Kategorie blog
Syfland
Syfland
















 




                                        Spis treści

Rozdział pierwszy. Mam już dość tego syfu! ...............................5
Rozdział drugi. Miasto „idealne” ................................................8
Rozdział trzeci. Marsz bezdrożami .............................................14
Rozdział czwarty. Kontrola ........................................................19
Rozdział piąty. W sieci ..............................................................22
Rozdział szósty. Witamy w Syf-landzie! ......................................27
Rozdział siódmy. Debata ...........................................................38
Rozdział ósmy. Ostatnia droga ..................................................46
Rozdział dziewiąty. W mrok ......................................................55
Rozdział dziesiąty. Mam już dość tego alternatywnego syfu! .......64





Rozdział pierwszy
Mam już dość tego syfu!


        – Mam już dość tego syfu! – powiedział profesor Henryk Dąsalski, kończąc pracę nad maszyną do podróży między wymiarami.
        Życie w Europie stało się dla niego zbyt ciężkie. Rok 2028 przyniósł kolejne podwyżki VAT-u, CIT-u, PIT-u, opłat za wywóz śmieci, akcyzy, rachunków za prąd, rachunków za wodę, opłat za bycie heteroseksualistą, podatku od wielkości mieszkania oraz podatku od posiadania samochodu z silnikiem o mocy większej niż dwa konie mechaniczne. Na szczęście nie wzrosły opłaty za gaz. Wprawdzie stało się tak tylko dlatego, że nie jest on dostarczany od dwóch lat z powodu kolejnego kryzysu na Wschodzie, ale zawsze jest to jakieś pocieszenie. Marne pocieszenie.
        Inny wymiar na pewno musi być lepszy. Według teorii profesora Dąsalskiego wszystko jest tam dokładnie na odwrót. W takim razie w tamtym wymiarze politycy nie kradną,

 IQ ludzi jest wysokie, a podatki – niskie bądź nie ma ich wcale. W skrócie jest to doskonała alternatywa dla wiecznie niezadowolonego profesora.
        – Spisz się dobrze, mała – powiedział do niemej maszyny Henio, wchodząc do środka ostrożnie, aby niczego nie uszkodzić na chwilę przed podróżą do lepszego świata.
        Wszystko było dopięte na ostatni guzik. Cała operacja może się udać albo… nie udać. Wtedy profesor może utknąć między wymiarami. Nie była to dobra perspektywa, ale tu, w tej rzeczywistości nie było żadnych perspektyw. Nie ma co



Syfland                                                                                                                                        5




czekać. Świat należy do odważnych! Czas wyruszyć w nieznane, profesorze!
        Henryk przeżegnał się i pociągnął za dźwignię, zamykając przy tym oczy. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z jego dokładnymi wyliczeniami, to znajdzie się w lepszym kraju, lepszej Europie, lepszym świecie. Nikt wprawdzie nie przecierał przed nim międzywymiarowych szlaków, choć może i dobrze, gdyż wtedy istniałoby zagrożenie, że do tamtego świata dostaliby się politycy i ponownie wszystko schrzanili. Oczywiście za pokazanie swego wynalazku światu profesor dostałby Nobla. Wolał jednak pozostawić wszystko za sobą.
        Kapsuła zaczęła się dziwnie trząść. Henryk przełamał strach i wyjrzał przez niewielkie okienko zamontowane w poszyciu kabiny. Zobaczył swoje miasto, Warszawę, która w mgnieniu oka roztopiła się, jakby była z lodu. Najwyraźniej tak wygląda brama do lepszego świata, moment przeniesienia się w inny wymiar. Dopiero teraz profesor zauważył, że powinien zamontować kamerę, która uwieczniłaby tę dziwną anomalię. Cóż… Czasu na razie cofnąć się nie da.
        Po kilku sekundach kapsuła z czymś się zderzyła. Profesor natychmiast wyjrzał przez okienko. Okazało się, że przeszkodą, która stanęła kabinie na drodze, była… ziemia. Zwykły szary grunt, bez żadnych oznak nadzwyczajności.
        Henio otworzył powoli drzwi. Rozejrzał się dookoła. Na zewnątrz było ciemno. Oznaczało to, że profesor faktycznie znajdował się w innym wymiarze, ponieważ w Warszawie była godzina dwunasta. Tutaj najwidoczniej jest dwunasta w nocy.
        Niestety, tylko godzina zdawała się alternatywna. Znalazł się w zwykłym sosnowym lesie. Według swojej teorii powinien zobaczyć Warszawę, w której nie panoszy się korupcja, nie ma podatków i ogólnie pojętego syfu.
        A co, jeśli tak wygląda lepszy świat? Jeśli jest to świat bez cywilizacji oraz ludzi, którzy ją zbudowali? Świat, w którym



Rozdział pierwszy. Mam już dość tego syfu!                                                                                       6




