnie.
Twe ślepia cudnie przymknięte,
Oddech w spokojnym już rytmie
I usta lekko uśmiechnięte.

Wtulam się głębiej w ramiona,
Opasujące i tak bardzo ciasno.
A ty pytasz szeptem – zmęczona?
I chcemy teraz tak razem zasnąć.

A gdy budzisz mnie pocałunkiem
I wpychasz w trawy świeżą rosę,
Ucieczka jest jedynym ratunkiem
I śmigają tylko stopy bose.


                                                                                8




                    Ekonomia


Za oknem wciąż jeżdżą auta, tramwaje, motory,
a myśli me, miast w książki gruby tom,
biegną przed siebie prościutkimi tory,
którymi dojeżdżam pod samiutki dom.

Znów motor i miast siedzieć w produkcji,
wkraczam w zawiłe ścieżyny dedukcji,
próbując odgadnąć, bez skutku niestety,
czy chodzi ci o mnie, czy ciało kobiety.

Otrząsam się i sięgam po gospodarkę.
I nagle skojarzenie – tak! Przebrałeś miarkę
zdrowego rozsądku, powagi, silnej woli.
To jest szaleństwo lub miłość, jak kto woli.

Dalej czytam, że nasze potrzeby
uwarunkowane biologicznie i historycznie…
Tak, ja nie mam tego, co mi się należy.
I uśmiecham się do lustra idiotycznie.

Na drodze motory wciąż jeżdżą i brzęczą,
w skołowanej głowie myśli plączą się i kręcą.
I wywraca się wszystko do góry nogami.
A ja maj mam w głowie i pachnie mi bzami.


                                                                                9




                                -/-


Nie chcę myśleć – myślę o tobie.
Nie chcę czekać – tęsknię za tobą.
To nie ma sensu – wmawiam sobie
i płaczę z żalu za tobą nad sobą.

Wciąż rozplątuję tę wielką zawiłość
i pytam siebie,
i pytam ciebie –
czy to miłostka, czy wielka miłość.

I zobaczyłam nad naszymi głowy kruka,
co zataczając olbrzymie koła,
na naszą miłość rzucić się gotowy
i szydzącym głosem z góry do nas woła.

Nie! Nie słuchajmy głosu wstrętnego.
Ty przecież masz mnie jedyną.
Ja ciebie jedynego.
Ucieknijmy razem najbliższą ścieżyną.

Kruk odleciał – zwycięstwo!
Porzuciłam złe myśli – me męstwo.
I uśmiecham się jasno, szczęśliwie…
Ciebie już nie ma – powrót wniwecz…

 
                                                                                10




-/-


Imię twe przed oczami stoi.
Pytają mnie o coś – ja milczę.
Przestali pytać, już wiedzą, to boli.
Tylko spojrzenia obmacują mnie chyłkiem.

Wciąż widzę to imię jedyne, wyśnione.
I oczy twe dzikie, ręce niespokojne,
Twoje istnienie fantazją stworzone,
I przyszłe szczęście rzucone mi hojnie.

Leżę i marzę, to mnie trzyma przy życiu.
Wyobrażam sobie, że cię wreszcie znajduję,
I czasem tylko popłaczę w ukryciu,
A radością udaną wszystkich oszukuję.


                                                                                11




                                -/-


Odpłynęły burzliwym potokiem
dziejów nadzieje ciche.
Wszystko, gdzie sięgnąć okiem,
brudne, szare i liche.

Zadeptane wspomnienia,
w gruzach ideały,
a małe, piękne marzenia
spaliły się, spopielały.

I po co teraz sięgać?
Po wiarę, nadzieję, miłość?
Kiedy została udręka,
gdyż przeszłe też się zwęgliło.

A w sercu pustka.
Serce rozdarte.
Wolność stała się złudna
a życie nic niewarte.


                                                                                12




                                -/-


Zamknij okno, bo idzie burza.
Wichrem skrzypią stare drzewa,
Rozpacz w jeziora toni się nurza.
Dlaczego? Widocznie tak trzeba.

Zamknij drzwi, bo deszcz nadchodzi.
Zimny i mocny, wciska się w błoto
W wielkiej mazistej ulic powodzi.
Dlaczego? Nie pytaj mnie o to.

Zamknij oczy, bo rozpacz nadeszła.
Trzęsie się ze strachu i grozy,
A przecież tak cicho podeszła.
Dlaczego? To cichy szczęścia złodziej.


                                                                                13




Depresja


Była już zima, nadeszła wiosna,
A z nią przychodzi podobno miłość.
Do mnie nie przyszła, gdzieś się ukryła,
Bardzo smutna będzie ta wiosna.

Potem przyjdzie lato upalne.
Wśród lasów, gór i łąk,
Płomienne włosy potarga mi halny,
Odsuwając od psychicznych mąk.