pozostała wyłącznie dzika, idealna natura? O tym Dąsalski nie pomyślał. Mógł zapytać jakiegoś filozofa. Przecież całe zło zaczęło się, kiedy powstała cywilizacja, a wraz z nią państwa, podziały, korupcja, no i syf.
        Profesor wyskoczył z wehikułu jak oparzony. Zaczął obmyślać, jak wrócić do swojego świata. Niestety, akumulatory w maszynie miały rezerwę energii tylko na jeden rejs.
        – To cię bawi, Boże!? Przeklinam Cię! – wrzasnął, po czym podniósł z ziemi Bogu ducha winny kamień i cisnął nim w losowo wybranym kierunku. Nigdy nie był religijny. W chwili próby postanowił jednak standardowo obwinić za wszystko siły wyższe.
        Kierunek, który profesor wybrał za docelowy dla swojego kamienia, okazał się tym, w którym powinien spojrzeć, gdy tylko tu wylądował. Na horyzoncie zobaczył potężną górę, na której migotały tysiące neonów. Było to jakieś gigantyczne, ultranowoczesne miasto! Prawdopodobnie lepsi ludzie zbudowali lepszą Warszawę w innym miejscu, większą od Nowego Jorku, Chicago i Tokio razem wziętych. Zapewne są tam idealne warunki życia, idealny system rządów, funkcjonują lepsze maszyny. Nie ma natomiast korupcji, polityków i podwyżek rachunków.
        Dąsalski bez namysłu ruszył w kierunku potężnego miasta. Skoro w swoim świecie jest jedynie szarym człowiekiem, to tutaj zostanie imperatorem! W końcu jest to rzeczywistość alternatywna.
        – Chryste! Dziękuję Ci! – wykrzyczał w stronę nieba, zmierzając w kierunku swojej gwiazdy betlejemskiej, jaką były miliony świateł wielkiego miasta.






Rozdział drugi 
Miasto „idealne”



        Henryk Dąsalski szedł przez całą noc. Rano, obolały, dotarł do rzeki, w której woda była tak czarna, że bardziej przypominała ropę niż H2O. Potężne miasto było już bardzo blisko. W świetle dnia Henio ujrzał potężne kominy.
        – Najwidoczniej wiedzą tutaj, jak powinna działać gospodarka – powiedział sam do siebie, patrząc na wbijające się w niebo konstrukcje.
        Przed wejściem do wąskiej i prawdopodobnie płytkiej rzeki profesor rozebrał się i zwinął swoje ubranie w niewielki kłębek. Potem powoli zbliżył się do przeszkody terenowej. Bał się, że ta czarna woda też może być w jakiś sposób alternatywna. Nie wiadomo również, czy przypadkiem nie żyją w niej jakieś alternatywne sumy, które mają dwadzieścia metrów długości i żywią się wyłącznie ludzkim mięsem.
        Kiedy tylko Henryk zamoczył w rzece palec u nogi, jej nurt począł słabnąć. Z naturalnego cieku wodnego zaczęło nagle ubywać wody. Nie było to normalne zjawisko.
        – No tak! – wykrzyczał Dąsalski. – Jest jeszcze lepiej, niż się spodziewałem! W normalnym życiu byłem zwykłym człowiekiem, a teraz jestem bogiem! Uhu!!! – Cieszył się jak małe dziecko.
        Profesor szybko się ubrał. Przecież bóg nie może przyjść nagi do oczekującego na niego ludu, żyjącego w tym pięknym mieście.
        Po około dwudziestu minutach rzeka całkowicie wyschła. Nic w niej nie mieszkało, co było alternatywą dla zarybionej w tamtym wymiarze Wisły. Przecież to logiczne.



Rozdział drugi. Miasto „idealne”                                                                                                        8




        Henio przeprawił się przez koryto rzeki suchą stopą. Nie było ono zbyt szerokie, gdyż było alternatywą dla stosunkowo rozległej Wisły.
        Za wyschniętą rzeką rozciągało się puste pole. Stały na nim złoto-czerwone słupy, sygnalizujące zapewne, że jest to granica Polski. Tej alternatywnej Polski, która ma granicę przesuniętą na zachód. To chyba lepiej niż w normalnym świecie. W takim razie Rosja musi nie istnieć albo również przesunięta jest na zachód. Jeśli tak jest, to znaczy, że profesor przekroczył właśnie granicę polsko-niemiecką, przebiegającą na Wiśle.
        – Trzeba będzie nauczyć się geografii na nowo – zauważył profesor.
        Mimo słabego wzroku Dąsalski zauważył sylwetkę jakiejś wysokiej postaci z długim karabinem, która chodziła po polu. Był to zapewne polski żołnierz, strzegący granicy przed najazdem wygłodniałych Niemców ze wschodu. Logiczne. Alternatywnie logiczne.
        – Żołnierzu! Jestem tutaj! – wrzasnął Henio, wierząc, że zapewne zostanie przez niego przywitany jak król.
        Wojak zauważył profesora i niespiesznym krokiem ruszył w jego stronę.
        Kiedy postać zbliżyła się do Henryka na odległość dziesięciu metrów, profesor zauważył, że nie ma przed sobą polskiego żołnierza. Ba, nie jest to nawet człowiek, tylko wielka mrówka! Poruszała się na dwóch nogach. W czterech górnych kończynach trzymała potężny karabin z dwoma spustami. Na głowie ozdobionej gigantycznymi żuwaczkami nosiła czapkę z dwoma daszkami, osłaniającymi rozmieszczone po przeciwnych stronach czarnego jak noc czerepu wielkie oczy. Trzeba przyznać, że był to bardzo alternatywny świat.
        – Ja, naród i Święta Królowa witamy cię, obiekcie skondensowanej masy białkowej, w Kolonii Er zero dwa! – przemówiła po polsku mrówka. – Zgodnie z procedurami muszę
odprowadzić cię do Świętej Królowej. Masz wprawdzie tylko dwie ręce, ale w fabrykach brakuje nam ostatnio robotników, więc i ty się przydasz, śmieszny obiekcie biologiczny.



Syfland                                                                                                                                        9


 

do góry

Wykonane przez Onisoft.pl

2017 Wszelkie prawa zastrzeżone oceanksiazek.pl

Sklep jest w trybie podglądu
Pokaż pełną wersję strony
Sklep internetowy Shoper.pl