Złota polska jesień
Wróci mnie na ziemię.
Gdy nadejdzie wrzesień,
Miasto wchłonie mnie w siebie.

W listopadową jesienną szarugę,
Gdy czas jak mazidło powoli cieknie,
Przy oknie w mroku stać będę długo
I odgrzebywać wspomnienia letnie.

I życie będzie toczyć się w koło
, I starzeć się będę powoli,
I w końcu przed śmiercią schylę czoło,
I taki będzie koniec mej doli…

   

                                                                                14




Babci


Widzę w mroku Twoją
srebrną głowę kochaną.
Ogarniam myślą swoją i
tę Twoją – skołataną.
Nie bądź smutna,
uwierz we mnie.
Fortuna jest okrutna,
lecz jak świstek mnie nie zemnie.
Będziemy dalej iść
przed siebie razem,
śmiało przy myśli myśl
i ze słońcem na twarzy.
Dziękuję Bogu, że istniejesz,
że mogę na Ciebie popatrzeć,
że miłością jedynie promieniejesz.
Pragnę zatrzymać Cię na zawsze.


                                                                                15




                                -/-


Kocham! Jak dawno tego słowa
nie wymówiły usta moje.
Cisza, tego nie odda żadna mowa,
co odpowiedziały oczy twoje.

Bezbrzeżna radość, obłędna prawie,
ogarnęła nas oboje
i czy to we śnie, czy na jawie,
na swoich czuję usta twoje.

Ręce splecione ciasno,
oczy wpatrzone w siebie
kryją się pod powiekami,
gasną, my zapadamy się w siebie.

Niebo usiane gwiazdami,
bezbrzeżne, granatowe.
Pod nim my, nareszcie sami,
ogniska dopala się płomień.   


                                                                                16




                                -/-


Przyszedłeś, mówisz mi,
że musisz odejść.
Tam są drzwi.
A ja wskazać ich nie mogę.

Nie zobaczę ciebie więcej?
Łzy same płyną do oczu.
Zimne dłonie grzeją twe ręce
i szarpie mi duszę ton twego głosu.

Szepcesz, że kochasz, że nie umiesz
żyć beze mnie, żyć inaczej.
Nie! Ja niczego nie chcę rozumieć!
Nie doprowadzaj mnie do rozpaczy.

Czyż nie chcesz razem ze mną
uczyć się, kochać, pracować,
marzysz i ja o tym marzę…
Dlaczego więc głowę chowasz?  


                                                                                17




                                -/-


Smutek, cisza, samotność,
to wszystko mnie przytłacza.
Złego losu przewrotność
do ziemi mnie wciąż przygniata.

Nie potrafię tego zmienić,
walczyć o to nie mam siły,
by na mojej małej ziemi
chwile szczęścia także były.

W kółko pytam wciąż,dlaczego
szczęście to jest taka stwora,
co obdarza wciąż jednego,
mnie zaś kopać tylko skora…  


                                                                                18




                                -/-


Mgła opadła, mleczna,
biała, gęsta – okryła
jak zasłona zbyteczna,
całunem nadzieje spowiła.

Nic nie widzę przed sobą,
wszystko spod rąk umyka.
Nie wiem, którą pójść drogą,
ani co mnie u kresu jej czeka.

Bezradnie rozłożone ręce,
smutek, niepewność na twarzy.
Chcę dla świata zrobić coś więcej.
Niestety, ja umiem tylko marzyć…  


                                                                                19




                                -/-


Odleciał wiatr,
szumi gdzieś daleko,
w dolinach wiekowych Tatr,
nad mruczącą, bystrą rzeką.

Zniknął gdzieś blask
i słońca radosny śmiech.
Pozostał ponury las
i nadchodzący letni zmierzch.

Opadł liść obok igły sosny
i uwiądł jak to,
co właśnie tej wiosny
ciepłem przesłoniło zło.

Spadła na papier czarna
łza atramentu smutna,
a dawna nadzieja marna
jakże stała się złudna.  


                                                                                20




Korze


Ty! Czarne wesołe oczy,
stojące uszy, prosty ogon.
Wesoło przy mnie kroczysz,
idąc tą samą co moja drogą.

Sama przywędrowałaś,
– to wielki od losu dar.
Szczęście i uśmiech mi dałaś,
rozsiewasz wszędzie swój czar.

Zadziwiający spokój
malutkiej psiej duszy.
Wołają cię! – nie zrobisz kroku,
beze mnie się nie ruszysz.

Jak cię nie kochać, maleńka
Koro – wierności istoto.
Pieszczę i noszę na rękach.
Że skrzywdzą? Nie bój się o to.  


                                                                                21




Ty


Ty – słońce i wiatr.
Ty – burza i grom.
Ty – mój cały świat.
Ty – ucieczka i schron.

Niepokój i cisza,
chmury i błękit,
góry i morze,
wzloty i klęski.

Zimą i latem,
w każdy dzień i noc,
niebu i kwiatom,
szepcę w jasność i mrok.

Ty – radość i gniew.
Ty – me troski i śmiech.
Ty – rozedrgany każdy nerw.
Ty – mego jestestwa śpiew.  


                                                                                22




                                -/-


Bezkresna droga,
daleki horyzont.
Ale kulawa jest noga,
a myśli mnie gryzą.

Światło gdzieś w dali,
ciepło i radość też,
ale entuzjazm się spalił,
a cel spowił się w mgłę.

Słońce już wzeszło,
cieszy i rozwesela,
ale cierpienie nadeszło
i w mrok radość zabiera.

Cień okrył krajobrazy,
gdzieś w górze księżyc krąży,
a ty siedzisz i marzysz
i nie wiesz do czego dążyć.  


                                                                                23




                                -/-


Figielki, psotki, ploteczki,
duże smutki i małe smuteczki,
małe zawody i zawód wielki,
wypełniają żywot wszelki.

Uśmiech, uśmieszek, drwina,
rodzą się i gasną nad szklanką
przedziwnie czerwonego wina,
jeśli jesteś DS-u mieszkanką.

Że ludek studencki pije?
To przecież nikomu nie szkodzi.
Tak jakoś przedziwnie się żyje,
tak jakoś przeróżnie się powodzi.


                                                                                24




Smutek, smuteczek i rozpacz
dają też czasem porządnie w kość.
Nie wytrzymała i przez „hopka”,
ale my ciągle nie mamy dość.

Tragedie, kłopoty, zmartwienia,
taki już człowieczy los,
codzienne sprawy odmienia,
opróżnia i napełnia ci trzos.

Więc ludek nasz frasobliwy,
smutno-wesoło-osobliwy…
cóż z tego, że czasem popije?
Nie zapomina, że jeszcze żyje.  


                                                                                25




                                -/-


Czy można po prostu przestać kochać
kogo, kogo się dzieckiem będąc kochało.
Kto chciał wszystko wraz z duszą oddać,
a nie dał nic – bo tylko ciało?

Potem nadeszła znikąd refleksja,
lęk samotności, głęboki żal,
brzemię bólu i cierpień kolekcja
i na próżno, bo cień wchłonęła dal.

Prawa surowe światem uczuć rządzą,
nie wraca nigdy – co już przeminęło.
Nagle stajesz w twarz z duszy nędzą,
nie mogąc niczego, łudząc się nadzieją.

 

                                                                           26




Mikołaj


Roziskrzony srebrnym blaskiem szron,
rozespany czarną plamą dom,
rozśpiewany głosem nocy las,
rozdzwoniony pieśnią wieży czas.

Cichnie zimy nocna pieśń.
Pierwsze sanie ciągną przez wieś.
Dzwonią konie z cicha dzwoneczkami.
Któż to jedzie o zmroku sankami?

Broda siwa, długa, oszroniona,
czarna postać oczu iskrą rozjaśniona.
Otulona przyciężkim kożuchem,
a koń strzyże ciągle jednym uchem.

Parsknął raźno, stuknął kopytkami,
ruszył wprzód, szarpnąwszy saniami.
Zniknął, zatarł się w mroku ranka.
Został tylko ślad po tajemniczych sankach.


                                                                          27




Wiatr


Nie szukaj wiatru w polu,
wiatr drzewami w lesie gra,
śmieje się pod progiem domu,
chwilę później z rzeką gna.

Poprzez groźne, siwe góry
prześlizgnie się kotlinami
albo wzleci ponad chmury,
albo zbiegnie dolinami.

Zmarszczy Gopła srebrną taflę,
skręci w wiry Wisły toń.
Wyrwie z pieca twego kafle,
szczerząc zęby – lotny koń.

I zaśpiewa cicho latem,
i zawyje w głos jesienią,
w ręce rzuci polnym kwiatem,
zawiruje z matką ziemią.

Krzyknie w ucho z górskim
echem i zanuci z polnym grajkiem.
Dmuchnie nagle zimnym dechem
i zakręci w nosie majem.


                                                                                28




Ucichnie, przyczai się nieco
i raptem zatańczy z włosami,
prześlizgując się lekko
między słońca promieniami.

Nadmie ci żagiel,
trzaśnie głośno batem,
wkręci się wszędzie,
nie śpi zimą ni latem.

Rozbrykany, wesoły, swawolny,
rozhukany i niespętany,
nieuchwytny i zawsze wolny,
przez nikogo osiodłany.

Zawzięty, ale nie mściwy,
za to szyderca pogodny.
Czasem zły i dokuczliwy,
lecz mój druh niezawodny.

Roztarga, odkryje, zasłoni,
śmiejąc się w nos, łka po kryjomu,
chwilę jest i ot, już po nim.
Wieczny włóczęga bez domu.



 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl